Aarved nie wiedział, ile już tak szli. Odzyskiwał
przytomność, by chwilę później znów ją stracić. Przez większość czasu tkwił w
stanie pomiędzy tym a tym, nie wiedząc, co się dzieje i nie mogąc odróżnić snu
od jawy. W końcu doszło jednak do niego, że ktoś go niesie, a chwilę później -
że jego duma może przez to ucierpieć. A do tego nie mógł dopuścić, nawet jakby
miało to oznaczać zamarznięcie w nocy.
- Postaw mnie - wymamrotał niewyraźnie, czując, jak sierść
lwa pcha mu się do paszczy. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Głowa mu
pulsowała, a przed oczami tańczyły mgliste koszmary. Gdy lekko rozchylił
powieki, ujrzał na śniegu przed sobą zwłoki swojej matki, idące koło białego
boku Valeriana. Miała złamany kark. Wykręciła głowę w jego stronę i spojrzała w
jego oczy pustymi oczodołami, a potem zniknęła. Albo to on znów odpłynął?
Ciężko było stwierdzić.
- Postaw mnie - rozkazał znów basior. Nie zdawał sobie
sprawy, że poprzednim razem nie wypowiedział słów na głos, a z jego gardła
wydobył się jedynie bełkotliwy jęk. Tym razem polecenie było na tyle wyraźne,
że lew zareagował.
- Jak dotrzemy do szpitala - odparł lew. Aarved warknął
cicho i powtórzył zdanie. Jego towarzysz jednak nie zareagował. Basior
spróbował się zbuntować i ześlizgnął z szerokiego grzbietu, ale nie potrafił
spiąć żadnego mięśnia w swoim ciele.
Mimo tego bogowie okazali się chociaż odrobinę litościwi i
odebrali mu świadomość, kiedy lew przechodził przez miasto. Widok nietypowo
wyglądającego osobnika i tak wzbudzał ciekawość tłumu, a co dopiero wilk na
jego plecach. Część gapiów rozpoznała w nim Aarveda. On na szczęście miał nigdy
się o tym nie dowiedzieć - i dobrze, bo pewnie spaliłby się ze wstydu.
Gdy Valerian wszedł do szpitala, od razu podbiegły do niego
pielęgniarki.
- Czy to Aarved? - zapytała jedna z nich o imieniu Rossette.
Druga wskazała salę i posłanie, na którym hybryda odłożyła rannego. - Co stało
mu się tym razem?
Towarzysz wojownika opowiedział całą historię, a tym czasem
lekarz oglądał znokautowanego rogatego. Przez pół godziny szalała wokół niego
wrzawa, która jednak w końcu ucichła i basior został sam. Valerian również
opuścił jego łóżko, a właściwie cały szpital. Nie wiedział, że wilk obudzi się
dopiero po dwóch dniach. Gdy w końcu otworzył oczy i rozejrzał się wokół
siebie, przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ani gdzie się znalazł.
Kroplówka, którą mu podłączono, uświadomiła go, że był w szpitalu. Basior
westchnął ciężko.
- O, obudził się pan! - usłyszał czyiś głos. Podniósł głowę,
ale szybko tego pożałował. Wadera z łóżka obok uśmiechała się przyjaźnie.
- Co się stało? - zapytał. Głos miał ochrypnięty, a język
suchy niczym kamień na pustyni. Sąsiadka szybko streściła mu całą historię, a
przynajmniej tyle, ile wiedziała.
- Nic nie pamiętam - wymamrotał Aarved. Była to nie do końca
prawda - w głębi duszy wiedział, że w jego pamięci czaił się jeden obraz. Obraz
białych, pustych oczu. Nie chciał jednak przyznawać tego sam przed sobą, a co
dopiero komuś o tym opowiadać.
- Nie szkodzi. Ja również.
- Nie rozumiem. - Zmarszczył brwi, na co wilczyca jedynie
szerzej się uśmiechnęła.
- Chyba padliśmy ofiarą tej samej bestii, wie pan? Też nie
wiem, jak wyglądała, ani jak się znalazłam w szpitalu. Ponoć przyprowadził mnie
tu jakiś dziwny typ. Potem spałam przez trzy dni, przynajmniej tak twierdzą
lekarze. Mam nadzieję, że wojsko szybko to załatwi, takie stworzenie nie może
ganiać po lasach. Przecież tam dzieci uczą się polować!
Aarved nie słuchał jej. Przytakiwał od czas do czasu, ale
wzrok wbity miał w biały opatrunek na łapie, a myśli błądziły zupełnie gdzie
indziej. Nie wiedział nic. Film urywał mu się w momencie spotkania lwa w
szpitalu. Potem najwyżej jakieś urywki drogi do miasta na plecach towarzysza.
No i pamiętał koszmary, nawet za dobrze. Oraz...
- Czy panu też śnią się dziwne, białe oczy?
Wilk zadrżał i już miał odpowiadać, gdy nagle drzwi sali się
otworzyły i stanął w nich lew oraz pielęgniarka.
- To ten pokój. Proszę jednak nie przemęczać pacjenta.
Przyjdę za godzinę - oznajmiła i wyszła. Nowo przybyły samiec kiwnął głową
waderze i przywitał się z nią, po czym podszedł do posłania Aarveda.
<Valerianie?>
Słowa: 660
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz