Szybko postanowiła przestać obserwować towarzysza kiedy
temat się zakończył, bo jeszcze chwilę i sama wlazłaby do tego ognia. Błogi
wyraz na pysku Aarveda był zachęcający, jakby wrócił do tego przyjemnego
podziemnego jeziorka z ciepłą wodą. Vallieana wiedziała jednak, że niestety
skończyłoby się to zapewne gorszym efektem niż tylko podpalenie, gdyby tylko
zbliżyła się o długość lisiego ogona.
Leżała więc tak blisko ognia, grzejąc bok, a jej wzrok raz
za razem przesuwał się czujnie po okolicy, pilnując przy okazji ich tyłków, jak
i położenia słońca na nieboskłonie. Musiało być koło południa, może jakiś czas
później. Ognista gwiazda wisiała wysoko nad ich głowami rozświetlając świat,
chociaż przez korony drzew wadera jeszcze nie była w stanie zobaczyć
nadchodzących od tyłu chmur.
- Skoro mamy jeszcze trochę czasu, to może opowiesz coś o
swoich mocach?- Valli podniosła głowę na wojownika i zamrugała kilkukrotnie-
Oczywiście do niczego cię nie zmuszam, po prostu twoje futro nie wygląda jakbyś
mieszkała parę metrów pod ziemią w zamarzniętej krainie. Czysta ciekawość.
Spojrzenie samca było prawie tak ciepłe jak ogień w którym
się regenerował nawet mimo wyraźnego wykończenia, więc jak mogłaby odmówić?
- Rzeczywiście…- odwzajemniła jego uśmiech- Moim żywiołem
jest krew, jak już mówiłam i jest to dosyć… bierny żywioł, jeśli można tak to
nazwać. W moich żyłach płynie coś w rodzaju magii... - zaczęła, spoglądając na
swoje łapy. Gdyby odsunęła białe futro na jednej z nich, zobaczyłaby niebieskie
kanały skryte pod cienką warstwą jasnej skóry. Zabliźnione po wielu wykonanych
w przeszłości cięciach i szarpaniach- … która regeneruje mnie jeszcze zanim
organizm zdąży się wychłodzić. Co prawda nie jest to jakaś super potężna moc,
jednak nie muszę owijać się warstwami skór kiedy wychodzę z domu i parę razy
uratowała mi życie. Sama też miałam epizod wpadnięcia do lodowatej wody.
Zielonooki skinął głową, a jako, że nie wydawało się jakby
miał coś wtrącić, ona kontynuowała.
- A bierny dlatego, że nie kontroluję jego działania. Jak
ktoś mnie ugryzie, ja będę miała wgląd do jego głowy, a on się uleczy. Co
prawda mogę przy tym go w pewny stopniu kontrolować, jednak nie korzystam z
tego gdy nie mam potrzeby, z oczywistych względów. Co prawda wiele razy
słyszałam, że mogłabym to jakoś rozwinąć, jednak nigdy nie mogłam się
przekonać, że warto.
- Myślę, że dodatkowe umiejętności nigdy nie zaszkodzą-
przyznał rogacz, zmieniając pozycję.
- Też zawsze byłam tego zdania- odparła ze swego rodzaju
rozbawieniem, spoglądając w zielone oczy- Mój opiekun powtarzał, że “następny
dzień jest uczniem poprzedniego” i nigdy nie należy porzucać możliwości
nauczenia się czegoś nowego, jeśli mamy ku temu okazję. Znęcał się nade mną w
tej kwestii- parsknęła, z czułością wspominając gburowatego Adrila i jego,
powtarzane niczym mantrę, słowa, które w końcu przyjęła jako swoje życiowe
motto.
- Opiekun?- tym razem to Aarved uniósł lekko brwi. - W sensie…
-Wychowywałam się bez rodziców, to żadna tajemnica. Przyjął
mnie basior, który podkochiwał się w mojej babce, trochę dziwna sprawa jak
mówię to na głos... Tak naprawdę to odkąd mnie oddali, nie widziałam swojej
rodziny ani razu, teraz nawet nie pamiętam ich pysków. Co prawda Adril od czasu
do czasu informował mnie, że idzie na spotkanie z moją babcią, która nadal była
wierna swojemu partnerowi, ale nie szłam z nim. Wiem, że ojciec był czystym Zerdinem,
a matka miała w sobie tylko połowę krwi Potępionych, bo jej matka była Quatar-
zakończyła, spoglądając z ukrywaną ciekawością na towarzysza, jakby oczekując
jego reakcji. Jednak kiedy ten już chciał coś powiedzieć, powietrze przeszył
przerażająco głośny grzmot.
Vallieana uniosła łeb w kierunku, z którego docierała oznaka
nadchodzącej z oddala burzy.
- Chyba czas zaczyna nas gonić…- powiedziała pod nosem.
<Aarved?>
Słowa:582
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz