Centrum wyglądało tego dnia dokładnie tak samo, jak Centrum wygląda zawsze. Słoneczko świeciło, wiaterek wiał, monarchia panowała, więc żyć, nie umierać, a przecież życie jest piękne.
Aeskeron doskonale o tym wiedział, gdy “grzał” swoje zacnie siedzenie w starej, zimnej chałupie. Z zewnątrz obity deskami budynek wydawał się drewniany, jednak w środku między popruchniałymi panelami dało się dostrzec fragmenty gołych cegieł w odcieniach szarości. Sprawa inaczej się miała jeśli akurat patrzyło się na okno w formie rozbitej szyby, gdzie ubytek został zapchany białą szmatą, a całość prowizorycznie przysłonięta białą firanką z koronki. Na ciemnych ścianach panowały stare, pozornie bezwartościowe obrazy, których jednak historię Elijas zdążył poznać. Na jednym ze zszarzałych płócien widoczny był zarys rudego basiora o dumnym spojrzeniu i, może nieco zbyt wesołym, jak na kogoś kto idzie na wojnę, uśmiechu, wszystko osadzone na tle lasu. Wilk ubrany był w zbroję wojskową, która lśniła jakby samo słońce było dumne z tego wojownika, a zresztą miało rację, bo wojownik w rzeczy samej wydawał się być zwyczajnie, najzwyczajniej w świecie dobrą osobą, z której należy być dumnym. Obok niego była druga postać, może nie aż tak dumna, ale na pewno tak samo szeroko uśmiechnięta. Piękna, młoda wadera o białym futerku, niczym drobny motyl siedziała przy boku większego wilka, pieszczotliwie jedną łapą przytrzymując tę jej partnera. Delikatna i kochająca, a przy tym niezwykle silna, bo mimo przerażenia, nie pozwoliła aby jej strach został ukazany na ostatnim obrazie z ukochanym. Artysta spisał się doskonale odwzorowując tamtą chwilę, ponieważ w tym niepozornym malowidle zawarł więcej emocji pary, niż pewnie syn Ragnarooka doświadczył przez całe swoje życie, co było w sumie dosyć przytłaczające, kiedy ostatecznie zdał sobie z tego sprawę. Drugi z obrazów był Aeskronowi jeszcze lepiej znany. Był nowszy, a co za tym idzie: wyraźniejszy, a kolory żywsze. Przedstawiał szczeniaka w objęciach matki, za nimi blisko stała starsza wadera. Rdzawy pieseczek ledwo zdążył otworzyć ślipka, kiedy artysta został przyzwany do uwiecznienia pięknej chwili. Na jego pyszczku gościły w jednym momencie fascynacja, szok, złość, może niedowierzanie, duża dawka podziwu i zmęczenie. Patrzył niebieskimi oczętami na swoją rodzicielkę, która okryta do połowy jelenią skórą leżała w legowisku. Jej spojrzenie w porównaniu do jej syna było pełne ciepła i bezwarunkowej miłości, a w kątach błękitnych oczu malarz zaznaczył łzy szczęścia. Była piękna, nawet pomimo wyraźnego zmęczenia, także ruda, jednak delikatniej niż jej ognisty potomek. Gdyby się zastanowić to nawet nieco przypominała waderę z poprzedniego obrazu, jednak nie mogła być nią, bo tamta wadera stała za nimi. Starsza, nieco pomarszczona i zgarbiona, poszarzała o niebieskich oczach, także uśmiechnięta, także przepiękna i także zmęczona, jednak w odróżnieniu od jej potomków, jej spojrzenie wypełnione było jakąś enigmatyczną melancholią. Jak bardzo by się nie starał, Elijas Ragnarook Marath, malarz, musiał odwzorować ten zakopany gdzieś w głębi duszy wadery żal. Bo było jej żal, a nie miała już tej siły, aby to ukrywać. Elijas nie był w stanie tego szczegółu ominąć.
Teraz kiedy spojrzał na tę waderę, a ona posłała mu ciepły uśmiech, nie potrafił go nie odwzajemnić. Pomarszczona, stara, zgarbiona i słaba bardziej niż na którymkolwiek z obrazów, nadal była piękna. Tak samo poszarzała jak one. Stała tak, w tej pseudo drewnianej chatce, w której miała rozłożone dwa posłania złożone z kilku skór zwierząt, parę szafek i niewysoki stolik, przy którym ognisto rudy wilczek wcinał obiad. Drugi posiłek leżał obok niego, nieruszony.
- Navann, co się mówi?- staruszka zajęła głos, a młodziak zaraz podniósł głowę i z zachwytem spojrzał na malarza.
- Dzię-ku-ję!- wykrzyczał wysokim, szczenięcym głosem, a jego ogon wesoło się pokiwał na boki. Ucho Elijasa aż drgnęło z rozbawienia, jednak zachował chłodną maskę.
- Nie ma za co, wcinaj- mruknął, wracając spojrzeniem na ścianę i obrazy. Przyglądał im się niezliczoną już ilość razy i zapewne nigdy nie będzie miał dość. Za każdym razem od nowa obserwował wilczycę i jej wnuka i porównywał ich do malunków, bo to było fascynujące. Młody się wzbijał w górę, a wadera zbliżała się ku ziemi, co budziło w artyście dziwne emocje i myśli o przemijaniu. Czy szczeniak bardziej wrasta się w matkę, czy w ojca? Co zostało mu po wychowującej go babce, a co w nim zostanie, jak tej babki już nie będzie? On sam chciał zdechnąć, kiedy jego ojciec odszedł, a matka zaczęła się staczać, bo jak żyć? Bez ojca, bez matki, a z nazwiskiem rodowym do obrony. To wszystko było tak głębokie i porywające, że czasami brak tchu, ale budziło fascynację artysty, bo ten młody też kiedyś zostanie sam. Co wtedy zostanie jemu?
- Elijasie, naprawdę bardzo nam pomagasz, jak ja ci się odwdzięczę?- stara wadera z zachwytem spojrzała na artystę, którego instynkt przetrwania obudził się wraz z tymi słowami, wyrywając go z zamyślenia. Znał starą za dobrze, żeby uznać to za zwykłe wzdychanie w podziękowaniach, gdyż rozmawiali już na ten temat raz i więcej nie było potrzeby. Pomagał wilkom, które ceni, może trochę ze względu na rodziców młodego, ale to wszystko. Pomagał bo miał taki kaprys i nie miał zamiaru brać niczego w zamian. Ale teraz? Uniósł ostrożnie brew, spoglądając na posiwiałą waderę. Tak jak się spodziewał, jej oczy zalśniły zadziwiająco wesoło jak na kogoś, o kim przed chwilą pomyślał “zbliża się ku ziemi”- Ale mam do ciebie jeszcze jedną prośbę… Wstyd mi, ale…
- Do rzeczy, pani Inaido- burknął
- Czy mógłbyś jutro zająć się Navannem?
I w tym samym momencie w niebieskich oczach wspomnianego szczeniaka zapaliło się miliony gwiazd, niczym na bezchmurnym niebie w nocy, kiedy w tym samym momencie w oczach Elijasa zapłonął niebezpieczny płomień, który mógłby trawić lasy. Wyprostował nieco łabędzią szyję, żeby zaraz przechylić łeb w bok, nie spuszczając spojrzenia ze staruchy.
- To nie jest dobry pomysł. Nie mam ręki do dzieci. Nie miałem nigdy dzieci pod opieką. Przykro mi, droga pani- wypowiedział wyraźnie i spokojnie, zaraz ponownie przybierając wygodną pozycję, odwracając wzrok na obrazy, aby uniknąć rozczarowania babki i jeszcze większej krzywdy jej wnuka. Zacisnął niewidocznie zęby i po chwili milczenia znowu się odezwał, nieco niechętnie- Właściwie skąd przypuszczenie, że jestem dobrym kandydatem na opiekunkę dla Navanna?
- Wiesz, że biorę od ciebie tak mało jak mogę, mam swój honor- wymamrotała wadera z równą niechęcią- Ale nie mam nikogo, kto mógłby się nim zająć. Perosh wyruszył w świat, a ja muszę odwiedzić szpital, nie chcę go ze sobą ciągać- kiwnęła głową na młodziaka który zapomniał o głodzie i patrzył maślanymi oczyma to na Elijasa, to na babcię. Musiał się nudzić całymi dniami z babką, a skoro opiekun w postaci nastoletniego Perosha się zawinął, teraz musiało być jeszcze gorzej. Aeskeron ponownie pomyślał o tym jak sam był samotny, ale musiał powstrzymać empatię… nawet jeśli nie miał planów na następny dzień… Cholera. Z krótkiego zamyślenia wyrwało go niemal niewidoczne szturchnięcie Navanna przez babkę i to jak gestem ucha wskazuje mu na starszego wilka. Artysta gniewnie zmarszczył brwi na staruchę, kiedy szczeniak podbiegł do swojej ofiary i stanął mu tuż pod nosem, czarując gwiazdkami w wielkich tęczówkach.
- Panie Elijasie, ładnie proszęęę- zawył tak uroczo jak potrafił, jednak czerwonooki nie wyglądał na wzruszonego, przesuwając swoje spojrzenie z babki na wnuka. Cholerny szczeniak, będący idealnym miksem ognisto rudej sierści z niebieskimi jak noc oczami. Milczał uuparcie- proszęęęę…
Dobra, stop. Elijas przymknął oczy.
- I niby co chciałbyś ze mną robić, panie Navann?- zasyczał w charakterystyczny sposób, na co chodząca pomarańczka parsknęła śmiechem.
- Z Peroshem chodziliśmy na treningi, żebym był duży i silny i odważny jak prawdziwy wojownik!
Jego dziadek zginął jako wojownik, jego ojciec zginął jako wojownik, a on chce zostać wojownikiem, wzruszające.
- Nie umiem się bić, więc niczego nowego cię nie nauczę- warknął, nadal nieporuszony.
- To ja nauczę pana! Albo porobimy coś innego!
Chociaż bardziej było chyba wzruszające to, jak tego młodego strasznie ciągnęło do obcego basiora.
- Bardzo, bardzo proszę!
Z drugiej strony Elijas znał go od narodzin, czy mógł się nazwać obcym?
- Eliiiijassssiee- szczeniak przeciągnął, naśmiewając się z jaszczurzego akcentu.
- Nie jesteśmy na “ty”, smarku, poza tym nie kalecz akcentu mojego rodu- prychnął i wysunął fioletowy język dla zwykłej popisówki. Młodziak zaśmiał się wesoło, a malarz zwrócił wzrok na rozczuloną tym widokiem waderę- Wezmę go na cały dzień, rano przyjdę.
Bez zbędnej zwłoki basior powstał, ignorując skaczącego z radości szczeniaka i wyminął bez pośpiechu starą, narzucając na siebie w międzyczasie ulubione futro w odcieniu przygaszonego fioletu.
- Jesteś aniołem, Elijasie. Prawdziwym aniołem- głos siwej znów stał się pełen zachwytu, aż malarz machnął gniewnie ogonem, czego już nie było widać pod grubym płaszczem.
- Bzdury- warknął, stając przed drzwiami i tylko na chwilę odwrócił się przed wyjściem, wskazując nosem na nietkniętą porcję jedzenia na stoliku- A ty masz to zjeść, Inaido, bo biorę go tylko na jeden dzień. Nie zastąpię cię- wysyczał na koniec.
Następnego dnia wstał wcześniej niż zazwyczaj i wyjątkowo był trzeźwy. Nie, żeby to było coś dobrego, bo Elijas bez kaca to Elijas wyżywający się na innych, a nie na sobie, ale jednak do tego doszło. Nie wyobrażał sobie w końcu pilnowania smarka z odruchami wymiotnymi co piętnaście minut drogi, a trochę drogi dla nich przygotował. Zgarnął więc szybko rudzielca, zabrał go na równie szybkie śniadanie i wyruszyli w drogę. Od samego początku Aeskeron nie był pewien czy podjął dobry wybór, chcąc zabrać młodziaka do innego Dystryktu, w końcu ten nie miał nawet skończonych czterech miesięcy, jednak skoro już Navann zdążył się podekscytować, to nie było wyboru. Szli powoli, najbezpieczniejszymi ścieżkami, a w międzyczasie zdążyli ustalić sygnały ostrzegawcze i określić jak niebieskooki ma się zachować w wypadku jakiegokolwiek zagrożenia, nieważne czy to wychłodzenie, niedźwiedź, pożar, czy chęć wysikania się. Wszystko musiało odbywać się jak w zegarku i bezpiecznie, bo gdyby coś stało się temu rudemu pokurczowi, Elijas mógłby od razu kupować trumnę dla jego babki, a potem dla siebie.
Do Lodowego Łuku dotarli jeszcze przed południem ku zadowoleniu artysty. Kiedy tylko w polu ich widzenia pojawiła się rzeźba nadająca nazwę całemu miejscu, Nav zaczął jeszcze bardziej się podniecać i podskakiwać, wesoło pokrzykując, dopóki nie został zganiony przez opiekuna. Zachwycał się tak samo lodową figurą, jak i wodą, czy brakiem śniegu.
- Co będziemy tu robić?- gwiazdy w oczach małego Agropiusa błyskały z fascynacją, co jednak nie rozpraszało skupionego Elijajsa.
- Mamy tu dużo skał, więc pomyślałem że moglibyśmy popracować nad twoją zwinnością. Co z tego, że będziesz silny, skoro nie będziesz potrafił unikać ciosów i skupiać się na terenie?- zapytał oschle, rozglądając się aby wyłapać ewentualne zagrożenia i niebezpieczniejsze fragmenty. W rzeczywistości sam po prostu rzadko podróżował po Królestwie, więc nie znał za dobrze jego terenów, a zwinność wymyślił po drodze bo wilczek często się przewracał. Ostatecznie Elijas stwierdził że to dobre miejsce, bo ciało szczeniaka i tak jest póki co zbyt miękkie żeby mógł sobie coś zrobić.
- Super!- krzyknął z radością malec i pobiegł prosto pod łuk, badając go ostrożnie łapkami.
Artysta patrzył na niego z ukrywanym zaciekawieniem. Może i miał te trzy i pół miesiąca oraz geny Agropiusa i Sivariusa, ale był naprawdę silny jak na tak zaniedbane przez życie szczenię. Babka starała się jak mogła żeby pielęgnować syna swojej zmarłej przed niecałymi dwoma miesiącami córki w warunkach jakie ma niepracująca wadera bez rodziny i w związku z tym nawet sam czerwonooki uparł się, że syn jego bliskiej znajomej nie będzie chodził głodny, póki żyje… jednak w głębi siebie wątpił, aby ten dzieciak zdrowo się wychował. A jednak przeżył zaskoczenie.
- Zaczynamy?- spytał w końcu Nav po obadaniu łuku. Aeskeron skinął głową i wybrał na początek jakąś płaską nawierzchnię w okolicach wody, bo w razie czego będzie mógł używać telekinezy by łapać szczeniaka.
Czuł się głupio, kiedy mówił o pracy mięśni, reakcjach i zachowaniu skupienia podczas potyczek, bo nigdy wcześniej tego nie robił. Zabawa w nauczyciela nie była czymś o czym marzył, a dzieci raczej unikał… w dodatku to uparte, zachwycone spojrzenie rudzielca, który chłonął każde słowo opiekuna jak gąbka, było wręcz rozpraszające. Kiedy przeszli do “prawdziwych czynów” Aeskeron musiał walczyć ze sobą żeby nie roześmiać się z każdym ruchem malucha. Wilczek chaotycznie biegał i skakał, a kij w tyłku Aeskerona nie pozwalał mu na podobne wyczyny, więc raczej udzielał porad słownych i jedynie popychał od czasu do czasu Nava telekinezą, kiedy ten zaczynał sobie radzić. Bardzo szybko wyszło na jaw, że to beznadziejna metoda.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? Nie jestem ani wojownikiem, ani nauczycielem, tylko malarzem
Elijas przykucnął, by zejść do poziomu zziajanego szczeniaka i aż zrobiło mu się głupio, że przez niego niebieskooki tylko bezsensownie się zmęczył. Już zignorował fakt, że właśnie przez wszędobylskie kałuże moczył drogie, błękitne futro narzucone na własny grzbiet. Boki małego poruszały się szybko, kiedy odwrócił się tyłem do nauczyciela, by napić się wody, bo najwyraźniej już nie wytrzymywał. Sam artysta przełknął ślinę z zagubienia.
W końcu mały Agropius się wyprostował i nagle stanął twarzą w twarz z nauczycielem, a z jego spojrzenia ziało zawzięcie.
- Postaraj się- prychnął opiekunowi prosto w głupią mordę- Bo ja się staram, a ty nie!
Że artystę zatkało to mało powiedziane.
Ten mały drań…
Elijas zamrugał, nie dając po sobie poznać jak bardzo Navann go zaskoczył. Zacisnął zęby na języku, nim ten zdążył w stresie się wysunąć by zbadać powietrze. Spojrzał gdzieś w bok i w końcu wziął wdech.
- Nie jesteśmy na “ty”, smrodzie- zasyczał cicho, próbując szybko wymyślić co powinien zrobić. Kiedy ponownie spojrzał na rudzielca, dostrzegł na jego mordce cały czas takie samo zaangażowanie, przez myśl artysty nawet przeszło, że nie zdziwiłby się, gdyby ten dzieciak zaraz wyskoczył do niego z tekstem typu “na nazywanie per “pan” musisz sobie zasłużyć!”, ale na szczęście nic takiego nie padło w przeciągu kilku sekund- Zgoda, zacznijmy od nowa.
Navann uśmiechnął się lekko i skinął łebkiem, patrząc jak jego mentor zdejmuje z pomocą telekinezy płaszcz i odrzuca go gdzieś na bok, a mięśnie pod nagą skórą natychmiast się spinają pod wpływem chłodu. Zadowolenie ucznia przybrało jeszcze bardziej na sile, kiedy przednie łapy Elijasa ugięły się do zachęcającej do zabawy pozy. Jednak czerwone czy nie zachęcały do zabawy, a prowokowały.
- Nie będę używał telekinezy, więc nie wleź do wody.
- Tak jest!
Na niedługich łapach rudzik w kilku susach pokonał odległość dzielącą go od starszego basiora, który odskoczył idealnie w momencie, w którym małe zęby chciały chwycić za nogę nauczyciela. Malec już miał opaść na głowę, jednak został złapany za ogon przez wyżej wymienionego wilka.
- Przede wszystkim oducz się tego upadania na ryjek, bo krzywdę sobie zrobisz. Patrz, przed każdym kolejnym skokiem musisz mieć przemyślane co dalej chcesz zrobić: biegniesz dalej, czy już nie ma sensu?- Aeskeron oddalił się kawałek i zaczął lekko kicać po niewielkim okręgu, nie wiedząc do końca jak wyjaśnić tak prostą czynność- Sytuacje się zmieniają i to nie tak, że skoro ty na mnie cały czas biegniesz, to ja tam będę do ostatniej chwili. Mam dużo dłuższe nogi, a nie mogę pozwolić ci się złapać, więc będę uciekać- tłumaczył, nadal się poruszając- tylko że ty już o tym wiesz, więc możesz w porę zareagować- i w tym momencie starszy wilk wyżej podskoczył i miękko wylądował na przednich łapach, zatrzymując się- Rozumiesz? Reagować na bodźce podczas biegu jeszcze się nauczysz, tak jak gwałtownego skręcania. Najpierw opanuj ruchy swojego ciała. Rozluźnij się, tu masz dużo miejsca.
Przez cały wywód Elijasa Navann przestał się uśmiechać i rzeczywiście się skupił, obserwując ruchy Aeskerona, jakby analizował każdy ruch pojedynczego mięśnia. Przy okazji zdał sobie sprawę, że rzeczywiście teraz miał szansę się wybiegać i musiał dobrze wykorzystać ten trening, ponieważ jeśli wróci do domu, będzie żałować tego, czego nie pojął. Skinął głową, a Elijas ponownie przypadł do ziemi, uważając, aby młodziak go nie dotknął nawet przez najgłupsze potknięcie. W przeciwnym wypadku mógłby go usmażyć.
Zdjął futro, więc musiał podnieść temperaturę ciała prądem żeby sam nie zamarzł, a co za tym idzie- tak małe stworzenie mógł zabić jednym dotykiem w mokry nos.
Tym razem wilczek zamiast biec na oślep w kierunku Elijasa, przyjął taktykę polegającą na wolniejszych skokach, a po każdym wyciągał wysoko przednie łapy ku górze, by w razie czego móc wylądować. W końcu zatrzymał się przed malarzem, który jednak nie poruszył się przez cały ten popis ani o centymetr. Oboje spojrzeli na siebie w pełnej powadze.
- To już?- spytał w końcu starszy basior, a młodszy w konsternacji nie wiedział co z tym fantem zrobić.
- Pobiegaj tak jak ci wygodnie, ale nie zapominaj że masz biec- kontynuował artysta, podnosząc się najpierw do siadu, a potem przespacerował się parę kroków za młodzieńca- Zacznij stamtąd i pobiegnij po łuku. Pamiętaj, że chcesz mnie złapać, a nie nastraszyć.
Nav bez słowa ruszył tak, jak Elijas mu polecił. Nadal wyglądał nieco karykaturalnie i sztywno, jednak wydawał się coraz lepiej opanowywać to co jest tak naturalne dla dorosłego Elijasa.
Przez jakiś czas tak skakali. Zarówno jeden jak i drugi w pełnym skupieniu, gdy jeden szkolił swoje umiejętności, a drugi unikał ataków pierwszego, wyskakując nieraz na wystające kamienie. Malarz sam nie był nawet świadomy, kiedy zaczął tracić oddech i z czasem coraz ciężej było mu złapać równowagę na nierównej powierzchni. Zaczynało go za to dziwić jak bardzo na swoim zadaniu skupiał się niebieskooki. Jakby zapomniał, że naturalną rzeczą jest też męczenie się i ból nóg. W trakcie treningu więc przeszli na nieco cięższe tereny, gdzie Elijas musiał unikać nie tylko coraz to wyższych kamieni, ale również nierównych form zarówno lodowych, jak i skalnych atakujących go z obydwu stron. Malarz całkowicie stracił czas polecając szczeniakowi coraz to kolejne wyzwania i z rosnącą satysfakcją obserwował, jak to nieduże ciało zaczyna się poruszać wedle uznania właściciela. Właściwie to nie potrafił nawet określić czy to co czuje to bardziej satysfakcja, czy strach, że to młodę to niezniszczalny potwór. Z czasem piaskowy wilk zaczął wyraźnie zwalniać i prawie odczuł ulgę, że to Navann się zatrzymał jako pierwszy. W końcu on sam nie mógł tego zrobić, bo jak by to wyglądało? Ulga jednak przeszła natychmiast, kiedy malarz zrozumiał, że to nie zmęczenie zatrzymało młodego. Razem z cichym słowem “uważaj”, wysuwającym się z pyszczka rudzielca, czerwonooki spiął całe zmęczone ciało i jednym impulsem odskoczył na bok, kiedy ogromna łapa niedźwiedzia prawie dotknęła jego boku, nieomal nie rozrywając delikatniej skóry potężnymi pazurami. Basior nie rozumiał w jaki sposób udało mu się wylądować, zapierając się łapami o wystające kamulce, jednak nie miał też czasu się nad tym zastanawiać. Kątem oka dostrzegł tylko jak Navann w panice zapomina o wszystkim co ustalali i biegnie prosto na Aeskerona, szukając ratunku w postaci celu obranego przez największe zagrożenie.
Starszy wilk zszedł nisko na łapy i zaraz wybił się od krzywej nawierzchni, by wylądować półtora metra dalej w bok, a drapieżnik pełen sił ruszył za nim. Malarz natychmiast obrócił się do malca, który w panice zaczął biec za nimi.
- Pogięło cię? Schowaj się!- Elijas wrzasnął na małą rudą kulkę, która po raz pierwszy w swoim niedługim żywioce spotkała niedźwiedzia. Stworzenie, o którym dotychczas słyszał tylko w opowieściach… jednak opamiętał się. W jego gwieździstych oczkach zalśniły łzy czystego strachu, jednak zaczął się wycofywać, kiedy ogromna bestia atakowała jego opiekuna.
Mimo iż starszy wilk był… starszy, był też przemęczony i nieprzygotowany na takie zabawy, a już na pewno nie planował bawić się z bestią w iluzję. Ostatni raz koślawo przeskoczył za jedną z lodowych kolumn i gdy napastnik pojawił się w zasięgu wzroku, niemal chwytając łapą za nogę wilka, Aeskeron nasłał na niego potężną dawkę prądu elektrycznego, wcześniej uchylając się, jakby miał zostać zbity.
Zwierzę zamarło w pół kroku, każdy fragment jego ciała drgał, a powietrze wypełnił odór palonego futra. W końcu Elijas odpuścił, a na jego pysku nie było widać więcej niż zaskoczenia, kiedy oczy szeroko się otwierały. Stał tak, wpatrując się w nadal podrygujące ciało. Obserwował jak z pyska bestii wypływa spieniona ślina zmieszana z wymiocinami, a z jego drugiej strony wypływa to, co jeszcze wypływać nie powinno. Białe futro zdawało się dymić.
Basior wziął oddech, nie będąc nawet pewnym kiedy go wstrzymał, jednak nadal nie potrafił przestać patrzeć na martwe zwierzę, które przez cały czas się poruszało. Jakby niedźwiedź miał za chwilę wstać i znowu zaatakować.
- P...panie Elijasie..?
Jego ucho zadrżało, pysk pozostał nieruchomy.
Cóż, on też widział niedźwiedzia po raz pierwszy. I pierwszy raz zabił żywe stworzenie.
- Eli…- drobna łapka dotknęła nagle nagiej skóry, a niebieskooki wilczek urwał w pół słowa, kiedy napięcie przeszyło i jego.
- Nie dotykaj..!
Oba wilki odskoczyły od siebie jak oparzone, a przerażenie Elijasa osiągnęło zenitu. Upadł na kamienie w niekomfortowej pozycji, jednak gwałtownie przewrócił się brzuchem na dół, łapiąc w pysk hausty powietrza. Czuł jak palą go wszystkie mięśnie, jego nos atakował smród spalonego futra, a on sam nie był w stanie się poruszyć, przerażony. Czy ten gówniarz nie widział co się stało z tym zwierzakiem!? Co do kurwy nędzy go napadło, żeby teraz dotykać zestresowanego wilka!? W uszach nadal słyszał trzaski swojej własnej mocy, obejmującej ciało dzikiej bestii i to jak agresywnie jej serce wtedy kołatało.
Jednak dzieciak zaraz wstał. Bez zarzutu na mordce, jak najbardziej przyklejony do kamieni, by stać się jak najmniejszym, podpełznął do starszego basiora i schował się między jego przednimi łapami. Ufnie wtulił się w dramatycznie podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową basiora, zwijając się w kłębek. Zupełnie ignorował delikatne mrowienie spowodowane mocą, która zaledwie dwie minuty wcześniej powaliła za jednym zamachem śnieżnego niedźwiedzia.
Całe ciało Elijasa drżało i nie był w stanie nic na to poradzić, walczył ze swoim oddechem i mrozem, który coraz nieprzyjemniej dawał mu się we znaki, zimnymi łapskami dotykając nagą skórę. Ale naprawdę nie mógł nic zrobić. Opuszczał lekko, bezwładnie głowę, przez cały czas hiperwentylując i próbując skupić wzrok na czymkolwiek sensownym, jednak kiedy jego broda w końcu napotkała małą rudą kupkę futra, malarz zatopił w niej cały nos, bo na litość boską, nic mu nie było.
Zamknął oczy, chcąc się uspokoić jak najszybciej. Cała akcja powalenia zwierzęcia nie trwała długo, nie była też szczególnie krwawa, jednak Navann był prawdziwie przerażony, a roztrzęsiony Aeskeron przecież nie byłby w stanie dodać mu żadnej otuchy, kiedy sam chciałby schować się pod jakimś kamieniem, a najlepiej to zostać pogłaskanym po główce i zapewnionym, że już jest bezpieczny. Ale to on był tym nauczycielem.
Po dłuższej chwili spędzonej w tej pozycji, Elijas czuł jak cały ogon, tylne łapy i zad zaczynają boleśnie go mrowić na skutek zarówno przeciążenia, jak i mrozu, więc czy chciał, czy nie- musiał się poruszyć. Na samym początku wysunął pysk z grubego futra swojego podopiecznego, który zdawał się już mniej drżeć.
- Navann, żyjesz?- wychrypiał, jednak zaraz odchrząknął. Jego dusza już spokojnie spacerowała sobie po okolicy i zbierała porwaną przez strach dumę, a tymczasem przeszklone niebieskie oczy podniosły się na pysk większego wilka.
- Tak- mruknął jedynie wilczek w odpowiedzi, jednak też już powoli dochodził do siebie- ten niedźwiedź był taki ogromny…
- Ano- Aeskeron zgodnie pokiwał głową, a jego spojrzenie szybko przeniosło się na cuchnące zwłoki bestii. Co powinien powiedzieć? Że też się bał? Że nie planował żeby to się tak skończyło? Że chciał dobrze? Że to tylko głupie zwierzę?
- Byłeś niesamowity, Elijas- szepnął nagle wilczek z zachwytem. Piaskowy basior opuścił nisko brwi i spojrzał jak na pochmurnym niebie oczu młodziaka znowu pojawiają się gwiazdy.
- Ja zawsze jestem niesamowity, a poza tym, to nie jesteśmy na “ty”, dzieciaku- zasyczał, nawet jeśli przez jego pysk przeleciał krótki uśmiech. Bez większej chwili zwłoki podniósł chudą dupę, która potężnie zadrżała pod wpływem tego co dzisiaj przeżyła. Mimowolnie stęknął pod nosem, podciągając obie łapy aby wykonać dalsze kroki. Jak najszybciej odszukał wzrokiem swoje cudowne błękitne futro i przywołał je telekinezą prosto na swój grzbiet, podwyższając elektryką temperaturę ciała. Nawet gdyby chciał udawać odrazę do siebie, czy tej umiejętności, to nie miał jak. Tylko dzięki niej żył, więc czemu miałby narzekać? Kiedy w końcu jako tako się oporządził, zwrócił czerwone oczy na młodego Agropiusa, który z bezpiecznej odległości obserwował w milczeniu ścierwo niedźwiedzia. Sam nie chciał przyznać, że było mu nieco przykro ze śmierci zwierzęcia i tłumaczył to sobie po cichu, że to przez żywioł. Nie chciał go zabijać, ale oba wilki były w realnym zagrożeniu. Tak mały wilczek byłby na jedno kłapnięcie szczęk takiego potwora i Elijas zastanawiał się do jakiego stopnia ten wilczek był tego świadomy. I co teraz wyniesie z tego dnia?
Odetchnął cicho, czując jak wszystko w jego organizmie trafia na właściwe tory.
- Będziemy musieli opowiedzieć o tym jakiemuś strażnikowi, żeby się tym zajęli- wymamrotał, przełamując trwającą ciszę na pół. Jego połowa ciszy była zniszczona, a co z tą należącą do młodego?- Jak się czujesz, smarku?
I nadal cisza. Malarz znowu zaczął odczuwać niepokój, jednak nie poruszał się w oczekiwaniu, aż w końcu szczeniak zajął głos. Wesoły i roześmiany.
- Wszystko mnie boli, twoje treningi są chore.
Aeskeron wpierw nie wiedział jak zareagować, jednak po chwili sam parsknął śmiechem.
- Tak się kończy trucie mi zadu... Co powiesz na gorące źródła, a potem porządny obiad u mojej znajomej?
Nav podskoczył, nie wykazując żadnych objawów bólu, ani na pyszczku, ani na ciele. Jak zwykle był całkowicie zachwycony, a gwiazdy lśniły w jego oczach.
Nagroda: 2 punkty zwinności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz