Nie wiem, jak długo szliśmy w ciszy, podążając za, dość wyraźnymi jeszcze, śladami ciągnięcia na śniegu. Gdy co jakiś czas dołączały do niego czerwone kropki, serce podchodziło mi do gardła, a w głowie włączała się panika. Uspokajała mnie tylko myśl, że krwi nie było wiele. Może tylko skaleczyła się o coś, biegnąc na oślep przez burzę...
Gdy po kilkunastu minutach wyraźny trop został zatarty przez padający ciągle śnieg, prowadzenie przejął Aarved. Z przyłożonym do ziemi nosem szedł przed siebie, co jakiś czas przystając, zataczając koła, szukając zniesionego przez wiatr tropu, by znowu podjąć wędrówkę we właściwym kierunku.
- Ile czasu minie, zanim wiadomość dotrze do dowództwa? - zapytał w którymś momencie basior, przystając na moment, by na mnie spojrzeć. Wzruszyłam ramionami.
- To zależy od siły wiatru. A że wieje dość porządnie - właśnie w tamtym momencie uderzył we mnie kolejny, lodowaty podmuch, sprawiając, że znowu zadrżałam. Nie wzięłam niczego do ogrzania, nie spodziewałam się, że będę musiała iść w takich warunkach nie wiadomo jak długo. - Powinna już dotrzeć.
Tylko, jak wiedziałam z doświadczenia, z czasem, w jakim dało się zorganizować grupę poszukiwawczą, bywało różnie.
Aarved skinął głową, i powrócił do prowadzenia nas tropem porywaczy. Gdy tak szliśmy w ciszy, miałam okazję przemyśleć, co zrobię, jak już dotrzemy na miejsce. Czy raczej... jak bardzo będę prawdopodobnie udupiona. Mogłam zrobić naprawdę wiele z moją magią, ale by wykorzystać jej potencjał, muszę wiedzieć, gdzie przyjdzie mi walczyć. Podczas walki z Czarnoksiężnikiem, znajdowaliśmy się na starym cmentarzysku. Wykorzystałam magię do ożywienia zwłok spoczywających pod ziemią i udało mi się pokonać mój największy koszmar. Jednak jak będzie tym razem...? Walki trzeba zaplanować. Znać miejsce, gdzie się odbędą. I, w brew pozorom, wcale nie dotyczy to tylko zwyczajnych walk. Tych z udziałem magii również.
- Tak w zasadzie... - głos Aarveda ponownie wyrwał mnie z rozmyślań. - Dlaczego... Jaki cel mogli mieć ci porywacze? Czemu porwali szczeniaka?
Uciekłam spojrzeniem w bok, szukając odpowiedzi w otaczających nas drzewach i śniegu. Jak można się było spodziewać, nie znalazłam jej tam. A gdy wróciłam spojrzeniem do Aarveda... cóż. Jego wzrok dobitnie dawał mi do zrozumienia, że nie wywinę się od tłumaczenia. Musiałam się z tym skonfrontować. I nie powinno mi to przychodzić z takim trudem, w końcu chodziło o dobro Ash.
- Spero... - zaczął basior, przystając. - To nie jest zwyczajna sytuacja. Nie na co dzień zdarza się, by ktoś od tak porywał dzieci. Ci, którzy ją porwali, musieli mieć jakiś powód, bo to niemożliwe...
- Być może mieli - przerwałam mu. Rozumiałam powagę, a także pewną irracjonalność całej tej sytuacji. Wiedziałam, że akcja, której się podjęliśmy, jest ryzykowna, a co za ty idzie, za jej powodzeniem stoi także szczerość. Ukrywanie prawdy, niedomówienia... Mogły być przyczyną porażki, która z kolei mogła oznaczać śmierć zarówno naszą, jak i Ash. Nie było tu miejsca na sekrety, a ja zdawałam sobie z tego sprawę. - Ashaya pojawiła się nie wiadomo skąd w środku Strefy Wykluczenia. Jeżeli tam byłeś, wiesz, że to dość nietypowe miejsce, w którym dzieją się rożne dziwne rzeczy. Wilki znikają, ale, jak widać, również pojawiają się znikąd... Tak właśnie było z Ash, którą znalazłam tam zupełnym przypadkiem. Dość szybko przekonałam się, że ten niepozorny szczeniak dysponuje magią potężniejszą, niż większość, jeśli nie wszyscy, magowie tego królestwa w jej wieku. I jak na razie ciągle się to u niej rozwija.
- Czyli porwali ją ze względu na jej magię? - zapytał Aarved, by się upewnić, że dobrze zrozumiał.
- Nie wiem - jęknęłam. - Nie wiem, kto to zrobił i po co. Mogę tylko przypuszczać, jakie mieli intencje. Ale nic nie wiem na pewno, więc w zasadzie... musimy przygotować się na wszystko.
Gdy po kilkunastu minutach wyraźny trop został zatarty przez padający ciągle śnieg, prowadzenie przejął Aarved. Z przyłożonym do ziemi nosem szedł przed siebie, co jakiś czas przystając, zataczając koła, szukając zniesionego przez wiatr tropu, by znowu podjąć wędrówkę we właściwym kierunku.
- Ile czasu minie, zanim wiadomość dotrze do dowództwa? - zapytał w którymś momencie basior, przystając na moment, by na mnie spojrzeć. Wzruszyłam ramionami.
- To zależy od siły wiatru. A że wieje dość porządnie - właśnie w tamtym momencie uderzył we mnie kolejny, lodowaty podmuch, sprawiając, że znowu zadrżałam. Nie wzięłam niczego do ogrzania, nie spodziewałam się, że będę musiała iść w takich warunkach nie wiadomo jak długo. - Powinna już dotrzeć.
Tylko, jak wiedziałam z doświadczenia, z czasem, w jakim dało się zorganizować grupę poszukiwawczą, bywało różnie.
Aarved skinął głową, i powrócił do prowadzenia nas tropem porywaczy. Gdy tak szliśmy w ciszy, miałam okazję przemyśleć, co zrobię, jak już dotrzemy na miejsce. Czy raczej... jak bardzo będę prawdopodobnie udupiona. Mogłam zrobić naprawdę wiele z moją magią, ale by wykorzystać jej potencjał, muszę wiedzieć, gdzie przyjdzie mi walczyć. Podczas walki z Czarnoksiężnikiem, znajdowaliśmy się na starym cmentarzysku. Wykorzystałam magię do ożywienia zwłok spoczywających pod ziemią i udało mi się pokonać mój największy koszmar. Jednak jak będzie tym razem...? Walki trzeba zaplanować. Znać miejsce, gdzie się odbędą. I, w brew pozorom, wcale nie dotyczy to tylko zwyczajnych walk. Tych z udziałem magii również.
- Tak w zasadzie... - głos Aarveda ponownie wyrwał mnie z rozmyślań. - Dlaczego... Jaki cel mogli mieć ci porywacze? Czemu porwali szczeniaka?
Uciekłam spojrzeniem w bok, szukając odpowiedzi w otaczających nas drzewach i śniegu. Jak można się było spodziewać, nie znalazłam jej tam. A gdy wróciłam spojrzeniem do Aarveda... cóż. Jego wzrok dobitnie dawał mi do zrozumienia, że nie wywinę się od tłumaczenia. Musiałam się z tym skonfrontować. I nie powinno mi to przychodzić z takim trudem, w końcu chodziło o dobro Ash.
- Spero... - zaczął basior, przystając. - To nie jest zwyczajna sytuacja. Nie na co dzień zdarza się, by ktoś od tak porywał dzieci. Ci, którzy ją porwali, musieli mieć jakiś powód, bo to niemożliwe...
- Być może mieli - przerwałam mu. Rozumiałam powagę, a także pewną irracjonalność całej tej sytuacji. Wiedziałam, że akcja, której się podjęliśmy, jest ryzykowna, a co za ty idzie, za jej powodzeniem stoi także szczerość. Ukrywanie prawdy, niedomówienia... Mogły być przyczyną porażki, która z kolei mogła oznaczać śmierć zarówno naszą, jak i Ash. Nie było tu miejsca na sekrety, a ja zdawałam sobie z tego sprawę. - Ashaya pojawiła się nie wiadomo skąd w środku Strefy Wykluczenia. Jeżeli tam byłeś, wiesz, że to dość nietypowe miejsce, w którym dzieją się rożne dziwne rzeczy. Wilki znikają, ale, jak widać, również pojawiają się znikąd... Tak właśnie było z Ash, którą znalazłam tam zupełnym przypadkiem. Dość szybko przekonałam się, że ten niepozorny szczeniak dysponuje magią potężniejszą, niż większość, jeśli nie wszyscy, magowie tego królestwa w jej wieku. I jak na razie ciągle się to u niej rozwija.
- Czyli porwali ją ze względu na jej magię? - zapytał Aarved, by się upewnić, że dobrze zrozumiał.
- Nie wiem - jęknęłam. - Nie wiem, kto to zrobił i po co. Mogę tylko przypuszczać, jakie mieli intencje. Ale nic nie wiem na pewno, więc w zasadzie... musimy przygotować się na wszystko.
<Aarved?>
Słowa: 587
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz