To jest skomplikowane, a przynajmniej na tyle, że nie jestem
w stanie ci tego wyjaśnić. W ogóle nie czuję tego szczeniaka, więc bądź
ostrożna, moja droga.
Wzięłam płytki oddech, a lodowate powietrze bez chwili
zwłoki wypełniło całe moje płuca. W obecnych warunkach przypominało ostre igły,
przeszywające cały układ oddechowy. Z jednej strony uniemożliwiało
zaczerpnięcie tlenu, a z drugiej przecież te igły nie istniały.
- Czy mógłbyś czasem powiedzieć coś wesołego?- szepnęłam, a
mój drżący głos szybko został zagłuszony przez szczenię uczepione nogi mojego
towarzysza metry dalej. Nosiło mnie niemiłosiernie od momentu, w którym biały
basior wyskoczył na ratunek jasnowłosego podlotka. Wszystko szło w miarę dobrze
do momentu, w którym pan Jastes zdębiał. Wilk dosłownie zamarł ze zdziwieniem
na pysku, jakby poczuł na grzbiecie samą śmierć. Młodzieniec u jego łap
piszczał niemiłosiernie, a ja byłam o krok, żeby popędzić w ich kierunku.
To nie w moim stylu, ale niech będzie po twojemu. Bardzo
ładny dzisiaj mamy dzień, wesoły taki. Zupełnie nie wygląda, jakby w tej chwili
ktoś miał umrzeć.
- Vernon, przestań… Na miłość bogów, panie Jastes, obudź
się..!- wydałam z siebie krótki jęk, przeskakując z łapy na łapę. Nieostrożna,
ponownie wpadłam na dziwną maskę, zagrzebaną do połowy w śniegu. Skąd ona się
tam wzięła i jakie miała znaczenie w tym wszystkim? Posłałam jeszcze jedno
niespokojne spojrzenie w kierunku stojącego złotookiego i czym prędzej
wygrzebałam drewniany przedmiot na widok reszty świata. Nie miałam czasu się
zastanawiać, a widok luźno zapiętego pasa przyczepionego od wewnątrz maski
skłonił mnie do niezwłocznego zarzucenia jej sobie na szyję. W końcu rzuciłam się
w stronę basiorów.
Vallieano, zdejmij to w tej chwili. To boli.
Jednak nim dotarły do mnie słowa ducha, byłam już przed
wilkami. Natychmiast zawróciłam, by oddalić się od przerażającej pielgrzymki za
naszymi plecami. Wyrównałam krok z upierzonym basiorem, z którego pyska zwisało
mniejsze, dużo delikatniejsze ciało.
- Wszystko dobrze?- zapytałam, oglądając szczeniaka w biegu.
Młode o dwukolorowych oczach wyglądało na wyczerpane, tylko pokiwało głową.
Jego łapy zwisały coraz bardziej bezwładnie, przeszkadzając starszemu basiorowi
w poruszaniu się, a pyszczek tracił na wyrazie, jakby tracił kontakt z
rzeczywistością. Sam pan Jastes mimo iż poruszał się tak szybko jak tylko mógł
z ciałkiem kołyszącym się między jego nogami, również wyglądał na bardziej niespokojnego
niżby pewnie chciał. Zresztą, kto miałby teraz czas na udawanie spokoju.
Vallieano, zdejmij maskę.
Przebiegliśmy przez polanę tak szybko, jak tylko był w
stanie biec mój towarzysz. Wilczek coś cicho sapnął, ponownie zwracając na
siebie naszą uwagę, po czym jego łepek ostatecznie zawisł równie bezwładnie jak
reszta ciała.
- Zemdlał- oznajmiłam, spoglądając na Jastesa, który w
odpowiedzi skinął głową.
Kiedy tylko wbiegliśmy między drzewa, postanowiłam
wykorzystać chwilę, żeby się obejrzeć. Jakie było więc moje zdziwienie, kiedy
na otwartym terenie widoczne były jedynie nasze ślady wyżłobione w śniegu.
Żadnych cieni, żadnych niedźwiedzi. Ani zająca. Jak na zawołanie zdałam sobie
sprawę jak potężna, ciężka cisza opadła na cały las.
- Jest czysto…- szepnęłam.
Wróciłam do złotookiego, który na moje słowa zwolnił do
kłusu. Po części sama odetchnęłam, ponieważ nawet z dodatkowym ciężarem wilk
był diabelnie szybki. Wiedziałam, że musiał sporo biegać.
Pozorna ulga wciąż nie była wystarczająca na tyle, by
wygładzić futro na moim grzbiecie, niezmiennie zmierzwione od pierwszego pisku
szczeniaka. Czułam jakby w każdym momencie coś dziwnego mogło podbiec z każdej
strony i powalić nas jednym ruchem.
- Ma pan plan dokąd pójść?
Rzucił na mnie tylko kątem oka, kiedy wpatrywałam się w
szlaki na jego pysku. Znów odwróciłam wzrok na drogę przed nami.
- Kojarzę jedną jaskinię niedaleko. Ma dwa wejścia, w razie
gdyby coś nas zaskoczyło…- rzuciłam. Basior po chwili wahania ponownie skinął
głową, a ja wyszłam lekko na prowadzenie, nawet jeśli basior doskonale mógł
wiedzieć gdzie go prowadzę.
~*~
Usadowiłam się na zimnym kamieniu, a tuż przed moimi łapami
starszy wilk położył jasne szczenię. Młody nadal był nieprzytomny, jednak jego
boki uparcie się unosiły, a z nosa wysnuwały się niemrawe chmurki pary. Pan
Jastes spojrzał w moje lodowate oczy, a ja spojrzałam w jego miodowe. Mój
brzuch zaburczał.
- Musimy go jakoś ocucić- zauważyłam jakże inteligentnie,
ignorując nawoływania żołądka. Basior musiał to usłyszeć, jednak postanowił nie
komentować, ponieważ sam jadł ostatni raz dopiero wczoraj- I zastanowić się co
dalej z tym zrobić.
Podniosłam zad i ułożyłam go koło szczeniaka, próbując jak najbliżej przylgnąć do mniejszego ciała.
W duchu poczułam ulgę, że pogoda była taka, a nie inna i przynajmniej basiorek
nie był przemoczony. Mimo niepozornego wyglądu, jego jasne futro było wyjątkowo
grube.
- W sumie pomyślałem, że mog…
Głos smukłego basiora został zagłuszony.
Zdejmij natychmiast tę maskę!
Podskoczyłam jak oparzona na równe łapy i czym prędzej
zrzuciłam z szyi drewniany przedmiot. Z oczodołów maski zaczęła wypływać biała
ciecz, a powietrze wypełniło się odorem spalenizny. Wycofałam się bliżej
Jastesa i zbliżyłam ząb zwisający z mojej szyi do oczu. Rzemyk był delikatnie
zwęglony, niemal żarzył się przez pół następnej sekundy.
- Wszystko dobrze?- zapytałam z niepokojem, kiedy niecały
metr dalej jasnowłose szczenię podniosło głowę. Sama zwróciłam na nie
spojrzenie dopiero kiedy młody zaczął się podnosić.
- Skąd to wzięliście? To należało do mojego ojca- bąknął,
dotykając łapą maski. Po białej cieczy nie było już śladu- Co się stało z tymi
cieniami? Nie ma ich już? Uratowałeś mnie?
Spojrzałam na Jastesa szukając pomocy, jednak najwyraźniej
był podobnie zaskoczony moim skokiem, jak ja wyznaniem malca. Poza tym
przeszywał mnie strach, że coś mogło stać się z Vernonem. Dusza się nie
odzywała po nagłym krzyku, a sznurek na którym zawieszony był kieł trzymał się
na paru nitkach. Zauważyłam wtedy, że również futro na mojej piersi zdawało się
przez coś kleić.
- Póki co, jesteś tu bezpieczny- głos zajął mój towarzysz.
Dokładnie widziałam na jego pysku jak ostrożnie dobiera słowa, kiedy rzucił na
mnie kątem oka. Swoim spojrzeniem posłałam mu tylko jedną wiadomość: nie podoba
mi się ta sytuacja.
Przesunęłam drżącą łapą po swoim czarnym futrze. Wilczek
wbijał ciekawskie spojrzenie to we mnie, to w mojego towarzysza, najwyraźniej
nie widząc potrzeby żeby rzucić choć krótkim podziękowaniem. Nie wyglądał już
na przerażonego ani zagubionego. Drewnianą niby-protezę trzymał blisko przy
łapach.
- Wiesz może czemu one cię goniły? Poza tym co tu robiłeś
sam?- spytałam, siląc się na spokojny ton. Cały czas w nozdrzach czułam smród
spalenizny, a wisior wydawał mi się kołysać między łapami z niepokojem.
- Cienie… One były moje- odparł jakby zamyślony,, jednak
szybko wziął się za wyjaśnienia, ponieważ najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego
jak zabrzmiały jego słowa- Ale nie miałem nad nimi panowania. To stało się
nagle. Obudziłem się w środku lasu, zresztą nie pierwszy raz. Próbowałem
ogarnąć kierunki, kiedy cienie zaczęły się pojawiać, chociaż ich nie
przyzwałem. Zdziwiłem się, nie powiem, ale najgorzej zaczęło się robić dopiero
jak zaczęły mnie otaczać. Postanowiłem uciekać.
Uniosłam brwi w skupieniu, nieco przechylając ciężar ciała
na stronę bliższą białemu basiorowi. Przypomniał mi się nagle moment, w którym
on sam po prostu zamarł podczas akcji ratowania młodego. Na miłość bogów, co
się wtedy zadziało..? I dlaczego mały tak się klei do tego przeklętego przedmiotu?
Wilk w masce, który nie był wilkiem…
Uśmiechnęłam się, robiąc dobrą minę do złej gry, gdy
lodowaty dreszcz przesunął się po moim grzbiecie. Nie byłam już nawet pewna co
w całej tej sytuacji wywoływało u mnie aż taki strach. Maska? Szczeniak? Zło w
lesie kradnące moce? A może to, że znajdowałam się w ciasnej jaskini ze
szczeniakiem i maską powiązanymi ze złem z lasu kradnącym moce? Musiałam
koniecznie porozmawiać z Jastesem.
- W porządku, teraz już nic ci nie grozi- przybrałam pogodny
ton głosu, a dzieciak odwzajemnił uśmiechem- Możesz wracać do domu.
Podniosłam się bez wahania. Ząb ponownie się zahuśtał i nie
wiedziałam czy wszyscy to widzą, czy to było jednak skierowane wyłącznie do
mnie.
- A czy jest możliwość, żebyście mnie odprowadzili do domu?
Nie chciałbym znowu gdzieś zemdleć z cieniami na głowie. Proszę.
Opuściłam wzrok na dwukolorowe tęczówki szczeniaka, a potem
moje lodowate spojrzenie skrzyżowało się z tym miodowym Jastesa.
<Jastes? Idziemy się bawić z przerażającym
dzieciakiem?>
Słowa: 1283
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz