W końcu trafiła do domu.
Przeszła przez próg, otrzepała się ze śniegu, rozejrzała się po korytarzu. Przeszła do salonu, nie zakłócając ciszy tego miejsca. Niemal jak duch.
– Oh, Eana, co ty tu robisz? Nie masz swoich obowiązków?
Odwróciła zaskoczony wzrok na Adrila. Jego siwe futro było w nieładzie, a lodowate oczy zmrużone, chociaż w środku pomieszczenia było raczej ciemno i tylko błękitne promienie księżyca padały na nikłe ciało wadery, pomimo wczesnego wieczoru.
– Nie wiedziałam że śpisz, przyszłabym jutro… – wytłumaczyła się szybko, podchodząc bliżej byłego opiekuna. Przez chwilę tak stała, aż w końcu uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła w jego kierunku dużą butelkę z aromatycznym, brązowawo zielonym płynem – Chciałam dać ci prezent. Wszystkiego najlepszego z okazji Święta Obdarowywania.
Wilk zmarszczył czoło, po czym skinął wielkim łbem. Odebrał alkohol i odstawił go telekinezą na blat, aby zabrać przeszkodę znajdującą się między nim a zielarką. Wyciągnął łapę i przygarnął do siebie mniejsze ciało. Głowa i szyja niemal jej zaginęły pod grubym futrem, gdy pozwoliła basiorowi się wtulić.
– Dziękuję, moje dziecko. Tobie również wszystkiego najlepszego.
I odsunął się. Posłał nalewce krótkie spojrzenie i skierował się do kuchni.
– Musiałem się przespać, kondycja już ni ta. Masz ochotę na coś do picia?
– Mogę mieć ochotę – odparła i podążyła za starym zielarzem – Adrilu, masz może jakieś mocne skóry, nadające się do zszywania?
Zmierzył ją zaciekawionym wzrokiem, nastawiając wodę.
– Mogę mieć. Do czego konkretnie są ci potrzebne?
W odpowiedzi zobaczył szeroki uśmiech, a następnie opakowanie srebrnych nici.
– Wpadłam na pomysł.
I chociaż wadera nie była ani przekonana co do swoich zdolności manualnych, ani do tego czy znajomy wojownik po otrzymaniu swojego prezentu nie rzuci go w kąt mieszkania, gdy w końcu po przepracowaniu całej nocy przed jej nosem wylądowała gotowa sakiewka, nie potrafiła ukryć zadowolenia. Woreczek z reniferzej skóry na tyle nieduży aby nie zawadzał, a na tyle szeroki żeby zmieściły się do niego dwie duże garści zmieszanych ziół, obszyty misternie srebrną nitką, wzmocniony grubszym sznureczkiem.
– Jest wojownikiem, tak?
Podniosła zmęczone spojrzenie na Adrila i skinęła w milczeniu.
– No to przede wszystkim wsadź mu tam zwiniętego piołka. Zatrzymuje krwawienie w parę minut. I przeciwbólowe.
Niby niezainteresowany basior przysiadł na podłodze, popijając rozbudzający napar. Przez okno wpadały pierwsze promienie słońca, przesuwające się leniwie po drewnianych panelach, obejmujące sakiewkę swoim złotem. Srebrne nici zaiskrzyły się niezliczonymi drobinami.
– I zszyj tutaj lepiej, żeby wilgoć się nie dostała do środka.
~*~
– Aarved!
Rogacz podniósł głowę, zaskoczony na widok zbliżającej się postaci. Zamienił kilka słów ze swoim dotychczasowym towarzyszem i odsunął się na parę metrów, by móc porozmawiać we dwoje z Vallieaną. Słońce było już wysoko, a jednak uliczki Centrum były niemal puste.
– Dzień dobry - przywitała się, kiwając długim ogonem na boki.
– Witam – odparł, posyłając lekki uśmiech – Czy coś się stało? Jestem na służbie i…
Przerwała mu.
– Nie, sama nie mam wiele czasu. Po prostu przechodziłam tędy i cię zobaczyłam, więc…- pokręciła głową, po czym wyciągnęła z własnej torby brązowy woreczek. Nie wiedziała czy jej kłamstwo było tak oczywiste jak sama to odczuła, jednak kontynuowała – Nie będę zajmować twojego czasu, chciałam tylko podarować ci drobny prezent z okazji święta… – wyjaśniła szybko, tracąc odwagę na patrzenie w zielone oczy – To sakiewka. W środku są różne zioła przydatne w nagłych przypadkach. Nawet jeśli macie własne apteczki, to myślę że w tej kwestii od przybytku głowa nie boli.
Podała basiorowi pracę własnych łap i już chciała się szybko wycofać, gdy ten przemówił.
– Bardzo dziękuję. Będziemy musieli się spotkać w bardziej sprzyjających warunkach, żebyś mi opowiedziała o ich właściwościach.
Vallieana podniosła wzrok i zarejestrowała uśmiech, więc sama również się uśmiechnęła.
– Oczywiście, bardzo chętnie.
Nagroda: 300 KŁ + 3 punkty do statystyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz