Przez moment przyglądałam się jej nastroszonej sierści i obojętnej minie. W jakiś sposób mnie drażniła. Aktualnie nie podobało mi się to, jak się do mnie zwróciła. Coś się stało? Głupie pytanie. Zabrzmiało, jakbym natrafiła na swojej drodze na jakąś przeszkodę, której nie potrafię bez niej obejść. „Dałam ci go”, te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie echem. To mnie najbardziej rozzłościło. Dała mi go – nie było tak, wiedziała o tym. Ukradłam, zabrałam jej to sprzed nosa, a ona miała czelność stwierdził, że mi go dała. Denerwował mnie ten jej… spokój i przyjmowanie na siebie niedogodności świata z uśmiechem.
„Nie dość, że zbiera bezużyteczne muszelki, to jeszcze ma problemy z pamięcią”. Chciałam się podzielić z nią tą informacją, ale stwierdziłam, że to będzie już za dużo, nawet jak na mnie. Najpierw kradnę jedną rzecz, a ona mi pomaga. Potem kradnę drugą rzecz, a ona się nawet nie złości. Co to w ogóle za wilk?!
- Własznie przyszłam go zjeścz – powiedziałam niewyraźnie, przez jenota trzymanego w pysku. Położyłam go na ziemi. – Wolisz tył czy łapy? – zapytałam, kładąc się przy martwym zwierzęciu, z pyskiem nad jego zakrwawionym torsem. Samica jak stała w miejscu, dalej to robiła. Przyglądała mi się tylko z coraz większym zdziwieniem.
- Nic. Możesz zjeść sama go – powiedziała tym samym obojętnym głosem, który znowu sprowadził na mnie falę gniewu. Zdusiłam go i nawet wysiliłam się na uśmiech, przynajmniej tak mi się wydawało, jeśli był niewidoczny, nie wiedziałam o tym.
- Ty mi go dałaś, więc chce się podzielić. Nie słyszałaś powiedzenia? Dają, to bierz – po tych słowach zanurzyłam kły w mięsie zwierzęcia, słysząc burczenie brzucha. Przez to wszystko zapomniałam, jak bardzo byłam głodna.
Wilczyca przez moment stała i mi się przyglądała, aż w końcu sierść na jej grzbiecie opadła, a na jej pysku zagościł uśmiech – krzywy i niepewny, ale jednak uśmiech. Podeszła do mnie i powoli usiadła obok, po czym zaczęła od nogi. W milczeniu spożyłyśmy upolowanego przez nieznajomą jenota.
Stwierdzić, że byłam najedzona, to mało powiedziane. Byłam napchana i nażarta. Jenot w pewnym momencie przestał mi wchodzić, ale wiedziałam, że ani grama mięsa tu nie zostawię, bo nie wiadomo kiedy znowu znajdę się w posiadaniu świeżego mięsa, tym bardziej, że nie odzyskałam moich skradzionym monet – i prawdopodobnie już ich nie odzyskam, bo zostaną szybko roztrwonione.
- Tym razem chyba do domu będę się toczyć – stwierdziłam, widząc jak okrągły miałam brzuch. Mogłam się zwinąć w kulkę i sturlać do tej nędznej części miasta, którą zwałam domem.
- Mogłaś na później zostawić go – spojrzałam na nią. To śmieszne, że mimo tego, iż ją rozumiałam, miałam wrażenie, że mówi bardzo dziwnie.
- Nieeee – przeciągnęłam ostatnią literę. – potem już nie jest tak smaczny – podniosłam się z ziemi z cichym jękiem. – Wracam do miasta, a ty? – zapytałam od niechcenia.
<Xeva?>
Słowa: 448 = 28 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz