Spojrzałem na waderę i lekko się uśmiechnąłem. Przypominała po części moją opiekunkę, obie miały dobre serce. Momentalnie wpadłem w uczucie melancholii, kiedy mnie nikt nie chciał, ona się mną zajęła. Tak samo jak Spero tą małą suczką, która swoją drogą, miała prześliczne oczęta. Cieszyłem się, że James zagadał do nowej, zawsze miał dar łatwego kontaktu z innymi, słyszałem, że już wiele razy miał być adoptowany, ale niestety przez swoich braci, tak się nie stało. Nie chciał ich opuszczać, a oni sami byli jego przeciwieństwem, co nawet sam zdołałem zauważyć. Bardzo ławo wpadali w kłopotu i ciągle mieli coś za uszami, kiedy ten starszy stał się odpowiedzialny i mądry, jak na swój wiek. Pewnie był to wynik tego, że musi w pewnym stopniu zajmować się młodszym rodzeństwem, uwielbiam tego dzieciaka.
- To miłe z twojej strony – oświadczyłem po chwili, przerzucając wzrok na szczeniaki, które po wytłumaczeniu nowej towarzyszce zabawy, rozpoczęły atak na zamek. Lubiłem się im przyglądać, kiedy wszystkie razem się bawiły, żaden z nich nie dostawał, a jeśli już ktoś łapał doła i siedział z tyłu, szybko był wciągany do zabawy. Trochę żałowałem, że sam nie trafiłem do takiego sierocińca w młodości, ale nigdy nie będę smutno wspominał przeszłości, gdyż mimo wszystko wadera była dla mnie matką, której nie poznałem, czego można chcieć więcej? W moim przypadku kontaktu z rówieśnikami, ale bez tego można było żyć. - I masz rację, dobrze jest mieć gdzie wrócić – odparłem. Przypomniały mi się te szare, deszczowe dni, podczas których biegiem wracałem do jaskini. To miłe uczucie, wiedzieć, że nie ważne co się stanie, będziesz mieć gdzie wracać i mieszkać, chociaż przez nieokreślony czas.
Obserwowaliśmy zabawę szczeniąt na początku w ciszy, aż ponowiłem temat.
- Jak taka młoda wilczyca znalazła się w Strefie Wykluczenia? - zapytałem, przypominając sobie informację, o tym miejscu. Nigdy go nie widziałem na oczy, ale po usłyszeniu historii, wiedziałem, że to nie najpiękniejsze miejsce. Czyżby zbłąkana duszyczka trafiła tam przypadkiem?
- Myślę, że wie to tylko Ash. Zawsze, jak pytam, wzrusza w odpowiedzi ramionami. Może kiedyś... zaufa mi na tyle, żeby mi to powiedzieć – odparła, skinąłem głową i znowu na chwilę się zamyśliłem, kiedy przyglądałem się nowemu szczeniakowi. A może nie pamięta po prostu?
Nagle usłyszeliśmy przeciągłe wycie. Było blisko, jakby jego twórca znajdował się gdzieś wokół nas, ale nie potrafiłem określić, z której strony dochodził. Nie powtórzył się, był jednorazowy, jednak było w nim coś… strasznego. Na pewno należał do wilka, ale wycie nie przypominało niczego, co bym znał. Po chwili z sierocińca wybiegły dwie kucharki, podbiegły do nas, najwidoczniej przestraszone. Szybko ogarnęły wzrokiem wszystkie szczeniaki, a na ich pyskach pojawiła się ulga.
- Wystraszył nas ten dźwięk, był tak blisko… - odezwała się pierwsza.
- Myślałyśmy, że to stąd i coś się stało – pokręciłem głową i miło się uśmiechnąłem.
- Wszystko w porządku, nie ma się czym martwić – odwróciłem się i spojrzałem na szczeniaki. Wszystkie stanęły w miejscu, rozglądały się we wszystkie strony, zatrzymując swój wzrok na nas. - Nic się nie stało – oznajmiłem szczeniakom, ale one nie wyglądały na przekonane. Podszedłem do nich, dalej wyglądały na przestraszone.
- Panie Pandora – odezwał się młodszy brat Jamesa. Zwróciłem na niego uwagę. - James i Ash gdzieś zniknęli – na początku nie chciałem przyjąć do siebie tej wiadomości, potem pojawił się strach.
- Jak to. Nie ma ich? - szczenie pokiwało głową, po chwili obok mnie pojawiła się Spero. - Ostatnio stali przy tamtym drzewie i czekali na znak, ale nie ma ich – spojrzałem w stronę pnia, które stało na swoim miejscu. Podszedłem do niego i wciągnąłem do nosa powietrze. Powtarzałem czynność parę razy, okrążając drzewo i szukając tropu, niestety się nie udało. Spojrzałem na waderę, która dalej stała przy szczeniakach. - Nie czuje ich, tak jakby… ich tu wcale nie było.
<Spero? Zaczynamy zabawę ^^>
Słowa: 604
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz