Przystanąłem za drzwiami, czując mroźny powiew. Niósł za sobą przeróżne zapachy, moje jak i nieznajomej. Głęboko wciągnąłem kłujące, mroźne powietrze żeby wyczuć tak dużo woni ile tylko się dało, bo miałem przeczucie że wrogi wilk nie odpuścił by tak łatwo, skoro tyle trudu zadał sobie na długą pogoń. Normalnie, raczej by odpuścił nie mogąc jej dogonić, chyba że był czymś bardzo zmotywowany. Zastanawiało mnie tylko, komu mogła podpaść taka drobna, niewinnie wyglądająca wadera. Wątpiłem że zrobiła coś złego, dlatego chciałem pomóc na tyle, ile byłem w stanie. Zapewnienie jej i karczmarzom bezpieczeństwa było pierwsze w kolejce - każdy niebezpieczne wilk może być tak samo niebezpieczny dla każdego innego wilka, dlatego czułem konieczność złapania go.
Lampa rozświetlająca śnieg na złotawy kolor, rzuciła cień na jeden z wąskich zaułków. Na śniegu, mimo mocnego opadu łącznie z deszczem widać było delikatne ślady łap, prowadzące właśnie tam. Nikt z nas tam nie wchodził, a mogłaby to być świetna kryjówka. Zachowując ostrożność, bezszelestnie podszedłem do miejsca między innymi chatami. Zapach który wtedy złapałem, był prawie znikomy. To utwierdziło mnie w tym, że ktokolwiek tam był - zniknął.
- Ale dlaczego nas śledził?- To pytanie na razie pozostawało bez odpowiedzi. Czułem, że jest to jakaś głębsza sprawa, którą trzeba zbadać od podszewki. Nadzieję dawał mi zapach, który na pewno będzie unosił się jeszcze przez chwilę. Nie chciałem go zgubić, ale też pozostawienie karczmarzy i wadery samych byłoby bardzo lekkomyślne. Z tego co wiem, niedaleko patrol powinny mieć dwa inne wilki, które mógłbym poprosić o obserwowanie miejsca. No i jest jeszcze Marv, ale nie mogłem zostawić go samego. Jeszcze zanim ruszyłem przekazać pobliskim wilkom tą wiadomośc i zawiadomić Marv'a, wróciłem by pogadać z gospodarzem.
- Czegoś się dowiedziałeś?- Zostałem zapytany w progu drzwi. Po mojej minie mógł domyśleć się, że nie mam dobrych wieści.
- Niestety tylko tyle, że musicie mieć się na baczności.- pokręciłem głową- Przepraszam za narażanie was, nie myślałem że to jest poważniejsza sprawa. Jedyne co mogę wam zaoferować to możliwie największe bezpieczeństwo. Zawiadomię odpowiednie wilki żeby obserwowały waszą karczmę, a wy nie otwierajcie nikomu drzwi, zachowujcie się jakby was tu nie było. - Odrzekłem ze skruchą. Miałem nadzieję, że jednak żadna interwencja nie będzie potrzebna.
- Ale...ale skąd będziemy wiedzieć że to ktoś od ciebie się tu szwęda a nie ten bandyta?
- Cokolwiek będą od was chcieli....zapukają sześć razy. Jak to nie wystarczy, zapamiętaj te cyfry - szybko wyjąłem z torby kawałek papieru, na którym napisałem kod "8639". Jak nie będziesz miał pewności to powiedzą go. Nie mów o nim nikomu, nawet żonie - tylko ty otwieraj drzwi. W razie czego wszyscy się schowajcie tam, gdzie nikt was nie znajdzie. Postaram się wrócić jak najszybciej.- Obiecałem, po czym od razu ruszyłem pędem na teren innych stróżów. Przekazałem im wszystko co potrzebne, obiecali doglądać okolicy tak często jak to możliwe. Jakiś czas temu Spotkali też po drodze mojego kompana, mieli go znaleźć i dogadać się co do tego kto kiedy będzie doglądać karczmy - w końcu mieli też swoje zadania. Podziękowałem im, mogąc ruszyć w dalszą drogę.
Jeszcze raz przebiegłem po okolicy karczmy, szukając zapachu który gdzieś już zdołał umknąć. Po około 15 minutach zacząłem tracić nadzieję. Musiałem na chwilę przystanąć. Zebrać myśli. Wytężyłem maksymalnie zmysły, krocząc ścieżką którą szedłem z waderą. Nasze ślady zdołały już zniknąć pod nową warstwą świeżego puchu. Ale zagłębienia, które ledwo widoczne widniały jakiś metr od naszych wydawały się być świeższe. Uważnie podążałem za nimi, aż doszedłem do zaułku z którego wbiegła na mnie drobna wadera. Z ciemności, mogłem dostrzec bardzo mało widoczny zarys postaci, która niosła za sobą odgłosy....ciągnięcia czegoś. Jakiegoś przedmiotu? Po reakcji, a w zasadzie jej braku, stwierdziłem że postać nie zdaje sobie sprawy że ktoś ją obserwuje. W tym momencie, każdy był dla mnie podejrzany - wzleciałem do góry, a dzięki opadom ruch moich skrzydeł był stłumiony. Postać w ostatnim momencie spojrzała w górę - było już niestety na to za późno. Wystraszyła się na tyle mocno, że odskoczyła akurat w lekko oświetlone latarnią miejsce. Nie był to mój podejrzany.
- Czego mnie straszy po nocy! Ja nic nie robiłem! Sobie innych okradaj, ja nic nie mam szczeniaku!- Warknął, kładąc po sobie uszy.Poszarpane szaty, worek z jakimiś duperelami.
- Przepraszam, nie miałem zamiaru Pana wystraszyć. Myślałem że jest Pan kimś innym. - Odparłem spokojnie, wychodząc z ciemności. Odznaka stróża, mieniła się złotawym blaskiem. Bezdomny spojrzał na nią, a w jego oczach widniała niepewność.
- Nic nie robiłem, więc nie może mnie Pan aresztować! Ja tu najmniej szumu robię a to ja zawsze podejrzany...Najpierw mnie potrącają, a potem jeszcze straszą. Od czego wy tu jesteście?! - Wyjęczał z pogardą w głosie, jednak nie to mnie zainteresowało. Wadera wspominała, że potrąciła niechcący bezdomnego podczas ucieczki.
- Kto Pana potrącił?- Spytałem do razu.
- Ooo, teraz się Pan stróż interesuje! - wywrócił oczami, zbierając drobiazgi które wypadły z worka.
- Proszę odpowiedzieć.- Zażądałem, stawiając łapę między nim a jakąś błyskotką po którą sięgał. - To ważne, dla bezpieczeństwa Pana i wszystkich innych.- Spojrzał na mnie spod byka, niechętnie wzdychając.
- No to spałem w zaułku a nagle słyszę że ktoś biegnie. Nie zdążyłem nawet nic zrobić a tu BUM ktoś we mnie wpada! Na Przeklinałem się, bo kurde spać nie dają i nawet żadnego przepraszam nie powie!- Zmrużył ze złości oczy. Spuściłem wzrok, słuchając dalej. Miałem nadzieję że może zauważył coś jeszcze.- Ale to nie wszystko!- Wzdrygnąłem się, wytężając słuch.- Zaraz znowu słyszę bieg, ale tym razem zdążyłem wstać! Już chciałem nakrzyczeć na te bachory, ale ten drugi tylko mi zagroził w biegu. Nie jestem jakiś postawny ani walczyć nie umiem to nie chciałem się dłużej narzucać. Siedziałem cicho to pobiegł dalej i dalej, no i coś tam mu wypadło z kieszeni to sobie wziąłem w zamian za przeprosiny.- Wzruszył ramionami, wrzucając do worka ostatnią rzecz.
- Ej chwila, ma Pan jeszcze tą rzecz?
- Mam i nie oddam! To moje, ja znalazłem!- Schował worek za dobą, dając mi do zrozumienia że za darmo nie mam nawet na co liczyć.
- A jak odkupie tą rzecz?- Wyjąłem z mojej torby monety. Minę nie miał za szczęśliwą, więc dołożyłem jeszcze kilka.- Tylko tyle mam przy sobie. Proszę, to jest dla mnie bardzo ważne. Przez tamtego wilka ktoś jest w dużym niebezpieczeństwie. - Wbiłem w niego wzrok, co wywołało w nim presję. Niechętnie, ale przystał na moją propozycję. Była to mała torba z jakimiś rzeczami w środku. Czułem na niej zapach nie tylko ten nieznajomy, ale też zapach wadery. Podziękowałem bezdomnemu i poleciłem żeby udał się w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Dowód schowałem w swojej torbie i ruszyłem z tymi informacjami z powrotem do karczmy. Dopiero tam chciałem przyjrzeć się temu co znalazłem. Kiedy byłem już w okolicy, spotkałem Marv'a przechadzającego się na tyłach chaty.
- Artem! Tamte wilki przekazały mi co się stało...wszystko w porządku?- Spytał z troską.- Nikt się tu nie kręcił, a przynajmniej nie kiedy ja tu byłem.
- To dobrze, Marv. to dobrze...Ale ta sytuacja jest dziwna. Rozmawiałem z bezdomnym który widział tą sytuację i znalazłem coś.- Pokazałem mu torbę, delikatnie otwierając ją w celu powierzchownego zbadania jej zawartości. Marv zajrzał do środka, po czym spojrzał na mnie w bardzo zmartwiony sposób.- No co jest?- przechyliłem głowę do boku.
- Ja widziałem coś takiego.- Zawahał się przez chwilę. Ten list - wskazał kawałek papieru, naznaczony jakimś znakiem.- Takie daje się komuś żeby zlecić mu...no wiesz.- Przejechał swoim pazurem po karku. Rozszerzyłem oczy, głęboko wzdychając. - Chyba musisz z nią pogadać i to szybko. Wątpię że to była jednorazowa akcja.
Miał rację. Ten ktoś na pewno tak szybko nie zrezygnuje. Nie wiedziałem tylko, jak wadera na to zareaguje, ani czy w ogóle wie o co chodzi. Podczas gdy partner dalej pilnował bezpieczeństwa, ja zapukałem sześć razy. Drzwi otworzył karczmarz, a widząc moją minę, usunął się od razu na bok. Zamknąłem szczelnie drzwi, słyszę delikatny stukot łap uderzanych o drewnianą podłogę. Ignorując jej pytanie, poleciłem żeby usiadła obok paleniska. Poprosiłem o rozmowę w cztery oczy, a po chwili zostaliśmy już sami. Spojrzałem w jej oczy, w których widać było zdenerwowanie.
- Jak się czujesz? Wyglądasz lepiej.- Zauważyłem, chcąc jakoś wprowadzić ją w temat.
- Dziękuję, o wiele lepiej. Bardzo mi miło że mi Pan pomógł, Panie...
- Artem.- dokończyłem za nią.
- A więc dziękuję Artemie. - Spuściła głowę. - Vallieana.- Przedstawiła się, podając mi łapę. Uśmiechnąłem się lekko, po chwili znów wracając do kamiennego wyrazu.
- Powiedz, czy podpadłaś komuś niedawno? Może jakieś porachunki z przeszłości?- Spytałem najdelikatniej jak potrafiłem. Vallieana pokręciła w zdumieniu głową.- Proszę, zastanów się, to ważne.
- Nie! Nie przypominam sobie takiej sytuacji. A co się stało jeśli mogę wiedzieć?
Wyjaśniłem jej całą sytuację. Co znalazłem, z kim rozmawiałem, o śladach, o tym że ktokolwiek ją śledził wie gdzie jest. Nie mówiłem jeszcze jednak o liście, nie wiedząc jak na to zareaguje.
- Może poznajesz coś z tych rzeczy? - Wyjąłem znalezioną przez bezdomnego torbę.
<Vallieana?>
Słowa: 1444 = 93 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz