Przytaknął.
- Rozumiem - odparł spokojnie, ale przyspieszył kroku.
Zastanawiał się, czemu od razu mu tego nie powiedziała. Z początku podejrzewał,
że młoda wadera została porwana przez rozbójników, którzy chcieli ją
wykorzystać, a potem zostawić na mrozie. Teraz jednak cała sytuacja zmieniła
się o sto osiemdziesiąt stopni. Odrzucił myśl o niezbyt doświadczonych w walce
rabusiach. Nagle stał się o wiele przytomniejszy i świadomy swojego
doświadczenia. Odesłałby Spero, bo była cywilem, ale potrzebował wsparcia maga
i kogoś, kto znał i potrafił uspokoić potencjalnie niebezpieczną, niezwykle
uzdolnioną wilczycę.
Śnieg padał, a tropy się zacierały. Parę razy gubił je w
wielkim białym polu. Nakazywał wtedy Spero przystanąć i krążył przez chwilę,
próbując odzyskać orientację w terenie. Raz czy dwa już miał się poddać, kiedy
zapach znów wyłaniał się z zasp.
Szli około godzinę dosyć szybkim tempem. Basior widział, że
wadera jest zmęczona, ale to był jedyny sposób na dogonienie porywaczy - oni
sami musieli nieść szczeniaka na plecach, bowiem wojownik widział tylko dwa
rodzaje odcisków na śniegu. Mogli ją również przenosić telekinezą - sposób
transportu nie miał jednak wielkiego znaczenia. Tak czy siak musieli być już
porządnie zmęczeni.
W końcu woń stała się tak wyraźna, że rogaty samiec był
pewien, że od celu dzieli ich tylko kilka minut. Zatrzymał się, Spero postąpiła
podobnie. Gęste drzewa się kończyły, a oni stali na skraju polany. Wilk słuchał
przez chwilę, wytężając słuch i próbował złapać jakiś zapach, który wiejący im
w twarz wiatr mógł nieść. Cieszył się, że podmuch nadchodził od strony pyska, a
nie ogona. Inaczej nigdy nie zbliżyłby się tak blisko. Nagle drgnął. Poczuł
dym. Rozbili obozowisko?
Rozejrzał się i postanowił zboczyć nieco z kursu, jakim szli
dotychczas. Przed tym jednak ustawił znacznik z kamieni, aby móc znaleźć z
powrotem trop. Niewielka wieżyczka głazów wyglądała jak zmutowany, brudny
bałwan. Basior zerknął na towarzyszkę, która łapała oddech.
- Wejdziemy na pobliskie wzgórze i rozejrzymy się -
wyjaśnił. - Chcę się dowiedzieć, czy się zatrzymali, czy idą dalej.
Wadera kiwnęła głową i ruszyła we wskazanym przez niego
kierunku. Basior uważnie sprawdził, czy nie będą stać na widoku, ale przez sobą
ujrzał gęste krzaki. Gestem wskazał samicy, że ma zostać, a sam zbliżył się do
krawędzi niewielkiego urwiska, która rysowała się za zaroślami. Otaczały ją
ciemne kłęby, które pachniały jak palone drewno. Podpełzł na brzuchu i wychylił
się lekko.
Zobaczył jasny płomień, który tańczył w dole i przebijał się
przez chmury dymu. Oprócz tego dostrzegł również dwie sylwetki siedzące przy
palenisku. Zmrużył oczy i udało mu się rozpoznać kształty. To musiały być
wilki. Na pewno dorosłe. Nie dostrzegł zatem szczenięcia. Może położyli ją pod
skałami?
Wolał już nie ryzykować. Powoli odsunął się od krawędzi,
uważając, by nie strącić żadnych kamieni, po czym odczołgał się jeszcze parę
metrów i wstał. Wrócił do Spero.
- Odpoczywają - szepnął, nakazując jej położyć się w suchych
krzakach. Zbliżył swój pysk do jej twarzy. Zależało mu na tym, by ich nie
odkryli. - Jest ich dwóch.
- Tylko dwóch? - zdziwiła się wadera. Aarved kiwnął głową.
- Mogą dla kogoś pracować, ale nie możemy mieć pewności. I
tutaj pojawia si dylemat. Jeśli rzeczywiście są czyimiś pachołkami, to mamy
szansę odbić Ash. Zbliża się zmrok. Mogą zostać na noc i wtedy mogłyby dogonić
nas posiłki, trzeba by tylko ich zawiadomić, by się pospieszyli. Jeśli jednak
ruszą, możemy ich stracić w ciemności. Według mnie powinniśmy próbować ją
odbić.
- Czekaj, a jeśli to nie jakieś pachołki? Co, jeśli to
potężni magowie, którzy są na tyle silni, że nie boją się porywać szczeniąt
spod nosa wojska?
- To ta druga opcja - westchnął Aarved. - Wydaje mi się
jednak, że gdyby rzeczywiście byli tak potężni, to lepiej zatarliby po sobie
ślady. Spero, ja jestem gotowy walczyć. Chcę jednak, byś to ty podjęła decyzję.
Spojrzał jej w oczy i czekał. Sam nie miał wyboru. Zrozumiał
to w chwili, w której wychylił się zza urwiska. Mógł nie narażać cywila i
pozwolić uciec porywaczom. Naraziłby wtedy życie szczenięcia. Gdyby Spero
zdecydowała się walczyć, mógł przynajmniej bronić się tym, że sama podjęła tę
decyzję i jest magiem. W końcu magowie powinni znać jakieś zaklęcia użyteczne w
walce. Basior przeklnął w myślach. Nieważne, co zrobi, i tak może zostać oskarżony
o narażanie zdrowia i życia obywateli.
Decyzja należała do Spero.
<Spero, moja droga? Co postanowisz? Sprzedajemy lepę na
ryj, czy czekamy?>
Słowa: 682
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz