sobota, 11 kwietnia 2020

Od Vallieany CD. Jastesa


Przechyliłam nieco głowę, spoglądając na drewnianą protezę pyska, spoczywającą jak gdyby nigdy nic między łapami młodego. Zimny wiatr zmierzwił moje niedługie futro na grzbiecie, przelatując od jednego wejścia jaskini do tego drugiego, jednak dreszcz oblewający całe ciało bynajmniej nie był spowodowany zimnem.
Pozbyć się maski?
- Jestem za- przytaknęłam, spoglądając na pana Jastesa- Jednak mam wrażenie, że nie będzie to takie proste…
- Więc jesteśmy w tym razem- westchnął basior, przymykając oczy.
Zmarszczyłam nos, próbując objąć umysłem całą sytuację, która nie malowała się szczególnie kolorowo. Przede wszystkim chciałam uwierzyć w dobre intencje dzieciaka, nawet jeśli samo jego jestestwo było owiane dziwną tajemnicą. Jakby na to nie spojrzeć, wilczek obudził się w środku Dystryktu drugiego, i to jak już wspomniał, nie pierwszy raz, zaatakowała go jego własna moc, trafił na maskę należącą do jego ojca, która prawie spaliła mi rzemyk od naszyjnika i prosi nas teraz o pomoc. Vernon opowiedział mi dziwną historię o wilku-nie-wilku noszącym maskę, który prawdopodobnie pojmał i zgwałcił waderę, jak sama wywnioskowałam, a potem sam przestał się odzywać, mimo że nadal czułam jego wyraźną obecność, jakby leżał naprzeciwko i dotykał moich łap swoimi. Kiedy to wszystko ostatecznie przyswoiłam, miałam już pewność, że łatwo nie uda mi się zasnąć w najbliższym czasie, bo brzmiało to jak horror.
Westchnęłam. Jasnowłose szczenię spokojnie spało i gdyby nie to dziadostwo pod nim, to może bym się trochę rozczuliła, bo szczeniak był naprawdę ładny. Pewnie wyrośnie z niego potężny basior. Może wojownik, nawet jeśli teraz nie wydawał się szczególnie masywny. W końcu próba śniegu czekała go dopiero za kilka miesięcy.
Natomiast złotooki wilk leżał zwinięty w rogala kawałek ode mnie, prawie zupełnie nieruchomy z zamkniętymi oczami, jakby właśnie osiągał nirwanę. W rzeczywistości dałabym sobie uciąć łapę, że zerwałby się na najmniejszy niepokojący odgłos. Sama przed sobą musiałam przyznać, że jego rzekomo chłodny sposób bycia był w pewien sposób uspokajający. Nie wiedziałam jak postąpiłby w innej sytuacji, na przykład gdyby sam, lub z jakimś bliższym przyjacielem, jednak doceniałam to, że wdepnęliśmy w ten bałagan wspólnie i miałam nadzieję, że tak też skończymy.
Po dłuższej chwili ciszy postanowiłam w końcu wykorzystać ten pozorny spokój na próbę dowiedzenia się czegoś na temat milczącego Vernona. Przycisnęłam pysk do piersi i lekko pochyliłam się w przód, szukając wygodnej pozycji. Czułam jak powoli przytłacza mnie stres wraz z myślami, że byt który odczuwam wcale nie jest moim zaprzyjaźnionym duchem, ewentualnie w drugą stronę- bytu, który odczuwałam wcale nie było i to tylko mój umysł zaczął ze mnie kpić.
Nie wiedziałam jak dla ducha wyglądała rzeczywistość. Jak się przemieszczał, jak wyglądało jego przywiązanie do swojego kła, ani w jaki sposób mógł wykorzystywać moje umiejętności, ponieważ odpowiadał na moje pytania wyłącznie kiedy miał dobry humor, albo w zamian za jakieś dziwne przysługi, na które raczej nie często przystawałam. Nie wiedziałam też, co się zadziało, że krzyknął.
Westchnęłam cicho. Jeśli masz mi coś do powiedzenia- pomyślałam- Zrób to teraz, proszę.
Ta chwila milczenia dłużyła się wręcz niebezpiecznie długo. Zatraciłam się w swoim dziwnym świecie, dopóki nie wybił mnie dźwięk czyichś kroków na zewnątrz. Podniosłam wzrok na wyjście z jaskini, czujnie nastawiając uszy. Młodzieniec nadal spał, podobnie jak Jastes, zupełnie nieczuli na czynniki świata zewnętrznego, a te zdecydowanie miały coś do przekazania. Jednak to nie oni zwrócili moją szczególną uwagę, a niewyraźny zarys czarnego pyska, wkradającego się niczym obślizgły wąż po ścianie jaskini.
- Vernon…- wyszeptałam, a moje serce ze swoim niespokojnym biciem nie wiedziało czy się cieszy, czy czuje nadchodzący koniec- Jak dobrze, że tu jesteś…- mruknęłam, podnosząc się do pozycji stojącej.
Ostrożnie przeszłam obok śpiącego wilczka i wysunęłam się powoli z groty. Na początku światło dnia skutecznie mnie oślepiło, więc dopiero po chwili mogłam się ponownie skupić, stojąc w bezkresnej ciszy. Na śniegu stał ustawiony do mnie bokiem czarny basior. Jego obraz był rozmyty, jednak samiec nadal mógł budzić lęk samą swoją potęgą. Całą sylwetką próbował mi uświadomić, że mam siedzieć cicho, a ja się stosowałam, czekając na kolejny ruch. Wtedy wilk zwrócił wielki łeb w kierunku lasu, a w tym samym czasie z wrzaskiem poderwało się stado skrzeczących ptaków. Wraz z rozdzierającym las krzykiem, każdy kawałek naszych ciał został przeniknięty przerażająco zimnym wiatrem. Nawet jeśli wilk dalej wyglądał majestatycznie, ja musiałam przytulić się do ziemi w obawie, że zaraz się przewrócę. Obserwowałam całą scenerię z szeroko otwartymi oczyma. Nie zauważyłam, kiedy niebo poszarzało o kilka dodatkowych odcieni, topiąc wszystko w półmroku. Wszystkie pytania zamarły mi na końcu języka.
Wilk powoli zbliżył się, a odór dymu okalającego jego nogi zagłuszył mój nos tak bardzo, że otworzyłam pysk by móc oddychać. Czarny łeb zbliżył się do mojego ucha, a ja w pełnym paraliżu wpatrywałam się w poczerniały śnieg, który po sobie pozostawiło wielkie cielsko.
On jest z wami i słyszy wszystko.
Coś na pograniczu mruczenia z szeptem wypełniło moje myśli jak gąbkę. Mroczny dym otaczał jego i mnie coraz bardziej. Samiec się odsunął, a na jego pysk wpłynął zmęczony uśmiech.
Będę próbował mieć go na oku, ale uważaj na siebie, mała.
- Zabawny jesteś- wyszeptałam, jakoś nieszczególnie podniesiona na duchu. Spojrzałam wilkowi w oczy wyrażające na raz skupienie i niesamowite zmęczenie, a potem w śnieg pod swoimi łapami. Prawdziwa jazda zaczęła się dopiero, kiedy po mrugnięciu śnieżna pokrywa zamieniła się w kamień.
- Jestem głodny. Możemy coś zjeść?
Podniosłam głowę, w pełnej konsternacji spoglądając na szczeniaka. Gdy tylko nasze oczy się spotkały, ten zaraz położył uszy i odwrócił czym prędzej wzrok.
- Zobaczymy po drodze. Masz siłę iść?- pan Jastes wstał i przestąpił z łapy na łapę, rzucając na mnie czujnym kątem oka. Dopiero wtedy zaczęłam przypominać sobie, jak porusza się mięśniami twarzy. Młodzieniec skinął głową w odpowiedzi i również się podniósł, a ja po chwili razem z nimi.
- Powiedz, gdzie konkretnie chcesz, abyśmy cię odprowadzili?- spytałam tak spokojnie, jak tylko pozwoliła mi spoczywająca na plecach najnowsza wiadomość.
“On jest z wami”
Nosz cholera jasna.
- Na obrzeża Centrum, tam już dam sobie radę- oznajmił młodzik, a jego dwukolorowe ślepia zalśniły pewnością siebie- Czyli pójdziecie ze mną?
- A będziesz sprawiał problemy?- głos białego basiora był przepełniony zmęczeniem i niechęcią, kiedy rozprostowywał łapy. Prawie się uśmiechnęłam, nawet jeśli gula w moim gardle rosła.
- Będę grzeczny, słowo!- młodziak podskoczył, przednią łapą naskakując na maskę tak, jakby ta o sobie przypominała. Spojrzałam kątem oka na opierzonego wilka, którego postawa wskazywała na chłodne opanowanie. Czy informacja, że nasz każdy ruch jest obserwowany i możemy być ofiarami ataku zmieniłaby cokolwiek w tej sytuacji? W sumie sama nie wierzyłam, że Jastes mógłby nie być tego świadomy. Czy cokolwiek się zmieniło?
Może to był jakiś sygnał, że do protezy jest przywiązana dusza poprzedniego właściciela, tak jak jest przywiązany Vernon do swojego kła? Ale gdyby tak było, wierzyłam, że basior powiedziałby mi to bardziej otwarcie.
- Nie traćmy czasu- poleciłam, wychodząc z jaskini jako pierwsza. Na dworze było nadal jasno nawet pomimo drzew, zacieniających leśne poszycie. Ptaki śpiewały, nie podejrzewając żadnego zagrożenia, a delikatny wiatr muskał mnie po pysku, zupełnie inaczej niż przy spotkaniu z duchem. Zaklęłam na siebie w myślach, że nigdy nie byłam w stanie po wszystkim zapamiętać jego pyska, zupełnie jakby ktoś wymazywał mi go z głowy, a na miejsce twarzy mojego towarzysza wklejał czarną plamę.
- Myślę, że bezpieczniej będzie jak pójdziemy gęsiego. Będę szła przodem, w porządku?- spytałam kierując spojrzenie na złotookiego, a potem na szczeniaka, który na szyi zawiesił sobie za dużą maskę.
Może jak będziemy polować- przeszło mi przez myśl- to się jakoś pozbędziemy tego cholerstwa.
- A możemy trochę pobiec, czy będziemy się wlec spacerkiem całą drogę jak panienki?- spytał nagle młody. Uniosłam brwi zaskoczona i już byłam gotowa na niego fuknąć, jednak powstrzymał mnie łobuzerski wyraz jego pyszczka. Dorastający chłopcy to jednak diabelstwo.
- Spróbuj nie przewrócić się w połowie drogi- odparłam, odwzajemniając jego uśmiech i bez większego ociągania ruszyłam
- Nie zapomnij o jedzeniu!- pisnął, nabierając tempa.
- Nie zapomnę- obiecałam.

<Jastesie mój drogi?>


Słowa: 1281

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics