Karwiela w ciszy wpatrywała się w ledwo widoczny w ciemności zarys sylwetki wadery, leżącej bezwładnie po drugiej stronie jaskini. Obca raz po raz rzucała się we śnie, wydając z siebie stłumione warknięcia i sapanie wypełnione przerażeniem, jednak nie otwierała oczu, pozostawiając właścicielkę jaskini w dość niezręcznej sytuacji. Przedstawicielka rasy Lerdis przekrzywiła głowę, wbijając lekko zirytowany, ale i uważny wzrok w ciało nieznajomej, którym prawie bez ustanku wstrząsały dreszcze, lecz nie poruszyła się już więcej, chociaż bardzo pragnęła obudzić niebieską waderę z tego koszmaru, który zawładnął jej umysłem. Rozumiała jak to jest być niezdolną do ucieczki w owej krainie lęku, bólu i samotności. Rozumiała doskonale jak spowite w zło bestie próbują wydrzeć z bezsilnego ciała ostatki dobrych emocji, przyjemnych wspomnień, zakrywając je lodowatym płaszczem strachu. Rozumiała jak to jest nie móc uwolnić się od tych koszmarów, dręczących całe życie. Jednak rozumiała też, że nawet taki sen jest obcej bardzo potrzebny, o wiele bardziej niż obudzenie i chwilowa chwila oddechu od potęgi wilczego mózgu.
Karwiela machnęła ze złością odwłokiem, mając dość całej tej sytuacji. Dlaczego akurat ona musiała natchnąć się na nieznajomą, ledwo żywą waderę? Dlaczego tamta nie mogła spotkać nikogo po drodze albo najlepiej nie włóczyć się po nocy, doprowadzając się do takiego stanu? Dlaczego przyjemne otępienie, które powoli zaczęło wnikać w jej głąb tak szybko ulotniło się, gdy spotkała potrzebującą pomocy? Dlaczego senność, wywołana uczuciem bezpieczeństwa i przypomnieniem, że w końcu jest wolna tak niespodziewanie zniknęła, odstępując miejsca sztywnej podejrzliwości i całkowitemu rozbudzeniu?
Warknęła cicho, szczerząc zęby do śpiącej, lecz zaraz ukryła je i położyła pysk na łapach, spod przymrużonych powiek obserwując swoje mieszkanie, w którym na dobre zagościł mrok.
Ona sama w chwili, gdy wprowadziła nieznajomą do wnętrza swojego schronienia pogodziła się z tym, że tej nocy nie zmruży oka. Chociaż określenie "pogodziła się" nie było do końca odpowiednie. Nie miała innego wyboru, bo nawet gdyby chciała zasnąć, nie byłaby w stanie zrobić tego przy obcej waderze, z którą wymieniła zaledwie trzy zdania. Poza tym wolała być ostrożna i w pełnej gotowości, gdyby niebieskiej waderze po obudzeniu coś strzeliło do głowy.
-Ja pierdolę - z ciemności dobiegło syknięcie, które automatycznie wywołało spięcie mięśni Karwieli i uniesienie odwłoka nad głowę. Dopiero teraz zauważyła, że jaskinia, chociaż było to niemożliwe, jeszcze bardziej pogrążyła się w mroku, przez co jej mieszkanka prawie nie była w stanie dostrzec sylwetki wadery po drugiej stronie, co bardzo jej się nie spodobało. Dzwonki alarmowe rozdzwoniły się w jej głowie, a instynkt kazał wstać i trzymać się w gotowości. Tak też uczyniła, po czym powoli i jak najciszej zaczęła podążać w stronę, z której dobiegły słowa, odsłaniając kły, lecz powstrzymując domagający się uwolnienia warkot.
Wtem w ciemności błysnęła biel, a coś ze świstem przeleciało tuż przed pyskiem Karwieli, wywołując podmuch powietrza, który poruszył jej wąsami oraz powodując natychmiastowe zatrzymanie i ocenę sytuacji. Po upewnieniu się, że nic nie trzaśnie jej znienacka w pysk jak zrobi jeden krok do przodu uczyniła to i klapki jakby opadły z jej oczu, ukazując przerażającą istotę, czającą się w mroku i szczerzącą zębiska na stojącą przed nim waderę, której oczy wypełniał strach i desperacja. Karwiela spodziewała się, że ta zaraz poderwie się, wrzaśnie coś, lecz nie zrobiła ani tego ani tego. Czyżby ten potwór był z nią w zmowie lub został przez nią zesłany? Jak jednak wytłumaczyć ten lęk w jej spojrzeniu i niezdolność do poruszenia się? Przecież zareagowałaby zupełnie inaczej, gdyby byli sojusznikami. Wyjaśnienie zatem jest jedno- bestia właśnie szykowała się na rzucenie się na nieznajomą waderę.
Rusz się do diabła!, krzyknęła w myślach Lerdis, zwężonymi oczami obserwując scenę grozy, tocząc zaciekłą walkę w swojej głowie. Istota zaraz zaatakuje, a jeżeli wadera nie raczy zrobić czegokolwiek w swojej obronie zostanie z niej krwawa miazga. A jeśli tak, to jedynym czynnikiem który może temu zapobiec jest Karwiela. Ona sama doskonale zdawała sobie z tego sprawę, lecz panika nakazywała jej pozostać w miejscu, zniewalała jej ruchy łańcuchami przerażenia. Nie z powodu przeciwnika, ponieważ walka na arenie taki strach akurat z niej wypruła. Pozostawiła jednak nowy. Jeżeli skoczy na pomoc obcej, tamta będzie obserwować walkę. Obserwować ją. Sama ta myśl wystarczyła, że w jej wnętrzu zaczęło kształtować się ogromne pragnienie, by wycofać się i zająć się bestią dopiero wtedy, gdy nieznajoma nie będzie w stanie już nigdy ponownie spojrzeć na świat. Te myśli wywołały w niej jednak tylko pogardę dla samej siebie i obrzydzenie, że w ogóle taka chęć mogła pojawić się w jej umyśle. Z jej oczu popłynęły łzy bezsilności i zdezorientowania. Co robić, na co się zdecydować?
Nie dane jej się było dłużej zastanawiać, ponieważ bestia postanowiła nie czekać dłużej i z furią rzuciła się na swoją ofiarę, obierając za cel jej gardło. Karwiela bez zastanowienia skoczyła ku niej i omijając długi, śliski ogon który trzasnął powietrze niedaleko jej ciała dopadła do istoty, która zwróciwszy pełną uwagę na, wydawać by się mogło, bezbronną waderę nie zauważyła jej i zdała sobie sprawę z jej obecności dopiero wtedy, gdy przedstawicielka rasy Lerdis odepchnęła ją, zaledwie części sekundy przed tym, jak zębiska maszkary rozorały gardło nieznajomej, która w dalszym ciągu nie raczyła się poruszyć. Karwiela po przejechaniu pazurami pa kamieniu kilkanaście centymetrów jakoś odzyskała równowagę i ponownie uniosła odwłok nad głowę, kierując kolec w stronę podnoszącej się z trudem z ziemi istoty.
Była to bestia sporej wielkości o długich, wystających zębiskach, krzywych pazurach, czarnych ślepiach bez źrenic i wydłużonym, wąskim pysku pokrytym okropnymi bliznami. Całe jej ciało okrywała czarna, matowa łuska, z której gdzieniegdzie wyłaniały się kolce, a z grzbietu wyrastała para krótkich, niemiłosiernie postrzępionych błoniastych skrzydeł, które bardziej przypominały kikuty. Chudy tułów upstrzony był przebijającymi łuski białymi kośćmi i kończył się podwójną parą masywnych nóg, których palce nieustannie się poruszały, tworząc nieprzyjemny dla ucha zgrzyt. Cienki jak bicz ogon póki co leżał na ziemi, walając się w brudnej mazi niezidentyfikowanego koloru, wypływającej z miejsc, gdzie kości stykały się z łuską.
Karwiela w końcu wypuściła z siebie niski warkot, szczerząc kły w kierunku istoty. Kątem oka dostrzegła, że obca uważnie ją obserwuje, w dalszym ciągu nie ruszając się z miejsca. Widząc to zagotowało się w niej, nie myśląc o tym, że nieznajoma może po prostu nie może zmienić pozycji, ponieważ jest zbyt słaba lub ranna... Jedyne co krzyczało jej w głowie to to, że ona ją obserwuje. Jak widz.
- Rusz dupę, do jasnej cholery! A jak nie, to zamknij oczy! - zagrzmiała pełna wściekłości na całą tę chorą sytuację, po czym nie patrząc czy wadera posłuchała jej czy nie, przypadła nisko do ziemi, wwiercając w potwora stalowe spojrzenie.
<Spero? Wybacz za ostre słowa, Karwiela jest trochę... podenerwowana i rozchwiana emocjonalnie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz