piątek, 3 lipca 2020

Od Nevt

Czekałam. Wiecie co jest najgorsze w nieskończenie dłużącym się okresie wysyłania czegoś przez kogoś do ciebie? Czekanie. Zanim zamówi się upragnioną rzecz mijają lata, ale zanim ona przyjdzie mijają wręcz milenia. Szczególnie, jeśli bardzo się owej rzeczy pragnie, a ja niczego w tej chwili nie pragnę bardziej od moich magicznych ksiąg. Zdążyłam sprawdzić dziś skrzynkę już chyba z trzynaście razy, a nie wybiła nawet dziewiąta. To samo zrobiłam też wczoraj i przedwczoraj... zdaje się że przed przedwczoraj też mi się to zdarzyło. Próbowałam już się czymś zająć, czytałam inne książki, ćwiczyłam zaklęcia, nawet zajrzałam do biblioteki, a także na coś zapolowałam, ale wciąż wszystko o czym potrafię myśleć to te księgi. Gdy jestem poza domem zastanawiam się czy już na mnie czekają, gdy jestem w domu czy już do mnie idą oraz gdzie mogą być w tym momencie. Nie mogę usiedzieć w miejscu. Zamówiłam je już cztery dni temu i teraz z każdym kolejnym dniem oczekiwania moja niecierpliwość tylko narasta. Szczególnie dręczy mnie fakt, że według przewidywanej daty dostarczenia paczki powinny tu być już wczoraj! No dobrze, może była jakaś wzmianka, że nie pracowali przedwczoraj, ale przecież trzy dni na dostarczenie to trzy dni, a nie trzy dni oraz ewentualny dzień niepracujący. Kręciłam się niespokojnie po pomieszczeniu przechodząc z jednego końca na drugi. Po jakichś dwóch minutach, które zdawały się trwać przynajmniej dziesięć razy tyle stwierdziłam, że zaraz wydrepczę dziurę w podłodze i postanowiłam podejść do mojego regału, by wybrać sobie jakąś łatwo wciągającą lekturę. Nie mogłam przecież cały dzień dreptać w miejscu bo czekam na jakąś paczkę. Przeleciałam wzrokiem po grzbietach moich kochanych woluminów, gdy mój wzrok prześlizgnął się po kwiatowym naszyjniku leżącym na jednym z rzędów mniej używanych przeze mnie tomów poczułam delikatne ukłucie żalu. Zatrzymałam się na chwilę na tym przedmiocie, wspominając. To już prawie dwa lata. Szybko jednak otrząsnęłam się z tego uczucia, powtórzyłam sobie jak mantrę moje słowo „naprzód” i przeszłam do kolejnego rzędu książek.
Orientując się, że wszystkie czytałam już przynajmniej dwa razy wzięłam jedną na chybił trafił i usiadłam na środku pokoju kartkując książkę prawie się na niej nie skupiając. Niby czytałam słowa, które były w niej zapisane, ale moja głowa wciąż uciekała w chmury i znaczenie zdań jakoś mi umykało. Zastanawiałam się ile czasu minęło od mojego ostatniego sprawdzenia skrzynki i czy posłaniec jakimś cudem mógł się już pojawić i zostawić mi moją paczkę gdy nie patrzyłam. Potrzebowałam tych książek do dalszych badań nad sprawą którą właśnie się zajmowałam i naprawdę nie mogłam się doczekać dalszego zgłębienia tematu. Gdy tylko pomyślę o brnięciu coraz głębiej w zawiłe meandry magii opisanej w tych księgach aż przebiega mnie dreszcz ekscytacji. Z impetem zamknęłam „czytaną” właśnie książkę i postanowiłam sprawdzić jeszcze raz, czy nie umknął mi żaden niesamowicie cichy, szybki i niezauważalny kurier. Z przyzwyczajenia więc wzięłam trzymaną książkę i wyszłam się rozejrzeć. Po krótkiej chwili przyzwyczajenia się moich oczu do porannego światła odbijającego się od śniegu sprawdziłam, czy na pewno nic się tu nie zmieniło przez ostatnie dwadzieścia minut. Po upewnieniu się, że naprawdę wszystko jest dokładnie tak jak było przed chwilą odwróciłam się i z westchnieniem poczłapałam do wejścia. Zanim jednak do niego dotarłam cichy dźwięk dobiegł mych uszu. Zastrzygłam nimi natychmiastowo kamieniejąc. Dźwięk ów był tak znajomy, że rozpoznałam go natychmiast. Skrzypienie śniegu pod łapami. Ktoś zmierzał w moim kierunku. Odwróciłam się w stronę dźwięku i faktycznie, zobaczyłam w oddali zbliżającą się postać. Na myśl, że to kurier zadreptałam parę razy w miejscu po czym usiadłam i czekałam w ekscytacji aż do mnie podejdzie. Mój ogon samoczynnie zaczął delikatnie zamiatać śnieg za mną, lecz nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Skupiłam się na poruszającej się kropce i czekałam.
Nie trwało to długo. Już po paru chwilach mały punkcik zmienił się w długonogiego posłańca, który zwolnił kroku gdy tylko zbliżył się na tyle, że moglibyśmy się sobie nawzajem przyjrzeć. Posłałam mu jeden z największych i najszczerszych uśmiechów na jaki mogłam sobie pozwolić bez ryzyka, że przez przypadek wypadnie mi szczęka. Tak jakimś cudem. Zawsze trzeba dmuchać na zimne. Wilk podchodząc otworzył zawieszoną na boku torbę i zaczął przeglądać jej zawartość. Nie mogąc się doczekać zaczęłam delikatnie przebierać przednimi łapkami na śniegu. Wilk odgarnął z góry swojej torby parę listów i wyjął moją upragnioną paczkę. Wreszcie się doczekałam! Przyjrzał się jej uważnie, odczytując ponownie zaadresowane dane.
- Nevt Z Rodu Avirative? - Spytał po chwili studiowania paczki i potwierdzania miejsca z adresem.
Jako że bardziej byłam zapatrzona w paczkę niż zasłuchana w cokolwiek co się do mnie mówiło odpowiedziałam wręcz automatycznie:
- Wystarczy Nevt, a ty jesteś...?
Chwila konsternacji lub może bardziej zaskoczenia zawisła na moment w powietrzu dla nas obu, bo ja także zrozumiałam co właśnie powiedziałam, zamiast normalnie odpowiedzieć, ale na szczęście basior był na tyle opanowany, że moment ulotnił się tak szybko jak powstał.
- Nazywam się Jastes, miło mi panią poznać.
Uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie, a gdy podawał mi paczkę poczułam się wręcz jak naelektryzowana. Słowa same popłynęły choć nie planowałam wypowiadać ich na głos.
- Nareszcie! Czekałam na nią jak na szpilkach. - Wilk jak gdyby mnie nie słyszał zaczął ponownie szperać w swojej torbie w poszukiwaniu innych przesyłek czy listów do doręczenia mi. - Już nie mogę się doczekać aż usiądę z tymi książkami i w końcu będę mogła kontynuować badania nad...
Nie dokończyłam myśli, bo Jastes wyciągnął ze swojej torby kolejną paczkę i po jednym spojrzeniu na adres podał mi ją. Zdziwienie, które mnie tknęło gdy ją zobaczyłam zatrzymało na chwilę moje myśli już pędzące w stronę nowych nabytków mej prywatnej biblioteczki i ich możliwej wiedzy. Zawahałam się przed przyjęciem paczki i zmarszczyłam czoło.
- Hym, dziwne, nie zamawiałam nic innego. - Powiedziałam biorąc do łap paczkę.
Była mniejsza niż standardowe książki więc zgadywałam, że książką być nie może. Właściwie rozmiarem nie dorównywała nawet większemu kubkowi. Powiedziałabym, że mógłby to być rozmiar filiżanki, gdyby nie fakt, że była odrobinę za długa na filiżankę.
- Zaczekasz tu chwilę ze mną Jastesie? - Zapytałam właściwie nie oczekując odpowiedzi skupiona już całkiem na paczce, którą obracałam w dłoniach.
- Może sprawdź czy to na pewno do ciebie? - Powiedział bez przekonania Jastes.
Poszłam za jego radą i przeczytałam uważnie adres, ale nie zauważyłam żadnego błędu. Pokręciłam głową na znak, że wszystko jest jak powinno być. Paczka z pewnością była zaadresowana właśnie do mnie. Jednak coś przykuło moją uwagę.
- Nie ma nadawcy... - zastanawiałam się na głos – Dziwne.
Spojrzałam niepewnie na czekającego wciąż w tym samym miejscu basiora, który obserwował me poczynania z niezmiennie poważną miną. Zastanowiłam się, czy nie potrząsnąć paczką, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Niby nie była w żaden sposób oznaczona, ale też nie miałam pojęcia co może w niej być, a patrząc na to, jakie rzeczy czasem do mnie przychodzą wolałam niczym nie ryzykować. W końcu jeśli był to jakiś magiczny przedmiot wszystko mogło się stać. Rzuciłam podejrzliwe spojrzenie paczce i podjęłam decyzję, że ja otworzę i sprawdzę co to może być. Zastanawiał mnie ten brak nadawcy. Nawet naprawdę podejrzane przedmioty magiczne z podejrzanych źródeł mają jakiegoś nadawcę, choćby i zmyślonego, by adresat mógł się domyślić jak się obchodzić z taką paczką.
- Otworzę ją i sprawdzę co to, poczekaj jeszcze chwilę. Może pomylili adresata i wpisali mnie zamiast... kogokolwiek? Nie mogę stwierdzić co to skoro nie wiem kto to nadał. - odwróciłam się i na chwilę zniknęłam w swoim domu - Przy okazji wiesz coś o tej paczce? - Spytałam mówiąc odrobinę głośniej i przez otwarte drzwi zobaczyłam tylko jak basior kręci głową.
- Ja je tylko dostarczam do adresata.
- Hyyyyym... - Mruknęłam pod nosem wyłaniając się z domu z nożykiem do otwierania listów i paczek. Kilkoma wprawnymi ruchami otworzyłam paczkę tak jak zawsze otwieram inne zawierające książki czy przedmioty magiczne.
Przybliżyłam się do Jastesa, by on też mógł zajrzeć do paczki. W środku karton został wyłożony słomą. Odgarnęłam ją delikatnie zdecydowanym ruchem nie mogąc już powstrzymać ciekawości. Pierwsze co zobaczyłam to sznurek wystający z jakiegoś metalu. Chwyciłam za metal i ostrożnie pociągnęłam do góry, by go wyjąć. Metal ów okazał się zaślepką zgrzaną na szyjce kolby. W środku znajdowało się coś niebieskiego. Na początku pomyślałam że to jakaś dziwaczna świeczka w kolbie, jednak coś zastanowiło mnie w jej zawartości. Nie wyglądało to na wosk. Przyjrzałam się więc dokładniej i zobaczyłam, że tak naprawdę kolba była wypełniona niebieską rośliną, która została w niej wręcz upchana, by zmieściło się jak najwięcej. Spojrzałam na listki i zorientowałam się, że to bardziej ulistnione łodyżki niż zwykłe liście. Mech. Niebieski mech. Spojrzałam jeszcze raz na trzymane w drugiej ręce pudełeczko wypełnione zabezpieczającą słomą i znów na buteleczkę pełną środka wybuchowego, a moje oczy rozszerzyły się w zrozumieniu. Cała ta scena trwała mniej niż sekundę zanim krzyknęłam w olśnieniu o mało nie upuszczając flakonika:
- To bomba!
Moje myśli popędziły przed siebie, liczyły się tu sekundy. Stwierdziłam, że bomba nie ma zapalnika więc sznurek może być zamoczony w czymś co podczas kontaktu z dowolną rzeczą eksploduje. Postanowiłam więc otoczyć kolbę barierą próżniową, a gdy tylko zaczęłam to robić kontem oka dostrzegłam ruch Jastesa, na który nie zdążyłam już zareagować skupiona na barierze.

<Jas?>

Słowa: 1505 = 120 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics