- Na pewno wpadnę - uśmiechnęłam się ciepło do Pandory i, pożegnawszy się ze szczeniakami, opuściłam sierociniec. Słońce zaszło już jakiś czas temu, teraz na ciemnym niebie jaśniały miliony gwiazd, rzucając srebrne światło na ziemię. Przymknęłam na chwilę oczy, delektując się chłodną bryzą, a gdy ponownie je otworzyłam, lekkim, niemal tanecznym krokiem ruszyłam do mojego mieszkania.
~•~
*Kilka dni później*
- Muszę tam iść? - jęknęła po raz kolejny niezadowolona Ash. - Nie możesz zostawić mnie w bibliotece...?
- Nie - rzuciłam z uśmiechem. - Nie możesz spędzać całych dni wśród książek. Poza tym obiecałam znajomemu, że wpadnę pobawić się ze szczeniakami z sierocińca. A że nie zostawię cię samej z Fenem... - spojrzałam na młodą waderę ponad ramieniem - Chyba nie masz innej opcji jak pójść ze mną.
Zrobiła obrażoną minę. Zatrzymałam się i poczekałam, aż znaleziony przeze mnie w Strefie szczeniak zrówna się ze mną, po czym ruszyłyśmy dalej ramię w ramię.
- Zobaczysz, będzie fajnie - szturchnęłam Małą delikatnie, żeby zwrócić jej uwagę i może nieco rozweselić. - Będą tam twoi rówieśnicy, będziecie mogli spędzić razem czas...
- Yhym - mruknęła w odpowiedzi nieprzekonana. - Na pewno nie będą chcieli się ze mną bawić. Nigdy nie chcieli...
- Daj spokój. Dlaczego niby?
Popatrzyła na mnie, jakby to była najoczywistrza oczywistość i nie powinnam o to pytać.
- Bo jestem inna? Nowa? - mruknęła po chwili, odwracając ode mnie wzrok.
- Dlaczego niby inna...? A. Oczy - westchnęłam ciężko. Przez te kilka dni, które Ashaya u mnie spędziła zdążyłam już zauważyć, że nie darzy swoich oczu w niesamowitych kolorach zbyt ciepłym uczuciem. - Są piękne, Ash. Nie masz powodów, by się ich wstydzić. A cokolwiek ci mówili w miejscu, z którego pochodzisz, zapomnij o tym. Teraz mieszkasz tu. Gwarantuję, że nikt nie powie złego słowa o twoim wyglądzie.
Mruknęła cicho, nadal nieprzekonana, wbijając wzrok w śnieg pod naszymi łapami. Resztę drogi do sierocińca pokonałyśmy w milczeniu.
Jednak gdy tylko przekroczyłyśmy jego próg, przypadły do nas szczeniaki, które akurat skończyły jeść obiad i nadeszła chwila na zabawę na dworze. Większość najpierw doskoczyła do mnie, nie zwracając uwagi na chowającą się za mną szarą kulkę sierści o pięknych oczach. Dopiero gdy wylewnie mnie powitały, zauważyły, że nie przyszłam sama.
- Hejka dzieciaki - uśmiechnęłam się do nich, kątem oka dostrzegając basiora z jelenimi rogami zmierzającego w naszą stronę. Pandora.
- Kto to? - zapytał któryś szczeniak, patrząc na Ash. Prosto w jej oczy. Już chciałam interweniować, ale zostałam wyręczona.
- Myślę, że sama potrafi mówić, nie musisz pytać o to Spero - James wyłonił się z tłumu pozostałych szczeniaków i, uśmiechnąwszy się do Ashayi, wyminął mnie i wyciągnął do niej łapę na powitanie. - Jestem James, a to moi bracia - wskazał na resztę otaczających nas szczeniaków. - A ty? Jak się nazywasz?
Kocham to dziecko, naprawdę. Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie znalazł domu.
- Ashaya - mruknęła cicho, ściskając wyciągniętą do niej łapę. - Ale możesz mi mówić Ash.
- Ash - szczeniak posłał jej promienny uśmiech. I po chwili dodał. - Masz piękne oczy.
Nieco spłoszył tym Ash, ale na szczęście szybko odzyskała rezon. Odpowiedziała uśmiechem.
Przestałam śledzić dalszy rozwój wypadków między tą dwójką, bo podszedł do mnie Pandora.
- Wróciłaś - uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Oczywiście, że wróciłam - prychnęłam i puściłam do niego oko. - Jak mogłabym zrezygnować ze spędzenia czasu z tą rozkoszną gromadką?
Chwilę przyglądaliśmy się w milczeniu szczeniakom, które właśnie zaznajamiały Ash z zasadami zabawy, w którą chcieli się bawić. Wadera słuchała ze skupieniem, starając się wszystko zapamiętać. Jej rządza wiedzy w każdej dziedzinie była urocza.
- Wybacz, że zapytam - odezwał się nagle Pandora. - Ale... kto to jest, tak w zasadzie?
- Ashaya - odpowiedziałam. - Znalazłam ją niedawno w Strefie Wykluczenia. I w zasadzie tak jakby... przygarnęłam ją. Jest już prawie dorosła, niedługo sama będzie mogła o sobie decydować, a w tym czasie zajmę się nią na tyle, na ile będę potrafiła - wzruszyłam ramionami. - Nie chciałam jej wysyłać do sierocińca. Lepiej mieć swój własny dach nad głową, prawda? - westchnęłam, patrząc na te wszystkie porzucone szczeniaki. Żadne z nich nie zasłużyło na los, jaki je spotkał...
<Pandora?>
Słowa: 638
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz