Nie byłam nigdy wielką fanką świecidełek. Chyba, że mogły mi się w jakiś sposób przydać... Wtedy to już zupełnie inna sprawa. Funkcjonalność była dla mnie w znacznej większości przypadków najważniejsza.
Tak więc, gdy dowiedziałam się, że znajoma Willy'ego, właściciela karczmy, w której lubiłam przesiadywać w wolnej chwili wraz z przyjaciółmi, ma do sprzedania pewien magiczny, a do tego niezwykle urokliwy, przedmiot, może nie bez wahania, ale wyraziłam chęć zakupu. Oczywiście uprzednio chciałam się upewnić, że faktycznie jest mi w stanie coś dać. Coś, co mi się przyda i co będę mogła wykorzystać. Jak już wspominałam, samo "jest ładny" nie wystarczyło. Nie dla mnie. Nie, jeśli chodziło o wydawanie pieniędzy.
Dlatego zaraz po skończonej pracy, znajomy basior zaprowadził mnie do wadery, która chciała sprzedać ten intrygujący przedmiot. Mieszkała w bezpośrednim sąsiedztwie Rynku... Choć po wyglądzie jej mieszkania wnioskowałam, że już niedługo.
- Wyprowadzasz się? - zapytałam, gdy już zostałyśmy sobie przedstawione. Może nie było to najgrzeczniejsze z pytań, jakie można zadać nowo poznanej osobie, ale sytuacja tak się potoczyła, że nie było to niekulturalne. Nie bardzo.
- Utrzymanie mieszkania w tak dobrej lokalizacji staje się coraz trudniejsze - uśmiechnęła się smutno. - Ceny rosną, a moja płaca się nie zwiększa.
To było smutne. Że musiała wyprowadzić się, porzucić miejsce, w którym mieszkała pewnie od lat, tylko dlatego, że ktoś nagle postanowił podnieść czynsz... Dlaczego? Dlaczego musiało to tak wyglądać?
Życie było niesprawiedliwe.
Z tego samego powodu, dla którego opuszczała mieszkanie, chciała sprzedać ten nietypowy przedmiot. Mówiła, że to w sumie pamiątka rodzinna, jej babcia była zielarką i wykorzystywała go do tworzenia niektórych wyjątkowych specyfików. Natomiast jej, malarce, przedmiot nie był już potrzebny. A potrzebowała pieniędzy.
To ostatecznie przekonało mnie do tego, by kupić go od niej. Za nieco wyższą cenę, niż sobie początkowo zażyczyła... Chociaż tak mogłam jej pomóc.
A co to był właściwie za przedmiot? Wadera nazwała go po prostu "drzewkiem z wróżkami", choć żadnych wróżek z pewnością zamkniętych w nietypowej kuli nie było. Z przedmiotu można było pozyskać pył. Ten sam, który babcia sprzedającej wykorzystywała do produkowania leków. Uznałam, że i mnie może się on przydać wobec tego. Będę się tylko musiała nauczyć, jak najlepiej go używać.
Wróciłam z nowym nabytkiem do domu, postawiłam go na kominku... Światełka wirujące w kuli uspokajały. Faktycznie... Wyglądało to naprawdę ładnie.
Położyłam się przy ogniu, zapatrzyłam na magiczny przedmiot... I nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Zakup przedmiotu: Drzewko z wróżkami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz