Nagle podbiegł do nas jeden z malców i zatrzymując się przede mną, wyrzucił z siebie:
- Pobawisz się teraz z nami? Prosiiiimy!
Jak mogłabym im odmówić?
Ledwo się zgodziłam, wszystkie szczeniaki nas otoczyły. Jakby tylko na to czekały.
- Chcecie zobaczyć magię? - szepnęłam konspiracyjnie, nachylając się do maluchów. Wszystkie pospiesznie skinęły głowami, wbijając we mnie malutkie ślepka. - No to do dzieła - uśmiechnęłam się promiennie i, prostując się, rzuciłam zaklęcie, które rozbiło się o sufit i sprawiło, że w pokoju zaczął padać śnieg, który topniał tuż nad podłogą (oszczędzając późniejszego sprzątania).
Momentalnie podniosły się okrzyki ekscytacji, jeszcze głośniejsze, gdy pojedynczym stuknięciem łapą w podłogę sprawiłam, że środek sali zabaw pokrył się cienką warstwą lodu, idealną do ślizgania. Wszystkie szczeniaki ruszyły do zabawy, niektóre od razu pewnie sunąc po lodzie, inne podeszły do sprawy ostrożniej, ale zaraz, zachęcane przez kolegów, wszystkie śmigały w te i wewte po prowizorycznym lodowisku.
- Nie chcę psuć zabawy, ale to na pewno bezpieczne? - usłyszałam głos Pandory. Odwróciłam się w jego stronę z promiennym uśmiechem i zobaczyłam, że unosi się kilka centymetrów nad podłogą, przyglądając się krytycznie pokrywającemu ją lodowi. - Bo wiesz, bądź co bądź jestem za nich odpowiedzialny...
- Nie martw się, nic im nie będzie - puściłam do niego oko. - Potrafią się sobą zająć. A tymczasem - złapałam wilka za jeden z jelenich rogów i ściągnęłam na ziemię. - Ciesz się chwilą spokoju i możliwością odrobiny dobrej zabawy w godzinach pracy.
Widząc, że nadal się waha, dodałam:
- Jakby coś się stało, powiedz Lien, że to moja wina. Zna mnie, zrozumie, że nie miałeś większego wyboru w starciu z moim entuzjazmem.
Po czym zgrabnym ślizgiem przemieściłam się pod ścianę. Spojrzałam krytycznie na jej gładką, monotonną powierzchnię. I wpadłam na pomysł, jak urozmaicić wizerunek tego miejsca.
Zwizualizowałam sobie w głowie obraz, jaki chciałam uzyskać i, podobnie jak w przypadku powstania lodowiska, dotknęłam łapą ściany. Zaraz zaczął się od niej rozchodzić łód, pokrywając całą ścianę wypukłym wzorem.
Gdy skończyłam, u mojego boku pojawił się Pandora, widocznie uspokojony, że jak na razie szczeniaki grzecznie się bawiły i nie rozrabiały. Spojrzał na lodowe kwiaty, które właśnie stworzyłam na ścianie.
- Piękne - pochwalił, śledząc wzrokiem misterną płaskorzeźbę. - Widzę, że znasz się na iluzji.
Zaśmiałam się, słysząc te słowa i pokręciłam głową.
- Nie, iluzja to nie moja bajka. Ale lód... cóż, lubię się nim w podobny sposób bawić - widząc, że na pysk basiora zaczyna wkradać się przerażenie, uspokoiłam go szybko: - Nie martw się, wszystko zniknie, gdy tak rozkażę, nie będziesz miał żadnych problemów ze sprzątaniem.
Jakąś godzinę później do sali zawitał właściciel. Zobaczyłam go jako pierwsza, bo akurat stałam koło drzwi. Pandora akurat zajmował się godzeniem dwójki wilków, które przed chwilą omal by się nie pobiły o jakąś zabawkę, więc nie zauważył nowego towarzystwa.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do basiora. Odpowiedział tym samym, po czym przeniósł wzrok na salę.
- Co tu się dzieje? - zapytał, udając srogi ton, ale widziałam, że oczy mu się śmieją.
- Och, wie pan, dzieci się nudziły, więc wpadliśmy na pomysł, żeby trochę urozmaicić ich dzień - wskazałam ruchem łapy lodowisko.
- Intrygujący pomysł - przyznał. Przez chwilę staliśmy tak, patrząc na bawiącą się zgraję. W którymś momencie zobaczył nas Pandora. Gdy tylko ujrzał właściciela, podleciał do nas, lekko spanikowany. Widać było, że szuka słów by się wytłumaczyć, ale zanim zdążył coś z siebie wyrzucić, odezwał się właściciel.
- Wspaniały pomysł z tym lodowiskiem, Pandora. Może powinniśmy zatrudnić cię tu na stałe? Takie nowatorskie pomysły na pewno dobrze wpłyną na te maluchy - uśmiechnął się do basiora. Biedak widać na te słowa zaniemówił. - Och, i piękna rzeźba lodowa, jak mniemam, twojego autorstwa? - zwrócił się do mnie. Skinęłam głową. Kiedyś zostałam zwerbowana do pomocy przy dekoracji miasta przez miejscowych artystów. Wykonałam wtedy girlandy z podobnych lodowych kwiatów, które zdobiły między innymi ulicę przed sierocińcem. - Mogą tu zostać. Ale reszta - spojrzał na nas znacząco - ma zniknąć. Zaraz obiad, będziecie mieli czas na posprzątanie.
- To zajmnie tylko sekundkę, zajmę się tym, a potem znikam - obiecałam. - Pandora może zająć się swoimi obowiązkami.
Właściciel skinął głową i, mrucząc zadowolony pod nosem jakąś melodię, wyszedł z sali.
- Mogę pomóc ze sprzątaniem - zaoferował natychmiast Pandora.
- Daj spokój - machnęłam łapą. - To i tak wszystko moja sprawka, a poza tym - wskazałam głową salę. - Już posprzątałam.
Gdy basior odwrócił się zdziwiony, śnieg już nie padał z sufitu, a z podłogi zniknął lód. Pozostała tylko płaskorzeźba na ściane. Wszystkie szczeniaki przerwały zabawę i podeszły do nas, zawiedzione, że to już koniec.- No cóż, to ja już nie przeszkadzam w pracy - uśmiechnęłam się do nadal lekko zszokowanego basiora. - I tak nieźle się porządziłam, przepraszam - dodałam, autentycznie skruszona.
<Pandora? ;P>
Słowa: 798
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz