Były takie stanowiska, które wymagały ciągłego doskonalenia się. Co z tego, że posiadło się jakąś wiedzę, jeśli z czasem stawała się ona nieaktualna albo w międzyczasie powstawały jakieś jej udoskonalenia, które wypadałoby poznać, by dalej dobrze wykonywać swoje zadania. Tego właśnie wymagało stanowisko Maga - trzeba było ciągle się uczyć, poznawać nowe zaklęcia, zwiększać swoją siłę magiczną... By stawać się coraz lepszym, żeby lepiej wypełniać swoje obowiązki, może awansować... Acz to nigdy nie było moim priorytetem. Uczyłam się dla siebie, żeby lepiej czuć się ze swoją magią i moimi zdolnościami. Żeby zyskać pewność i naturalność we władaniu magią.
Dlatego starałam się w miarę regularnie odwiedzać bibliotekę w poszukiwaniu woluminów z kolejnymi zaklęciami. Nowo powstałe czy te przed latami zagubione i zapomniane... Wiele okazywało się naprawdę przydatnych.
Nie wszystkie zaklęcia jednak można było poznać z książek. Znajdowały się i takie, które przekazywane były drogą ustną, bo były potencjalnie zbyt niebezpieczne, by mogły wpaść przypadkiem w niepowołane łapy. Trzeba było wiedzieć, gdzie takich szukać. A potem konieczne było przekonanie wilka posiadającego informacje o nich, że jest się właściwą osobą do poznania jego sekretu.
Czasami zdarzało się też, że przeznaczenie doprowadzało nas do odpowiednich osób. A one też w jakiś tylko im znany sposób wiedziały, że przyszedł do nich ten odpowiedni wilk.
Tak było i w tym przypadku.
- Pani Czasów i Miejsc.
Podskoczyłam wystraszona, gdy usłyszałam tuż koło siebie obcy głos. Nie słyszałam, by ktoś się do mnie zbliżał. A jednak... teraz przede mną stała śnieżnobiała wadera. Miała zmęczone oczy. Musiała wiele przeżyć, sporo wiedzieć... Tylko ja jej nie znałam. A w Królestwie nikt nigdy nie zwrócił się do mnie tym tytułem, nie zdradzałam go, bo raczej źle mi się kojarzył. Nie chciałam ryzykować spotkania kolejnego powalonego Maga, który postanowi mnie uwięzić i prowadzić na mnie eksperymenty ze względu na to, kim byłam... A wadera właśnie tym mianem się do mnie zwróciła.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek cię spotkam - uśmiechnęła się lekko, rozglądając się dookoła. Sunąc wzrokiem po otaczających nas drzewach lasu Darminasa. - Do tego w tym miejscu.
Popatrzyłam na nią spode łba, zostawiając w spokoju krzew jeżyn, który przy pomocy magii oskubywałam z owoców, nim do mnie niepostrzeżenie podeszła. Zastanawiałam się, kim jest. Skąd mnie zna. I, przede wszystkim, o co jej może, do cholery jasnej, chodzić.
- Zawsze uważałam, że to miejsce jest w jakiś sposób połączone z większością dziwnych, niewytłumaczonych sytuacji, które mi się przydarzają - mruknęłam, patrząc na nią znacząco. Nie lubiłam, gdy obce mi wilki zachowywały się, jakby mnie znały. Gdy wiedziały o mnie więcej, niż powinny, niż sama wiedziałam. Pomijałam już samo mówienie zagadkami, bo przyznaję, i mnie się to zdarzało. Ale cała reszta była denerwująca.
Jednak nie otrzymałam odpowiedzi na moje niezadane pytanie "Skąd wiesz, jak na mnie mówiono w mojej ojczyźnie?". Mogłam się tego w sumie spodziewać, co nie zmieniało faktu, że mnie to zirytowało. Zamiast tego wadera rzuciła, jakby od niechcenia:
- Do tego Śniący Wędrowiec... Kto by przypuszczał? - uśmiechnęła się kącikiem ust, a mnie przeszedł dreszcz. Ta cała sytuacja zaczynała być powoli coraz bardziej niepokojąca.
- Nie mam wpływu na to, co potrafię - mruknęłam, patrząc na waderę niepewnie. Musiałam zadzierać do tego celu głowę, bo była sporo ode mnie wyższa. Czułam się trochę przez nią przytłoczona, ale nie na tyle, by pokazać w jakikolwiek sposób strach.
- I tu się mylisz - zaśmiała się cicho, jednak spoważniała, widząc moje nierozumiejące spojrzenie. - Masz spory wpływ na swoje umiejętności. Możesz nauczyć się nad nimi panować, uczyć nowych zaklęć, które ci w tym pomogą.
- Jeszcze takich nie znalazłam - mruknęłam. Taka była z resztą prawda. Przeszukałam chyba całą Królewską Bibliotekę, wzdłuż i wszerz, przejrzałam dużą większość woluminów z czarnomagicznymi zaklęciami i rytuałami, część z nich, które uznałam za przydatne, nawet się nauczyłam. Jednak żadne z nich nie wydawało się pomocne w kontrolowaniu moich pozostałych zdolności.
- Nie wszystkie istniejące zaklęcia zostały kiedykolwiek spisane.
Te słowa poruszyły we mnie jakąś strunę, coś, co do tej pory pozostawało uśpione. Otworzyłam szerzej oczy, skupiłam się na tym, co wadera do mnie mówiła, zaczęłam jej faktycznie słuchać. Bo mnie zaintrygowała.
Uśmiechnęła się przebiegle i kazała mi iść za sobą. A mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby się zastanowić, czy aby na pewno to jest dobry pomysł. Przecież jej nie znałam. Skąd mogłam mieć pewność, że miała przyjazne intencje?
Na moje szczęście nie była seryjnym mordercą ani nikim takim. Tylko zielarką, która hobbystycznie zajmowała się magią. I która, w swojej kolekcji zaklęć, miała kilka faktycznie mogących mi się potencjalnie przydać...
Co nadal nie wyjaśniało, skąd wiedziała, kim jestem i co potrafię.
- Są zaklęcia, nawet czarnomagiczne, które pomagają ukierunkować żywioł czasu - zaczęła wadera, gdy już znajdowałyśmy się w jej jaskini, położonej, jak się okazało, całkiem niedaleko mojej. Nie powiedziałam jej tego oczywiście. Wiedza o położeniu jej miejsca zamieszkania mogła mi się przydać, a ona... podejrzewam, że i tak wiedziała, gdzie mieszkam. Zbyt wiele o mnie wiedziała, by nie posiadać tej informacji. Jej jaskinię wypełniał zapach suszonych ziół i przygotowywanych z nich preparatów, które wypełniały niemal każdą przestrzeń pomieszczenia. Pod sufitem zawieszone były pęki ziół, o które każdy wyższy od wadery wilk pewnie musiał zahaczać głową, bo wisiały na takiej wysokości, że znajdowały się zaledwie kilka centymetrów nad głową wadery. Całe miejsce do tego emanowało jakąś dziwną aurą. Widziałam wymalowane gdzieniegdzie na ścianach jaskini dziwne symbole. Byłam ciekawa, co oznaczały i jaką miały funkcję. Poza tym... miałam wrażenie, że gdzieś już je widziałam. Nie mogłam sobie tylko przypomnieć, gdzie...
- Tylko że ja nie władam żywiołem czasu - zauważyłam, przenosząc wzrok z elementów otoczenia na waderę. Zatrzymała się na środku jaskini i patrzyła na mnie wyczekująco. Nieco niechętnie, ale zbliżyłam się do niej, stając zaledwie dwa kroki przed nią.
- Wiem. Ale nadal możesz go w pewien sposób kontrolować - uśmiechnęła się lekko. - Nie panujesz nad tym, co z nim robisz, ale masz na niego wpływ. I to jest niezaprzeczalne.
Kiwnęłam powoli głową.
- A tak się składa, że ja znam zaklęcie umożliwiające podróżowanie w czasie. Mogę ci je zdradzić... To i kilka innych, jeśli będziesz chciała.
- A co ty będziesz z tego miała? - spytałam podejrzliwie, jeszcze raz spoglądając na dziwne symbole na ścianach. Wzbudzały we mnie niepokój. Mimo wszystko.
- Spokój ducha. Że wiedza nie umrze wraz ze mną, tylko zostanie przekazana właściwemu wilkowi.
Nie do końca to do mnie przemawiało, ale wadera wydawała się szczera. Była stara, to na pewno... Może faktycznie czuła się w obowiązku podzielić się z kimś swoją wiedzą przed śmiercią? Może złożyła jakąś przysięgę, która nie pozwala jej odejść z tego świata, dopóki jej nie spełni? Magia i magiczne przysięgi często były skomplikowane, miały nieprzewidywalną naturę... Nie można było niczego wykluczać, a ja nie chciałam pytać. Mimo, że cała ta sytuacja była... co najmniej dziwna, nie chciałam być wścibska. Choć chyba zasługiwałam na wyjaśnienia.
W każdym razie, wadera obiecała mnie uczyć. Poza panowaniem nad moimi obecnymi zdolnościami, obiecała pokazać mi kilka przydatnych zaklęć. I od jednego z nich zaczęła.
- Twoje skoki to nie są zwyczajne telereportery - zaczęła, a ja wzruszyłam ramionami.
- Wiem. Nikt nie potrafi wytłumaczyć, jak działają - pytałam już naprawdę wiele wilków. W końcu nie byłam jedyną, która potrafiła przemieszczać się w czasie. Ale tylko ja robiłam to tak naturalnie... A zarazem spontanicznie i niekontrolowanie. Nie myślę o tym, że przeskakuję, wychodzi mi to naturalnie... I to był właśnie mój problem.
- Ja mogę się tylko domyślać, mam kilka podejrzeń... Ale nie to jest teraz ważne - pokręciła lekko głową. I to "to nie jest teraz ważne" sprawiło, że jeszcze bardziej chciałam dowiedzieć się, o co chodzi, właśnie teraz... Jednak nie zdradziła mi tego. Zamiast tego zaczęła tłumaczyć zaklęcie.
Czy raczej rytuał. Umożliwiający na pewien czas cofnięcie się w czasie, jednak pozostawało się cały czas w tym samym miejscu. Należało wyrysować na ziemi runiczny okrąg, złożyć ofiarę, jak to bywało w zaklęciach czarnomagicznych... I pomyśleć o momencie w przeszłości, w którym chce się znaleźć. Skupić się na tym i po prostu się cofać... Jak tłumaczyła, powinno mi to przyjść naturalnie, dlatego nie zagłębiała się bardziej w tłumaczenia tej części. Czas cofał się tylko dla tego, co znajdowało się wewnątrz kręgu. I nigdy, za żadne skarby, nie wolno było go opuszczać, bo można już było nie wrócić do teraźniejszości... Choć i to mogło u mnie wyglądać inaczej.
Czy zatem chciałam z tym eksperymentować? Jak najbardziej. Jednak nie na aż tak odległych czasach, w jakie przenosiłam się z waderą. No i oczywiście nie mówiłam jej tego... Generalnie bałam się tej mojej zdolności i prawdopodobnie nigdy się to nie zmieni. Ale możliwość choć takiego ukierunkowania moich zdolności... Chciałam wiedzieć, do czego jestem zdolna. Jak takie treningi wpłyną na moje skoki. Czy przestaną być aż tak niekontrolowane gdy zrozumiem, co je wywołuje i jak nimi kierować? Miałam nadzieję.
Trening tego jednego zaklęcia ze starą waderą trwał kilka tygodni. Za każdym razem przemieszczałam się coraz dalej w czasie, udawałyśmy się w coraz to nowe miejsca... Gdy wspomniałam w którymś momencie o Ash, która potrafiła przejąć moce innych wilków, mieszając ich krew ze swoją, i która panowała nad nimi lepiej, niż robili to dawcy zdolności, wadera zaproponowała również, żebym spróbowała jej zapytać, jak to robi. Skoro jest w stanie dzięki mojej krwi przeskakiwać kontrolowanie dokładnie tam, gdzie chce, to powinno znaczyć, że ja również mogę do takiego poziomu dojść... Choć to było gdybanie i sama to przyznała. Skupiłyśmy się więc na tych zaklęciach, które znała zielarka. A gdy już to jedno opanowałam do perfekcji, gdy przy pomocy runicznego kręgu mogłam faktycznie przemieszczać się w dowolny moment w czasie i to na czas dłuższy, niż potrafiła to robić ona, uznała w końcu, że tego jednego mnie nauczyła tak, jak trzeba było, cokolwiek to znaczyło. Nie wnikałam. Wciąż miałam nadzieję, że może wytłumaczy mi to sama z siebie.
KONIEC CZĘŚCI I
Nagroda: 2 punkty magii