środa, 30 listopada 2022
Od Lys i Tin - Trening dotyczący bestii I
środa, 23 listopada 2022
Od Asmodaya, Quest XII, cz. II
sobota, 19 listopada 2022
Od Xevy, CD. Karwieli
- To co mi chciałaś pokazać?
Xeva podążała za małą, czarną kulką futra odzianą w ładny, aczkolwiek brudny kubrak. Jego właścicielka - Uria, jak przedstawiła się na początku samiczka - najwidoczniej bardziej ceniła sobie inne aspekty życia niż dbanie o garderobę. Xeva potrafiła się z tym utożsamić Młoda wilczyca podeszła do Teneriski, gdy ta czekała na Karwielę, ogłosiła, że odkrywczyni musi z nią pójść coś zobaczyć i bez żadnego wyjaśnienia obróciła się na pięcie i zniknęła za rogiem.
- Pani zobaczy - odparła młoda, nie przerywając swojego marszu. Mimo młodego wieku i piskliwego głosiku brzmiała bardzo poważnie. - Ale to ważne.
,,No tak, to samo powiedziałaś, jak stwierdziłam, że powinniśmy poczekać na Karw”, pomyślała piegowata. Wyszły z wioski i zaczęły kierować się w stronę lasu.
- Mi się wydaje, że my tam nie powinniśmy iść - rzekła odkrywczyni, pamiętając, co dowiedziały się od sołtysa; ,,granica kręgu ze znaków versy wyznaczała bezpieczną strefę”.
- No co pani, nie będziemy przecieć wchodzić do lasu - odparła waderka. Wskazała na kilka długich linii wydeptanych w śniegu, po czym usiadła przy jednej z nich, tej najdalszej i najgrubszej. - Sprawdzałam, jak daleko mogę się zbliżyć, żeby nie zaczęło podchodzić.
- Co ,,nie zaczęło pochodzić”?
Szczenię zerknęło na nią, po czym wlepiło swój wzrok w linię drzew. Tenersika przez chwilę stała bez ruchu, ale w końcu przysunęła się i przysiadła na śniegu obok małej i, tak jak ona, wbiła swój wzrok w roślinność. Nie miała pojęcia, czego szuka, ale chciała wyglądać na zaangażowaną. To szczenię… Było dziwne, ale wydawało się, że wiedziało coś więcej na temat tajemnicy tej małej wioski.
Minuty mijały powoli, a cierpliwość Xevy powoli się wyczerpywała. Coraz trudniej było jej obserwować wejście do lasu. Wzrok przykuwał błyszczący śnieg, sarny wykopujące korzonki na pobliskiej łące, kruki latające im nad głowami… Długoucha westchnęła. Zaczynała skłaniać się ku myśleniu, że młoda po prostu robiła sobie z niej żarty albo bawiło ją marnowanie czyjegoś czasu. Najważniejsze było to, że nic się nie działo, a do Teneriski dotarło, że Karwiela prawdopodobnie już dawno skończyła rozmawiać z sołtysem, a teraz jej szuka. W końcu nie powiedziała jej, gdzie idzie.
- Urio - przerwała w końcu milczenie różowooka. - Wydaje mi się, że nic z tego nie będzie. Przepraszam, ale mam ważne…
- Niech pani siedzi! - nakazała szeptem waderka i pociągnęła zębami za kubrak odkrywczyni, próbując usadzić ją ponownie na miejscu. - I nie mówi tak głośno.
Xeva wzięła głęboki wdech, ale opuściła ogon na śnieg. No dobrze, może jej poświęcić jeszcze kilka minut… Na wypadek, gdyby jednak się coś zadziało. Miała tylko nadzieję, że Karwiela nie będzie bardzo zła przez to, że tak nagle zniknęła.
Otworzyła pysk i ziewnęła szeroko, narzekając w myślach, że łapy zaczynają jej zamarzać, gdy nagle dojrzała coś kątem oka.
Cień pojawił się znikąd, wypływając z mgły otaczającej drzewa. Ślizgał się między pniami, czasami wydawał się rozdzielać lub być w dwóch miejscach na raz. Przestrzenie między roślinnością wypełniła nienaturalna ciemność, w której co kilka sekund ruszało się coś o nienazwanym kształcie. W końcu jednak cień zlał się w jedną formę - coś przypominającego ni to wilka, ni jelenia, trudno było stwierdzić z takiej odległości. Mimo tego jeden szczegół był świetnie widoczny - para czerwonych oczu. Zapadła dziwna cisza, a piegowata spostrzegła, że nigdzie w zasięgu wzroku nie ma ani saren, ani kruków. Nawet śnieg przestał błyszczeć. Miała wrażenie, że czas zwolnił. Liczyła się tylko jedna rzecz - te szkarłatne, jaskrawe ślepia. Odkrywczynię przeszedł dreszcz.
- Xeva?
Oba wilki obróciły się gwałtownie. Kilka metrów za nimi stała Karwiela, a kolec jadowy podrygiwał nad jej głową, zdradzając jej poirytowanie.
- Co ty robisz? Jesteśmy na misji! A ja marnuję czas, latam i cię szukam!
- Przepraszam, ja… Urię spotkałam, powiedziała mi, że ma coś ważnego do pokazania - wyjaśniła pospiesznie Teneriska, starając się uspokoić temperamentną koleżanką. - Powinnam ci powiedzieć. Przepraszam raz jeszcze.
- Urię? - powtórzyła Lerdis i w końcu spojrzała na małą waderkę. Ta ukłoniła się niechlujnie.
- Uria z rodu Mupiani - odparła. - Miło poznać… Czy coś - mruknęła, nagle tracąc pewność siebie i powagę z głosu. Zerkała na długi, czarny odwłok Karwieli zaniepokojonym spojrzeniem.
Xeva zerknęła w stronę drzew, ale mroczna postać zniknęła.
- To ty znalazłaś ciało? - dopytywała dalej myśliwa swoim twardym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.. Młoda przytaknęła głową. Karwiela skrzywiła się. - Nie wydajesz się tym specjalnie przejęta.
Odkrywczyni kopnęła ją lekko i pokręciła głową.
– To znaczy… - Lerdis spojrzała na swoją towarzyszkę, której spojrzenie mówiło ,,pamiętaj, że to szczeniak”. - To musiało być trudne przeżycie. Bardzo mi, um, przykro.
- A dlaczego by miało? - mruknęła waderka. - Ten basior to był gbur. Nie pozwalał mi gonić królików na swoim ogrodzie. Twierdził, że hoduje je na mięso, a jak będę je tak straszyć, to nie będą się rozmnażać czy coś takiego.
Xeva zmarszczyła oczy.
- Cóż… - Złotooka wydawała się zbita z tropu. - Sołtys twierdził, że byłaś tym bardzo straumatyzowana. Nawet próbował nam zabronić z tobą rozmawiać.
Wydawało się, że Karwiela podpaliła tymi słowami lont. Czarne futro podniosło się gwałtownie, a pomarańczowe oczy samiczki zapłonęły złością. Przypomniała rozpalony węgielek. Brakowało jeszcze, aby powietrze nad nią zaczęło falować - chociaż, sądząc po tym, jak bardzo jej duma wydawała się zostać zraniona, waderka równie dobrze mogła za chwilę wybuchnąć.
- Jak ktoś był tym straumatyzowany, to on! Jak tylko zobaczył to ciało, to się porzygał i zaczął płakać! - zaczęła piszczeć, stawiając ogon na sztorc. - A potem słyszałam, jak błagał Caishe o litość i mówił ,,o mamusiu, o mamusiu, za mało mi płacą, to musi być przekleństwo, tylko Lome-Imri była wstanie przyprowadzić na ten boski świat takie paskudztwo”. A to nie było takie straszne! Większość jelit i tak zjadły dziki, nic nie było widać! Ja się nie boję takich rzeczy.
Zamilkła i przysiadła, dalej napuszona i wściekła.
Karwiela i Xeva wymieniły ze sobą długie, zaniepokojone spojrzenie.
<Karwielo?>
Słowa: 923= 52 KŁ
wtorek, 15 listopada 2022
Od Vallieany, CD. Mordimera
niedziela, 13 listopada 2022
Od Hauro - event Halloween, quest II
sobota, 12 listopada 2022
Od Asmodaya, Quest XII, cz. I
piątek, 11 listopada 2022
Od Rosa - event Halloween, quest II
poniedziałek, 7 listopada 2022
Od Asmodaya - Blood Hunt, lore cz. I
Test subject no.17. Female child. Body functions completely shut down, a large area of skin discoloration, severe visceral pain. Cause Of Death: loss of blood.
Upon seeing subject no.17 in coma, subject no. 14 (adult male) resisted violently before being forcibly impeded, which resulted in the cessation of the experiment. Current conclusion: The sickness contains an unknown symptom that can induce unpredictable pathological skin mutation. Observed and frequently occurring purplish bluish stripes, spreading throughout the entire body of the infected. More tests are needed to identify the pattern of said mutations. The infection remains uncured, might require use of magic.
He covered another dead body with a dark cloth, and a slight moan of disappointment escaped his throat. He pulled down a lever, shutting down the entire system. His greatest achievement remained to be his laboratory, apart from the improvements he made to his own body. The whole facility was placed underground in a long forgotten system of ruins, having tunnels with access to every District. One could say it was stretching under the entire Kingdom.
Asmoday wasn't scared of using ancient technology, that other wolves redeemed unusable or dangerous. Thanks to this, his laboratory remained unique, impossible to recreate. It was composed of three levels, each responsible for different aspects of his research. The main lab was located the highest of the three divisions, and was his main area of his activity. This level also held living test subjects locked in cells. Most of them were orphans, or criminals, due to the fact that nobody would care if they died. Occasionally, wolves would voluntarily offer themselves to Asmoday. Mainly, his experiments consisted of injecting a special type of energy into the test subjects and observe their reaction.
For such a big facility, only 3 staff ran the place. Asmoday himself and Eden with Benares, his faithful followers. They had lost faith in their own deities long ago, so he became their God. Helping him to keep the test subjects alive and pursue his goal, they were crucial to his plans. He never had to fear their opposition or hesitation, as he had deprived them of their free will. They were aware that eventually Asmoday would have to dispose of them as well, but they accepted it, like they were waiting for that.
"How many are left?" he asked, directing his question to males who stood a few steps away.
"Three, Master. What's worse, the essence also seems to running out, and two generators have been shut down." Benares spoke, bowing low before his leader.
"Monitor the subjects and discontinue injections. If no changes occur, we will change the formula." his voice was cold and dull, but there was a hint of dissatisfaction.
He felt like he was chasing his own tail. He had observed nothing new for weeks, all he could see was death and torment. Even the life expectancy of the infected remained relatively the same. Maybe he should acquire more mature patients, or those that had more trained magical abilities. He had some doubts about such options and, in reality, had never considered them before. These are much harder to come by, they usually have their place in society and their disappearance would never go unnoticed. He could not afford to put his research in jeopardy by messing with the law again. In theory, he could try to convince someone to voluntarily submit to the experiments, but he already knew the attitude of others towards his research. They could never comprehend his noble goal, his sublime devotion, his honorable dedication. Mortals were sinfully foolish, ostracizing him, calling him a criminal and considering him as irredeemable without looking at the bigger picture. If only he could let the world see existence through his eyes, he would be titled a savior. However, despite all insults, he did not plan to give up. He couldn't possibly let go, that was his destiny, he was born to guide mortals to the better world. He was blessed with knowledge unattainable to others. Asmoday knew all sins of the world, and it was his fate, even if he knew he would bring upon himself a doom. It was a price he had to pay to make a better world, the promised land.
Słowa: 712= 41 KŁ
Asmoday, Degenerat Miesiąca
Ród: Z rodu Buer. Jednak został oficjalnie wydziedziczony.
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior
Rasa: Xynth
Stan: Polutia
Stanowisko: Dawny potencjalny Uczony; obecnie w teorii Medyk.
Upomnienia: 0
Charakter: Głównym celem basiora jest zbawienie, jednak ten szczytny cel dostrzega tylko on sam. Chce oczyścić cały świat ze zła, pozbywając się wszystkich, których postrzega za „grzeszników”. Nie ma nikogo i niczego, czego Asmoday nie wykorzysta do osiągnięcia swojego celu, co w przeszłości spowodowało jego nieunikniony upadek.
Nie posiada wyrzutów sumienia ani poczucia winy, jest gotów poświęcić się i pozwolić sobie na okrutne czyny, aby uczynić świat lepszym miejscem. Postrzega siebie jako istotę bliżej Bogów lub ich moralne przeciwieństwo, akceptując swoją rolę jako zbawca. W jego oczach działa on wbrew własnemu interesowi, a jego ścieżka jest świadomie naznaczona samozniszczeniem. Żyje, by ratować cały świat, i dlatego musi skazać się na zło i stać się najgorszą wersją samego siebie. Jeśli to, do czego dąży, jest rajem, całkowicie sensowne jest, że uważa za konieczne stać się Bogiem, by to osiągnąć. Stąd wzięły się jego eksperymenty, które stały się jego najgorszą domeną, źródłem jego korupcji. W swoim dążeniu do przekroczenia śmiertelnych granic wykazał się wielokrotnym brakiem uznania do wilczego życia. Stara się znaleźć w wilkach Boskość, elementy wyższych istot i dzięki nim stać się równym Bogom. Ma taką obsesję na punkcie szerszego obrazu, zapewnienia wszystkim zbawienia, że przestał postrzegać wilki jako jednostki. Jego „pacjenci” czy pomocnicy są wręcz niewolnikami, w skrajnych przypadkach wręcz wyznawcami. Jest bezwstydnym i doskonałym manipulatorem, jednak to również robi z dobrej woli. Styl jego manipulacji sam w sobie jest paradoksem, jako że kontroluje każdy ruch danej osoby, często posuwając się wręcz do bezwstydnej kontroli umysłem, i dzięki temu uwalnia ich spod ciężaru podejmowania własnych decyzji. Wszyscy bezpośredni podwładni basiora zostali przez niego wyzwoleni, bo sam podejmuje za nich wszystkie decyzje, bierze na siebie całą odpowiedzialność.
Aby zrobić to, co musi zrobić, aby zmienić świat, musi stać się nieczułym potworem i to samo robi ze swoimi pacjentami, często faktycznie modyfikując ich i usuwając ich emocje. Dzięki temu uważają się za całkowicie wolnych w swoim oddaniu, jednak Asmoday, zamiast pozostawiać to wyborowi i zaufaniu, usuwa ich zdolność wyboru, usuwa ich zdolność do nieposłuszeństwa.
Asmoday celowo bierze na siebie ciężar ratowania całego świata, ponieważ nie może sobie pozwolić na postrzeganie innych jako równych sobie. Aby dalej się usprawiedliwiać, musi wierzyć, że jest jedynym wilkiem zdolnym do robienia tych rzeczy i dlatego wie lepiej niż ktokolwiek inny. Jest na tyle sprytny, by zdawać sobie sprawę nie tylko z pustki życia, jego braku celu, jego bezsensownego okrucieństwa, a także własnej gotowości, by dyktować to znaczenie innym.
Wygląd: Asmoday dla wielu wilków już na pierwszy rzut oka jest wybrykiem natury. Przerastający nawet najwyższe basiory nawet o łeb, cały nieproporcjonalny i momentami wręcz przerażający. Ma smukłą sylwetkę, w niektórych miejscach wygląda nawet na wygłodzonego. Cała masa basiora opiera się na patyczkowatych nogach zakończonych nienaturalnie ogromnymi łapami o długich i ostrych szponach. Jego sierść również jest dziwne rozłożona, na szyi gruba, puszysta i gęsta, a wszędzie indziej szorstka i krótka. Na jego sierści widnieją również czerwone znaczenia, które okazjonalnie zdają się świecić. Punktem kulminacyjnym całej dziwności jest jego pysk, zastąpiony czaszką. Nie jest to maska, nie jest również pewne czy to jego czaszka. Jego język jest nienaturalnie długi i cienki, przypomina bardziej język gada lub węża niż ten wilka. W oczodołach widnieją dziwne, czerwone ślepia. Nie są one oczami, nie da się ich wyciągnąć, skrzywdzić, nie da się nimi nawet mrugać, jednak jakimś cudem basior wciąż widzi. Łeb ozdabia para szpiczastych, dużych uszu, które zawsze sterczą w tej samej pozycji. Jego ciało zakończone jest chudym ogonem, długości równej niemal całej reszcie, który wręcz nigdy nie działa, jak powinien. Zamiast merdać i poruszać się jak u normalnego wilka, jego ogon bardziej się wije niczym wąż lub ciągnie za nim.
Żywioł: Grawitacja, Cień
Moce:
- Telekineza
- Jest w stanie dowolnie manipulować grawitacją. Moc ta pozwala mu na zwiększenie lub zmniejszenie grawitacji czy to środowiska, czy poszczególnych obiektów. Jest przez to w stanie całkowicie ignorować prawa grawitacji, pozwalając sobie na chodzenie po ścianach czy sufitach, czy nawet na lewitację. Jest to niesamowicie wszechstronne narzędzie, choć Asmoday nie odkrył jeszcze jej całkowitego potencjału. Wciąż trenuje, aby lepiej wykorzystywać te umiejętności w walce.
- Jest w stanie wtopić się w cień, całkowicie znikając z pola widzenia innych wilków. Może również przemieszczać się między widzianymi przez siebie cieniami, jednak takowy przeskok wywołuje u niego potworne zawroty głowy.
Rodzina:
Jedyny syn Marchosiasa i Leraje. Leraje, matka basiora, zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach i jej ciała nigdy nie odnaleziono. Marchosias dalej żyje w małej wiosce w Dystrykcie III.
Ostatnia rodzina, która mu pozostała to dwójka pomagierów, Eden oraz Benares. Oboje są basiorami w wieku około 4 lat. Odrzuceni przez świat i własnych pobratymców, zostali przygarnięci przez Asmodaya. Traktują go wręcz Boga i bez wahania zrobią wszystko, o co poprosi.
Partnerstwo z: Brak
Potomstwo: Brak
Miejsce Zamieszkania: Posiada kryjówki w każdym Dystrykcie oraz nawet na ziemiach niezamieszkanych. Obecnie kręci się w Dystrykcie I.
Umiejętności:
Stał się członkiem polutii, zamieszkując między byłymi kryminalistami i innymi odrzutkami. Ze względu na brak nadzoru i konsekwencji, poświęcił się w całości swoim eksperymentom. Po drodze został zakwalifikowany do podziemnych programów leczenia rzadkich chorób, jednak ze względu na swoje wątpliwe metody, został wyrzucony nawet z nich.
Obecnie dalej ucieka przed prawem, co rusz zmieniając miejsce swoich badań.
Inne:
- Parę części jego ciała nie należy do niego lub zostały one w jakiś sposób zmienione. Przykładowo, jego prawa przednia łapa wygląda jak zlepek kilku czyichś, z wieloma bliznami wyglądającymi jak przyszycia i łatkami sierści w innych odcieniach czy o innej gęstości futra.
- Pomimo twierdzenia, że jest całkowicie nieustraszony, ma lekką klaustrofobię.
- Mocno kuleje na prawą łapę.
- Asmoday całkowicie nie odczuwa bólu. To często prowadzi do jego głupich wypadków jak podpalenie własnego ogona, co zdarza mu się przynajmniej raz w tygodniu.
- W jego wszystkich kryjówkach i laboratoriach panuje ogromny chaos. Wszystko jest porozrzucane i nieuporządkowane, jednak jakimś cudem zawsze może znaleźć wszystko, co potrzebuje.
- Jest kastratem.
- Niewerbalna komunikacja jest u niego niemożliwa. Nie poruszają się ani jego uszy, ani pysk, a mimika jego ogona jest niezrozumiała dla innych wilków.
- Wierząc doniesieniom, jego zapach jest nadzwyczaj dziwny. Pomijając, że pachnie jak kilka różnych wilków, jego zapach jest również strasznie mdły, choć nie jest to zły zapach.
Autor: Slake#6414 [discord]