Zaśmiałem się cicho, wpatrując się w waderę.
- No nie każ mi czekać - rzuciła zniecierpliwiona, na co tylko pokiwałem głową, biorąc do pyska kęs ciasta. Tarta z jagodami rozpłynęła się po moim podniebieniu i mogłem delektować się jej delikatnym smakiem. Widząc moje zadowolenie, na pysku przyjaciółki pojawił się uśmiech. Wyglądała z nim naprawdę uroczo. Wziąłem kilka łyków mleka i następny kęs ciasta.
- I jak? - zaśmiała się, patrząc na mnie.
- Pyszne. Ale nie musisz się od razu tak śmiać.
- To tylko... - parsknęła jeszcze raz, biorąc serwetkę. Zbliżyła się do mnie, wycierając mi kąciki pyska - zostało ci trochę jagód.
- Co my mamy z tymi jagodami? - rzuciłem w jej stronę, kiedy ta delikatnie wycierała mi pysk. Powinienem poczuć się dziecinnie, ale o dziwo mi to nie przeszkadzało.
~*~
Posiedzieliśmy w kawiarni jeszcze przez dłuższą chwilę, nawet nie zauważyłem kiedy czas zleciał nam na kilkugodzinnej pogawędce. Zamówiliśmy jeszcze cały dzbanek ciepłego mleka z miodem i kilka muffinek. Kiedy doszło do płacenia Spero chciała zapłacić za siebie, ale stanowczo zabroniłem, zasłaniając ją skrzydłem. W końcu to ja jej zaproponowałem posiłek. Ona tylko wybrała lokal.
- A teraz chodź za mną! - odparłem, gdy wyszliśmy na zewnątrz. Mróz ponownie uderzył w nasze poliki, a chłodne powietrze znów wleciało do naszych nozdrzy.
- Gdzie mnie prowadzisz? - spytała, a ja ruszyłem żwawym tempem.
- Zobaczysz! - niemal wykrzyknąłem, posyłając w jej stronę zadziorny uśmiech. Po kilku minutach marszu dotarliśmy na rynek, gdzie stała kamienna rzeźba drzewa obwieszona złotymi lampkami. Zbliżał się wieczór, więc zostały one zapalone. Magiczne ogniki lada moment wyszybują na ulicę. Ale nie o ten widok mi chodziło.
- Łyżwy? - zdziwiła się, widząc lodowisko. - Nie potrafię jeździć!
- Spokojnie Spero, ze mną nie musisz się bać - roześmiałem się, wypożyczając dla nas po parze. Ci to na magazynie muszą mieć miejsca, żeby te wszystkie komplety uchować. W końcu jeden to aż cztery łyżwy. I to nie byle jakie, a specjalnie dostosowane na wilczą łapę. Ciekawi mnie co by zrobili gdyby inne zwierzę chciało pojeździć. - Nauczę cię jeździć.
Zawiązałem swoje łyżwy, wadera uczyniła to samo, tyle, że za pomocą magii. Trąciłem ją lekko pyskiem w bok, dając tym samym znak, żeby weszła na lód, na który sam po chwili wskoczyłem, czekając na towarzyszkę.
Spero dość nieufnie wyszła na lód.
- W tych okropnych butach jest o wiele trudniej!
- I o to w tym chodzi - posłałem jej wspierający uśmiech kiedy ta wsparła się na mnie.
Zacząłem tłumaczyć jej jak chociażby ustać na łyżwach. Po kilku próbach zaczęło jej to wychodzić. Dumny ze swej uczennicy odjechałem od niej, okrążając ją następnie i wykonując zgrabne manewry.
- Jakim cudem ktoś twojej postury może tak łatwo poruszać się po lodzie?
- Spokojnie, za niedługo zaczniesz śmigać lepiej niż ja. A teraz dalej, spróbuj do mnie podjechać.
Odsunąłem się o dobre kilka metrów, spoglądając na nią wyczekująco. W tym czasie ktoś we mnie wjechał.
- Och, bardzo przepraszam - usłyszałem delikatny głos. Odwróciłem się i spojrzałem na srebrną waderę o długiej, lśniącej sierści, która właśnie do mnie dobiła.
- Ależ nic się nie stało - powiedziałem, posyłając jej uśmiech pełen błyszczących, białych zębów. - Mam nadzieję, że tobie również.
- Nie, nic mi nie jest - zachichotała, spoglądając na mnie. - Cassandra - przedstawiła się.
- Lysander de Lyunes, miło mi poznać Madame. - spojrzałem kątem oka na Spero, która patrzyła na mnie, może lekko zdezorientowana. Muszę do niej wracać. - Niestety muszę się pożegnać, pomagam znajomej w nauce jazdy - posłałem jej szarmancki uśmiech.
- Dobrze, nie przeszkadzam. Ale mnie też mógłbyś pouczyć, jak zauważyłeś nie wychodzi mi to za dobrze. Do zobaczenia - powiedziała, odjeżdżając i przesuwając ogonem po moim pysku. Odwróciłem się, trząsnąc głową i wróciłem do Spero.
- Idzie ci coraz lepiej - odparłem.
- Kto to? - spytała, gdy tylko znalazłem się obok niej.
- Och, to? Nikt taki. - skomentowałem. Właśnie włączono muzykę. To znak, że zbliżał się wieczór. Słońce zaczynało chować się za horyzontem, lampki na posągu stwarzały przyjemną atmosferę, a ogniki nad naszymi głowami połyskiwały pięknymi barwami.- Zechcesz zatańczyć?
- Chyba sobie żartujesz! - odrzekła zszokowana. - Ja ledwo jeżdżę.
- Czy wyglądam jakbym żartował? Spokojnie, będę cię pilnować - uśmiechnąłem się.
Słowa: 649
- Łyżwy? - zdziwiła się, widząc lodowisko. - Nie potrafię jeździć!
- Spokojnie Spero, ze mną nie musisz się bać - roześmiałem się, wypożyczając dla nas po parze. Ci to na magazynie muszą mieć miejsca, żeby te wszystkie komplety uchować. W końcu jeden to aż cztery łyżwy. I to nie byle jakie, a specjalnie dostosowane na wilczą łapę. Ciekawi mnie co by zrobili gdyby inne zwierzę chciało pojeździć. - Nauczę cię jeździć.
Zawiązałem swoje łyżwy, wadera uczyniła to samo, tyle, że za pomocą magii. Trąciłem ją lekko pyskiem w bok, dając tym samym znak, żeby weszła na lód, na który sam po chwili wskoczyłem, czekając na towarzyszkę.
Spero dość nieufnie wyszła na lód.
- W tych okropnych butach jest o wiele trudniej!
- I o to w tym chodzi - posłałem jej wspierający uśmiech kiedy ta wsparła się na mnie.
Zacząłem tłumaczyć jej jak chociażby ustać na łyżwach. Po kilku próbach zaczęło jej to wychodzić. Dumny ze swej uczennicy odjechałem od niej, okrążając ją następnie i wykonując zgrabne manewry.
- Jakim cudem ktoś twojej postury może tak łatwo poruszać się po lodzie?
- Spokojnie, za niedługo zaczniesz śmigać lepiej niż ja. A teraz dalej, spróbuj do mnie podjechać.
Odsunąłem się o dobre kilka metrów, spoglądając na nią wyczekująco. W tym czasie ktoś we mnie wjechał.
- Och, bardzo przepraszam - usłyszałem delikatny głos. Odwróciłem się i spojrzałem na srebrną waderę o długiej, lśniącej sierści, która właśnie do mnie dobiła.
- Ależ nic się nie stało - powiedziałem, posyłając jej uśmiech pełen błyszczących, białych zębów. - Mam nadzieję, że tobie również.
- Nie, nic mi nie jest - zachichotała, spoglądając na mnie. - Cassandra - przedstawiła się.
- Lysander de Lyunes, miło mi poznać Madame. - spojrzałem kątem oka na Spero, która patrzyła na mnie, może lekko zdezorientowana. Muszę do niej wracać. - Niestety muszę się pożegnać, pomagam znajomej w nauce jazdy - posłałem jej szarmancki uśmiech.
- Dobrze, nie przeszkadzam. Ale mnie też mógłbyś pouczyć, jak zauważyłeś nie wychodzi mi to za dobrze. Do zobaczenia - powiedziała, odjeżdżając i przesuwając ogonem po moim pysku. Odwróciłem się, trząsnąc głową i wróciłem do Spero.
- Idzie ci coraz lepiej - odparłem.
- Kto to? - spytała, gdy tylko znalazłem się obok niej.
- Och, to? Nikt taki. - skomentowałem. Właśnie włączono muzykę. To znak, że zbliżał się wieczór. Słońce zaczynało chować się za horyzontem, lampki na posągu stwarzały przyjemną atmosferę, a ogniki nad naszymi głowami połyskiwały pięknymi barwami.- Zechcesz zatańczyć?
- Chyba sobie żartujesz! - odrzekła zszokowana. - Ja ledwo jeżdżę.
- Czy wyglądam jakbym żartował? Spokojnie, będę cię pilnować - uśmiechnąłem się.
<Spero?>
Słowa: 649
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz