W jednej chwili przechadzałem się z nudów, czekając na
mającego mi towarzyszyć maga, a już w drugiej zostałem popchnięty i
przygwożdżony przez całkiem sporą siłę, której posiadacz wylądował na moim
grzbiecie i wycisnął mi powietrze z płuc, które ulotniło się w postaci głośnego
sapnięcia.
-Najmocniej przepraszam.- usłyszałem głos, dochodzący gdzieś
z okolic mojego ucha, zabarwiony dużą skruchą.-Nie miałam zamiaru...Nie
sądziłam, że będzie pan akurat tędy przechodził.- w zasięgu mignął mi jakiś
czerwony materiał, a osoba która odezwała się wcześniej po paru sekundach
zmagań z niestałym gruntem jakim było moje ciało, w końcu zeskoczyła na ziemię,
a ja z ciężkim westchnieniem stanąłem na nogi, rzuciłem okiem na stan
zawartości torby poselskiej i po stwierdzeniu, że jest w dobrym stanie otrzepałem
się z kurzu.
-W porządku, nic się nie stało.- odparłem cicho i
skierowałem spojrzenie na przyczynę lekkiego zamieszania, którą okazała się
odrobinę niższa i młodsza ode mnie wadera o długim, czarno-białym futrze i
dwukolorowych ślepiach, które patrzyły na mnie z lekkim wstydem i dużą
ciekawością. Jej grzbiet zakrywał lekko unoszący się na wietrze czerwony
płaszcz.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem, właśnie od stojącego przede
mną wilka, że będę miał ochroniarza zdębiałem. Czy te kilka papierów, które tym
razem zostały mi powierzone naprawdę miały aż tak dużą wartość, by ktoś
próbował je przejąć? Bardzo możliwe. Jednak z pewnością główną przyczyną była
szczególna troska o dostarczenie dokumentów, i co się z tym łączy, świadomość o
niebezpieczeństwach które czają się na podróżnych w Strefie Wykluczenia.
Słyszałem bowiem same niepochlebne opinie o tym miejscu i najchętniej po prostu
nadrobiłbym drogi omijając je, lecz przełożony kategorycznie nakazał mi obrać
trasę jak najkrótszą, by dostarczyć poselstwo jak najszybciej. Nie pozostawało
mi więc nic innego jak przebyć ją w towarzystwie wadery i przy okazji nie
stracić życia.
Co do samej obecności maga, który na pierwszy rzut oka
wydawał się być wilkiem energicznym i skorym do rozmów, byłem dość niespokojny.
Jeżeli moje spekulacje okażą się trafne, nasze charaktery mogą mieć pewne opory
co do współpracy, będąc swoimi przeciwieństwami. No i oczywiście stała przede
mną perspektywa przedstawienia się nowo poznanej osobie, z którą będę musiał
spędzić co najmniej kilka następnych dni. I bardzo dobrze, że kogoś poznasz.
Fuknąłem na siebie w myślach. Weź się w garść, tchórzu.
-Mam nadzieję, że nie zrobiłam panu krzywdy. Jak już
wcześniej mówiłam, mam na imię Ashaya i jestem magiem czarnej magii. Miło mi
poznać pana osobiście.- wadera uśmiechnęła się lekko, obrzucając mnie długim,
zaciekawionym spojrzeniem.
-Moje imię brzmi Jastes.- skłoniłem lekko głowę w geście
pełnym szacunku.- Rozumiem, że będzie mi pani towarzyszyć aż do końca Strefy
Wykluczenia?
-Tak. Czy mogę wiedzieć jakie poselstwo ma pan przekazać?-
spytała, przekrzywiając odrobinę pysk i stawiając uszy na sztorc.
-Treść nie została mi ujawniona, jedyne co wiem to to, by
otrzymane dokumenty dostarczyć za wschodnią granicę, do kraju Zerdinów w
miejsce zaznaczone na mapie.- z torby wyciągnąłem pożółkły kawałek papieru i
przekazałem go mojej rozmówczyni, która z zainteresowaniem zaczęła przebiegać
wzrokiem po czarnych kreskach zdobiących lekko wyświechtaną stronę. Po chwili
oddała mi ją i energicznie machnęła ogonem.
-Zapoznanie się mamy za sobą. Co pan na to, by bez dalszej
zwłoki ruszyć w drogę?
-Ruszajmy więc.- odparłem unosząc wzrok ku górze, chcąc na
podstawie słońca określić ilość czasu jaka pozostała do zachodu.
-Czy odpowiada pani trucht?- w normalnych warunkach od razu
podyktowałbym sobie o wiele bardziej wymagające tempo, ale nie znając granic
wytrzymałości wadery musiałem przyjąć najgorszy scenariusz.
-Oczywiście, niech się pan nie martwi.- zapewniła,
poprawiając swój płaszcz, który mocno przekrzywił się na bok.
-Świetnie.- odparłem i nie tracąc więcej czasu na gadanie
rozpocząłem podróż, wzburzając łapami całkiem sporą ilość kurzu leżącego na
drodze, którą od dawna nie zasypał ani śnieg ani deszcz. W miejscu, gdzie się
właśnie znajdowaliśmy zima nie miała aż tak ogromnej mocy, co szczerze mówiąc
było mi bardzo na rękę. I mnie łatwiej będzie się poruszać i waderze, która już
po chwili zrównała ze mną krok, a jej długi płaszcz obijał się gwałtownie o jej
grzbiet, nie będąc pod wpływem wystarczająco mocnej siły, która mogłaby unieść
go w powietrze. Ale co do tego, to zobaczymy. Postanowiłem obserwować stan
mojej towarzyszki i wyznaczyć mniej więcej zarysy jej kondycji, by w razie
czego móc później zwiększyć tempo, na którym tak zależało przełożonemu, lecz póki
co musiałem odrobinę pilnować się, by tkwiąc w zamyśleniu nie pozwolić nogom na
samowolkę i nieświadome rozwinięcie ich większych możliwości.
-Przepraszam...Nad jakim żywiołem ma pan kontrolę?-
westchnąłem w duszy, zdając sobie sprawę że moje obawy zaczynają się sprawdzać
i że od czasu do czasu będę zmuszony do otworzenia pyska i wydobycia z siebie
głosu.
-Nad wiatrem. Ostatecznie burzą.- odparłem krótko, rzucając
Ashayi spojrzenie kątem oka. Ta odpowiedziała mi tym samym, po czym przeniosła
je na drogę przed sobą.
-Pani panuje nad czarną magią, tak?- kontynuowałem rozmowę,
nie chcąc wyjść na gbura. Naprawdę bardzo chciałem, aby nasza droga przebiegała
w dobrej atmosferze, więc postanowiłem choć trochę przemóc ogromną chęć
zamilknięcia. Po raz kolejny zapragnąłem urodzić się ekstrawertykiem.
-Tak. Poza tym także nad krwią i duszą.- ho ho, poziom
umiejętności wadery był zatem wysoki. Czy w Strefie Wykluczenia jest więc tak
niebezpiecznie jak powiadają? Wcale bym się nie zdziwił.
-Od dawna jest pan w Królestwie?- spytała wbijając wzrok w
drogę przed sobą. Automatycznie chciałem kiwnąć głową, ale zaraz przypomniałem
sobie, że aktualnie jesteśmy w ruchu, dlatego odparłem:
-Nie od takiego długiego czasu. Wciąż nie znam prawie
nikogo. A pani?
-Już trochę czasu minęło...-uśmiechnęła się szeroko, zapewne
przywołując w umyśle wspomnienia miejsc, osób i zdarzeń, które poznała lub
przeżyła odkąd przybyła do Królestwa. Wyglądała na bardzo młodą, czyżby więc
dorastała w tej watasze? Bardzo możliwe.
Między nami zapadła cisza, przerywana jedynie oddechem z
jednej i z drugiej strony. Jednak nie była ona wcale niezręczna, więc żadne z
nas nie zdecydowało się na jej ponowne przerwanie i dalej biegliśmy albo
zatapiając się w myślach albo kierując większość uwagi na otaczające nas
krajobrazy, które były zaiste warte podziwiania. Piękna obrazu dopełniał widok
intensywnie błękitnego nieba i kompozycja mieszającego się z sobą cienia i
jasności ślizgających się po odległych wzgórzach. Zastanawiałem się jak na żywo
będzie wyglądać miejsce, w które mam zanieść dokumenty i jakie trudy podróży
będę musiał znieść razem z waderą, by ten cel osiągnąć. Miałem nadzieję, że nie
będą one wystarczająco poważne by mogły zagrozić naszym życiom, ale jakiś cichy
głos w głowie podpowiadał mi, że najprawdopodobniej będzie zupełnie odwrotnie.
<Ashaya?>
Słowa: 1049
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz