Asmoday utkwił w bezruchu, nie do końca wiedząc, jak zachować się w tak nietypowej dla niego sytuacji. Jego całe ciało zostało wręcz sparaliżowane, przez pół nocy wstrzymywał oddech i wbijał wzrok w jeden punkt, zszokowany całą sytuacją. Kotik raz po raz uśmiechała się, gdy jej wzrok lądował na czarnym basiorze, który bardziej przypominał marmurową statuę niż żywą istotę. Przez długi czas tkwili w ciszy, nie do końca pewni czy mogą rozmawiać. Ostatecznie nie znali zagubionej wadery i nie mogli mieć pewności, że ich nie podsłuchuje. Jednak z czasem stawali się coraz bardziej rozluźnieni, ich pewność rosła równolegle z głośnością chrapania ich gościa.
- Lubisz się ostatnio zabawiać w damę w opałach?- wypaliła w końcu Kotik.
- Proszę?
- Lubisz się ostatnio zabawiać w damę w opałach?- wypaliła w końcu Kotik.
- Proszę?
- Nie umknęło moim uszom to, że cię porwano. Po raz kolejny- w jasnych ślepiach zatańczyła iskierka rozbawienia.
- Podoba mi się taka forma rozrywki, czysto rekreacyjnie. Mam powód, by użyć agresji i nie sprowadzić tym na siebie problemów- samiec wzruszył ramionami, na jego pysku zakwitł delikatny uśmiech.
- I na pewno nie ma to żadnego związku z tym, że w każdą z tych sytuacji zamieszany byli Krwiści- mruknęła ironicznie.
Jej uśmiech powiększył się, gdy została zmierzona zirytowanym spojrzeniem czerwonych ślepi.
- Nie patrz tak na mnie, moja praca wymaga ode mnie tego, bym wiedziała wszystko, co się dzieje w Królestwie- machnęła od niechcenia łapą.
- A czy jesteś w stanie to obrócić i sprawić, by Królestwo nie wiedziało nic?- basior spoważniał, rzucając pytanie w ciemność.
- Co masz na myśli?
- Odpowiadasz za przepływ informacji w Królestwie. Czy jesteś w stanie go zatrzymać? Albo, chociaż na moment wstrzymać.
Wadera wytrzeszczyła oczy, w pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie strzelaniem płomieni i odgłosami wciąż szalejącej za oknami zamieci.
- To podchodziłoby pod zdradę stanu, Asmoday.
- Twoje życie jest chyba warte więcej niż honor. Chyba że się mylę- zamruczał wilk.
Nic w jego zachowaniu się nie zmieniło. Wciąż stał bez ruchu, z pustym wyrazem na dziwnym pysku, nawet ton jego głosu nie uległ zmianie. Jednak wciąż jego słowa sprawiły, że Kotik poczuła się, jakby na jej szyi zacisnęła się pętla.
Pusty dźwięk pazurów uderzających o kość rozległ się po pomieszczeniu, a razem z nim jęk niezadowolenia ogromnego basiora. Kotik natychmiast zerwała się z miejsca, podążając za spłoszoną waderą i tym samym stając między swoimi gośćmi. Drzwi chatki stanęły otworem, zimne powietrze wtargnęło do środka z małą zaspą śniegu. Asmoday również zerwał się z miejsca i pomógł gospodarzowi wciągnąć ich zbłąkanego gościa z powrotem do ciepłego wnętrza. Wadera wyglądała na zmieszaną i przerażoną, jej oddech był płytki i szybki, jednak nie z powodu zimna czy rozwijającej się w jej płucach choroby.
- Shh, shhh- szeptała Kotik, gładząc ją po grzbiecie.
- Co się stało?- zapytał Asmoday.
- Ko-koszmar- zająknęła się Xeva, jej pełne paniki oczy nerwowo przeskakiwały między wilkami.
Basior westchnął.
- Wyprawa ci widocznie nie służy. Jeśli pozwolisz, odprowadzę cię do domu- wyciągnął łapę i z wahaniem pogładził waderę po głowie ciężką łapą.
- Oh- wilczyca zamarła na chwilę.- Ja dziękuję, Panie Asmoday. Tylko to daleko jest.
Kotik spojrzała na niego podejrzliwie, próbując rozszyfrować czego wilk chciał od odkrywczyni.
- Nie stanowi to żadnego problemu. Jestem pewien, że masz dużo historii do opowiedzenia.
Wadera uśmiechnęła się wesoło, jakby cały strach i niepokój, który męczył ją jeszcze kilka minut temu nagle zniknął. Zachichotała, energicznie kiwając głową.
Asmoday jęknął, chcąc położyć się na zimnym śniegu i zakopać się pod grunt na co najmniej kilka miesięcy. Odkąd odpuścili chatkę Kotik, Xeva nie przestawała mówić i skakać wokół niego. Był pewien, że jej głos wyrył się już w jego mózgu i gdziekolwiek by nie uciekł, wciąż słyszałby jej słowa dźwięczące w jego uszach. Nie miał zielonego pojęcia skąd wytrzasnęła tyle energii, by przez dobre kilka godzin nieustannie trajkotać, nie dając sobie nawet minuty odpoczynku. Dawno nie był tak wyczerpany przez interakcję z innym wilkiem, chociaż było w tym coś odświeżającego. Wadera nie zwracała uwagi na jego wygląd, nie płaszczyła się pod jego spojrzeniem. Był przyzwyczajony do oceniających wzroków, do tego, że wilki instynktownie przechodziły na drugi koniec ulicy kiedy spacerował po miastach. Nawet kiedy nie odczuwały przy nim strachu, wyrażały jasne obrzydzenie jego obecnością. Jednak szczebiocząca przy nim wadera całkowicie ignorowała to, jaką energię roztaczał wokół siebie. Była do tego pocieszna i przyjemna, promieniowała ciepłem, które sprawiało, że chciało mu się rzygać.
Straszliwie przypominała mu Arashi, powodując, że co chwila musiał od siebie odpędzać urywki dawnych wspomnień, które dawno odrzucił w zapomnienie. Widział w oczach Xevy tę samą życzliwość i miłość do otaczającego ją świata. Tę samą, którą sam zgasił.
- Wszystko w porządku, Panie Asmoday?- usłyszał gdzieś z boku, nieco głośniejszym tonem.
Dopiero sobie uświadomił, że od dłuższej chwili stał w miejscu, zagubiony we własnych myślach.
- Hm? Tak, jak najbardziej.
Jego wzrok wrócił do wadery, która skierowała się w stronę jednego ze stojących w alejce domków. Był biały i niewielki, bardziej przypominał ruinę niż coś, w czym ktoś rzeczywiście mógł mieszkać. Tynk odpadał od ścian, odsłaniając starą, odbarwioną cegłę, okna na drugim piętrze były wybite. Za rozsypanym i krzywym płotem krył się niewielki ogródek, całkowicie porośnięty chwastami i wysoką trawą.
- To tu- powiedziała, jednak poprzedni entuzjazm opuścił jej głos.
Na swój sposób unikała również wzroku basiora, jakby wstydziła się tego, co kryje się za jej plecami. Nie spieszyła się również z otwieraniem drzwi, przysiadając na progu niskich schodków. Asmoday odchrząknął, po czym zaczął w milczeniu przyglądać się stojącej przed nim chatce. W końcu wyciągnął sakiewkę pełną łusek i rzucił ją przed siebie. Sakiewka wylądowała pod łapami wadery z brzękiem.
- Jeśli się rozchorujesz, na pewno wystarczy na leki- oznajmił.
Wilczyca zamarła, wbijając wzrok w sakiewkę. Patrzyła na nią tak, jakby w życiu nie widziała takiej sumy.
- Nie mogę- zająknęła się, odtrącając od siebie sakiewkę.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz z nich korzystać. Ale nie zamierzam ich zabierać, więc będą tu leżeć- rzucił pewnie.
Xeva skinęła głową, po czym przysunęła pieniądze bliżej w stronę basiora, jakby oczekiwała, że jednak je zabierze. Basior nawet nie spojrzał na skórzany woreczek, uparcie tkwiąc w miejscu.
- Dziękuję za wszystko, Panie Asmoday. W tej zamieci stracić życie mogłam- wadera uśmiechnęła się, w jej oczach zabłyszczała wdzięczność.
Podniosła się i rzuciła się basiorowi na szyję. Wilk stał bez ruchu, na jego skórze pojawiło się dziwne obślizgłe uczucie, którego chciał jak najszybciej się pozbyć. Odsunął się nagle, uciekając z objęć wilczycy, po czym otrząsnął się, jakby z odrazą.
- Miło było poznać- skinął głową, obdarzając odkrywczynię lekkim uśmiechem.
Nie dał jej szansy na pożegnanie się, rozpływając się w powietrzu i zostawiając po sobie tylko smugę cienia.
<Xeva?>
Słowa: 1062
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz