Czekałam. Wiecie co jest
najgorsze w nieskończenie dłużącym się okresie wysyłania czegoś
przez kogoś do ciebie? Czekanie. Zanim zamówi się upragnioną
rzecz mijają lata, ale zanim ona przyjdzie mijają wręcz milenia.
Szczególnie, jeśli bardzo się owej rzeczy pragnie, a ja niczego w
tej chwili nie pragnę bardziej od moich magicznych ksiąg. Zdążyłam
sprawdzić dziś skrzynkę już chyba z trzynaście razy, a nie
wybiła nawet dziewiąta. To samo zrobiłam też wczoraj i
przedwczoraj... zdaje się że przed przedwczoraj też mi się to
zdarzyło. Próbowałam już się czymś zająć, czytałam inne
książki, ćwiczyłam zaklęcia, nawet zajrzałam do biblioteki, a
także na coś zapolowałam, ale wciąż wszystko o czym potrafię
myśleć to te księgi. Gdy jestem poza domem zastanawiam się czy
już na mnie czekają, gdy jestem w domu czy już do mnie idą oraz
gdzie mogą być w tym momencie. Nie mogę usiedzieć w miejscu.
Zamówiłam je już cztery dni temu i teraz z każdym kolejnym dniem
oczekiwania moja niecierpliwość tylko narasta. Szczególnie dręczy
mnie fakt, że według przewidywanej daty dostarczenia paczki powinny
tu być już wczoraj! No dobrze, może była jakaś wzmianka, że nie
pracowali przedwczoraj, ale przecież trzy dni na dostarczenie to
trzy dni, a nie trzy dni oraz ewentualny dzień niepracujący.
Kręciłam się niespokojnie po pomieszczeniu przechodząc z jednego
końca na drugi. Po jakichś dwóch minutach, które zdawały się
trwać przynajmniej dziesięć razy tyle stwierdziłam, że zaraz
wydrepczę dziurę w podłodze i postanowiłam podejść do mojego
regału, by wybrać sobie jakąś łatwo wciągającą lekturę. Nie
mogłam przecież cały dzień dreptać w miejscu bo czekam na jakąś
paczkę. Przeleciałam wzrokiem po grzbietach moich kochanych
woluminów, gdy mój wzrok prześlizgnął się po kwiatowym
naszyjniku leżącym na jednym z rzędów mniej używanych przeze
mnie tomów poczułam delikatne ukłucie żalu. Zatrzymałam się na
chwilę na tym przedmiocie, wspominając. To już prawie dwa lata.
Szybko jednak otrząsnęłam się z tego uczucia, powtórzyłam sobie
jak mantrę moje słowo „naprzód” i przeszłam do kolejnego
rzędu książek.
Orientując się, że
wszystkie czytałam już przynajmniej dwa razy wzięłam jedną na
chybił trafił i usiadłam na środku pokoju kartkując książkę
prawie się na niej nie skupiając. Niby czytałam słowa, które
były w niej zapisane, ale moja głowa wciąż uciekała w chmury i
znaczenie zdań jakoś mi umykało. Zastanawiałam się ile czasu
minęło od mojego ostatniego sprawdzenia skrzynki i czy posłaniec
jakimś cudem mógł się już pojawić i zostawić mi moją paczkę
gdy nie patrzyłam. Potrzebowałam tych książek do dalszych badań
nad sprawą którą właśnie się zajmowałam i naprawdę nie mogłam
się doczekać dalszego zgłębienia tematu. Gdy tylko pomyślę o
brnięciu coraz głębiej w zawiłe meandry magii opisanej w tych
księgach aż przebiega mnie dreszcz ekscytacji. Z impetem zamknęłam
„czytaną” właśnie książkę i postanowiłam sprawdzić
jeszcze raz, czy nie umknął mi żaden niesamowicie cichy, szybki i
niezauważalny kurier. Z przyzwyczajenia więc wzięłam trzymaną
książkę i wyszłam się rozejrzeć. Po krótkiej chwili
przyzwyczajenia się moich oczu do porannego światła odbijającego
się od śniegu sprawdziłam, czy na pewno nic się tu nie zmieniło
przez ostatnie dwadzieścia minut. Po upewnieniu się, że naprawdę
wszystko jest dokładnie tak jak było przed chwilą odwróciłam się
i z westchnieniem poczłapałam do wejścia. Zanim jednak do niego
dotarłam cichy dźwięk dobiegł mych uszu. Zastrzygłam nimi
natychmiastowo kamieniejąc. Dźwięk ów był tak znajomy, że
rozpoznałam go natychmiast. Skrzypienie śniegu pod łapami. Ktoś
zmierzał w moim kierunku. Odwróciłam się w stronę dźwięku i
faktycznie, zobaczyłam w oddali zbliżającą się postać. Na myśl,
że to kurier zadreptałam parę razy w miejscu po czym usiadłam i
czekałam w ekscytacji aż do mnie podejdzie. Mój ogon samoczynnie
zaczął delikatnie zamiatać śnieg za mną, lecz nie zwróciłam na
to najmniejszej uwagi. Skupiłam się na poruszającej się kropce i
czekałam.
Nie trwało to długo.
Już po paru chwilach mały punkcik zmienił się w długonogiego
posłańca, który zwolnił kroku gdy tylko zbliżył się na tyle,
że moglibyśmy się sobie nawzajem przyjrzeć. Posłałam mu jeden z
największych i najszczerszych uśmiechów na jaki mogłam sobie
pozwolić bez ryzyka, że przez przypadek wypadnie mi szczęka. Tak
jakimś cudem. Zawsze trzeba dmuchać na zimne. Wilk podchodząc
otworzył zawieszoną na boku torbę i zaczął przeglądać jej
zawartość. Nie mogąc się doczekać zaczęłam delikatnie
przebierać przednimi łapkami na śniegu. Wilk odgarnął z góry
swojej torby parę listów i wyjął moją upragnioną paczkę.
Wreszcie się doczekałam! Przyjrzał się jej uważnie, odczytując
ponownie zaadresowane dane.
- Nevt Z Rodu Avirative?
- Spytał po chwili studiowania paczki i potwierdzania miejsca z
adresem.
Jako że bardziej byłam
zapatrzona w paczkę niż zasłuchana w cokolwiek co się do mnie
mówiło odpowiedziałam wręcz automatycznie:
- Wystarczy Nevt, a ty
jesteś...?
Chwila konsternacji lub
może bardziej zaskoczenia zawisła na moment w powietrzu dla nas
obu, bo ja także zrozumiałam co właśnie powiedziałam, zamiast
normalnie odpowiedzieć, ale na szczęście basior był na tyle
opanowany, że moment ulotnił się tak szybko jak powstał.
- Nazywam się Jastes,
miło mi panią poznać.
Uśmiechnęłam się do
niego wdzięcznie, a gdy podawał mi paczkę poczułam się wręcz
jak naelektryzowana. Słowa same popłynęły choć nie planowałam
wypowiadać ich na głos.
- Nareszcie! Czekałam na
nią jak na szpilkach. - Wilk jak gdyby mnie nie słyszał zaczął
ponownie szperać w swojej torbie w poszukiwaniu innych przesyłek
czy listów do doręczenia mi. - Już nie mogę się doczekać aż
usiądę z tymi książkami i w końcu będę mogła kontynuować
badania nad...
Nie dokończyłam myśli,
bo Jastes wyciągnął ze swojej torby kolejną paczkę i po jednym
spojrzeniu na adres podał mi ją. Zdziwienie, które mnie tknęło
gdy ją zobaczyłam zatrzymało na chwilę moje myśli już pędzące
w stronę nowych nabytków mej prywatnej biblioteczki i ich możliwej
wiedzy. Zawahałam się przed przyjęciem paczki i zmarszczyłam
czoło.
- Hym, dziwne, nie
zamawiałam nic innego. - Powiedziałam biorąc do łap paczkę.
Była mniejsza niż
standardowe książki więc zgadywałam, że książką być nie
może. Właściwie rozmiarem nie dorównywała nawet większemu
kubkowi. Powiedziałabym, że mógłby to być rozmiar filiżanki,
gdyby nie fakt, że była odrobinę za długa na filiżankę.
- Zaczekasz tu chwilę ze
mną Jastesie? - Zapytałam właściwie nie oczekując odpowiedzi
skupiona już całkiem na paczce, którą obracałam w dłoniach.
- Może sprawdź czy to
na pewno do ciebie? - Powiedział bez przekonania Jastes.
Poszłam za jego radą i
przeczytałam uważnie adres, ale nie zauważyłam żadnego błędu.
Pokręciłam głową na znak, że wszystko jest jak powinno być.
Paczka z pewnością była zaadresowana właśnie do mnie. Jednak coś
przykuło moją uwagę.
- Nie ma nadawcy... -
zastanawiałam się na głos – Dziwne.
Spojrzałam niepewnie na
czekającego wciąż w tym samym miejscu basiora, który obserwował
me poczynania z niezmiennie poważną miną. Zastanowiłam się, czy
nie potrząsnąć paczką, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Niby
nie była w żaden sposób oznaczona, ale też nie miałam pojęcia
co może w niej być, a patrząc na to, jakie rzeczy czasem do mnie
przychodzą wolałam niczym nie ryzykować. W końcu jeśli był to
jakiś magiczny przedmiot wszystko mogło się stać. Rzuciłam
podejrzliwe spojrzenie paczce i podjęłam decyzję, że ja otworzę
i sprawdzę co to może być. Zastanawiał mnie ten brak nadawcy.
Nawet naprawdę podejrzane przedmioty magiczne z podejrzanych źródeł
mają jakiegoś nadawcę, choćby i zmyślonego, by adresat mógł
się domyślić jak się obchodzić z taką paczką.
- Otworzę ją i sprawdzę
co to, poczekaj jeszcze chwilę. Może pomylili adresata i wpisali
mnie zamiast... kogokolwiek? Nie mogę stwierdzić co to skoro nie
wiem kto to nadał. - odwróciłam się i na chwilę zniknęłam w
swoim domu - Przy okazji wiesz coś o tej paczce? - Spytałam mówiąc
odrobinę głośniej i przez otwarte drzwi zobaczyłam tylko jak
basior kręci głową.
- Ja je tylko dostarczam
do adresata.
- Hyyyyym... - Mruknęłam
pod nosem wyłaniając się z domu z nożykiem do otwierania listów
i paczek. Kilkoma wprawnymi ruchami otworzyłam paczkę tak jak
zawsze otwieram inne zawierające książki czy przedmioty magiczne.
Przybliżyłam się do
Jastesa, by on też mógł zajrzeć do paczki. W środku karton
został wyłożony słomą. Odgarnęłam ją delikatnie zdecydowanym
ruchem nie mogąc już powstrzymać ciekawości. Pierwsze co
zobaczyłam to sznurek wystający z jakiegoś metalu. Chwyciłam za
metal i ostrożnie pociągnęłam do góry, by go wyjąć. Metal ów
okazał się zaślepką zgrzaną na szyjce kolby. W środku
znajdowało się coś niebieskiego. Na początku pomyślałam że to
jakaś dziwaczna świeczka w kolbie, jednak coś zastanowiło mnie w
jej zawartości. Nie wyglądało to na wosk. Przyjrzałam się więc
dokładniej i zobaczyłam, że tak naprawdę kolba była wypełniona
niebieską rośliną, która została w niej wręcz upchana, by
zmieściło się jak najwięcej. Spojrzałam na listki i
zorientowałam się, że to bardziej ulistnione łodyżki niż zwykłe
liście. Mech. Niebieski mech. Spojrzałam jeszcze raz na trzymane w
drugiej ręce pudełeczko wypełnione zabezpieczającą słomą i
znów na buteleczkę pełną środka wybuchowego, a moje oczy
rozszerzyły się w zrozumieniu. Cała ta scena trwała mniej niż
sekundę zanim krzyknęłam w olśnieniu o mało nie upuszczając
flakonika:
- To bomba!
Moje myśli popędziły
przed siebie, liczyły się tu sekundy. Stwierdziłam, że bomba nie
ma zapalnika więc sznurek może być zamoczony w czymś co podczas
kontaktu z dowolną rzeczą eksploduje. Postanowiłam więc otoczyć
kolbę barierą próżniową, a gdy tylko zaczęłam to robić kontem
oka dostrzegłam ruch Jastesa, na który nie zdążyłam już
zareagować skupiona na barierze.
<Jas?>
Słowa: 1505 = 120 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz