poniedziałek, 16 maja 2022

Od Xevy, CD. Karwieli

Wioska Darminasa graniczyła z jednym z wielu lasów Królestwa. Jej głównym punktem był niewielki, okrągły rynek naśladujący ten znajdujący się w Centrum. Na środku placu, naprzeciwko głównej studni, znajdował się pomnik patrona osady - Darminasa z rodu Equri, filantropa, uczonego, ale przede wszystkim wielkiego podróżnika, któremu Królewska Biblioteka zawdzięczała dużą część swoich woluminów.
Takie właśnie informacje zawierała na sobie nieco zardzewiała ze starości plakietka przybita do podstawy posągu, z którą zapoznawała się Xeva, gdy Karwiela tymczasem rozglądała się za sołtysem, który miał im opowiedzieć o dziwnych zdarzeniach z ostatnich tygodni.
- Ty wiesz, że on wielkim podróżnikiem był? - spytała Xeva.
- Kto? Darminas? - Teneriska kiwnęła głową. - Tak, brał udział w wielu wyprawach, przejechał chyba cały kontynent. Zajmował się głównie odzyskiwaniem antyków i starych ksiąg. Jest też sierociniec nazwany jego imieniem, chyba nawet on go założył.
- Och... - rozmarzyła się Xeva. - Wielkim podróżnikiem tak miło byłoby być... I cały kontynent zobaczyć. Ja niewiele widziałam, a tak dużo bym chciała...
Jej przemyślenia przerwało jednak przybycie szczupłego, wysokiego basiora. Był on razy Xynth, jego pysk przyprószyła siwizna, a sierść na szyi się przerzedziła. Ubrany był w krótki kubrak z barwionej na niebiesko skóry sarny wiązany z przodu zawadiacką wstążką. Karwiela zauważyła, że w jeden ze splotów wetknął gałązkę cisu - symbol, który miał odstraszać kłamców, ale również uszczknąć noszącemu wiedzy i mądrości Zeriona. ,,Pewnie przydałoby się to w tej sytuacji", pomyślała, swój wzrok kierując na wisiorek z kości udowej królika z wyrytymi symbolami. Od góry były to padann (chroniący przed duchami), versa (odstraszająca złe duchy) oraz sithil (symbol Lecaishi).
- Panie Xeva i Karwiela Skārpiyō?
Obie wadery kiwnęły głowami, a piegowata wilczyca zaczęła energicznie machać ogonem. Widać było, że nie może się doczekać, aby zanurzyć się w przygodę. Sołtys jednak zmarszczył brwi. Najwyraźniej będzie musiała jeszcze poczekać.
- A pan Deharo Nagvit? 
- Jutro będzie. Na razie my tylko jesteśmy, żeby... Um... Jak to się nazywało... 
- Żeby zrobić rozeznanie - wtrąciła Karwiela, a Xeva przymrużyła oczy w uśmiechu.
- Tak! Rozeznanie! My tutaj rozeznanie zrobić przyszłyśmy! 
Samiec zamrugał parę razy i rzucił Tenerisce długie spojrzenie, jednak w końcu kiwnął głową. 
- Zapraszam do mojego domu. Porozmawiajmy w cieple i... nie na zewnątrz.
Ruszył przez niewielki rynek, a przez dno śladów przez niego pozostawianych prześwitywała kostka brukowa.  
Nagle Xeva ujrzała coś kątem oka. Jakiś jasny kształt prześliznął się po ciemnych ścianach budynków. Piegowata uniosła głowę, jednak nie dostrzegła nic niepokojącego. Ot, zwyczajne domy jakich wiele w Centrum. Przewidzenie? Może po prostu za bardzo nastawiła się na to, że będą walczyć z potworami i demonami. Skrzywiła się. Mogłoby to w końcu nadejść. Ile już minęło? Kilka... godzin. Westchnęła. ,,Ta, jeszcze za wcześnie na walkę z potworami i demonami".
Weszli w jedną w głównych uliczek, jednak ich spacer nie trwał wiele dłużej - sołtys stanął przed drzwiami sporej chaty. Otworzył je i odchylił płacht skóry, który stanowił dodatkową izlolację.
Oczom wader ukazał się dom urządzony w tradycyjnym stylu Królestwa Północy. Wybudowano go na planie prostokątu, gdzie główne pomieszczenie pełniło rolę zarówno salonu, jadalni i gabinetu. Od niego odchodziły dwa pokoje: kuchnia oraz sypialnia, do której prowadziło przejście w kształcie łagodnego łuku. Zasłony zrobione z grubych skór zostały spięte na bokach i powiewały lekko przez przeciąg, a za nimi widać było niewielką szafkę z ususzonymi ziołami w wazonikach.
Centrum salonu zajmował ciężki, niski stół na krótkich nogach otoczony różnokolorowymi pufami. Leżały one na tkanym dywanie, który stanowił o statusie rodziny - zazwyczaj na podłogi kładło się futra, jako że były one powszechnie dostępne i o wiele tańsze niż pleciony materiał. Na przeciwległej do drzwi ścianie piętrzył się potężny kominek z czerwonej cegły z huczącym oginiem, a nad nimi na ścianie wisiał znak padaan - dwa złączone romby w okręgu.  
Xeva zadarła głowę. Sufit był wysoki i odkrywał belki tworzące podporę dla dachu. Były one ułożone na skos wraz z ozdobnymi podporami. Taki styl spotykała w wielu domach Królestwa. 
Basior wszedł do środka. Teneriska już chciała ruszyć za nim i klapnąć na pufę, jednak Karwiela postawiła przed nią łapę, kręcąc powoli głową. Xeva odwróciła głowę, a jej długie uszy skierowały się w tył.
- Zapraszam panie do stołu. Podać herbaty? Może chcą panie coś przekąsić? Mam królicze łapki, jelenie uszy...
Karwiela uśmiechnęła się i kiwając głową na bok, odsunęła się od Teneriski, która z podekscytowaniem podbiegła do poduszki na podłodze i usiadła na nią z wyraźną radością. 
- Ja jelenie uszy poproszę! - krzyknęła nieco za głośno piegowata. Po chwili z przejścia kuchennego wyłonił się basior, trzymający w powietrzu tacę z napojami i przekąskami, jednak na jego twarzy gościł kwaśny wyraz. Posłał długouchej waderze długie spojrzenie, położył naczynia na stole i zasiadł naprzeciwko swoich gości. Poczekał, aż obie wadery wezmą swoje miski, po czym wziął głęboki oddech i zaczął:
- Może zacznę od samego początku: kilka miesięcy temu jeden z naszych wilków, Asserio, zaginął. Był on stolarzem, pomagał rodzinie Teravo z naprawą warsztatu po ostatniej śnieżycy. Uczciwy wilk, miał dobre serce i był znakomitym fachowcem, niech Caishe prowadzi jego duszę. Zaczęliśmy poszukiwania, ale... Chyba już wiecie, jak się one skończyły. Ciało znalazła młoda waderka, która szła z ojcem na polowanie. To było dwa dni później po zaginięciu Asserio, niechaj dusza jego ucztuje z Caishe.  Okropna, okropna tragedia... - wziął parę łyków z płytkiej miseczki na herbatę. - Nie będę ukrywał, wstrząsnęła nami wszystkimi. Wilki były trochę... przerażone. Szczenięta prawie nie wychodziły na zewnątrz, a jeśli już, to zawsze ktoś z nimi był, nawet mimo tego, że zabójca został złapany.
Przejdźmy jednak do tych... dziwniejszych wydarzeń, bo myślę, że o zabójstwie już panie wiecie. Wilki zaczęły mówić o dziwnych wydarzeniach; o wyciu i skomleniu w środku nocy, o kawałkach porwanych materiałów zawiązanych na studni, o odgłosach po zmroku, które brzmiały tak, jakby jakieś zwierzę szukało czegoś wokół domów. 
Zapadła chwila ciszy. Końcowka ogona Xevy kiwała się z boku na bok przez cały monolog basiora. Jego właścicielka uniosła spojrzenie i zerknęła na swoją partnerkę. Karwiela miała zmarszczone w skupieniu brwi i wyglądała bardzo poważnie. Teneriska również zmarszczyła swoje brwi, chcąc wyglądać równie profesjonalnie, co swoja towarzyszka i wbiła wzrok różowych oczu w sołtysa, czekając na ciąg dalszy.  
- Wilki zaczęły się bać wychodzenia w ogóle. Zabrakło jedzenia, bo nikt nie polował. Spróbowaliśmy znaleźć źródło tych dziwnych dźwięków; były one łatwe do wytłumaczenia, ale wioskę chyba opanowała paranoja. Tak przynajmniej myślałem: to tylko paranoja. Dla świętego spokoju zaczęliśmy rysować versy na ścianach budynków i umieściliśmy je przy drogach... Wiecie panie, aby dać jakieś poczucie bezpieczeństwa i boskiej ochrony, ale to okazało się być jeszcze gorsze. W sensie, wszystkie dziwne wydarzenia w wiosce ustały i po raz pierwszy od kilku tygodni miałem dzień, w którym nikt nie przyszedł, narzekając na jakieś dziwne dźwięki albo rozwleczone śmieci, ale... Dziwne rzeczy zaczęły dziać się na zewnątrz kręgu, jaki utworzyliśmy ze znaków versa...
Zapadła długa chwila ciszy. Kairwela zagryzła mocno szczęki, a jej rysy stwardniały, zupełnie tak jakby jej pysk został wyciosany z kamienia, natomisat sołtys wyglądał na kogoś, kto ma zaraz paść jak długi naa ziemię. Zapanowała grobowa atmosfera.
Xeva jednak nie mogła nie trząść się z podekscytowania. Duch! Demon! Coś innego niż duch i demon! Nie wiadomo jeszcze, co to było, ale to właśnie ona miała się tego dwieodzieć. Ach, na Rakazuth! Jak ekscytująco!
Zsakomlała cicho podekscytowana tą myślą. Zbombardowało ją oburzone spojrzenie basiora.
- Mogę w czymś pani pomóc?
Gdyby wzrok mógł zabijać, Xeva padłaby trupem na miejscu. Na jej szczęście jednak żaden wilk nie miał takiej mocy.
- Tak! Niech pan wreszcie wstaje i tę sprawę ruszajmy zbadać!
Samca zamaurowało. Tak jawny brak manier i braku poszanowania dla powagi sytuacji był dla niego nie do pomyślenia. I to jeszcze w jego własnym domu!
Zanim jednak zdążył wyrazić swoją dezaprobatę, Xeva już dawo wybiegła z domu i przeskakiwała z łapy na łapę przed drzwiami.
XxX
Zakręciło się pod drzewem. Odepchnięcie. Niechcenie. Tak, nie chcieli tam CZEGOŚ. Chciało ponownie wejść do wioski, ale nie odważyło postawić nogi dalej niż osłona lasu.
Ból. Bolało. Już tak dawno nie czuło bólu. Ale to był inny ból, ból obcy, ale znany. Ach, rozkosznie podobny do fizyczności ból tego, czym teraz była dusza CZEGOŚ.
Podniosło zniszczony łeb. Coś się zmieniło. Czuło zmianè w strefie astralnej. Zafalowała, napięła się i zssztywniała niczym dzikie zwierzę. Ucieczka. Uciekać.
Niebo pociemniało.
Nie było samo w tym lesie.
Uciekać.
Zamarło bez ruchu. 
Trwało tak godzinami.

<Karwieloooo?>

Słowa: 1352= 88 KŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics