Wadery porozmawiały jeszcze kilka chwil, zanim do Ashayi nie podbiegła jakaś inna wilczyca, absorbując całą uwagę młodszej. Ostatecznie Vallieana nie zrozumiała o co chodzi i nawet nie próbowała się wtrącać w sprawy między nimi, więc postanowiła szybko się eksmitować, by nie robić sztucznego tłumu. Po krótkim pożegnaniu z magiem odeszła w swoją stronę, wpadając w zamyślenie. Mimo iż była niemal pewna, że już nigdy więcej nie spotka intrygującej samicy o dwukolorowych oczach, poczuła swego rodzaju fascynację jej osobą. Widziała duchy, ponadto była magiem, zapewne potężnym mimo młodego wieku. Sama Vallieana była jedynie podrzędnym Zerdinem bez większych zdolności i nie miała raczej czym się pochwalić, a tutaj pojawia się przed nią najprawdziwszy mag! W dodatku mag czarnej magii!
Uspokój się trochę, ta młoda nie jest aż taka niesamowita.
Zimny głos ducha wypełnił powietrze, przeszywając myśli, ale zielarka tylko pokręciła na to głową z lekkim uśmiechem na pyszczku.
- To twoje zdanie. Moim zdaniem jest wyjątkowa- odparła cicho, jednak na głos. Idąc główną drogą pozwoliła sobie na odezwanie się, bo nikt tak naprawdę nie zwracał na nią uwagi, każdy skupiony był na swoim życiu i jak najmilszym spędzeniu wolnego czasu.
Widzisz, czyli zgadzamy się tylko do połowy.
Wadera lekko uniosła brwi, tym razem nie odpowiadając. Mimo iż zaczęła włóczyć się po granicach święta bez celu, wyglądała na wybitnie zainteresowaną straganami… nawet jeśli patrzyła niekoniecznie na to co prezentują.
Wyjątkowa jest... ale nie wiem czy na tyle, żeby spędzanie z nią czasu mogło wyjść ci na dobre.
Vallieana poczuła jak znowu się gubi, co czasami było aż męczące. Vernon znów wiedział rzeczy, których ona sama nie była w stanie dostrzec, czy chodziło mu tylko o zainteresowanie Ashayi jego osobą? Już chciała się odezwać, jednak duch znów zabrał głos, rozgadany tego wieczora jak nigdy przedtem.
Mam wrażenie, że źle to odebrałaś. Nie przejmowałbym się czymś tak prostolinijnym jak to, że mnie widzi albo że czegokolwiek ode mnie oczekuje. Dla mnie jest tylko jakimś kundlem, który ma zbyt cięty język, może mnie co najwyżej chwilę pokontrolować dla zabawy, ale krzywdy mi nie zrobi. Odnosiłem się do ciebie, bardziej mam na myśli że jej magia nie jest czymś stuprocentowo bezpiecznym. Przynajmniej takie pozostawiła mi po siebie wrażenie.
Chwila milczenia, dosłownie kilka zbyt długich sekund.
- W końcu to czarna magia- na pyszczek wadery wpłynęło znowu zamyślenie, rzuciła to luźno, prawie od niechcenia. To że nie wiedziała wszystkiego, a chciała wiedzieć jak najwięcej, nie było tajemnicą, w dodatku Vernon miał magiczny zmysł do mocy i aury innych stworzeń, co często wyjaśniało jego nastawienie, a tym samym jeszcze bardziej interesowało waderę. Świadomie lub nie, odsuwała się powoli od tłumu.
Nie wiesz o czym mówisz, moja najdroższa.
Wypuściła powietrze nosem, bo nie była w stanie się z tym kłócić. Jej znajomość z czarną magią była raczej znikoma, wiedziała o tym doskonale, tak jak wiedział to duch Zerdina.
Resztę wieczoru spędzili na powolnym spacerowaniu w obrębie Centrum Królestwa i tam też wadera została na noc. Dopiero z rana wróciła do swojego mieszkania przy Kościach Przeszłości, gdzie powitały ją znajome westchnienia wiatru i tajemnicze szepty, przejmujące wilka do głębi. Jej uwielbienie do tej ciszy i spokoju natychmiast opadło na ciało pewną ulgą, bo w końcu wróciła w bezpieczne miejsce. Następne dni także były spokojne, a Vallieana opuszczała swoją jaskinię sporadycznie, nie mając potrzeby przeżywania mrożących krew w żyłach przygód. Wszystko było dobrze i dobrze mogłoby pozostać, gdyby pewnego dnia nie dostała listu od wilków wyższych rangą. Nazwiska zapisanego na pergaminie nie kojarzyła w ogóle, jednak dlaczego miałaby je znać? Nie interesowała się wszystkimi wojownikami z zarządu, a zresztą to nie był pierwszy taki list, w którym jakiś poważny wojownik prosi o wybranie się przez waderę w jakieś tereny, bo rzekomo rośnie tam jakaś potrzebna mu roślina, ale on nawet nie wiedziałby co z nią zrobić. Na takie sytuacje wzywali zielarkę, stawiali granicę czasową, a potem dużo jej płacili, więc nie narzekała. Zlecenia na terenie królestwa zazwyczaj nie stanowiły problemu, a jeśli stanowiły, to odesłała list zwrotny i było po problemie.
W Dystrykcie trzecim naprawdę rosłyby srebrzyki szklane? W dodatku w wulkanie? Pierwsze słyszę, a uczyłem się o tym zielsku razem z tobą.
- Mi również to nie pasuje- przyznała, jednak nie przerywała pakowania się nawet na chwilę. Wprawiona była w tym do tego stopnia, że nie musiała się nawet szczególnie zastanawiać, jak powinna się przygotować na tę wyprawę, zgarniając po kolei ważne rzeczy- Ale nigdy tam nie byłam, więc myślę, że tym bardziej powinniśmy to sprawdzić. Nawet jeśli nie srebrzyki, to rosną tam inne nieczęsto spotykane rośliny, więc nie zmarnuję czasu.
A jeśli czeka tam na ciebie niebezpieczeństwo?
Głos ducha nie był ani zły, ani przestraszony, a raczej zimny jak zawsze. Zero przejęcia, czy jakiejkolwiek słabości. Wadera mimowolnie lekko się skrzywiła.
- Jest masa wilków które jest łatwiej porwać ode mnie. Myślę, że gdyby ktoś chciałby zrobić mi krzywdę to nie wysyłałby mnie specjalnie do wulkanu używając takiej wymówki, jak srebrzyki… Poza tym w razie problemów mam ciebie.
Tak, masz do mnie masę zaufania. Co jeśli to ja chcę cię zabić?
- Brzmi strasznie, ale zbyt wiele razy ratowałeś mój zad, żebym w to uwierzyła.
I z tymi słowami wadera otulona w lekkie, jelenie futro, z torbą zwisającą u boku, wyszła z jaskini. Kroki skierowała do Dystryktu trzeciego, a w nim - do wulkanu Razeia, gdzie rzekomo miała zebrać rzadkie kwiecie.
Do wyprawy przygotowywała się przez dwa dni, powiedziała też o tym swojej dobrej znajomej na wypadek, gdyby za długo nie wracała. Pogoda była zadziwiająco przyjemna, a wiatr wiał jej w plecy, więc nad ranem następnego dnia znaczną większość drogi miała za sobą, nawet jeśli wcześniej poświęciła kilka godzin na szybkie zregenerowanie sił. Niestety im bardziej zbliżała się do celu, tym bardziej niebo powoli było zakrywane przez ciężkie chmury burzowe, więc z niezadowoleniem przyznała przed sobą, że czekają ją kolejne godziny oczekiwania na lepsze warunki.
Stała więc tak otoczona lodowatym wiatrem, wpatrując się w wyrastający w oddali spod lodu zarys wulkanu. Wielką górę otaczało pustkowie, była prawie czarna, otulona puchem zimnych, gęstych chmur, co nadawało całemu miejscu koszmarny wygląd.
Vallieana już miała zawracać w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia, kiedy jej spojrzenie wyłapało gdzieś z boku na horyzoncie poruszającą się czarną masę. Zamarła, zaś Vernon jedynie zmrużył czerwone ślepia. Po jego niematerialnym ciele przelazłby zimny dreszcz, gdyby nie fakt, że był martwy. Zadrżał mentalnie, bo już wiedział, że czarna masa ma dwukolorowe oczy.
<Ashayo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz