Spodziewał się, że nieznajomy zostanie z nim jeszcze chwilę,
ale najwyraźniej miał inne plany, bo szybko zniknął. Basior westchnął, patrząc
za dziwną istotą z nieco mieszanymi uczuciami. Tak szybkie zmycie się z miejsca
zdarzenia wydało mu się podejrzane, ale wiedział, że nie może wyciągać
pochopnych wniosków - jeśli ranna wadera nie oskarży kotowatego osobnika,
Aarved nie miał żadnych podstaw, aby dalej go zatrzymywać i zabierać mu czas.
Obszedł dół dookoła i obejrzał go z wszystkich stron. W
końcu ułożył sobie wszystko w głowie. Ofiara musiała nadbiegać od strony lasu.
Nie widział śladów, które wskazywałby na to, że była ranna - wszystkie
zagłębienia w śniegu były identyczne i w równomiernych odstępach. Czyli zranić
musiała się dopiero później, przez upadek. Odwrócił się i skupił na drugim
tropie. Tym razem odciski były większe i o nieco innym kształcie. Te na pewno
należały do tego tajemniczego jegomościa. Nadszedł od strony Królestwa.
- To chyba wyklucza go z puli podejrzanych - mruknął basior.
Zawrócił nieco, aby dokładnie przyjrzeć się jego drodze. Można było dostrzec
miejsce, w którym przystanął na chwilę, by zorientować się w sytuacji - dołki w
białym puchu były bowiem o wiele głębsze od pozostałych. Potem krążył chwilę,
aby znaleźć potrzebującą. Wcześniej szedł powoli, teraz jednak wyraźnie się
spieszył - nieraz gwałtownie zawracał i robił ciasne skręty. Późniejszy
przebieg wydarzeń był jasny - zeskoczył i wyniósł wilczycę na grzbiecie
prawdopodobnie.
Ale co z tym potworem? Widział tylko dwa zestawy śladów, a
już sam wykluczył, że obcy osobnik niczemu nie zawinił.
,,Pewnie spanikowała, głupia", pomyślał wojownik,
zagłębiając się w las. ,,Może ma paranoję i zwykły zając ją przeraził. W sumie
trudno się dziwić - po tym, co gadają w mieście nie oczekiwałem, że wszyscy
będą spokojni. Musiało dojść do czegoś takiego".
Westchnął z irytacją. Tak jak się spodziewał. Głupie plotki
oraz doszukiwanie się niebezpieczeństw tam, gdzie ich nie ma.
Usiadł i oparł się o drzewo, aby podrapać się po karku. Coś
boleśnie zakuło go w bok. Próbował się poprawić, bo najwyraźniej krzywo się
ułożył, ale przedmiot wbił się jeszcze mocniej. Syknął i zerwał się na równe
nogi, oglądając się ze złością na pień.
Nie spodziewał się tego, co ujrzał.
Korę pokrywała ciemna maź, układająca się w ostre szpikulce.
Patrzył ze zdziwieniem, jak obracają się w jego stronę. Zupełnie, jakby był
magnesem, a one cieczą ferromagnetyczną. Właściwie wyglądały bardzo podobnie do
takiego właśnie wynalazku. Były jednak twarde i duże. Zdziwił się, że ich nie
zauważył, ale po chwili zrozumiał dlaczego. Gdy odsunął się kilka kroków, kolce
zniknęły. Zmieniły się w czarną plamę, a potem zaczęły wnikać w szczeliny kory,
tworząc prawie niewidoczne pręgi.
Nagle poczuł pieczenie w boku. Rzucił się na śnieg i zaczął
panicznie wycierać sierść. Słyszał, jak syczy pod nim roztapiający się płyn, a
para osiadła mu na pysku. Wciąż czuł ból, więc wciąż się tarzał. Robił to
jeszcze długo po tym, jak sytuacja się uspokoiła. W końcu wstał, dysząc ciężko
i spojrzał na miejsce, w którym leżał. Czarna maź pokrywała śnieg, który
błyskawicznie sublimował.
Patrzył tak w niedowierzaniu. ,,Czym to kurwa jest?"
przebiegło mu przez myśl. Nie dane mu jednak było odpocząć.
Instynkt zadziałał pierwszy. Spiął mięśnie i rzucił ciałem w
bok. Czarna kula owej świsnęła koło jego głowy, paląc w oczy ciepłem.
Natychmiast poleciała następna. Wilk runął do tyłu, szczekając i warcząc
wściekle, a pocisk roztrzaskał pień za nim. Aarved nie zdążył nawet złapać
równowagi. Dyszał ciężko, rozpaczliwie szukając wzrokiem przeciwnika.
Nagle usłyszał szelest za sobą i obejrzał się. Serce w nim
stanęło i poczuł, jak strach odbiera mu dech.
~*~
Nie wiedział, ile tak wpatrywał się w białe, zimne oczy. Na
jego szczęście, nie było to tak długo, jak mu się wydawało - ledwie bestii
udało się go sparaliżować, a usłyszała, jak Valerian przedziera się przez
pobliskie krzaki.
Aarved opadł na ziemię, gdy tylko lew stanął na skraju
polany. Było mu przeraźliwie zimno, a z łap odpłynęła krew. Złapał łapczywie
powietrze, które zapiekło go w gardło. Nie mógł się podnieść, jedynie z
przerażeniem patrzył na podbiegającego towarzysza. Rozejrzał się po polanie,
nie pamiętając nic oprócz pary jasnych ślepi. Ich wspomnienie wywołało w nim
mdłości.
Było jednak coś, co przeraziło go jeszcze bardziej niż
niedawna walka, bolesny chłód czy nawet ślepe źrenice, które nie chciały
opuścić jego pamięci - na śniegu. oprócz jego własnych śladów i połamanego
drzewa, nie było żadnych odcisków.
<Valerian?>
Słowa: 695
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz