Choć ta ich arcyważna misja z boku mogła wyglądać na zwykłą, niewinną zabawę, zapewne przez wzgląd na ciągły entuzjazm i ekscytację Xevy, Lys i Tin jak najbardziej wzięły sprawę na poważnie. Nawet jeśli od czasu do czasu chichotały krótko, to i tak były w pełni skupione na ich zadaniu. No, prawie…
Ich myśli wędrowały do możliwych rozwiązań tej małej zagadki. I większość wcale nie miała dobrego zakończenia. Może to, co widziały, wcale nie było najgorszą częścią całego zajścia? Może prawdziwa makabra dopiero na nie czeka? Znajdą jakiegoś rozszarpanego nieboszczyka, rogate już widziały oczami wyobraźni te rozrzucone flaki, pourywane kończyny, puste oczodoły… A potem będzie trzeba coś z takim zrobić! Tylko co? Zgłasza się zabójstwo? Dobrze by było, wtedy już by nie musiały się tym zajmować ani tak bardzo martwić. Gorzej, jeśli potem będzie im się to śniło, dręczyło po nocach, nie dając o sobie zapomnieć. Nie chciały takiego scenariusza, nie podobała im się ta wizja.
A co jeśli to ten tajemniczy sprawca znajdzie ich pierwszy? Wtedy to z nich zostaną tylko resztki i szczątki! Były przekonane, że podejrzany nie będzie miał litości i rozprawi się najpierw z nimi, a potem z biedną Xevą. Albo na odwrót, bez różnicy. Nie uratują się, to było istotne. I słuch o nich zaginie. Na zawsze!
A co jeśli to ten tajemniczy sprawca znajdzie ich pierwszy? Wtedy to z nich zostaną tylko resztki i szczątki! Były przekonane, że podejrzany nie będzie miał litości i rozprawi się najpierw z nimi, a potem z biedną Xevą. Albo na odwrót, bez różnicy. Nie uratują się, to było istotne. I słuch o nich zaginie. Na zawsze!
Lecz co będzie, gdy nic nie znajdą? Zupełnie. Ślad gdzieś się rozpłynie, a one spotkają się z gorzką klęską. Odpuszczą? Wtedy będzie zżerało je sumienie. Bo przecież nawet bez śladów mogło się coś stać i ktoś mógł nadal potrzebować pomocy.
To wszystko było takie skomplikowane…
Albo okaże się, że to wszystko to jedno wielkie, niegroźne nieporozumienie. Tak, w ten sposób byłoby najlepiej. Może nie ma co niepotrzebnie się martwić?
Wyhamowały gwałtownie, cofając rogaty łeb, żeby nie uderzyć nim w drzewo. Zmarszczyły nos, fukając gniewnie. Miały już dość tych przerośniętych roślin, co tylko planowały zamach na ich życie i zdrowie. Ale nie! Drugi raz się nie dadzą! Przynajmniej przez jakiś czas. A żeby to udowodnić, powinny się bardziej skupić na drodze, niż na rozmyślaniach, które do niczego nie prowadziły. Trzeba było po prostu dojść do jakiegoś rozwiązania, nieważne, jakie by ono nie było.
Rozejrzały się odrobinę nerwowo, jednak zaraz z ulgą zauważyły, że druga, a właściwie trzecia wadera, dalej przed nimi idzie, dalej tym samym, energicznym i sprężystym krokiem. Znaczyło to, że nie przegapiły żadnego ważnego wywodu ani pytania z jej pyszczka. To dobrze, bo nie chciały nieumyślnie sprawić jej przykrości.
Zerkając w dół, pod własne łapy, obniżyły nieco łeb, żeby do nozdrzy dotrzeć mogły poszukiwane zapachy. Trop był dalej wyczuwalny, samica dobrze je prowadziła. Westchnęły ledwie słyszalnie. Zwariują w tej ciszy! A pomyśleć, że pewnie minęła ledwie chwila, gdyż Xeva przecież długo by nie wytrzymała w takim stanie. Tak przypuszczały.
– Wiemy, że miałyśmy być cicho, ale… Opowiesz nam o tej kolekcji? – ich uśmiech, jak i intencje były zupełnie szczere.
Ani trochę nie przeszkadzało im, że najprawdopodobniej właśnie zapoczątkowały porządną lawinę słów.
To wszystko było takie skomplikowane…
Albo okaże się, że to wszystko to jedno wielkie, niegroźne nieporozumienie. Tak, w ten sposób byłoby najlepiej. Może nie ma co niepotrzebnie się martwić?
Wyhamowały gwałtownie, cofając rogaty łeb, żeby nie uderzyć nim w drzewo. Zmarszczyły nos, fukając gniewnie. Miały już dość tych przerośniętych roślin, co tylko planowały zamach na ich życie i zdrowie. Ale nie! Drugi raz się nie dadzą! Przynajmniej przez jakiś czas. A żeby to udowodnić, powinny się bardziej skupić na drodze, niż na rozmyślaniach, które do niczego nie prowadziły. Trzeba było po prostu dojść do jakiegoś rozwiązania, nieważne, jakie by ono nie było.
Rozejrzały się odrobinę nerwowo, jednak zaraz z ulgą zauważyły, że druga, a właściwie trzecia wadera, dalej przed nimi idzie, dalej tym samym, energicznym i sprężystym krokiem. Znaczyło to, że nie przegapiły żadnego ważnego wywodu ani pytania z jej pyszczka. To dobrze, bo nie chciały nieumyślnie sprawić jej przykrości.
Zerkając w dół, pod własne łapy, obniżyły nieco łeb, żeby do nozdrzy dotrzeć mogły poszukiwane zapachy. Trop był dalej wyczuwalny, samica dobrze je prowadziła. Westchnęły ledwie słyszalnie. Zwariują w tej ciszy! A pomyśleć, że pewnie minęła ledwie chwila, gdyż Xeva przecież długo by nie wytrzymała w takim stanie. Tak przypuszczały.
– Wiemy, że miałyśmy być cicho, ale… Opowiesz nam o tej kolekcji? – ich uśmiech, jak i intencje były zupełnie szczere.
Ani trochę nie przeszkadzało im, że najprawdopodobniej właśnie zapoczątkowały porządną lawinę słów.
<Xeva?>
Słowa: 482 = 30KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz