Ilekroć pytano Sakiego, czym zajmuje się w życiu, jego odpowiedź brzmiała bardzo różnie. Czasem zgadzała się z jego oficjalnym stanowiskiem, czasem zupełnie mu przeczyła, a na końcu nie było już wiadomo, czy on w ogóle zajmuje się czymś konkretnym. Może on sam nie wiedział.
Prawda wyglądała tak, że wszystkie odpowiedzi były prawidłowe, ale tylko przez krótki okres czasu. Basior co chwila zmieniał zainteresowania, często przez to też nie kończył poprzednich projektów. Obiecywał sobie wrócić do nich po jednym dniu odpoczynku, ale jak dotąd ani razu się to w pełni nie udało. Najkrótsza przerwa trwała dwa tygodnie, potem jednak projekt nie był już tak interesujący i Saki, choćby chciał, nie był w stanie go dokończyć.
Na obecną chwilę basior próbował zbudować szałas, w którym wędziłby mięso na sprzedaż. Próbował, bo jego uwagę odwrócił ciekawie wykrzywiony patyk, którym fajnie się kręciło po śniegu. I szu, i szu, i szu, i patyk robił wesołe kółka dookoła własnej osi. I wrrr! I patyk się zatrzymał. Saki wreszcie przypomniał sobie, co powinien robić. Spojrzał na kupę gałęzi, która w niedalekiej przyszłości miała stać się szałasem do wędzenia mięsa. Przynajmniej taki był plan. Wilk westchnął głęboko.
– Tak w sumie to mi się nie chce – stwierdził na głos, bawiąc się swoim patykiem w łapach. – Jutro skończę.
Oczywiście nie było szans, żeby to skończył, ale zawsze warto sobie wmawiać. Może któregoś dnia stanie się cud. Może kiedyś.
Rudy podniósł się z miejsca i zaczął iść do przodu. Przód był jedynym sensownym kierunkiem gdy nie ma miejsca, do którego chce się dotrzeć. Saki nie przepadał za spędzaniem czasu w swojej zimnej, zasypanej śniegiem chacie, mimo że uważał ją za dom. Więcej go tam nie było niż był, nawet na noc rzadko wracał. Sypiał gdziekolwiek, najczęściej wśród korzeni drzew, przykryty warstewką lodu, jeżeli ktoś coś od niego chciał to musiał szukać go w promieniu kilku kilometrów od niby-jego chatki albo ewentualnie musiał go szukać wszędzie w lesie.
Chodzenie do przodu zaprowadziło go jak zawsze w sumie nigdzie. Dla niego nie istniały żadne szczególne miejsca w lesie Ayre poza Chatą oraz Granicą, od których większość czasu trzymał się z daleka. Nie przepadał za wychodzeniem ze swojego małego, uroczego światka, w którym może i momentami było niebezpiecznie, ale za to był to dom i jedyne, co Saki całe życie znał. Może niektórych dziwi, dlaczego jeden las w jednym dystrykcie jest wystarczający dla łażącego wszędzie basiora, ale gdy jest się takim małym jak ten oto rudzielec, wszystko jest od razu większe, nawet to zbiorowisko drzew. Po co w takim razie iść dalej, co nie? Tam są problemy, kłopoty... Wilki. Towarzystwo. Nowości i wszystko, co obce. Można wyjść parę metrów za las, ale na pewno nie opuścić go na jakąś wycieczkę. Tu jest wszystko, czego Saki potrzebował.
Takie przyzwyczajenie do wszystkiego takiego samego oduczyło Sakiego oczekiwania na niespodziewane. Obce kroki na śniegu spłoszyły Foxila do poziomu, że zaczął uciekać. Znowu do przodu, znowu bez celu, ale tym razem w biegu i w strachu. Basior spłoszył się jak zestresowana sarenka i nawet sadził takie same susy przez śnieg, który był dla niego w niektórych miejscach za wysoki. Ktokolwiek był ten co posadził wtedy kroki w śniegu, wilk nie chciał się z nim spotkać, bo jeszcze będzie musiał wykonać jakiś obowiązek związany z jego papierowym stanowiskiem. O wiele lepiej było siedzieć sobie samemu bez zobowiązujących zadań. Takie trochę lenistwo, ale kto może winić odizolowanego od świata wilka, który nigdy nie był przyzwyczajony do normalnej pracy? Całe życie pracował tylko dla siebie i od siebie, niby próbował coś zarobić, ale nie było mu to do szczęścia potrzebne. Papa, problemy! On się zmywa.
Niestety kroki doganiały go dużo szybciej niżeli by tego pragnął, czemu nie ma się jak dziwić, jeśli to co go goniło było od niego znacznie większe. Od niego wszystko było znacznie większe. Nienawidził tego, ale co mógł zrobić, jeżeli natura tak bardzo poskąpiła mu wzrostu. Chciał się szykować na rychłą śmierć, gdy cokolwiek, co go goniło, zatrzymało się niedaleko za nim i odezwało się.
– Jesteś wilkiem! Nie zorientowałyśmy się.
Saki przystanął w miejscu tak jak hopnął, nieszczęśliwie trafiając w zaspę usypaną podczas jednego z silnych wiatrów. Nic nowego, umiał już z takich tarapatów wyskakiwać. Tylko teraz się szczerze mówiąc trochę bał, bo nie za bardzo miał pojęcie, z kim ma do czynienia. Co tu zrobić, co tu zrobić... Pozostać w śniegu? W sumie było całkiem przytulnie. Póki co się nie ruszał i pozornie nie zwracał uwagi na waderę, która stała tuż za nim i zapewne oglądała długą, rudą kitę wystającą spod śniegu.
<Lys i Tin?>
Słowa: 748= 43 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz