sobota, 7 marca 2020

Od Aarveda CD. Vallieany


Aarvedowi ciężko było zatrzymać wilczycę. Wyszła, zanim on zdążył się podnieść. Nie zrezygnował jednak ze swoich zamiarów i po chwili stał na drżących nogach. Rozejrzał się po jaskini. Zimna i ciemna. W dodatku wejście było przerażająco duże. Zadrżał, czując jak bolesne ssanie w żołądku odbiera mu wszystkie siły. Było jak podstępny wąż zaciskający się na jego trzewiach. Ciemna głowa podpełzła wyżej, oplatając szyję, i zaczęła szeptać: ,,Po co się starasz? Nie jesteś zmęczony? Chodź, połóż się przy tej ścianie. Chodź, połóż się i nie wstawaj. Chodź, zamknij oczy i zaśnij. Przecież wiesz, jak bardzo tego chcesz... W końcu to twoja wina, że się tu znaleźliście. Zasługujesz na...".
Wilk potrząsnął głową, odrzucając wszelkie pokusy i wyszedł z jaskini. Planował znaleźć jakieś drewno i chociaż spróbować rozpalić na nim ogień. Wątpił, żeby cokolwiek w okolicy było suche, nie chciał jednak leżeć bezczynnie i ryzykować, że zaśnie na takim chłodzie. Nie wiedział, jak długo Vallieana zamierza polować, a spanie w samotności w taką temperaturę, na gołej skale i w otwartej, niezbyt dobrze osłoniętej od wiatru jaskini, mogło okazać się fatalne w skutkach. Szczególnie, że był głodny i wyczerpany, a ciało wciąż bolało. Jeśli rzeczywiście przeznaczone jest mu zamarznąć, dziś lub jutro, to nic na to nie poradzi - nie zamierzał jednak oddać skóry tanio.
Począł przeszukiwać pobliskie zarośla, zbierając do pyska niewielkie patyki. Gdy miał ich już pełno, zawrócił i położył je na podłodze jamy. Usiadł ociężale i skupił się. Jaki jest sens zbierać cięższe kawałki drewna, tylko po to, aby okazało się, że jego plan zawiedzie? Jedynie zmarnuje cenną energię. Spróbował zebrać moc w ustach, co okazało się być bardzo wymagającym zadaniem. Magia płynęła w górę długo i była ciężka niczym płynne złoto. W końcu jednak zebrał jej na tyle, że udało mu się wydusić niewielki płomyk. Czerwona poświata padła na kamienne ściany, oblewając je krwawym blaskiem. Pająk z gatunku deinopis, najwyraźniej zupełnie niespodziewający się nagłego ataku światła, drgnął w przerażeniu, a sieć między jego odnóżami poplątała się. Wspiął się po pajęczynie i zniknął w ciemności, która zapadła kilka sekund później.
Aarved dyszał. Patyki nie zajęły się płomieniem, była jednak szansa, że za drugim lub trzecim razem, jeśli dostatecznie je wysuszy, uda mu się coś osiągnąć. Może tylko tracił energię - nie wiedział. Miał jednak pewność, że potrzebują ognia, a on zamarznie, jeśli położy się teraz przy ścianie. Próbował więc dalej - pierwszy i drugi, i trzeci raz, kurczowo trzymając się nadziei. Za każdym razem, gdy z jego pyska wylatywał płomień, a ciepło padało na jego twarz, czuł ulgę. Szybko jednak znikała, pozostawiając jednak nieznośne, bolesne pragnienie, które kazało mu próbować jeszcze raz. I drugi, i trzeci.
W końcu, gdy zaczął się poddawać, ciepło nie zniknęło od razu. Basior wyrwał się z otępienia, w które popadł i zaczerpnął gwałtownie powietrza. Serce w nim podskoczyło. Momentalnie przypadł do ziemi, chuchając delikatnie na płomyk. Osłonił go przed wiatrem i przez chwilę modlił się do wszystkich bogów o litość. Gdy ogień urósł na tyle, że nie mógł go zdusić łagodny podmuch wiatru, wilk zamknął oczy i westchnął. Przybliżył swoją twarz do ogniska, pragnąc ciepła niczym spragniona łania wody. Pił każdą jego kroplę, napawając się kolejnymi łykami. W końcu jednak z bólem oderwał się od swego źródła i wystrzelił z jaskini, nagle znajdując w sobie nową siłę. Popędził szybko (a przynajmniej na tyle, na ile pozwoliła mu ranna noga) do pobliskiego lasku. Zaczął chwytać pierwsze lepsze gałęzie, nie patrząc na wielkość czy ciężar. Pognał z nimi z powrotem, a głowa przechylała mu się na bok. Zrobił jeszcze dwa takie kursy, aż padł zdyszany na podłogę jaskini. Zdążył. Zaczął osuszać przyszły opał i dokładał suche kawałki do ognia. Wkrótce był on na tyle trwały, że wilk nie musiał się męczyć - wystarczyło włożyć mokre gałęzie i po chwili otaczały się płomieniem. Dla samca były to dobre wieści - czuł bowiem, że zaczynają opuszczać go siły, tym razem na dobre. Legł koło paleniska, napawając się widokiem skaczących i trzaskających płomieni. Nigdy w życiu nie czuł się szczęśliwszy. Powoli przysypiał, nie zważając na twarde kamienie wbijające się w ranną nogę i klatkę piersiową. Widok ognia wynagradzał mu wszystkie niewygody, ból oraz głód.
Przed snem powstrzymały go nietypowe odgłosy docierające z zewnątrz. Podniósł łeb i zmusił się do wstania. Usłyszał ryk, najprawdopodobniej kozła lub sarny. Gdy wyszedł, ujrzał Vallieanę, a koło niej ciemny zarys jej ofiary. Nie potrafił rozpoznać zwierzęcia, bowiem jego ciało zlewało się z rosnącą plamą krwi, która je otaczała. Wyszedł z jaskini, potykając się o własne kończyny i uśmiechnął się. Ślina momentalnie wypełniła mu pysk, gdy tylko poczuł delikatny zapach śmierci. Miał nadzieję, że Valli nie zauważyła, jak ściekała mu po brodzie. Podszedł do jeszcze dyszącego zwierzęcia i zatopił kły w jego szyi. Ciepła krew wlała się do pyska wilka. Powstrzymał jęk ulgi i po chwili oderwał się od kopiącego w agonii kozła. Złapał za jego kark, napiął mięśnie i zaczął ciągnąć truchło w stronę jaskni. Vallieana również chwyciła zębami jego szyję i wspólnymi siłami w końcu przeciągnęli kupę mięsa do wejścia. Wtedy zielarka przystanęła.
- Ogień? - zapytała cicho. Najwyraźniej wcześniej nie zwróciła uwagi na poblask wydobywający się z jaskini. Aarved zastanawiał się, dlaczego. Była tak wykończona, czy podczas polowania wydarzyło się coś niecodziennego?
- Udało mi się wysuszyć drewno i coś zapalić - wyjaśnił basior, bez ceregieli odrywając udo martwego kozła. Krew trysnęła na ściany i wsiąkła między kamienie. Powietrze wypełnił metaliczny zapach. Wilk podciągnął pierwszą porcję w stronę towarzyszki.
- Panie przodem. - Uśmiechnął się. Wadera kiwnęła mu głową z wdzięcznością i błyskawicznie zaczęła jeść. Ona również nie przejmowała się zasadami dobrego zachowania się podczas posiłku, rwąc mięso jak dzikie zwierzę. Aarved przewrócił zdobycz na drugi bok i oderwał w paru pociągnięciach drugą nogę. Poczuł, jak żołądek zaczyna boleśnie domagać się jedzenia, kurcząc się gwałtownie. Kilka kęsów połknął praktycznie w całości, nim uciszył swój pusty przewód pokarmowy na tyle, by móc delektować się świeżym mięsem. Godzinę temu był niemalże pewny, że nie dożyje poranka. Teraz jednak miał szansę ogrzać się i najeść.
Wkrótce z sarny zostały jedynie kości. Basior odetchnął i odsunął resztki pod ścianę. Teraz rozumiał, co głód może zrobić z wilkiem. We dwoje pochłonęli całą sarnę w kilkanaście minut. Zlizał resztki krwi z pyska i ułożył się bliżej ognia - i jednocześnie bliżej Vallieany. Obserwował ją, kładąc głowę na łapach. Może to przez ogień i światło, które padało na jej pysk, ale nagle wydała mu się bardzo obca. Sprawiała wrażenie nimfy lub ducha ; delikatnej duszy, która w każdym momencie może umknąć w sobie tylko znane miejsce i zostawić go samego na środku zlodowaciałego pustkowia. Pewnie do końca życia wspominałby tę tajemniczą istotę, która kiedyś wydała mu się po prostu urodziwą wilczycą. Zastanawiałby się, czemu wybrała jego. I czemu zniknęła.
Spojrzenie owej tajemniczej istoty również na nim spoczęło, przyprawiając rogatego samca o dreszcze. Wiedział, że jest wilkiem, tak jak i on, ale jej oczy miały jakiś szczególny wyraz. Coś sprawiało, że chciał w nie patrzeć w nieskończoność, a jednocześnie już nigdy nie skrzyżować z nimi wzorku. Może to właśnie one sprawiały, że zastanawiał się, kiedy wadera rozpłynie się w mgłę?
Porzucił swoje marzycielskie rozmnażania i uśmiechnął się.
- Nie uważasz, że to zabawne, Vallieano?
- Słucham? - zapytała zdziwiona. - Co jest zabawne?
- Ile razy w życiu zdarzyło ci się coś takiego? - zatoczył łapą wokół siebie. - Ile razy wpadłaś do dziury z jakimś obcym basiorem, walczyłaś z olbrzymim pająkiem i o mało nie zamarzłaś w jakiejś zapomnianej jaskini? Bo mi rzadko się zdarza, powiedziałbym wręcz, że nigdy. Aż do teraz.
- To prawda, nie robię takich rzeczy często - przyznała w zamyśleniu wilczyca. - I rzeczywiście, jest w tym coś zabawnego, jak się nad tym zastanowić - westchnęła. - Aarved? Mogę zmienić temat?
- Oczywiście - przytaknął wilk, zauważając, że zwróciła się do niego po imieniu.
- Myślisz, że już zaczęli nas szukać?
Basior zastanowił się przez chwilę. Ogień trzaskał, a płomienie rzucały światło na stos gałęzi. Przysunął się bliżej ognia i znalazł się bardzo blisko zielarki. Słyszał jej oddech.
- Pewnie tak, - odparł w końcu - skoro twoja konferencja miała odbyć się na dniach, a mija już druga noc. Tak, myślę, że już nas szukają. Szkoda, że nie mamy, jak się się z nimi skontaktować.
- To prawda - westchnęła. - Mogłam odmówić i do tego by nie doszło - dodała po chwili.
Wilk parsknął cicho i uśmiechnął się.
- Nie poznalibyśmy się wtedy.
Wadera spojrzała na rogatego towarzysza. Patrzył na nią, a w zielonych oczach czaiło się coś niezwykłego. Nie dostrzegła w nich speszenia, strachu czy wstydu. Ciepło. Biło od nich ciepło. Oprócz tego dostrzegła coś jeszcze, coś, co cyło skryte głęboko, ale czego nie spotkała dotąd w spojrzeniu wojownika i nie potrafiła nazwać.
Aarved zorientował się, że dotykają się łapami. Zerknął na swoją kończynę, to samo zrobiła niebieskooka. Odskoczyli od siebie jak oparzeni, śmiejąc się nerwowo. Po chwili zapadła cisza. Wojownik zastanawiał się, co go napadło. Może to zmęczenie? Jasne, zdarzało mu się zauroczyć w jakiejś przedstawicielce płci przeciwnej, ale nigdy nie wychodził z inicjatywą. Ba, najczęściej były to wilczyce poznane przez jego pracę; najczęściej, podobnie jak Valli, dzięki eskorcie. Z żadną jednak nie przeszedł na ,,ty", a co dopiero się jakiejś zwierzył... Lub leżał obok którejś tak blisko... O każdej jednak zapomniał.
Tak, pewnie gdyby nie ta dziura, to nigdy nie doszłoby to czegoś takiego między nim, a Vallieaną. Co mu szkodzi spróbować? Po powrocie do miasta, pewnie i tak rozejdą się w dwie strony, nigdy już się nie spotkają, jeśli zrezygnuje w tym momencie. A jeśli się zdecyduje, to może wyniknie z tego coś dobrego. Przecież niekoniecznie muszą od razu być parą.
Zauważył, że wadera powoli zaczyna przysypiać. On też coraz częściej łapał się na tym, że jego myśli odpływają. Postanowił więc zrobić rzecz, której nigdy by się nie podjął przy pełnej świadomości. Przysunął się do wadery, przytulając swoją obolałą klatkę piersiową do jej ciała. Była tak niewielka w stosunku do niego. Poczuł, jak jej żebra unoszą się, gdy gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Przypominała mu delikatną gołębicę, którą zapragnął chronić przed jastrzębiami.
- Będzie nam cieplej, gdy zgaśnie ogień - wytłumaczył, szukając jakiejś wymówki. - Jeśli będzie ci za ciepło, powiedz, a odsunę się.

<Valli, maj lof?>


Słowa: 1624

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics