Kiedy wadera parsknęła śmiechem, zupełnie nie wiedziałem o co jej chodzi. Myślałem, że aktualnie znajdujemy się we względnie poważnej sytuacji, bo zaraz przyjdzie nam osiągnąć cel, po który wadera specjalnie tu przybyła, a tymczasem ona teraz śmiała się do łez, a ja stałem przed nią w osłupieniu, czując się jak przygłup, który nie zrozumiał dobrego kawału. Miałem wrażenie, że moja mina przypomina teraz taką, odpowiadającej tej, przy której pojawia się nad głową znak zapytania. Miałem już ochotę wziąć w łapę śnieg i rzucić nim prosto w wilczycę, ale zdążyła już trochę opanować swój śmiech i spoglądała teraz na mnie, przecierając jeszcze z policzków łzy rozbawienia. Chyba zbierała się by coś powiedzieć, ale udało jej się to dopiero po chwili.
– Wrap... Bo to z tym lataniem to był wtedy żart. Owszem, potrafię się teleportować, ale... Ja nie umiem latać. – powiedziała patrząc mi w oczy. Czułem jak na mój pysk wkrada się obraz zrezygnowania. Przymknąłem z irytacją powieki, a później dałem się porwać impulsowi i złapałem w łapę śnieg, ciskając nim prosto w Nevt, na którą skoczyłem.
– Ty śmieszku jeden, jak mogłaś zrobić ze mnie przygłupa! Powinienem się teraz obrazić! – mówiłem nie mogąc już powstrzymać własnego śmiechu, próbując przy tym natrzeć czoło wilczycy śniegiem.
– Hej, to nie moja wina! Sam nie zrozumiałeś wtedy żartu! – próbowała się bronić, zasłaniając swój pysk chudymi łapami, ale w połączeniu z kolejną falą nieopanowanego śmiechu, słabo jej to wychodziło.
– Tak? A więc twoim zdaniem nie zrobiłaś ze mnie przygłupa, bo już nim jestem? Ooo ty, zaraz ci pokażę, popamiętasz mnie! – zacząłem sypać na nią śnieg tak, że w końcu zaczęła przykrywać ją jego cienka warstwa. Wilczyca próbowała się uwolnić, ale nie zamierzałem dać jej za wygraną.
– Hej, to nieuczciwe, ty jesteś większy i masz więcej siły! – zawołała w końcu, zamykając oczy przed kolejną falą lecącego na nią śniegu.
– No widzisz? Uzupełniamy się maluszku. – wtarłem śnieg w jej czoło, słysząc jak piszczy z oburzeniem i dopiero po tym z niej zeskoczyłem, mając na pysku uśmieszek satysfakcji. Chwilę się zbierała zanim w końcu wstała i rzuciła mi mordercze spojrzenie, no, a przynajmniej chyba się starała by tak wyglądało. Zaczęła rzucać we mnie śnieżkami, więc starałem się przed nimi uciekać i odpierać jej atak tym samym. Nagle oboje stanęliśmy w bezruchu, kiedy od strony jaków dobiegły nas odgłosy ich ryczenia i szybkiego, głośnego tupania kopytami. Przez chwilę myślałem że usłyszały lub zauważyły właśnie nas, ale wtedy dostrzegłem trzy inne, wilcze osobniki, biegnące prosto na nasz cel.
– No, pani psor, proszę szybko wybierać bo zaraz nie będzie w czym! – zawołałem szybko.
– Tamten! – wadera od razu rzuciła się w pogoń, prosto w stronę upatrzonego jaka o czarnym, gęstym futrze, a ja wyrwałem się za nią. Był to osobnik młody, ale dorosły, z pewnością w pełni sił. Zdecydowanie samica wybrała sobie najtrudniejszą zdobycz spośród tych tu możliwych, ale nie było czasu na wybrzydzanie, a poza tym wiedziałem, że zależy jej na skórze zwierzęcia, która akurat u tego zdawała się być niczego sobie.
Zauważyłem że trójka obcych wilków podążyła za innym zwierzęciem w przeciwną stronę, więc my mogliśmy działać w spokoju. Przyspieszyłem tak, by znaleźć się jak najbliżej celu i zaczekałem aż Nevt zaskoczy go od boku. Przyczaiłem się biegnąc za nim, a kiedy moja towarzyszka wkroczyła do akcji i jak ostro skręcił w bok, skoczyłem niespodziewanie ku jego szyi, w którą silnie się wgryzłem. Pomimo tego, że zwierzę miało dosyć grubą skórę, dzięki doświadczeniu wiedziałem już jak zrobić to porządnie. Poczułem jak krew ofiary wypełnia moje podniebienie, a ono samo się zatrzymuje by mnie z siebie zrzucić. Zanim jak zaczął wierzgać potężnymi kopytami, puściłem go i zdążyłem uciec w bok. Zauważyłem, że z rany, którą mu sprawiłem obficie cieknie krew. Idealnie. Zacząłem okrążać zwierzę, podobnie jak wadera tak, by je zmylić. Kiedy skupiło się na samicy, znowu zaatakowałem. Tym razem ostatecznie. Rzuciłem mu się na szyję tak, by go powalić, a jednocześnie zadać ranę śmiertelną. Udało się. Już po chwili jak leżał na ziemi, próbując się jeszcze bronić, ale z pomocą wilczycy szybko go dobiłem. Puściłem szyję zwierzęcia dopiero gdy przestało się ruszać.
– Udało się. Myślałem, że będzie trudniej. – mruknąłem z satysfakcją, spoglądając na wspólnie upolowaną wraz z waderą zdobycz.
– Nieźle nam poszło. Właściwie... Dzięki tobie. – szturchnęła mnie w ramię. Zawstydziłem się trochę tą pochwałą, ale po chwili mruknąłem ciche dziękuję. Samica wzięła się za zdobywanie swojej skóry od razu, a ja przysiadłem obok i przyglądałem się jak to robi.
– Więc teraz wrócisz do siebie? – zapytałem nagle.
– Tak, taki mam zamiar. – odpowiedziała. – A co?
– Nic, fajnie było, może jeszcze kiedyś wpadniesz? Zwiedzimy trochę inne tereny, znowu zapolujemy... Co ty na to? – uśmiechnąłem się.
– W sumie... Czemu nie, ale masz do tego czasu nauczyć się latać. – powiedziała poważnie.
Przekrzywiłem pysk, czując jak znowu gości na nim uśmieszek.
– Nie wiem czy mi się uda bez profesjonalistki. – zaśmiałem się.
Jeszcze trochę gadaliśmy zanim samicy udało się całkowicie zdobyć skórę, po którą przybyła. W końcu zwierzę było dosyć sporych rozmiarów. Później trochę razem pojedliśmy no i się pożegnaliśmy. Nie powiem, było mi trochę szkoda, że moja nowa przyjaciółka tak szybko ucieka i nie będzie mnie miał kto uczyć latać, ale w końcu powiedziała, że mnie jeszcze odwiedzi więc będę czekał.
Tak więc zostałem sam z górą jedzenia. No, przynajmniej nie będę głodować podczas tego czekania na ponowne odwiedziny.
Słowa: 871
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz