Uwaga, opowiadanie zawiera brutalne sceny przemocy oraz przekleństwa. Z tego powodu oznaczone jest jako treść +16
Trójka szczeniąt przebiegła Aarvedowi przed łapami. Jego towarzysz, Xavier, skrzydlaty wilk średniego wzrostu o ciemnej sierści, fuknął na nie, a ozdobny pióropusz na jego hełmie zafalował gniewnie.
Trójka szczeniąt przebiegła Aarvedowi przed łapami. Jego towarzysz, Xavier, skrzydlaty wilk średniego wzrostu o ciemnej sierści, fuknął na nie, a ozdobny pióropusz na jego hełmie zafalował gniewnie.
- Uważajcie, dzieciaki, bo na kogoś wpadniecie - upomniał je rogacz. Basiorki odwróciły się i krzyknęły jakieś przeprosiny, wyraźnie przestraszone tym, że uwagę zwraca im wielki, groźnie wyglądający wojownik, po czym zniknęły w rozbawionym tłumie. Ved powstrzymał chęć podrapania się po głowie. Jak zwykle, jego kapitan zapomniał, że w swoim oddziale ma rogatego szeregowego i nie zgłosił zapotrzebowania na zaprojektowanie nietypowego hełmu. Kilka godzin przed rozpoczęciem parady zorientowano się, że Aarved nie wciśnie na siebie tego, co mu dano i w panice próbowano zmodyfikować element ubioru. W rezultacie srebrne nakrycie głowy boleśnie wciskało się w potylicę wojownika i było zbyt przesunięte na przód, bo dziury na poroże były krzywo wycięte. Nie mógł nic jednak na to poradzić. Pozostało mu jedynie znosić dyskomfort do końca tamtego dnia. Chciał podnieść tylną łapę i podrapać się po łbie, ale taki ruch nie wyglądał zbyt dostojnie, a jego zadanie polegało dziś na prezentowaniu się z godnością. Oczywiście oprócz zapewniania bezpieczeństwa. Zbroja paradna była piękna i wprawiała w zachwyt, zachowano jednak jej pełną funkcjonalność, więc w razie czego mógł w niej walczyć.
Dwaj wojownicy weszli na jedną z głównych ulic, mijając się z kolejną parą strażników. Aarved kiwnął im głową, po czym zorientował się, że razem z Xavierem zbliżają się do głównego rynku. Tłum był tak gęsty, że wilki tworzyły ścianę praktycznie nie do przebicia.
- Zbliża się wystąpienie królowej. Powinniśmy tutaj poczekać - mruknął ciemny Fenris. Rogaty kiwnął głową.
- Nie widzę, czy ktoś z naszych jeszcze tutaj jest. Za dużo cywilów.- Zawsze możemy sprawdzić. Przejście dla straży! - krzyknął niższy basior. Zgraja błyskawicznie się rozstąpiła, a obydwa samce sprawdziły cały plac. W istocie ich towarzysze, którzy mieli razem z nimi zapewniać bezpieczeństwo władczyni (rozpoznali ich po srebrnych zbrojach), zaczynali powoli zbierać się na samym rynku i w ujściach ulic.
- Idę na swoje stanowisko. Spotkamy się później. - Aarved kiwnął głową na pożegnanie Xavierowi.
- Oczywiście - odparł ciemniejszy samiec i odwrócił się, odchodząc w swoją stronę. Rogaty przeszedł przez plac z łatwością, albowiem obywatele ustępowali mu szybko miejsca. Nietrudno było go zauważyć nie tylko ze względu na ozdobny, jaskrawy strój, ale również dzięki rozmiarom basiora. No i oczywiście rogom, które od razu rzucały się przechodniom w oczy. Wszedł do jednej z mniejszych uliczek. Ścieżki takie jak ta były na tyle niewielkie, że mógł pilnować ich jeden strażnik. Miał stamtąd bardzo słaby widok na centrum wydarzeń, lecz nie żałował tego. Bezpieczeństwo błogosławionej królowej było ważniejsze, poza tym widział obchody Święta Jedności nie pierwszy raz. Już wielokrotnie był świadkiem popisów trupy teatralnej, tańczył do muzyki czy próbował jedzenia z niewielkich, kolorowych stanowisk. Nigdy dotąd jednak nie pojawił się na nim na służbie. Czuł się zaszczycony, że go wybrano i pragnął spisać się jak najlepiej. Ochranianie Nairy było bardzo dużym zaszczytem, ale jednocześnie ogromną odpowiedzialnością. Nie chciał zawieść swojej władczyni.
Dlatego skupił się na patrolowaniu swojego zaułka. Zostawił za sobą roześmiany, kolorowy tłum i piękne zapachy, aby wejść do ciemnej uliczki. Wyglądała tak, jakby ktoś dokleił fragment rysunku szczenięcia do pięknego obrazu, a potem próbował zatuszować swoją zbrodnię, żeby jego ,,twór" wyglądał na spójną całość. Mimo wiszących na jednej ze ścian tanich lampionów, miejsce to wyglądało na wyjątkowo nieprzyjemne. Było zimno i panował półmrok, albowiem świece w papierowych ozdobach powoli dogasały. Na ziemi znajdowała się kałuża z deszczówką skapującą z przerwanej rynny na sąsiednim domu. Nie pasowała do powszechnie panującej atmosfery szczęścia, zabawy i ekscytacji. Zupełnie jakby ciemna uliczka i kolorowy, głośny rynek były dwoma różnymi światami. Aarved rozejrzał się. Chyba ktoś machnął łapą na to zadupie. Nie dziwił mu się; kto mógł przypuszczać, że jakiś wilk wpadnie na wspaniały pomysł, aby łazić po takich ustroniach, podczas gdy na rynku trwa zabawa? Cóż, a jednak trafił się odmieniec; nie przyszedł on bowiem na popijawę, tylko po to, aby ochraniać królową i pozostałych obywateli. Dlatego szedł zaplutą uliczką, patrząc na brudne, pochlapane błotem ściany i przepełnione kubły na śmieci.
Nagle dostrzegł, że uliczka rozwidla się w dwie strony. Jedna z odnóg skręcała pod kątem prostym w prawo i znikała między budynkami. Postanowił ją sprawdzić, jednak gdy się do niej zbliżył, usłyszał coś, czego się nie spodziewał - szepty. Zamarł i przywarł do ściany, uważając, aby srebrny metal nie otarł się o cegły - skutkiem takiej nieostrożności byłby bowiem bardzo nieprzyjemny dźwięk, który na pewno zdradziłby jego obecność. Czemu nie chciał zostać wykryty? Sam nie wiedział. Może to stres związany z przydzielonym zadaniem, który spowodował taką paranoję; wojownik bowiem stał się niezwykle podejrzliwy w stosunku do wszystkich obywateli. Szczególnie tych, którzy ukrywali się w ciemnej uliczce z dala od zabawy i rozmawiali szeptem. Przysunął się bliżej do wejścia do zaułka i wytężył słuch.
- ...pół godziny - usłyszał koniec zdania. Potem chwila ciszy.
- Wszyscy na swoich stanowiskach? - zapytał drugi, niższy głos.
- Tak, szefie. Strzelcy są ustawieni dookoła placu. Nie ma szans, żeby ta zdzira się wymknęła, ani aby jej jebane żołnierzyki zdołały coś zrobić.
Aarved zacisnął szczęki, a serce mu przyspieszyło. Czyżby oni...?
Rozległ się trzask i szuranie łap po schodach.
- Zerian was wzywa.
- Co? Czego chce ten biały kundel? - warknął pierwszy głos.
- Przypominam ci, że ten biały kundel to twój dowódca i on przewodzi całą tą akcją - odparł chłodno nowy przybysz.
- Po śmierci naszej ukochanej królowej - Tutaj Aarved omal się nie zakrztusił własną śliną. - wyrwę mu jego brązowe kudły z karku. Mam dość jego mordy. Chętnie dodałbym na niej kilka blizn, skoro i tak ma na niej pokaźną kolekcję.
Tutaj nastąpiło splunięcie.
- Jasne. Pewnie bałbyś mu się spojrzeć w oczy, kretynie - zaśmiał się jego towarzysz.
- Coś ty powiedział, kurwisynie?!
- Cicho! - przerwał im trzeci głos. - Jeśli macie zamiar drzeć ryje na całą okolicę, to idźcie od razu do strażników i oszczędźcie mi problemów. A teraz za mną, zostało mało czasu.
Aarved usłyszał jeszcze niewyraźne przekleństwa, a potem trzaśnięcie drzwi. Zorientował się, że wstrzymywał oddech już od dłuższej chwili i w końcu wydusił z siebie powietrze. Musiał działać szybko. Nie wiedział, ilu zdrajcom musiałby stawić czoła, gdyby poszedł teraz za nimi, ani jak byliby oni silni. Pozostawało mu jedynie zawiadomić kapitana.
Odwrócił się i pobiegł w te pędy na plac. Było tyle osób, że nie miał nawet jak ich omijać - jedyne co mu pozostało to krzyki ,,uwaga, przejście dla straży!" i tratowanie nieuważnych przechodniów, którzy byli zbyt pijani, wolni lub rozkojarzeni, aby ustąpić mu drogi. Słyszał za sobą mnóstwo obelg i krzyków, ale nie zważał na to. Życie królowej było w niebezpieczeństwie, a on nie miał czasu. Zegar tykał - zostało mu mniej niż pół godziny. Gdzie jest dowódca?!
Wpadł na plac i zaczął przeciskać się przed zbiorowisko wilków. Morze obcych ciał falowało wokół niego, kiedy mozolnie brnął do swego brzegu - oddzielonej fioletową, pozłacaną taśmą części pałacu. To właśnie tam miała pojawić się Naira, aby wygłosić ogłoszenie, a potem porozmawiać z poddanymi. Przy bramkach ujrzał złoty, błyszczący w świetle latarni złoty hełm z jaskrawym pióropuszem. To właśnie jego szukał. Na widok swego celu, Aarved zaczął walczyć z tłumem jeszcze zacieklej. Czuł wściekłe kuksańce posyłane w swoją stronę, ale nie przestał, aż stanął przed kapitanem.
Był to wysoki basior, którego dwukolorowe futro pokrywało umięśnione ciało. Jego pysk zdobyła jedna, dorodna blizna. Została prawdopodobnie zadana mieczem, bowiem rozdzielała górną wargę na dwie części czystą, cienką linią. Przez szparę widać było ułamany kieł i boleśnie pokiereszowane dziąsło. Potężny wilk spojrzał na rogatego i gestem przerwał młodej waderze, która właśnie zdawała raport. Wojowniczka natychmiast urwała.
- Aarvedzie, co ty tu robisz? - zasyczał na widok przybysza. - I jak ty wyglądasz? Zaraz wyjdzie królowa, masz być na swoim stanowisku!
- Kapitanie... - wydyszał Ved i pokłonił się nisko. Hełm zaskrzypiał o rogi. - Przepraszam za mój stan, ale bardzo muszę prosić kapitana na słowo. To niezwykle ważne.
Dowódca spojrzał na niego podejrzliwie, ale dał samicy gest, aby odeszła. Ta skinęła mu głową z szacunkiem i zniknęła.
- Możesz mówić, ale doprowadź się do porządku. Co ty sobą rep...
- Królowej grozi niebezpieczeństwo - wypalił Aarved, zbyt zdenerwowany, aby dać mu dokończyć. Widział, jak na twarz łaciatego wojownika wstępuje szok, ale ciągnął dalej półgłosem, aby nikt nieupoważniony nie usłyszał jego słów: - Podsłuchałem rozmowę zdrajców. Naradzali się w bocznej uliczce, tuż przy moim posterunku. Nie zauważyli mnie. Rozmawiali o białym basiorze z brązową sierścią na karku, którego twarz pokryta jest bliznami. Nazwali go Zerian i on im dowodzi. Mówili coś o śmierci królowej i połowie godziny...
Przez cały wywód Veda mimika przełożonego zmieniała się jak w kalejdoskopie. Od szoku, przez niedowierzanie, powątpiewanie, a na końcu przerażenie. W końcu nie wytrzymał.
- Pół godziny? - wykrzyknął kapitan. Nie czekając dłużej, odwrócił się do swoich ludzi i wrzasnął: - Natychmiast wysłać posłańca i zawiadomić straż królowej! Jej wysokość nie może dotrzeć na plac!
Rozmowy wśród stojących nieopodal wojowników ucichły. Wpatrywali się w osłupieniu w dowódcę. Ten poczerwieniał z wściekłości.
- Ruchy! - ryknął - Tu chodzi o życie władczyni! Wasza piątka, macie natychmiast przeszukać dachy i okoliczne budynki. Znajdźcie białego basiora z brązowym karkiem i bliznami na pysku i natychmiast mnie powiadomcie. Macie aresztować każdego podejrzanego! Ruszać dupy, kurwa mać, to nie są ćwiczenia! Xavier, zawiadom resztę strażników na placu. Mają nikogo nie wpuszczać ani nie wypuszczać. Wasza trójka, za mną.
- Tak jest! - odpowiedzieli wojownicy, po czym rozpierzchli się na wszystkie strony.
- Aarved, zaprowadź mnie do ich kryjówki - rozkazał kapitan. Głos miał suchy, a spojrzenie wywoływało dreszcze na plecach. Czaiła się w nich chęć zamordowania każdego, kto odważył się podnieść rękę na ukochaną królową jego właściciela, a po litości nie było nawet śladu. Cętkowany basior ruszył pędem na swój posterunek.
Tłum jakby wyczuł napięcie strażników, albowiem rozstępował się przed rogatym w mgnieniu oka, zupełnie jakby był potężnym podmuchem wiatru, który rozdziela rzekę na pół. A może efekt taki był wynikiem tego, że biegł za nim wspaniale i groźnie wyglądający kapitan? Nieważne; nie to się teraz liczyło.
Xavier działał szybko. Gdy dotarli do obrzeży placu, ujrzeli przy wejściach do ulic po parze strażników, która zagradzała przejście. Na widok dwójki przybyłych odsunęli się jednak i skłonili przed swoim dowódcą, aby obydwa basiory nie musiały zwalniać pędu. Potem znów zagrodzili przejście, blokując zdenerwowany i domagający się wyjaśnień tłum.
- To tutaj, panie - odparł Aarved, zwalniając kroku. Zaczęli się skradać w stronę rozwidlenia, obok którego jeszcze kwadrans temu stał rogaty wojownik. Nie usłyszeli jednak nic. Wyszli więc za rogu i ich oczom ukazał się ślepy zaułek oraz drzwi na jednej ze ścian, do których prowadziły schody. Kapitan pytająco wskazał je głową, a Ved skinął łbem. Dowódca podszedł do nich, a wszyscy strażnicy wyciągnęli miecze.
- Kapitan Haa'ur z ojca Nazema, dowódca piątego pułku wojsk lądowych! Rozkazuję wam otworzyć w imię Naszej Królewskiej Mości, błogosławionej przez bogów Nairy!
- Wasza królowa nadaje się jedynie do dawania dupy na ulicy! Jeśli chcecie sami sobie otwórzcie te drzwi! - odpowiedział im szyderczy głos.
- Skurwysyny, zapłacą za to! - syknęła sąsiadka Aarveda, trzymając srebrnym obłokiem magii miecz nad swoją głową. Rogaty nie odpowiedział, otworzył jedynie pysk, a między zębami pojawiła się kulka ognia. Dowódca odwrócił się, aby na niego spojrzeć i kiwnął głową. Drzwi otoczyła biała powłoka, a powietrze przeszył cichy trzask. Haa'ur bezgłośnie zaczął odliczanie: ,,Trzy... Dwa... Jeden..."
Pod łapy grupy wojowników padły drzazgi z głośnym hukiem, a wejście do kryjówki zamachowców stanęło otworem. Powietrze przeszył ognisty pocisk, a za nim do pomieszczenia wskoczyły wilki. Rozległy się dźwięki walki, skowyt i skomlenie. Przez kurz Aarved dostrzegł niewyraźną postać i automatycznie się na nią rzucił. Siła skoku popchnęła ich na ścianę. Ved poczuł, jak coś przytrzymuje go w miejscu, jednak ciął na oślep mieczem, a niewidoczne więzy puściły. Zdrajca zdołał wykonać niezgrabny unik, ale wojownik był już przygotowany na kolejny atak. Puścił w kierunku przeciwnika kulę ognia, a następnie wymierzył w głowę cios rękojeścią. Usłyszał, jak ciało opada na podłogę. Przycisnął ją do zakurzonych desek.
Pył opadł. Basior zdołał dostrzec, jak dwoje jego towarzyszy wbiega po schodach, a pozostała dwójka krępuje pokonanych i nieprzytomnych rzezimieszków. Jedna z wader właśnie wciskała im do pysków szmaty nasączone eliksirem, który blokował magię w ciele ofiary.
- Ty... skurwielu... - usłyszał pod sobą. Gdy spojrzał w dół, dostrzegł krztuszącą się własną krwią samicę. Czerwona ciecz spływała jej ze skroni, gdzie prawdopodobnie trafił miecz. Zdrajczyni wypluła to, co miała w pysku i uśmiechnęła się szyderczo. - ..giń.
Aarved na te słowa instynktownie pokrył swoje ciało skałą. Próbował odskoczyć, poczuł jednak, jak coś wbija mu się w brzuch. Jedna z wojowniczek rzuciła się na niego, aby go odepchnąć. Potem nadszedł ból. Z jękiem osunął się na ziemię, a w miejscu, w którym przed chwilą stał, ujrzał zaostrzony skalny pal, który po chwili schował się z powrotem w ziemię.
Zorientował się, że jego towarzyszka rozpaczliwie rozpina mu zbroję na brzuchu i szuka rany, mówiąc coś do niego rozdygotanym głosem. Jej dotyk powodował tylko jeszcze większe cierpienie. Basior krzyknął przez zaciśnięte zęby i odepchnął ją, nieco zbyt gwałtownie niż chciał.
- Co ci od...
- Nic mi nie jest - wydyszał samiec, walcząc o oddech. - Ochroniłem się mocą, nic mi nie jest - powtórzył, próbując podnieść się na nogi. Zebrało mu się na wymioty. - Dalej jednak czuję ból. Przepraszam, że tak tobą rzuciłem, ale byłaś bardzo niedelikatna.
W tym momencie spojrzał w stronę zdrajczyni, która leżała na ziemi. Przeszło mu przez myśl, że ,,niedelikatną" nazwał niewłaściwą wilczycę - o wiele lepiej pasowało to bowiem do wojowniczki, która stała nad kałużą krwi ze szkarłatną rękojeścią miecza i szałem w oczach. Zerknął na ciało przeciwniczki i zorientował się, że nie ma głowy. Po chwili dopiero zrozumiał, że była nią kiedyś szkarłatna kupa mięsa, która jęczała żałośnie, krztusząc się krwią i resztkami kości potrzaskanymi przez wściekłą strażniczkę.
Nie zdążył jednak skomentować tego aktu okrucieństwa - z góry dobiegły ich dźwięki szamotaniny. Aarved zerwał się mimo okropnego bólu i ruszył na pomoc dowódcy.
Na szczęście, gdy wbiegli po schodach okazało się, że robota została załatwiona. Ich dowódca brutalnie przyciskał do podłogi białą, pokrytą bliznami twarz obcego basiora. Z nosa ciekła mu krew, a część zębów została wybita. Drugi wilk zajmował się pętaniem ostatniego zdrajcy.
- Czy ktoś jeszcze tutaj jest? - wycedził Ha'uur.
- Nie - wyjęczał Zerian, plując krwią. - Nie, jeśli załatwiliście tych na dole.
- Gdzie są zamachowcy? - przeszedł do rzeczy kapitan. Gdy pokonany nie odpowiedział, poderwał jego głowę i z dużą siłą wcisnął ją w parkiet. Rozległ się trzask kruszonych zębów, a na podłogę upadło kilka fragmentów połamanego kła. - Pytam, gdzie są zamachowcy!
- Ta... tam - wyjęczał biały basior, podnosząc drżącą łapę w kierunku niewielkiego biurka. Aarved momentalnie skoczył w jego kierunku i wśród papierów znalazł coś, co było mapą rynku. Narysowane na niej kółka nakładały się z pozycjami strażników. Na czterech budynkach zaznaczono jednak duże iksy.
- Czy to to? - syn Nazema podetknął rysunek przestępcy pod nos.
- Tak - wybełkotał i kiwnął głową.
- Jurga, natychmiast wyślij wizję tej mapy reszcie wojowników - nakazał dowódca. Wadera kiwnęła głową i zaczęła rysować na ziemi runę, na której usiadła. Linie zalśniły niebieskim blaskiem, podobnie jak oczy czarodziejki. Wilczyca zaczęła szeptać jakieś słowa, jednak po chwili ucichła. Jej wygląd wrócił do normy, a ona westchnęła.
- Gotowe, kapitanie. Zaraz ich zlikwidują.
- Świetnie - odetchnął basior. - Zwiążcie go.
Aarved usiadł przy ścianie, zaciskając zęby z bólu. Rwało go tak, jakby ktoś rozszarpywał mu brzuch - i nie ma czemu się dziwić, bo prawie tak się stało. Jego moc była i błogosławieństwem, i przekleństwem w jednym. Z jednej strony chroniła przed obrażeniami, ale przed cierpieniem i dyskomfortem, jaki zadawały ciosy wroga, już nie.
- Aarvedzie?
Wspomniany wilk uniósł głowę i spojrzał na swojego dowódcę. Zdjął on hełm i uśmiechnął się. - Gdyby nie ty i twoja szybka reakcja, nie udałoby się uratować królowej. To twoja zasługa. Zasługujesz na awans. Ojciec byłby z ciebie dumny, jesteś wzorowym obywatelem Królestwa i bohaterem dzisiejszego dnia.
- Dzi... Dziękuję, panie - wydyszał wojownik. Kapitan zmarszczył brwi.
- Coś nie tak? Jesteś ranny?
- Nie, moja moc nie pozwala mnie zranić. Ból... Ból jednak pozostaje - wyjaśnił.
- Jedna z nich o mało nie przebiła mu brzucha stalagmitem - wtrąciła się wadera, która rozłupała zdrajczyni czaszkę. Łaciaty basior kiwnął głową.
- Rozumiem. Zaraz poślę po medyka, przyniesie opium. Przynajmniej jej wysokość jest bezpieczna. Powinna już być w drodze powrotnej do zamku.
Nagle z zewnątrz rozległy się krzyki i wiwaty. Tłum skandował, gwizdał i wrzeszczał z radości. Powietrze niosło odgłosy uniesienia. ,,Królowa, Królowa, Królowa!", w rytm tych słów drżały budynki poruszane przez głosy setek wilków. Mimo że dla każdej innej osoby były one powodem do radości, dla grupy wojowników wydawały się wołaniem samej śmierci.
Kapitan doskoczył do okna. Znieruchomiał, a jego twarz wykrzywił gniew. Aarved podźwignął się na nogi i stanął obok niego. Zauważył, jak na plac wjeżdża kareta Nairy. Srebrne renifery potrząsały złowrogo porożem, wyraźnie zestresowane hałasem i pchającymi się na barierki wilkami.
- Co... Co się dzieje? - wyszeptał Ha'uur. - Co się dzieje?! Mieli ją odwołać! - ryknął. Rogaty patrzył na plac w niedowierzaniu. To musiał być sen. Nie mogło dziać się to naprawdę. Co Naira tu robi?
Za nimi rozległ się zdławiony śmiech. Jak jeden mąż cała piątka spojrzała na białego basiora. Patrzył na nich z nienawiścią w oczach i chichotał gardłowo, a krew gulgotała w jego pysku.
- A ty z czego się śmiejesz, skurwielu? - wycedził kapitan. Zerian zarechotał.
- Głupcy - wybełkotał w końcu. - To nie mnie szukaliście. Byłem przynętą. Możecie mnie zabić, ale najpierw patrzcie, jak wasza kurewska królowa wykrwawia się jak rzeźna świnia!
Aarved spojrzał przez okno, ignorując dowódcę, który w szale rzucił się na zdrajcę. Powietrze przeszyło skomlenie i głuche, mokre odgłosy uderzeń. Rogaty nie zwracał jednak na nie uwagi. Zniknęły.
Scena na rynku ociekała radością i uwielbieniem, Naira już stała przed poddanymi. Poddani wyciągali do niej łapy, podnosili szczenięta, które biała wadera z czułością gładziła po pysku. Niektórzy dotykali jej skrzydeł i płakali z radości.
Uniesienie nie trwało jednak dużo dłużej. Nagle straże otaczające skrzydlatą władczynię chwyciły ją brutalnie, szarpiąc za sierść. Królowa próbowała się bronić, z jej ust wydarł się krzyk przerażenia, jednak zamachowcy ogłuszyli ją celnym ciosem w potylicę. Wojownicy stojący dalej ruszyli w kierunku szarpaniny, jednak z okien pobliskich budynków skoczyły na nich zamaskowane skrzydlate wilki niczym anioły chaosu. Odurzyli ofiary, przyciskając im nasączone eliksirami szmaty do pysków.
Krzyki.
Płacz.
Tłum rozpaczliwie pragnął odsunąć się od sceny. Wilki zaczęły wylewać się głównymi ulicami, jednak drogę zagrodzili im zamachowcy. Uwięzili spanikowaną zgraję na głównym placu, zmuszając ją do oglądania widowiska, które miało za chwilę się rozpocząć.
Oprawcy podstawili skrzynkę, na którą wciągnęli ciało wadery tak, że jej głowa zwisała zza krawędzi. Przytrzymali skomlącą, półprzytomną władczynię, przyciskając jej szyję do desek.
- Oto moment, w którym Naira z rodu Velicjuszy zapłaci za swoje zbrodnie. Odpowie za śmierć naszych dzieci na wojnach, odmowę pomocy biednym i potrzebującym, wpuszczenie do naszej krainy obrzydliwych imigrantów, którzy splugawili nasze ziemie. Karą za te przewinienia jest śmierć, a skoro ponoć jej wysokość jest równa nam wszystkim, wyrok zostanie wykonany od razu i jawnie!
Następnie jeden ze zdrajców dobył miecz. Rozległy się spanikowane wrzaski. Tłum patrzył w przerażeniu, jak uniesiona klinga błyszczy w słońcu.
- Niech żyje królowa!
Ostrze opadło, zostawiając za sobą srebrną poświatę. Rozległo się chrupnięcie, a śnieżnobiała głowa potoczyła się po posadzce, wiodąc za sobą smugę krwi. Rynek zatrząsł się od przerażonego ryku obywateli. Kat uniósł zwycięsko królewski łeb, śmiejąc się maniakalnie.
- Oto Naira z rodu Velicjuszy, niech bogowie mają ją w opiece! Nastaje rewolucja! Koniec monarchii, wreszcie będzie rządzić lud!
Wziął zamach i rzucił ją w tłum. Krew błyszczała w świetle słońca niczym rubiny podążające za białym diamentem. Wilki rozpierzchły się, nie chcąc, aby spadły na nie drogocenne kamienie. A przecież były takie piękne.
Królewskie.
~*~
Aarved obudził się z krzykiem. Dopiero po chwili zrozumiał, że znajduje się w swojej własnej jaskini, w swoim własnym posłaniu. Przełknął ślinę. Dysząc ciężko, zwlókł się ze skór i poszedł napalić w wygasłym palenisku. Siedział przy nim przez chwilę, próbując się uspokoić i patrzył, jak płomień powoli rośnie. Cienie ruszały się po jaskini zupełnie tak, jakby żyły swoim życiem. Przemykały po kątach i skromnym wyposażeniu domu wojownika, prześlizgując się po powierzchniach niczym czarne jaszczurki. Wilk nie zwracał jednak na nie uwagi, zbyt zajęty bezwiednym wpatrywaniem się w żar.
,,To był sen, to był tylko chory sen", pomyślał i westchnął. To nie wydarzyło się naprawdę. Królowa i państwo byli bezpieczni. A może nie...? Może to była prorocza wizja?
Basior uśmiechnął się drwiąco. Nie, na pewno nie. Musiałby się zdarzyć cud, aby został przydzielony do strażników ochraniających Nairę i obchody święta. Bardzo chciałby zostać przydzielony na tak odpowiedzialne stanowisko, ale raczej nie nastąpi to w bliskiej przyszłości. O ile w ogóle. Może wtedy ujrzałby chociaż zalążek aprobaty w oczach swojego ojca. Ochranianie głowy państwa... Tak, to byłoby coś.
A co jeśli rzeczywiście ktoś planowałby zamach na Nairę? Czy dałby radę? Wątpił. Mimo że to był tylko sen, czuł się winny, że zawiódł. Nawet jeśli zrobił wszystko, co mógł, to i tak nie było to wystarczająco dużo. Zawsze tak było. Niewystarczająco. On taki był. Niewystarczający.
Posiedział jeszcze chwilę przy ogniu, patrząc na jego zwinny taniec, po czym wrócił do łóżka, zbyt zmęczony, aby dalej się dołować.. Zasnął w miarę szybko, postanawiając nie przywiązywać większej wagi do koszmaru. Nie wierzył w przeznaczenie ani w przepowiadanie przeszłości - przynajmniej nie przez zwykłego, nie będącego wyrocznią wojownika. A może tak tylko sobie wmawiał?
Spał spokojnie, a następnego ranka z uśmiechem wspomniał głupi sen, aby zapomnieć o nim na resztę dnia. To był tylko idiotyczny wytwór jego mózgu. Powinien zająć się swoim treningiem i obowiązkami.
Ale skąd mógł mieć pewność, że naprawdę jego nocna mara nie miała żadnego znaczenia?
Jedynie bogowie znają przyszłe losy tego świata i o nich decydują.
A bogowie lubią czasem droczyć się z wilkami, które myślą, że wiedzą cokolwiek o życiu.
Treść questu:
W Święto Jedności Królowa cały czas przebywa wśród tłumu, pokazując, że tego dnia znikają wszelkie podziały. Nie każdy jednak jest pozytywnie do tego nastawiony. Udaje ci się dowiedzieć, że właśnie wtedy ktoś zamierza przeprowadzić zamach na Nairę. To idealna okazja, nikt nie spodziewa się ataków. Kto chce się pozbyć głowy państwa? Samotnik, grupa przestępcza, najemnik wrogiego ludu? Zdołasz się tego dowiedzieć? Uratować Królową? Co jeśli ci się uda, a nikczemnik się nie podda? Nie pozwól doprowadzić do zamachu stanu i znajdź zdrajców korony!
Minimum 2000 słów
Nagroda: 200 łusek + 5pkt do dowolnego zagospodarowania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz