Znaczy, najpierw zamoczył łapy, opierając się o te zanurzone w wodzie skały, dopiero potem już musiał wejść do rzeki, opierając się jej upartym prądom. Bumari tego dnia ewidentnie miała chrapkę na wilka w sosie własnym, gdyż uderzała w młodzieńca z każdej strony, atakując w bok, czy uparcie podcinając łapy. Jednak on też był uparty. Sam nie chciał zginąć w tak mało chwalebny sposób, a co dopiero pozwolić na to Generałowi, przecież dumny dowódca nawiedzałby za to Rosa zza grobu z całą swoją urazą. Tak więc walczył z prądem, skacząc między kamieniem, a kamieniem.
Ros jednak przecież lubił życie. Wizja utraty go w końcu zaczęła być przytłaczająca. W danym miejscu koryto rzeki mogło mieć nawet dwadzieścia metrów szerokości, przykuty do skały basior znajdował się na wysokości około szóstego metra, zaś białooki zaczął męczyć się przy czwartym, wyraźnie odczuwając spadek energii przez akcje wykonywane w przeciągu paru ostatnich minut – właśnie, to były zaledwie minuty, a z przemoczonego pyska zaczęły ulatywać kłęby półprzezroczystej pary.
– Trzymasz się tam?!
Białe nagle się zatrzymał w pół kroku, parskając zimną wodą, która zlatywała z niego całymi strumieniami, chociaż sam nigdy do tej wody nie wszedł w całości. Przez wszechobecny hałas rzeki, a także własny puls, zmęczony wilczek ledwo usłyszał głos towarzysza.
– T… Tak, ja…
– Nie śpiesz się, do cholery, bo też cię porwie! – usłyszał rozkazujący ton– Teraz już nigdzie nie odpłynę, więc bądź ostrożny!
Łatwo ci mówić, zaklął Ros w myślach, znów wracając wzrokiem na swoje skąpane po łokcie łapy, a następnie w przód, gdzie kamieni już brakowało. Trzeba było przyznać, że Generał trafił czasowo w punkt ze swoim przytykiem, bo jeszcze chwila i lerdis zrobiłby o jeden krok za dużo, a tak, to przynajmniej zyskał czas na wzięcie oddechu. Znów warknął. Gdyby jego umiejętności były nieco lepsze, mógłby stworzyć sobie mały pomost do stworzonej przez siebie góry lodu, ale w obecnym stanie już na bank zamroziłby drugiemu wilkowi więcej niż tylko łapy. Nie miał więc wyboru, zresztą nie dał sobie również zbyt wiele czasu do namysłu. Wziął głębszy wdech i przeniósł ciężar ciała bliżej nóg, które zgiął w kolanach i stawach skokowych, opierając się przednimi na czubku skały, a następnie bez chwili wahania rzucił się w przód, skacząc wprost w mroźną krainę Bumari. Celował w punkt na metr przed Generałem, jednak nie był wystarczająco silny i musiał dopłynąć, gwałtownie przepychając się między falami. Już po chwili prąd rzeki błyskawicznie pchnął nim prosto w wyprostowane przednie łapy ratowanego basiora, przypięte do lodu. W ten sposób Generał stracił swoje śliskie, ale jednak, oparcie na skutek uderzenia mniejszego ciała, jednak gdy zapadł się pod wodę, Ros wykorzystał ten moment aby na niego bezpardonowo wleźć, robiąc sobie z basiora schodek. Zajęło to chwilę, nim wspiął się na złamany lód, a z niego wlazł na kamień. Tymczasem jego przełożony zdążył się wynurzyć, biorąc przy tym głęboki wdech.
– Ty bezczelna mendo! – wrzasnął od razu, a młodzieniec, mimo iż bez oddechu w płucach, od razu odpyskował.
– Proszę obrażać mnie dalej, to dobrze świadczy, że Generał nie tonie.
Białooki znów ostrożnie postawił łapy na lodowej skale, po czym spojrzał w dół, tylko po to, żeby prawie zetknąć się nosami z drugim wilkiem, który w tym samym momencie spojrzał w górę i prychnął. Woda lała się między miedzianymi kosmykami, wylatując z oczu, nosa i pyska, gdzie mieszała się ze śliną.
– Niewychowany gnoju.
Lerdis zaśmiał się szczerze, a drugi basior choć próbował być poważny, sam nie potrafił powstrzymać krzywego uśmieszku nawet pomimo powagi całej sytuacji. Wciąż brodził w lodowatej rzece po połowę klatki piersiowej, opierając się tylko o kawał lodu, gdyż jego nogi nawet nie czuły dna.
– Dobra, teraz cię wciągnę – rzucił w końcu Ros, ustawiając się w najdogodniejszej pozycji.
– Nie wciągniesz mnie, oszalałeś.
– Wciągnę cię.
– Nie wciągniesz!
– A zobaczysz że wciągnę!
Już się nastawiał żeby złapać wilka za grzbiet, kiedy ten szarpnął się w bok, nieco tracąc oparcie.
– Czekaj, cholera! Nadal mam przykute łapy, zresztą ważę dwa razy tyle co ty. Jak już musisz, to przejdź na drugą stronę, żebym mógł się jakoś zaprzeć! Jak mnie pociągniesz do tyłu, to co najwyżej oboje wpadniemy.
– To dobry plan – przyznał wilczek bez zastanowienia i z jednym większym krokiem pokonał odległość między krawędziami. Był cholernie zmęczony, jednak adrenalina zaczęła od nowa wypełniać jego krwiobieg – Dasz jakoś radę się odkuć? Bo szczerze mówiąc to sam jeszcze na to nie wpadłem.
–...
Generał westchnął, po czym odchylił łeb w tył i nagle, pojedynczym, mocnym rąbnięciem uderzył nim w jedną z kajdan, rozpryskując lód we wszystkie strony. Następnie zrobił to samo z drugą, a zachwycony Ros aż sapnął z wrażenia, przeskakując z łapy na łapę. Drugi basior po wszystkim spiął się jak struna i szybko otrząsnął, jakby rozwalanie lodowców własną głową trenował od wieku szczenięcego. Mimo wszystko Białe postanowił nie tracić czasu i nachylił się, by złapać przełożonego za kark całym pyskiem, zaciskając na nim trzonowce. Najpierw podniosła się warstwa miękkiego futra i grubej skóry, a następnie pojawił się opór w postaci dodatkowej wagi. Starszy wilk również zaczął się wiercić, próbując nie wpaść do wody drugi raz, jednak i jemu zmęczenie dawało się we znaki, uparcie ciągnąc ciężkie ciało ku granatowej toni. Nie poddawali się jednak. Jeden i drugi zapierali się z całych sił, a gdy jedna z tylnych kończyn Generała znalazła się ponad taflą rzeki, białooki z najwyższą starannością (podczas najgorszego rozkojarzenia) dorobił jej punkt podparcia, a następnie drugi dla drugiej. Gdy ogromna, ciemno złota masa wylała się w końcu na kawał lodu, cała pionowa ściana już była wklęsła od orania pazurami, a pod jego brzuchem rozlała się kałuża. Ros przeskoczył na niższy głaz, lekko dysząc, jednak na jego pysku tkwił triumfalny uśmiech.
– M… mówiłem że Generała wciągnę!
Drugi basior oddychał dużo ciężej, jednak jego temperament nie pozwalał mu na dłuższy odpoczynek. Za chwilę podniósł się, zaparł łapami i otrząsnął z wody, po czym zwrócił spojrzenie płomieniście niebieskich oczu na młodziaka.
– A ja mówiłem, że masz iść po pomoc – rzucił z przekąsem, po czym rozejrzał się po okolicy. Jego boki znów zaczęły wybijać równy, żywy rytm.
– Ale tak było szybciej.
– I mniej bezpiecznie, to prawda. Gdybyśmy zginęli, to oboje.
– Po bratersku – żachnął się radośnie młodszy, a Generał charakternie parsknął.
– Wytrzyj matczyne mleko spod nosa, to pogadamy o braterskości. Poza tym póki co, to nadal tkwimy na środku rzeki.
– Śmieszne, nie pamiętam żebym kiedykolwiek pił matczyne mleko – zaśmiał się w odpowiedzi, nieco niezręcznie. Oboje wymienili błyskawiczne spojrzenia, jednak nie doszło ani do przeprosin, ani do krzyku. Niemo doszli do wniosku że mieli to tak samo w nosie, więc zaraz skupili się na powrocie na brzeg, jednak w tym temacie również nie musieli się głośno naradzać. Generał jako mieszaniec Eziris z Fenris odziedziczył po rodzicach żywioły wiatru i elektryczności, jednak jego moce nie zdawały się w ich sytuacji na nic, zaś Ros w obecnym stanie mógłby co najwyżej zrobić z lodu kamyczki i odbijać je od wody niczym kaczki… ewentualnie mógłby wepchnąć przełożonego do wody i zachęcić go do zostania prywatną łodzią, jednak ten pomysł nie miał prawa opuścić nawet pyska w formie żartu. Minęła dłuższa chwila ciszy.
– Dobra, płyniemy.
Lerdis spojrzał na towarzysza z niewysłowioną konsternacją.
– Płyniemy..?
– Płyniemy, nie ma innej opcji.
Złoty wilk również zeskoczył na niższy poziom kamieni, z powrotem mocząc nogi w Bumari, chętnie witającej go swoimi chłodnymi pieszczotami.
– Żartuje Generał. Ja nie mam siły.
Niebieskie oczy spojrzały z góry na młodzieńca, a pysk rozciągnął się we wrednym uśmiechu.
– Kto pytał? Jak mówię, że płyniemy, to płyniemy.
Białe przełknął ślinę. No tak, żywioł umysłu również był w posiadaniu Generała. Ten, którego Ros najbardziej nie lubił, póki nie potrafił nad nim do końca panować ani się przed nim opierać, a w przyszłości stanie się jego największym atutem. Teraz, szczeniak tylko czuł jak w jego magicznej sferze siedzi jakiś pasożyt i nic nie robi. Po prostu tam był, jak guz z tyłu mózgu, którego się czuje, ale nie da się wygrzebać siłą. Potrząsnął lekko głową, a ucisk samoistnie zniknął.
– Dobra – mruknął w odpowiedzi i rozejrzał się po dnie, a przynajmniej tej jego części, którą mógł dostrzec. Już miał ochotę zapyskować, że wróci sobie drogą którą przyszedł, a drugi wilk ma sobie radzić sam, ale gdy wielki basior już stał obok niego, Ros stracił nieco ze swojej zaczepności.
– Trzymaj się po mojej prawej, wtedy jakby co, to wpadniesz na mnie i nas nie rozdzieli. Od razu odbijamy na lewo, do tamtych kamieni – zarządził basior, wskazując gestem pyska na upatrzone przez siebie punkty zaczepienia. W odpowiedzi usłyszał wyłącznie niechętne "mhm", na które już nie zwrócił uwagi, bo bez wahania wlazł do wody, jakby wszechogarniający chłód nie robił na nim wrażenia. Białe oczy patrzyły na to z czymś między zazdrością, urazą, a naturalnym podziwem, gdyż sam czuł się jakby przechodził właśnie przez najgorszy trening na świecie - cały drżał z zimna i ze zmęczenia, podczas gdy ten niedoszły topielec na nowo wpychał się w ramiona śmierci, twardy jak głaz, którego już nie dałby rady rozkruszyć samym łbem. Jednak lerdis też nie mógł zostać sam po tej stronie, bo nie zniósłby takiego upokorzenia, a fakt że uratował prawą łapę Ivo straciłby całkowicie swoją wartość. Zacisnął więc zęby i szybko dołączył do towarzysza, a rzeka z całą swoją pasją docisnęła ich do siebie bokami. Gdy wychodzili, lerdis ledwo był w stanie utrzymać łeb ponad powierzchnią i tym razem to złoty wilk musiał go wyciągnąć z opresji, co też uczynił z wysiłkiem niewielkim, w porównaniu do poprzednich doświadczeń. Mimo wszystko, po tej kąpieli oboje musieli uwalić się na ziemi, parę metrów od rzeki żeby złapać porządny oddech. Płuca Rosa paliły, wychłodzone i wypełnione wszystkim tym, czym płuca nie powinny się wypełniać. Kaszlał raz, potem drugi, a całe jego ciało trzęsło się, jakby dopiero co wyszedł z rzeki… z której właściwie wyszedł.
Nie minęły jednak dwie minuty, nim Generał znów wstał i bezpardonowo się otrzepał, w oczach przemęczonego wilczka sprawiając wrażenie niezmordowanego potwora. Niebieskooki zaraz przyjął pozycję i nisko zawył, dając określony sygnał określonym wilkom. Zaraz pojawiła się odpowiedź, następnie druga i trzecia, wszystkie od znanych członków stada.
– Chodź, Rozie, nie możemy się za długo wylegiwać, bo to niezdrowe.
Jednak młody wilk wpatrywał się w niego bez przekonania, stałe ziajając.
– Jes… trze min.. u… tee…
– Ależ ty delikatny, dzieciaku. Gdybyś był pod moimi skrzydłami, to miałbyś codziennie takie treningi, że Bumari pokochałbyś jak mat… ekhmm… kochankę..? Dzieciaki w twoim wieku już interesują się seksem?
Spojrzenie Rosa stało się jeszcze chłodniejsze, jednak metoda pierdolenia nad uchem pomogła, bo młodziak zaraz wstał, nie mogąc tego dłużej słuchać. Od razu zaczęli iść w kierunku, z którego wcześniej dobiegał do nich najbliższy głos. Przez dłuższą chwilę milczeli, aż lerdis zaryzykował kolejne spojrzenie na przełożonego.
– Właściwie, to co Generał robił w tej rzece?
Złoty basior zastrzygł uszami i zaśmiał się nieco niezręcznie.
– Sam nie jestem pewny jak to się stało. Chciałem się napić i w jednej chwili usłyszałem czyiś głos dobiegający z wody, a w drugiej już porywał mnie nurt. To jest… zamglone… Ale nie zastanawiaj się nad tym. Zrobiłeś dobrą robotę z tym ratunkiem i jakoś ci to wynagrodzę… kiedyś.
Wspierająco szturchnięty młodzieniec aż się zachwiał, jednak nie mógł nic poradzić na narastające w nim samozadowolenie. Rzeczywiście, do końca dnia wszyscy w legionie Generała wiedzieli o wyczynie Rosa, a dziwny głos z jeziora odszedł w zapomnienie.
Nagroda: Do wyboru 5 punktów pływanie/latanie/magia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz