Rozmowę z Pandorą przerwała wbiegająca do pomieszczenia wadera. Jej błękitne futro było zmierzwione i nastroszone. Lawrence doskonale znał Tanelię, dziewczynę rannego wilka. Medyk wstał i podszedł do niej.
- Jest ciężko ranny - wyjaśnił cicho, jednak widząc przerażenie na pysku wadery, dodał pośpiesznie: - Wyjdzie z tego, na pewno.
Tanelia pokiwała powoli łbem - w jej oczach błyszczał smutek. Lawrence położył łapę na ramieniu wilczycy. Rzucił okiem na leżącego nieopodal Pandorę. Ruchem głowy wskazał, by basior poszedł za nim.
- Zostawimy was na chwilę samych, gdyby coś się stało, proszę, zawołaj nas. Będziemy w pokoju obok - poinformował, udając się w stronę wyznaczonego kierunku.
Małe pomieszczenie, w którym znalazł się wraz z Pandorą, było sypialnią medyka. Lawrence podwinął pod siebie łapy, całkowicie chowając je w gęstym futrze. Biały wilk usadowił się koło niego.
- To wzruszające, jak rodzina przychodzi odwiedzać rannych. - Lawrence zagaił rozmowę. - A najsmutniejsze, kiedy przychodzą się pożegnać.
Pandora rzucił mu pełne zrozumienia spojrzenie. Brązowy wilk zaczął wspominać straconych pacjentów. Wiedział, że nie da się uratować wszystkich, jednak wierzył, że może pomóc rannemu wilkowi. Wykluczył krwotoki wewnętrzne, chodź spodziewał się licznych złamań żeber. Westchnął głośno. Poszkodowany wilk szybko nie opuści jego przychodni, tego był pewien.
- Przepraszam za to wszystko - odezwał się w końcu medyk do swojego gościa. Źle czuł się z faktem, że naraził Pandorę na takie nieprzyjemności. Chciał zapewnić mu bezpieczeństwo na czas śnieżycy, ale nie wszystko poszło po jego myśli.
- Nic się nie stało - odparł szybko biały wilk. - Zrozumiała sytuacja.
- Jutro, jeśli mój pacjent poczuje się lepiej, pokażę ci miasto, dobrze? - zaproponował medyk, układając łeb na łapach. Był zmęczony, marzył o chwili snu. Czuł, jak oczy same mu się kleją. Nawet nie wiedział, kiedy całkowicie odpłynął.
~*~
Obudziło go szturchnięcie w bok. Otworzył powoli oczy, zauważając stojącego nad nim Pandorę.
- Przepraszam! - Medyk zerwał się z miejsca. - Coś się stało? Czy stan pacjenta się pogorszył?
Biały wilk pokręcił łbem na boki.
- Obudził się właśnie.
- Dziękuję, już do niego idę - rzucił szybko, wychodząc na spotkanie z rannym wilkiem. Obok poszkodowanego leżała jego partnerka, łypiąc na ukochanego przepełnionymi miłością oczami. Lawrence przywitał się z nimi, po czym udał się do swojej spiżarni. Omiótł go tam znajomy zapach ziół. Wyszukał kilka poszukiwanych roślin i powrócił do pacjenta. Wykonał lekarstwo, które podał rannemu.
- Powinno złagodzić ból - wytłumaczył. - Gdzie dokładnie cię boli?
- Myślę, że wszędzie - odparł, zmuszając się do śmiechu, jednak wykonując ruch, ponownie naruszył rany. Błękitna wadera odsunęła się w obawie i spojrzała na Lawrence'a.
- Nic ci więc nie będzie. - Medyk uśmiechnął się ciepło. - Możecie chwilę tutaj poczekać? Muszę zrobić małe zakupy.
Wyjrzał na zewnątrz. Całe miasteczko było zaśnieżone, jednak burza minęła. Pierwsi śmiałkowie wyściubiali łby na ulicę. Poczuł, jak jego ciało przebiegają dreszcze, kiedy postawił łapę na zimnym, białym puchu. Odwrócił się i spojrzał na Pandorę:
- Masz ochotę pójść ze mną?
<Pandora? :3>
Słowa: 456
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz