-Odpocznij, to pogadamy.- rzuciłem, przewiercając szczeniaka
poważnym spojrzeniem, nie siląc się na jakiekolwiek udawanie dobrego nastroju.
Ten już otwierał pyszczek by coś powiedzieć, lecz wyprzedziłem jego słowa
swoimi:
-Zastanowimy się nad twoją prośbą, a póki co masz się
zregenerować. Jeżeli się nie zgodzimy, sam będziesz musiał sobie poradzić, a w
tym stanie daleko nie zajdziesz. A jak przystaniemy na twoją propozycję, to
naprawdę nie mam ochoty trzymać cię znowu za kark.- mały przez parę chwil
wpatrywał się w nas w milczeniu z lekkim niezadowoleniem na pysku, ale
ostatecznie skinął głową i ułożył się w miejscu w którym stał, przyciskając do
piersi drewnianą maskę i obserwując nas spod przymrużonych powiek. Po chwili już
spał, wycieńczony ucieczką i innymi atrakcjami, które stanęły mu dziś na
drodze. Przez chwilę taksowałem wzrokiem jego nie-tak-mizerne ciałko i gdy już
chciałem podążyć za Vallieaną w stronę kąta jaskini, aby porozmawiać o sytuacji
i wymienić się spostrzeżeniami, podejrzewaniami, przeżyciami z ostatnich
parudziesięciu minut oraz zdaniami na temat eskortowania szczeniaka, moje oczy
bezwiednie skupiły swoją uwagę na tym dziwnym, skądś znanym, leżącym w silnych
objęciach śpiącego przedmiocie, który wywoływał we mnie ogromne poczucie
niepokoju, a nawet zagrożenia. Ach, to tylko zwykła maska...
-Wszystko w porządku?- spod jednej ze ścian dobiegł mnie
ostrożny, przyciszony głos wadery.
-Tak...Chyba.- to ostatnie mruknąłem pod nosem, szybko
odwracając się w stronę czekającej wilczycy, której oczy wyrażały naprawdę
bogatą paletę emocji; od głębokiego zmartwienia do czającego się gdzieś w głębi
strachu i byłem przekonany, że te jej lustrzane, pełne wyrazu ślepia odbijają
stan moich własnych. Wszystko działo się tak szybko, że dopiero teraz zaczęły
zalewać mnie urywki zdarzeń i pełna świadomość sytuacji, w której znajdowałem
się i obecnie się znajduję. Z każdą myślą i wspomnieniem coraz bardziej
dochodziłem do wniosku, że z tym cholernym dzieciakiem jest coś bardzo nie tak
i to nie ze względu na jego słabe panowanie nad mocą, bo to akurat byłem w
stanie zrozumieć. A może nie tyle z
dzieciakiem co z czymś co podążało za nim, współpracując właśnie z tą jego
mocą. Byłem bowiem pewien, że niedźwiedziowate istoty nie kontrolowały mojego
wiatru i za Chiny nie były w stanie go złapać. Miały na to dużo czasu odkąd
zapuścił się on w ich szeregi. A zatem coś innego lub ktoś...Po grzbiecie
spłynął mi lodowaty dreszcz, gdy przypomniałem sobie z jaką łatwością zostałem
unieruchomiony i pozbawiony powietrza. Przypomniałem sobie zbliżającą się
czerń, desperację i strach...A ta maska? Skąd moja towarzyszka ją wytrzasnęła?
Z horroru? Kiedy pani Vallieana zrzuciła ja z siebie z taką gwałtownością i
przerażeniem w wyrazie pyska poczułem jak mnie samego ogarniają podobne emocje.
Co ją do tego skłoniło? I dlaczego ten szczeniak tak się lepi to tego
przedmiotu?
-Nie będę owijać w bawełnę. Cała ta sytuacja wywołuje we
mnie coraz większą niechęć do zagłębiania się w to dalej, ale nie możemy zostawić
tu tego szczeniaka. Oboje zdajemy sobie sprawę, że prędzej czy później padłby
łupem wyczerpania, jakiegoś większego zwierzęcia albo przez brak kontroli nad
swoją mocą.- zaczęła wadera, szybko dobierając słowa i patrząc mi głęboko w
oczy. Po wypowiedzeniu ich westchnęła głęboko, spojrzała na leżącego wilka, po
czym spuściła wzrok i utkwiła go w szarej skale pod swoimi łapami.- Jednak mam
bardzo złe przeczucia co do tego wszystkiego.- Nie mogłem się z nią nie
zgodzić.
-Podzielam pani odczucia.- mruknąłem cicho, po czym
machnąłem głową w kierunku podłoża.- Usiądźmy. My też potrzebujemy odpoczynku.-
wadera przytaknęła i ułożyła się w wygodnej pozycji z wyciągniętymi przednimi
łapami, zwiniętymi tylnymi i pyskiem skierowanym w stronę jasnego ciałka, oddychającego
spokojnie i miarowo. Ja natomiast położyłem się zwijając w luźny kłębek,
z zadowoleniem opierając górną połowę ciała o chłodną, lekko
wilgotną ścianę. Przez parę chwil panowało milczenie wypełnione od czasu do
czasu głośniejszymi wdechami czy odgłosami wywołanymi jakimś delikatnym ruchem,
lecz w końcu to moja towarzyszka zdecydowała się jako pierwsza kontynuować
bardzo niechcianą i pełną napięcia rozmowę.
-Zanim podejmiemy decyzję, dotyczącą dalszych kroków
chciałabym pana o coś zapytać. Co wydarzyło się po tym jak znalazł się pan przy
szczeniaku? Co wywołało ten nagły bezruch? Oczywiście jeśli chce się pan ze mną
tym podzielić...-kiedy słowa te wypełniły pustkę między nami, momentalnie
zesztywniałem, lecz zaraz zmusiłem swoje ciało do ponownego rozluźnienia i
spokojnego oddechu. Pani Vallieana rzuciła mi odrobinę zaniepokojone
spojrzenie, lecz nic nie powiedziała, a ja przybrałem jak najbardziej obojętny
wyraz pyska.
-Cóż. Mówiąc krótko, coś lub ktoś unieruchomił mnie, wyrwał
wiatr spod mojej kontroli, pozbawił dostępu do powietrza i prawie zabił,
doprowadzając do utraty świadomości.- powiedziałem starając się by mój głos
miał w sobie jak najmniej emocji, a moja towarzyszka szeroko otworzyła oczy.
-Ktoś?- spytała z niepokojem. Niepewnie skinąłem głową.
-Jestem pewien, że to nie sprawka mocy małego, bo cieniste
istoty miały bardzo dużo okazji na wcześniejsze złapanie powiewu, co mogło
uratować te, które zostały unieszkodliwione. Dlatego myślę, że wśród nich
musiało kryć się coś innego, coś co z nimi współpracowało- moje spojrzenie
powędrowało w kierunku posiadacza mocy, by upewnić się że ten na pewno śpi.
Przez parę sekund obserwowałem jak jego pierś unosi się w cichym, rytmicznym
oddechu i gdy upewniłem się, że żaden wyraz, mogący zdradzić że dzieciak stara
się podsłuchiwać nie pojawił się na jego pysku, ponownie skierowałem uwagę na
oczy wadery. - Jednak w ich szeregach nie mogłem dostrzec czegokolwiek co
różniłoby się od tej szarawej zgrai. Dlatego nie możemy brać za pewnik
obecności osób trzecich, ale sądzę, że nie powinniśmy ich także wykluczać. - po
wypowiedzeniu moich wątpliwości poczułem się nieco lepiej, lżej, jakby
przerzucenie ich na inną osobę trochę zmniejszyło ciężar podejrzeń i niepokoju
w moim własnym umyśle. Vallieana nerwowo spojrzała za siebie, mimowolnie
upewniając się, że za plecami nie ma kogoś czającego się do ataku na nas z
ukrycia. Sam również zdałem sobie sprawę z trwającego nieustannie bardzo
nieprzyjemnego uczucia, które można by porównać do bycia obiektem intensywnych obserwacji
z ukrycia. Wydawało mi się, że czuję palący wzrok na swoim grzbiecie i z
ogromnym trudem powstrzymałem się od spojrzenia za siebie. Uspokój się. To
tylko twoja wyobraźnia.
-Póki co nie traćmy głowy. Musimy być po prostu ostrożni i
czujni.- wadera zaśmiała się sucho, bez najmniejszej oznaki wesołości.
-Kto by pomyślał, że dziś znajdziemy się w takiej sytuacji?
- oparłem pysk o zimny kamień i przymknąłem powieki, rozmyślając nad
wypowiedzianymi przez moją towarzyszkę słowami. Ileż się wydarzyło od wczorajszego
poranka, kiedy zastanawiałem się co przyniosą mi nadciągające dni! Czy gdybym
wiedział do czego doprowadzi mój wczorajszy trening wybrałbym inny sposób na
spędzenie czasu?
-Ja również chciałbym się czegoś dowiedzieć. Co było
przyczyną pani nagłego skoku i tak gwałtownego pozbycia się maski?- teraz to
Vallieana zamilkła za parę sekund, przeniosła spojrzenie na ścianę tuż nad moją
głową i przesunęła ogonem po ziemi.
-Z jej otworów na oczy zaczęła wylewać się jakaś dziwna
biała ciecz, która jednak zaraz zniknęła. Tuż przed tym jak mały wziął ją w
swoje łapy. Nadpaliła kawałek tego rzemyka - odparła po chwili, pokazując mi
zwęglone miejsce na swoim wisiorze, ostrożnie dobierając słowa. Zmarszczyłem
brwi i oderwałem pysk od chłodnego kamienia by spojrzeć na obiekt będący
przyczyną rozmowy, czując jak w gardle rośnie mi niewielka gula. No to już jest
przesada. Szczyt szczytów.
A pierońska maska leżała sobie jak nigdy niby nic, jak
zwykły martwy przedmiot, będący pamiątką po rodzicu, który zapewne odszedł,
sądząc po czasie przeszłym użytym przez szczenię i tym, w jak ciasnym uścisku
dzieciak ją trzymał. Jednak i ja i moja towarzysza z pewnością zdawaliśmy sobie
sprawę, że ta drewniana powłoka skrywa coś zgoła gorszego niż tylko wspomnienia
czy sentyment.
-W takim razie co robimy? Narażamy psychikę czy nawet życie
dla dopiero co poznanego szczeniaka?- spytałem, ponownie obdzierając głos z
jakichkolwiek emocji. Wadera westchnęła głośno, zamykając oczy i zapewne
rozmyślając nad swoją decyzją. Co do mnie, to ja już swoją podjąłem. Całe moje
wnętrze gwałtownie protestowało przeciw brnięciu dalej w to bagno, ale gdy
tylko przypomniałem sobie siebie sprzed 5 lat, moją słabość, bezradność i wiele
godzin płaczu z powodu braku kontroli nad mocą wszystkie obawy jakoś cichły,
blakły. Poza tym mogłem założyć się o niezłą sumkę jakie będzie końcowe zdanie
Vallieany, a nie miałem przecież zamiaru zostawiać jej samej na pastwę dziwnych
i niewytłumaczalnych zdarzeń, które jeszcze na pewno zakłócą nam spokój.
-Jestem za eskortowaniem małego. Nie poradziłby sobie nawet
z wyjściem z tego lasu, a co dopiero z ze znalezieniem pożywienia czy obroną
przed zagrożeniem. Do centrum nie jest aż tak daleko, wystarczy się trochę
pospieszyć by zmniejszyć ryzyko ewentualnych przeciwności i mieć oczy dookoła
głowy.- powiedziała w końcu, kierując na mnie swoje silne spojrzenie, pełne
determinacji, obaw i napięcia. Skinąłem powoli głową przyjmując do wiadomości
to, co wiedziałem że usłyszę.
-Cieszę się, że zgadzamy się w tej kwestii.-rzuciłem tylko z
pełną powagą, kątem oka łapiąc delikatny uśmiech i wyraz lekkiej ulgi na pysku
mojej rozmówczyni.- Co pani na to, by zacząć od pozbycia się maski?
<Vallieana?>
Słowa: 1446
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz