To było wyjątkowo szybkie polowanie. Lawrence rozsiadł się
na brzegu rzeki i zaczął odgryzać duży kęs zająca. Niezwykły głód, jaki do tej
pory odczuwał, przygasał, zamieniając się w przyjemne nasycenie. Dzień się
kończył. Medyk wciąż nie wierzył, w to, co ich spotkało. Ledwo udało im się
wydostać ze śmiertelnej pułapki! Dawno nie używał swoich piaskowych
umiejętności. Wilk obiecał sobie, że kiedy tylko wróci do domu, wróci do
treningów. Nigdy nie wiadomo, kiedy znowu będzie zmuszony skorzystać ze swoich
zdolności.
Lawrence z utęsknieniem spojrzał w stronę słońca. Powinien
szybko wracać do domu. Jest tam potrzebny. Ogarniał go strach na myśl, że ktoś
liczył na jego pomoc, a on nie mógł mu jej udzielić.
- Lawrence. Masz już wszystkie zioła? - Głos Pandory wyrwał
go z zamyślenia. Medyk wstał, przeciągnął się i bez pośpiechu podszedł do wody.
Kiedy skończył zaspokajać swoje pragnienie, odwrócił się do towarzysza i
pokiwał powoli głową. Wszystko, co potrzebował, znalazł.
- Tak, mech był ostatni - odparł, strzygąc uszami. - A co?
- Nic - Pandora wydał się być przygaszony. - Teraz będziesz
wracał do siebie?
- Chyba powinienem, muszę sprawdzić, co z pacjentem. - Na
myśl o rannym wilku Lawrence posmutniał. Miał nadzieję, że wszystko u niego w
porządku.
- Dzisiaj chyba jest już późno na powrót. - Uwaga białego
basiora była słuszna. Zbliżała się noc.
- Nie sądziłem, że w jaskini spędziliśmy tyle czasu -
westchnął medyk. Czy naprawdę tak długo byli uwięzieni? Beznadziejna sprawa.
- Może zostań u mnie jeszcze jedną noc, żebyś teraz nie
szedł po ciemku - zaoponował Pandora. - Do centrum dość daleko.
Brązowy basior spojrzał w niebo. Nie chciał nawet myśleć o
powrocie do domu w panujących wszędzie ciemnościach.
- Naprawdę nie będzie to problemem? - Medyk wolał upewnić
się, czy kolejna noc w jaskini Pandory należy do dobrych pomysłów.
- W porządku, nie przejmuj się - zapewnił wilk, jednocześnie
drapiąc się po uchu. Wyglądał na dość zadowolonego, choć radosny błysk w jego
oku, Lawrence dostrzegł tylko na sekundę.
Chwilę jeszcze przesiedzieli wspólnie przy rzece, wpatrując
się w rozgwieżdżone niebo. Dzisiejszej nocy było wyjątkowo piękne. Lawrence
podzielił się z Pandorą znajomością konstelacji, wskazując je łapą.
~*~
Medyk obudził się wcześnie. Czekała go dość długa podróż do
domu. Właściciel jaskini oczywiście nie spał i pomagał przy pakowaniu ziół.
Lawrence wyciągnął na zewnątrz dwie torby.
Atmosfera niemal całkowicie zmieniła się od wczoraj. Słońce
rzucało ciepłe płomyki, roztapiając zamarzniętą dotychczas ziemię. Brązowy wilk
dostrzegł rozwijające się na gałęziach pąki oraz przebijające się przez resztki
śniegu kępki świeżej, zielonej trawy. Rozbudzone ptaki wzniosły ku niebu swe
wesołe piosenki, całkowicie przywracając światu utraconą przez zimę radość.
- Wiosna. - Medyk uśmiechnął się szeroko. Później zaczerpnął
pełną piersią świeżego powietrza i przeciągnął się. Czuł się, jakby był o kilka
lat młodszy!
Pandora dołączył do niego i z oczami pełnymi zachwytu, rozejrzał
się wokoło. Wydawał się równie zadowolony co Lawrence. Chwilę później, biały
wilk spojrzał na leżące obok medyka torby. Trochę posmutniał. Medyk zastrzygł
uszami, zaciekawiony. Nie zapytał jednak o nic.
- Pora, bym wracał - odezwał się w końcu, wstając z miejsca.
- Dziękuję za nocleg, Pandoro.
- Przyjemność po mojej stronie - odparł wilk, uśmiechając
się lekko. - Jesteś pewien, że dasz radę zanieść obie torby do Centrum?
Lawrence spojrzał z powątpiewaniem na swój bagaż.
- Nie mam wyjścia. Muszę - odpowiedział, wzruszając
ramionami.
- Wiesz... Jeśli chcesz, mogę ci pomóc - zaproponował
Pandora, przerzucając wzrok z towarzysza na torby.
- Nie mogę cię o to prosić - zdziwił się Lawrence. - To ja
miałem cię przecież odprowadzić. Przecież wiesz, że to daleka droga.
<Pandora?>
Słowa: 557
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz