tsumisuri
"Niech Sprawiedliwości stanie się zadość, chociażby Niebiosa miały upaść."
Imię: Moim imieniem jest Ametrine. To dawne słowo w miejscu, z którego pochodzi moja mama, oznacza fioletowo–złoty kryształ, który, według bardzo starej legendy, został stworzony z łzy bogini oraz krwi jej ukochanego, którym nie było dane się związać. Kryształ ten miał posiadać niezwykle potężną moc pochodzącej od potęgi miłości, z której został stworzony.
Ród: z rodu Antilis
Wiek: Urodziłam się podczas srogiej zimy jakieś 6 lat i 6 miesięcy temu.
Płeć: Wadera ♀
Rasa: Somnum.
Po matce Somnum i ojcu Rasmith.
Stan: Mieszkaniec
Stanowisko: Medyk [Centrum]
Upomnienia: 0
Upomnienia: -
Charakter: Moje usposobienie jest dosyć łagodne – idę przez życie z uśmiechem na pysku, starając się przeżyć je tak ja chcę – robię co chcę, mówię co chcę, lubię kogo chcę. Lubię się śmiać, żartować i przebywać z innymi wilkami, rozmawiając, bawiąc się lub dopiero poznając się. Mimo że lubię towarzystwo innych wilków są takie dni, gdzie chcę pobyć sama, gdzie mogę wyciszyć się, odpocząć i zregenerować się. Gdy jestem z kimś, jest dobrze; gdy natomiast jestem sama, też jest dobrze. Zawsze staram się znaleźć pozytywną stronę sytuacji, nie chcąc marnować swojego czasu na smutek. Owszem, na to trzeba znaleźć też czas, by móc wypłakać się lub wyżyć, lecz nie chcę tak przeżyć swojego życia – pogrążona w smutku lub gniewie… Żyć spętana tym łańcuchem, czując wieczny smutek czy nienawiść do swojej istoty. Stawiam na ambicje, którą mam co niemiara, oraz na samorealizację – spełniać wszystkie marzenia, które są w zasięgu mojej łapy.
Najważniejszą moją cechą jest bycie ciągłą marzycielką… Niemal ciągle chodzę z głową w chmurach, żyjąc swoimi myślami oraz wizjami świata idealnego. Rzeczywistość jest dla mnie zbyt czarno–biała i, niestety, zbyt brutalna oraz pozbawiona współczucia. To nie jest tak, że jestem totalnie oderwana od rzeczywistości i na non–stopie żyję w swojej hermetycznej bańce marzeń. Zawsze jestem czujna i gotowa do działań koniecznych, które poprzedzają działania pacyfistyczne a dopiero wtedy sięgam po środki ostateczne – atak. Po prostu lubię chodzić w swoich różowych okularach, patrząc na otaczającą mnie rzeczywistość jako optymistka (i szczerze mówiąc odrobinę upiększać ją). Niemniej jednak nie wyobrażam sobie bogowie wiedzą co – wiele wilków jest zaskoczonych, że umiem tak twardo stąpać po ziemi mimo mojego marzycielstwa, chociaż czasami odlecę, i to dosłownie. Często to robię, aby odreagować jakąś sytuację, która wyjątkowo mnie poruszyła, lub nawet zabolała… Wtedy uciekam w swoje marzenia, by choć na chwilę zapomnieć o tym, co się stało. Tutaj muszę uważać, ponieważ mogę zatracić się w marzeniach, a czas będzie mijał nieubłaganie, ze mną lub beze mnie.
Podczas pierwszego spotkania będę chciała jak najbardziej poznać nowo spotkanego wilka oraz poznać jego intencje. Gdy okaże się przyjazny, będę chciała mu pomóc, jeśli będzie chciał, lub nawet nawiązać znajomość. Z natury jestem wilkiem, który bardzo chętnie pomoże innemu, ale czasami jest to moja wada, ponieważ pod pretekstem pomocy często wsadzam łapy tam, gdzie nie powinnam… Natomiast w sytuacji, kiedy przybysz ma zamiar zrobić coś złego – okraść, porwać lub nawet zabić, staram się go odwieść od tego pomysłu, przekonując go, aby tego nie robił. Tak jak mówiłam, jestem miłosiernym samarytaninem i to na sterydach. Jednak kiedy pacyfistyczne środki nie wystarczają a ja staję się celem ataku, muszę porzucić swoje ideały i bronić się. Walczyć potrafię, lecz nie lubię tego robić…
Warto dodać, że jestem wielką idealistką – wartości takie jak szczerość, sprawiedliwość czy życie innego stworzenia są dla mnie święte. Ich złamanie powoduje, że w moich oczach stajesz się najgorszą istotą, jaka chodzi po tym świecie.
Dla innych wilków, które znam, jestem prawie niczym otwarta księga – w zależności od więzi, jaka nas łączy. Darzę ich takim samym zaufaniem jak oni mnie – ze znajomymi się spotkam i spędzę miło czas z nimi; przyjacielowi opowiem o swoim dni, wyżalę się, a potem podyskutujemy o gorących plotkach; swojemu ukochanemu dam buziaka na dzień dobry oraz powiem, kiedy czuję się przygnębiona i potrzebuje bliskości lub pociesze go, gdy również będzie tego potrzebował. Sekretami staram się dzielić ostrożnie, chociaż czasami daje o sobie znać moja naiwność. Często zdarza się też, że nie załapie od razu żartu lub po prostu nie zrozumiem co ktoś do mnie mówi. Niektórzy się śmieją, że brakuje mi taktu. Poniekąd to prawda, ale i tak puszczam tę uwagę mimo uszu, bo, mimo że mówią prawdę, ich słowa są przesączone złośliwością. Bywam też roztrzepana, miejscami nawet bardzo, co też bywa obiektem żartów. Nie bryluję na salonach, jednak wystarczy mi grono zaufanych wilków, których mogę nazwać przyjaciółmi. Jestem bardzo szczera, choć niektórzy wolą to nazywać bezczelnością. Lubię, gdy sytuacja, która dotyczy mnie nawet pośrednio, jest jasna zarówno dla mnie, jak i dla tej "drugiej strony", a co za tym idzie – nie toleruję krętactwa i kłamstw.
Mimo swojej cierpliwości łatwo można wyprowadzić mnie z równowagi, jeśli strona przeciwna wie, za jaką strunę szarpnąć. Staram się jednak zachowywać równowagę wewnątrz siebie, jak i na zewnątrz – spokojne, kontrolowane ruchy bardzo pomagają w mojej pracy oraz w życiu codziennym. Cechuję się precyzją a co za tym idzie – pedantyzmem, ale nie jestem flegmatyczna. Kiedy sytuacja tego wymaga, potrafię działać pod presją czasu i ciężarem stresu. Jeśli zaczynam coś robić, niezależnie czy to zabieg, czy coś bardziej przyziemnego i codziennego, musi panować idealny ład – bałagan mnie rozprasza i nie pozwala się skoncentrować. Co ciekawe bywam też bałaganiarą, ale to głównie podczas pracy, kiedy tworzy się nazywany przeze mnie "kontrolowany chaos". Taki bałagan jestem w stanie przeżyć. Nie lubię wścibstwa oraz wsadzania swojego nosa lub łap w cudze sprawy bądź rzeczy, lecz czasami sama taka bywam, chociaż staram się nie robić tego. Staram się, aby cechy, które wytykam innym, nie przejawiały się w moim zachowaniu.
Wygląd: Sierść na moim ciele ma różne odcienie – od przyjemnego, łososiowego koloru po ciepłą biel śniegu o zachodzie Słońca; zimny, niedźwiedzi beż oraz ciemny brąz sosnowej kory. Brązowe odcienie biegną wzdłuż mojego kręgosłupa – na szczycie grzbietu ciągnie się pasmo ciemnego brązu a obok, po obu stronach towarzyszy mu jaśniejszy, bratni odcień. Ta wstęga ciągnie się aż do ogona, gdzie dodatkowo dołącza biel. Okrywa ona przednią stronę szyi, klatki piersiowej oraz brzuch, zastępując wszechobecny pastelowy pomarańcz. Włosie jest dosyć długie oraz gęste, podobnie jak ogon, który ciągnie się za mną niczym kolorowy welon.
Moja twarz ma delikatne rysy twarzy. Pysk jest średniej długości i również takiej szerokości, zakończony niewielkim, szarawym nosem a na jego szczycie biegnie biała strzała. Szczęka ma zaokrąglony kształt i wraz z żuchwą posiada pełen zestaw ostrych, zdrowych zębów. Oczy o kolorze królewskiego fioletu oraz porannego Słońca są lekko osadzone w czaszce. Na czole posiadam jedną z bardziej charakterystycznych cech mojego wyglądu – kryształ zwany ametrytem. Minerał ma odcień identyczny jako moje oczy – mieni się kolorami fioletu oraz złota. Uszy są stojące, lekko szpiczaste. Ciemnobrązowy kolor okrywa moje małżowiny uszne a włosy wewnątrz uszu mają pastelowy, orzechowy odcień. W uszach posiadam parę srebrnych kolczyków w kształcie pierścieni oraz parę okrągłych kolczyków, od których ciągnie się sznurek z niebieskimi lub żółtymi koralikami zakończone piórami o tych samych kolorach. Piórka te pochodzą od moich rodziców – ojciec miał królewskie, niebieskie skrzydła, natomiast mama podarowała mi pióro ptaka Benu.
Głowa osadzona jest na umięśnionym karku i szyi. Klatka piersiowa jest obszerna i wyposażona w silne i waleczne serce oraz pojemne płuca, dzięki temu wolniej się męczę lub jestem w stanie wykonać czynności, które sprawiłyby problemy słabszym osobnikom. Nogi są mocne i wytrzymałe. Przez kilkanaście minut mogę biegać bez przerwy, nie zatrzymując się, aby zrobić postój na wodę czy odpoczynek. Na nogach futro jest nieco rzadsze, ale za to staje się grubsze, skutecznie chroniąc mnie przed zimnem czy wodą. Na obu nadgarstkach i kostkach mam srebrne bransolety z delikatnym wzorem wyrytym w szlachetnym, srebrzystym metalu. Kolor sierści nagle zmienia barwę z łososiowego na biel, lecz to się dzieje w miejscu, gdzie znajduje się srebrna biżuteria. Silne, lecz nie zbyt muskularne łapy wyposażone w ostre pazury połączone z harmonijną, smukłą budową ciała pozwalają na szybki bieg, ewentualnie na wspinaczkę na drzewa, u których konary są zbyt gęste albo na wspinaczkę po skałach gdzie wieje za silny wiatr, by móc latać.
Moje skrzydła mają dosyć dużą rozpiętość. Kości na pierwszy rzut oka delikatne, ale pomimo to, iż są lekkie to też wytrzymałe. Dzięki silnym mięśniom jestem w stanie lecieć pod prąd wiatru o średniej sile. Pióra są delikatne i jedwabiste w dotyku. Początek jest śnieżnobiały, lecz stopniowo zmienia się w kolor lodowca podczas świtu aż po ciemny odcień akwamarynu. Często zdarza się, że o każdej porze roku gubię mniej więcej garść pierza. Spokojnie, to nie jest żadna choroba czy inne takiego, tylko zwykła fizjologia mojego ciała- skoro gubię słabą i zniszczoną sierść to podobnie jest z piórami z moich skrzydeł.
Żywioł: Czas, Kryształ, Sen.
Moce:
– Telekineza.
– Tempus – mogę zobaczyć dowolny fragment czas z przeszłości (maksymalnie trzy dni wstecz), ale również linię teraźniejszą oraz przyszłą (maksymalnie dzień do przodu). Najbardziej kosztowne jest patrzenie w przyszłość, poza tym skutkuje ono dosyć silną migreną i wieloma skutkami ubocznymi, tak więc w przyszłość patrzę jedynie w sytuacji ostatecznej.
– Crystallo – ogólna kontrola nad kryształem oraz tworzenie przedmiotów, a nawet ożywionych stworzeń z tego surowca. W przypadku „ożywiania” kryształu muszę być ostrożna, ponieważ im większe, tym więcej mocy muszę włożyć, aby wprowadzić do niego namiastkę życia, a co za tym idzie – jeśli przesadzę, czekają mnie niemiłe konsekwencje ze strony mojego wycieńczonego organizmu.
– Hiberna – bardzo przydatna moc w moim zawodzie. Mogę zamknąć żywą istotę w krysztale, wprowadzając ją w stan hibernacji. Nie jestem jednak w stanie utrzymać tego stanu w nieskończoność – albo mój zasób mocy się wyczerpie, albo stworzenie, które jest wewnątrz kryształowego kokonu, stanie się warzywem i nigdy się nie obudzi.
– Somniantes – jestem w stanie wprowadzić wilka w sen, kreując piękne sny lub najgorsze koszmary. Moc działa również na odwrót – mogę wilka wybudzić, o ile nie śni zbyt głęboko, aby go wybudzić. Czasami udaje mi się obudzić pacjentów ze śpiączki, ale to jest bardzo rzadkie (wiele przypadków śpi po prostu zbyt głęboko, abym mogła ich wybudzić).
– Viator – moc ta pozwala mi udać się w cudzy sen, będąc w nim oraz nawet go kontrolując. Niestety, ta moc ma wiele wad. Pierwsza – muszę być w pobliżu wilka, który właśnie śni. Druga – odczuwam fizyczne skutki przebywania w cudzym śnie, na przykład, gdy coś mnie ugryzie lub doznam innych obrażeń, moje ciało odczuwa te rany, niekiedy je „odtwarzając” (gdy złamię kość we śnie, moja kość naprawdę pęka i tym podobne). Trzecia – ewentualne skutki uboczne, najczęściej w postaci nudności.
Rodzina:
Matka – Cisi (✞). Była bardzo ciepłą, ale również wymagającą matką. Teraz gdy jestem dorosła, widzę, że wysiłki mamy, abyśmy byli dobrze przygotowani do życia, nie poszły na marne. Zginęła w wypadku podczas przeprowadzania eksperymentu.
Ojciec – Avras. Uwielbiał brać mnie i mojego brata na różnego rodzaju festyny i pomagał mi nastraszyć łobuzów, którzy dokuczali mi w szkole. Po śmierci mamy udał się na swojego rodzaju wygnanie i rzadko go odwiedzam.
Młodszy brat – Kyanos, ale zawsze nazywałam go Kye. Uwielbialiśmy razem rozrabiać, podmieniając mamie cukier na sól podczas pieczenia ciasta czy chowając okulary taty. Brat w tej chwili jest za granicą Królestwa, ale często piszemy do siebie listy i raz na jakiś czas się spotykamy.
Druga połówka: -
Potomstwo: -
Miejsce zamieszkania: Centrum.
Mam niewielkie mieszkanie w pobliżu Szpitala, gdzie pracuję. Posiada ono trzy pokoje: sypialnię, salon/pokój gościnny oraz coś w rodzaju mojego gabinetu, choć poprawniej byłoby nazwać to osobistą biblioteką. To tam trzymam wszystkie swoje książki – medyczne, z czasów studiów, obecne encyklopedie, szalone książki fantasy, życiowe powieści… Jest tam jeszcze biurko oraz szafka na dokumentacje medyczne moich pacjentów. Często przynoszę je do domu, aby na spokojnie przejrzeć historię choroby i dojść do prawidłowego leczenia. Przesiaduję tam z kubkiem ulubionej herbaty w otoczeniu zbyt dużej ilości książek i ciepłego odcienia kanarkowego koloru, wczytując się w zawiłą historię bohaterki książki czy odkrywając jaka choroba toczy wilka, którego mam pod opieką.
Salon jest skromnie urządzony – ma pastelowy, niebieski odcień i kilka mebli – sofę, małą szafeczkę, komodę i półkę na ścianie, gdzie stoją bibeloty między innymi od Kye’a. Na parapecie dużego okna wychodzącego na główną ulicę stoją doniczki z paprociami a na ścianach wiszą obrazy.
Moja sypialnia natomiast ma biały kolor a większość przestrzeni zajmuje duże łóżko wykonane z białego drewna. Ogromne okno naprzeciw łóżka wychodzi na niesamowitą panoramę miasta oraz Zamku. Obok łóżka stoi szafka nocna a tuż obok większa szafka, gdzie trzymam swoje rzeczy, takie jak biżuteria czy osobiste pamiątki. Nad nią wisi średniej wielkości portret mojej rodziny, zrobiony, gdy zaczynałam studia a brat był w połowie swoje szkoły magów. Ściany przyozdabiają również inne malunki, w tym i moje. Mam również kilka półek, na których stoją doniczki z niebieskimi storczykami, które uwielbiam.
W mieszkaniu jest również niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia oraz łazienka z ogromną wanną, w której uwielbiam się kąpać po ciężkim dniu pracy. Podłoga całego mieszkania jest wykonana z ciemnego drewna, podobnie jak drzwi do mieszkania.
Umiejętności:
Intelekt: 30 | Siła: 10 | Zwinność: 10 | Szybkość: 10 | Latanie: 10 | Pływanie: 5 | Magia: 15 | Wzrok: 7 | Węch: 3 | Słuch: 5 |
Historia: Urodziłam się jako pierwsza córka średniozamożnej rodziny z Królestwa Północy. Mój ojciec pochodził ze starej i cenionej rodziny magów, zajmował dzięki temu stanowisko zastępcy Najwyższego Maga. Natomiast matka była alchemiczką i tworzyła ona różne substancje, które miały zrewolucjonizować świat, co nawet jej się udawało. Co więcej, oboje byli wykładowcami na tamtejszym uniwersytecie, dlatego też przykładali dużą wagę do mojego wykształcenia.
Gdy się urodziłam, nie posiadałam jeszcze ametrynu na swoim czole. Dopiero jakiś czas później mama zauważyła złoto–fioletowy kryształ, dzięki któremu zawdzięczam swoje imię. Mama nie była "tutejsza" – pochodziła z Południa, tak więc jej wiara czy kultura znacznie różniła się od tamtejszych mieszkańców, nie mniej jednak to nie przeszkodziło jej w zdobywaniu sukcesów w zawodzie czy w towarzystwie innych wilków. Południowe Wilki uznawały to za znak od bogów a kryształ, który mam na czole, to ametryn – kamień stworzony z łez bogini Szu, pięknej wilczycy panującej nad krainą czasu, oraz krwi ziemskiego wilka Ra – jej ukochanego. Mimo że Szu panowała nad czasem, nie była w stanie zatrzymać go dla swojego ukochanego, który po prostu się starzał. Gdy nadszedł czas rozłąki, Ra połączył złote łzy wadery ze swoją krwią, która miała kolor fioletu, aby mimo upływającego czasu ich miłość przetrwała, niczym najtwardszy kryształ. Tak się stało a ametryn stał się symbolem wiecznej miłości.
Stałam się niejako oczkiem w głowie moich rodziców, zwłaszcza mamy, która wiązała ze mną duże nadzieje. Początkowo chciała, abym została alchemiczką, zupełnie jak ona, lecz gdy tylko dostrzegła moje zainteresowanie medycyną, postanowiła pomóc mi spełnić ówczesne marzenie. W międzyczasie urodziła się mój młodszy brat – Kyanos, ale wołaliśmy na niego Kye. On również urodził się z kamieniem szlachetnym na czole – kyanitem, który słynie z wytrzymałości i siły, która była w stanie przetrwać najgorsze kataklizmy. Kye postanowił iść tą samą drogą, co ojciec, czyli został magiem, przedłużając tym sam naszą rodzinną tradycję, jednak udało mu się to połączyć z alchemią, ku uciesze mojej mamie.
Pamiętam, jak od małego uczyliśmy się podstawowych zaklęć w tym telekinezy oraz teleportacji, nauki czytania pisania, a potem odpowiednich przedmiotów takich jak zielarstwo czy anatomia w moim przypadku lub prawo oraz magia, którą miał mój braciszek, oraz sztuk walki – mnóstwo treningów, wyrzeczeń, godzin spędzonych nad książkami oraz wymagań bardzo wzmocniło i tak już silną więź. Niemniej jednak miałam szczęśliwe dzieciństwo, gdzie nasza rodzina żyła szczęśliwie, nie zaznając biedy czy głodu. Bywało różnie – raz lepiej, gdy rodzice zabierali nas na różnego rodzaju atrakcje czy wycieczki; raz gorzej, gdy tatę oskarżono o przestępstwo lub kiedy rodzice kłócili się skąd wziąć środki na naszą szkołę i treningi. Jakoś jednak udawało się nam wywiązać z mniejszych lub większych opresji. Mama twierdziła, że to opatrzność bogów, którzy postanowili nam, mi i mojemu bratu, ofiarować kryształy.
Mijały lata. Ja kończyłam studia medyczne, mój brat natomiast uczęszczał do szkoły dla magów, stając się coraz bardziej obiecującym kandydatem na silnego maga. Ja również dobrze radziłam na uniwersytecie. Profesorowie chwalili moje zaangażowanie w naukę oraz podczas zajęć, systematyczność, zaangażowanie oraz chęć pomocy czy kontakt z pacjentem. Byłam bardzo dobra z chirurgii, lecz przyszłość wiązałam z pediatrią oraz epidemiologią. Uwielbiałam te malutkie kulki sierści i bardzo zależało mi, aby pomóc im wrócić do zdrowia. Interesowały mnie również choroby, zwłaszcza te egzotyczne, nękające nasze organizmy. Rodziców rozpierała duma, którzy postanowili niejako przejść na emeryturę, nie licząc wykładania na uniwersytetach. Nasze życie mijało spokojnie i zgodnie z oczekiwaniem, gdy nagle wszystko wywróciło się do góry nogami…
Mama została poproszona do wykonania pewnego eksperymentu lub testu… Coś poszło nie tak i nastąpiła wielka eksplozja, zabijając kilku młodych uczniów oraz bardzo ciężko raniąc mamę. Zabrali ją do szpitala i natychmiast lekarze się nią zajęli. Dowiedziałam się o wszystkim, kiedy brat przyleciał pod mój uniwersytet, ponieważ nie był w stanie ze mną się skontaktować poprzez telepatię (miał na sobie zaklęcia uniemożliwiające użycie jej). Po krótkim streszczeniu oboje polecieliśmy do szpitala, gdzie przebywała. Rozmawiałam z lekarzem, dużym basiorem o brązowo–czarnym futrze i bursztynowych oczach, prosząc, aby przedstawił mi fakty, a nie obietnice. Tak więc zrobił… Jej stan był krytyczny – doznała wielu obrażeń wewnętrznych oraz miała poparzone ponad 60% powierzchni skóry. Płuca również zostały poparzone, co bardzo utrudniało mamie oddychanie. Chwilę zajęło mi stłumienie buzującego we mnie strachu. Wiedziałam, że rokowania są bardzo złe i musiałam to powiedzieć bratu i ojcu, który był już w drodze. Kilka minut zajęło mi przygotowanie się na rozmowę z rodziną. Najpierw powiedziałam bratu, który omal nie obrócił szpitalnego korytarza w pogorzelisko, ale udało mi się go uspokoić, przytulając go. On natomiast się rozpłakał a ja z nim. Chwilę potem pojawił się ojciec, żądając informacji. Pozbierałam się i powiedziałam mu, a on nie mógł mi uwierzyć, lekarzowi prowadzącemu również. Zażądał spotkania z mamą, ale odmówiono mu, ze względu na stan mamy. Był wściekły. Chciałam i jego uspokoić, ale odepchnął mnie specjalnym zaklęciem ogłuszającym, z ogromną siłą rzucając na ścianę niczym szmacianą lalką, podobnie jak dwoma innymi wilkami, które były za blisko. Bolało i to mocno, ale nie tak bardzo, jak moje zrozpaczone serce, widzące jak basior walczy o ostatnie spotkanie z jego ukochaną.
Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się opowieść o ametrynie, który mam na czole. O czułym, przepełnionym ciepłem głosie mamy, która opowiadała mi o tej legendzie na dobranoc. O wiele wielkiej miłości, która połączyła nie tylko boginię Szu i Ra, ale również moich rodziców. Brat pomógł mi wstać, a następnie pomógł obezwładnić naszego ojca. Nadal się rzucał, ale został skrępowany odpowiednim zaklęciem zarówno przez mojego brata, jak i inne wilki, które należały do personelu medyczne medycznego.
W tamtym momencie rozległo się szaleństwo. Kilku lekarzy, w tym ten, z którym rozmawiałam, pobiegli do jednego pokoju. Moje ciało oblał zimny pot a serce zamarło. Błagałam, aby to nie było, o czym wiedziałam.
Moja mama zmarła, pomimo próby reanimacji. Gdy z pokoju wyszedł basior o bursztynowych oczach, w którym krył się smutek oraz współczucie, wiedziałam. Nie musiał nic mówić. Bardzo mocno przytuliłam swojego braciszka, który również po chwili zrozumiał. Tata, dalej obezwładniony, po usłyszeniu o śmierci mamy, zaczął krzyczeć, płakać i coraz mocniej szamotać się. Chciał zobaczyć ją, błagał o to, ale odmówiono mu. Próbował wywalczyć sobie drogę do żony, ale podano mu leki znieczulające, które niemal natychmiast zadziałały.
Ostatnią wolą mamy była kremacja, a następnie stworzenie z jej popiołów pięknego klejnotu. Spotkało się to z oporem od strony taty, ale wraz z bratem jasno postanowiliśmy sprawę – zrobimy tak, jak chciała mama. Po ceremonii pogrzebowej nasz tata wziął diament stworzony z popiołu mamy i wyprowadził się gdzieś w bezwilczą okolicę, gdzie żyje w ciągłej żałobie i żalu. Obwinia się za śmierć mamy, ponieważ, jak twierdzi, miał przeczucie, ale je zbagatelizował. Co jakiś czas odwiedzamy go, gdy tylko jesteśmy w stanie. Kye natomiast jest magiem, który pracuje za granicą. Widzimy się głównie kilka razy do roku, gdzie plotkujemy przy kawie i ciasteczkach. Często przesyłamy sobie również rozmaite paczki z różnymi bibelotami czy smakołykami. Ja natomiast pracuję w szpitalu, jako internista oraz pediatria, niosąc pomoc innym wilkom, tak jak zawsze chciałam…
Inne:
– Uwielbiam malować. Często spędzam cały wolny dzień na malowaniu pejzażu, postaci lub czyjś portretów… Uwielbiam gęste farby, nazywane przeze mnie akrylowymi, które przysyła mi je mój brat. Płótna kupuję od pewnego kupca, który co jakiś czas ma je na sprzedaż.
– Jestem totalnym śpiochem, a wstawanie tuż przed świtem Słońca jest dla mnie męczarnią. Uwielbiam pospać do południa a kłaść się późno w nocy. Niestety, dosyć często mam poranne zmiany, tak więc muszę odpuścić sobie leniuchowanie.
– Głośno chrapię.
– Podczas swojej pracy, głównie artystycznej, tworzę tak zwany “chaos kontrolowany”.
– Chciałabym adoptować szczeniaka, najlepiej basiorka. To nie oznacza jednak, że nie chcę zostać matką – chcę mieć swoje dzieci ale też dać miłość pewnemu szczeniakowi, któremu nikt nie zaoferował tak wielkiego skarbu…
– Stale trenuję sztuki walki. Przynajmniej raz w tygodniu mam dwugodzinny trening.
– Kocham czytać książki, nie tylko te naukowe z kategorii najnowszych odkryć w świecie medycyny, ale również fantastykę czy powieści obyczajowe.
– Uwielbiam ryby i dania z nimi. Czasem zdarza mi się wędkować, ale średnio mi to idzie. Brat mnie tego uczył i chyba nadal potrzebuję jego pomocy…
– Miłośniczka zielonej herbaty oraz ciepłego kakao.
Autor: wimi403@gmail.com | ΛNTILIΛ#8184
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz