Wilk był raczej cichy i małomówny, a na pewno zmęczony, o
czym mogły świadczyć jego nieco niezgrabne miejscami ruchy i charakterystyczny
błysk złotych oczu, w których odbijały się płomienie. Vallieana wiedziała już,
że był wysoki, a przynajmniej wyższy od niej, a kiedy leżał, przypominał
waderze atletę. Szczupły, jednak nie wychudzony. Pod białym futrem musiały kryć
się mięśnie potwierdzające tezę samicy o tym, że dużo przebierał tymi nogami.
Przez głowę nawet przeszło jej raz czy dwa, żeby pomacać nieznajomego po
klatce, jednak wstrzymywała się dzielnie, bo kto tak robi. Pewnie basior by
wybiegł z jej jaskini na tych swoich wielkich łapach tak szybko, że nie
zdążyłaby powiedzieć “nie mogłam się powstrzymać”. Więc się wstrzymywała, póki
mogła.
Po krótkiej wymianie zdań samiec ostatecznie zgodził się,
aby spędzić w jaskini nieznajomej noc do końca i ponownie ułożył się obok
ognia, rozluźniając mięśnie. Zielarka przez chwilę go obserwowała,
zastanawiając się jakim sposobem trafił w tę część Dystryktu drugiego w środku
nocy. Mógłby być podróżnikiem, jednak wadera nie zauważyła, by cokolwiek ze
sobą przynosił. Może rzeczywiście był jakimś zwyrolem, który właśnie popełnił
zbrodnię i uciekał przed konsekwencjami? Wilczyca uśmiechnęła się do siebie
delikatnie na tę myśl i położyła się wygodniej na sarniej skórze, postanowiła
na dziś dać już mu spokój. Nieznajomy bynajmniej nie wyglądał na złoczyńcę-
miał zbyt ładne oczy.
Tę noc postanowiła spędzić jednak na najwyższym piętrze
swojej jaskini, co robiła raczej w sytuacjach wyjątkowych. Po pierwsze, chciała
być obok basiora, jakby coś miało się stać- nigdy nie wiadomo, może chorował
przewlekle i mógł dostać jakiegoś ataku? Albo w nocy się wymknie i gdzieś utopi
się w śniegu? Po drugie: nie była na tyle głupia, żeby zostawiać zupełnie
nieznanego wilka w swoim domu i ot, tak spuścić go z oczu na całą noc. Oczy
miał ładne, czy brzydkie (a brzydkie prawdopodobnie nie istnieją!)- byli sobie
obcy. Nie miała sobie nic do zarzucenia, w końcu nawet jej się nie przedstawił,
czy to ze zmęczenia, czy celowo. Czuła się w tym wszystkim o tyle pewniej, że
duch z naszyjnika bezzwłocznie budził ją w każdej wątpliwej sytuacji. Była
bezpieczna.
Mimo tęsknoty za swoim miękkim posłaniem, waderce spało się
całkiem przyjemnie. Ogień płonący w jaskini nadawał wrażenie przytulniejszej
niż zazwyczaj, podobnie jak oddech innej istoty, do którego nie była
przyzwyczajona. Tej nocy nawet koszmary jej nie nawiedzały, więc kiedy rano
poczuła szarpanie za ogon, mogła powiedzieć, że odpoczęła.
Podniosła zaspany łepek i przeciągając kończyny, ziewnęła.
Przez chwilę jej neurony nie do końca ze sobą współpracowały, po chwili jednak
świat zaczął normalnieć, a informacje sklejały się w całość. Lodowate oczy
przesunęły się w kierunku ogniska, obok którego jeszcze w nocy leżał nieznajomy
wilk. Był na swoim miejscu. Wilk leżał i przyglądał się prawdopodobnie
luminescencyjnym grzybom wyrastającym ze ściany jaskini, które jarzyły się
słabym światłem. Palenisko musiało w nocy wygasnąć.
- Nie śpi pan…- wymamrotała jakże odkrywczo i przetarła
grzbietem łapy oczy, by się rozbudzić, a tymczasem basior zwrócił na nią złote
tęczówki. Westchnęła cicho, kręcąc lekko głową, czas się brać za życie.
Ponownie spojrzała na wilka- Mam nadzieję, że pan wypoczął- uśmiechnęła się ciepło
- Tak… I jeszcze raz dziękuję za nocleg- odparł, spoglądając
na waderę. Oboje zaczęli się podnosić w milczeniu. Zaczynało się robić
niezręcznie.
- Żaden problem- skinęła łebkiem. Rzuciła okiem na upchnięte
do kąta naczynia z naparami, które w końcu będzie musiała posprzątać, miała
również sporo do uporządkowania wśród roślin na najniższym piętrze. Wpadła w
krótką zadumę, przyglądając się swojemu dziełu, a wyrwał ją dopiero cichy głos
wilka. Nastawiła uszy i zmroziła wilka pytającym wzrokiem.
- Może mógłbym w czymś pomóc w zamian?- spytał.
Nie była pewna do jakiego stopnia basior zrobił to z
grzeczności i gdzie zaczynała się granica, że wręcz “od niechcenia”. Przecież
nie zrobiła nic szczególnego na tyle, by wilk musiał jej coś dawać w zamian,
tylko udostępniła mu na noc kawałek swojej jaskini. Czemu jednak miałaby go
odesłać, skoro sam zaoferował pomoc?
- Cóż…- zaczęła, nie spuszczając wzroku z gościa. Przez
chwilę tak stała, przestępując z łapy na łapę, aby zaraz kontynuować- Może
mógłby pan pomóc mi w złapaniu czegoś na śniadanie..? Nie jestem fanką polowań,
a wypadałoby coś zjeść
Na pysku towarzysza błysnęło coś na kształt zdziwienia, a
może w tych ciemnościach Vallieanie po
prostu się wydawało, niemniej jednak po chwili wilk się zgodził i wspólnie
opuścili mrok jaskini.
Oślepiające promienie słońca natychmiast wdarły się do dwóch
par oczu, powodując ich mrużenie.
Gigantyczna gwiazda leniwie wisiała nad ich głowami,
rozlewając swoje dobra w postaci światła i wątpliwego ciepła na polany i góry pokryte
białą pokrywą, iskrząc pojedyncze płatki śniegu. Mimo silnego wiatru, można
było powiedzieć, że tego dnia Królestwo wyjątkowo nie szykowało się na
zabijanie niewiniątek, a wręcz pozwalało się wyciszyć.
Kiedy już wadera przyzwyczaiła się do nowych warunków,
pozwoliła sobie na głębokie zaciągnięcie się lodowatym powietrzem i krótkie
rzucenie okiem na okolicę. Wszystkie skały, pagórki, a nawet gigantyczny
szkielet smoka były na swoim miejscu.
Westchnęła, wznosząc przed nosem niewielką chmurę i ruszyła
powoli przodem, oczekując aż towarzysz wyrówna z nią krok.
- Myślę, że powinniśmy odwiedzić Las Ayre- wyznała,
spoglądając na basiora, a ten tylko skinął głową w odpowiedzi.
Idąc z nim w tak niewielkiej odległości na wolnej
przestrzeni czuła się jeszcze mniejsza, niż
jak stali po dwóch stronach jaskini. Nie żeby specjalnie jej to
przeszkadzało, a przynajmniej nie zwróciła na to uwagi przez resztę drogi. Szybko
zamknęła się w sobie, ostrożnie stawiając każdy krok w przód. Czując jak czas
upływa, a słońce wznosi się coraz wyżej, zaczynała robić się głodna.
Jakiś czas temu po świecie chodził wilk z maską na pysku.
Jako rzemieślnik był powszechnie lubiany i szanowany, chociaż nigdy nie był w
stanie zdobyć partnerki...
Wadera została wyrwana z zamyślenia, a zimny dreszcz
przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Vernon nieczęsto opowiadł jej takie historie
zupełnie bez kontekstu i w ciągu trzech lat swojego życia Zerdin nauczyła się,
że po pierwsze: nigdy nie były do końca bez kontekstu, a po drugie: nigdy nie
świadczyły o niczym dobrym.
Złotooki uniósł głowę i nastawił uszu, jakby usłyszał coś ze
strony lasu. Lodowaty wiatr rozwiał jego sierść, wprowadzając pióra w
niespokojne drgania. Lekko zwolniła, aż sama niespodziewanie na coś wpadła, by
w ciągu następnej sekundy odskoczyć niczym oparzona. Szybko spod śniegu
wygrzebała dziwną, drewnianą maskę.
... A jako, że nie mógł żadnej skłonić, żeby z nim
zamieszkała, wziął sobie jedną siłą. Urodził się z tego zdrowy chłopak… Nie
zgadniesz, ale wilk okazał się wcale nie być wilkiem.
Przeraźliwe skomlenie od strony lasu odwróciło przestraszone
spojrzenie samicy od drewnianego przedmiotu, a sama musiała obejść swojego
towarzysza, żeby dostrzec źródło całego zamieszania.
Przez grubą warstwę śniegu przedzierało się szczenię, raczej
podlotek, na jego jasnym pyszczku malowała się czysta panika. Gramolił się
prosto w ich kierunku, a za nim równie niezdarnie podążała armia czegoś, co
wyglądało jak karłowate, łyse niedźwiedzie stworzone z cienia.
Wilk z maską nie kończy dobrze.
<Jastes? Po takim czasie oczekiwania wprowadzam
dramaturgię :,)>
Słowa: 1116
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz