– Idziemy.
Wadera zastrzygła uszami. Wyjrzała za okno. Zacisnęła zęby na języku, żeby nie zacząć narzekać.
Znów spojrzała na Falaysotha i szukała w jego oczach jakiejkolwiek oznaki słabości. Chciałaby móc się sprzeciwić, krzyknąć, że garbus ma się iść chrzanić, może zacząć warczeć i nawet odsłonić dziąsła w brzydkim grymasie gniewu. Nie miała jednak tej siły. Nie sięgała jego aurze do pięt, nie powinna nawet wyobrażać sobie możliwości zrobienia krzywdy temu Zerdinowi.
– Na co czekasz?
Tak się zamyśliła, że zapomniała jak niezręczne może być tak intensywne wpatrywanie się w czyjeś oczy, szczególnie z taką niechęcią na pysku jak ta jej. Dobrze, że Falaysoth nie wiedział czym jest wstyd... i prawdopodobnie żadne inne uczucie, oprócz sporadycznych napadów złości.
Jej wzrok złagodniał, odwróciła głowę w stronę płonącej gwiazdy, której złoto oblewało niezmierzone połacie południowych terenów. Patrzyła daleko. Z tej perspektywy to wszystko wyglądało pięknie. Surowo, tak jak natura wyglądałaby bez ingerencji żadnej fauny.
– Aż słońce zejdzie niżej. Jeszcze jest zbyt ciepło na wychodzenie na zewnątrz - oznajmiła lekko, teatralnie spoglądając w kierunku okna niczym niematerialna nimfa zamknięta między brutalnymi murami rzeczywistości.
– Doceń, że poświęcam ci swój czas. Masz dobre moce, które gniją w cienkich kościach. Jesteś słaba, nie potrafisz się sama bronić i może tobie to nie przeszkadza, ale mi tak.
Słowa Zerdina były wypluwane z krzywej szczęki i rozbijały się w vallieanowej głowie niczym pociski. Czar prysł, zresztą nie spodziewała się niczego innego… a może jednak tylko trochę – zazwyczaj fioletowooki tylko ją szturchał i się czepiał, jednak najwyraźniej tracił cierpliwość, skoro posuwał się do takich przytyków. Znowu, nie mogła nic z tym zrobić mimo narastającej żałości i wstydu. Westchnęła cierpiętniczo.
– Proszę przodem – wymruczała, patrząc na basiora spod byka. Ten w odpowiedzi zachwiał się i wycofał z pomieszczenia, wydając waderze niewerbalne polecenie, by podążyła za nim. Zresztą od samego początku każdy jego ruch był poleceniem by się ruszała, chyba że jego słowa wskazywały inaczej.
– Co będziemy robić?
– Będziesz budować mur.
Wadera oniemiała i gwałtownie się zatrzymała, zaś Falaysoth obrócił łeb, najwyraźniej aby zbadać jej reakcję. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że to miała być forma żartu ze strony fioletowookiego – nie zaśmiał się, ani nie uśmiechnął, jednak dostrzegła na jego pysku nieznaczny cień zadowolenia z siebie. Zbyt długo patrzyła na ten ryj, by nie poznać tak drobnej zmiany. Prychnęła pod nosem i wyrównała krok z wilkiem, gdy ruszyli dalej.
Więcej nie pytała. Wyszli z willi, a na dworze gorące słońce bezlitośnie zaatakowało dwa ciemne grzbiety. Oczy przyzwyczajone do ciemności zmrużyły się, nadając obu pyskom wyraz najczystszego obrzydzenia do świata. Przeszli wzdłuż budynku, a następnie podeszli do ogrodzenia i je także przekroczyli, gdy na horyzoncie pojawiła się ściana drzew.
Vallieanę wypełniła adrenalina.
Była na zewnątrz pierwszy raz, odkąd trafiła do tego okropnego miejsca. Była sama z Falaysothem, który przed chwilą oznajmił jej, że “ma dobre moce”. Czy ten wilk nie miał żadnych obaw..? Spojrzała na niego w milczącym skupieniu.
– Spróbuj oddalić się na więcej niż półtora metra, a unieszkodliwię cię na amen – wysyczał zupełnie jakby przejrzał jej myśli na wylot.
Przełknęła ślinę i skinęła łbem, nawet nie próbując z tym dyskutować. Czy mógłby ją zabić bez kłapnięcia krzywą szczęką? Jak najbardziej. Czy chciałby to zrobić? Tego Vallieana nie była taka pewna, aczkolwiek wolała nie sprawdzać. Gdy wchodzili do zielonego lasu, westchnięcie podziwu niemal zamarło jej w gardle, jednak zbyt pilnowała się by nie odstępować Zerdina, by pozwolić sobie na zachwyt. Zauważyła również że ten sam Zerdin specjalnie dla niej zwalniał przez wiele następnych metrów, chociaż nie wyglądał na zainteresowanego niczym. Te wszystkie rośliny, które widywała do tej pory wyłącznie na obrazach, świergot ptaków, te zapachy…
– Chodź. N…Nie zgub się – zająknął i nagle skręcił w lewo.
Vallieana oczywiście nie miała zamiaru się gubić, więc zaraz również skręciła… i wdepnęła prosto w dziurę w ziemi, przygniatając tym samym agresywnie wibrujące stworzonko. Zaskoczona odskoczyła na trzy metry w tył, a stworzenie okazało się być szerszeniem. Z ciekawością zbadała wzrokiem owada, a potem jej spojrzenie przeskoczyło na stojącego po drugiej stronie Zerdina.
– Czasem jesteś tak… – i nim dokończył, do szerszenia dołączył drugi. I trzeci… I kolejne siedem… – Kurwa.
Z dziury zaczęły wyłaniać się kolejne żółte, paskowane stworzenia, każdy kolejny dodający do puli swój własny bzyczący hałas.
Falaysoth zrobił jeden zgrabny skok, nagle się prostując i ominął zdziwioną Vallieanę, rzucając krótkie “za mną”. Nie myślała, pobiegła. Nagle skuliła się i panicznie zawyła, odczuwając przeszywający ból w lędźwiach. Również basior się odwrócił, zrobił nawrót i szturchnął Vallieanę w bark.
– Bądź silna i zapieprzaj, bo wyleci ich więcej.
Z zaszklonymi oczami spojrzała na Zerdina i na hordę szerszeni piłujących nad jego łbem. Podniosła się i pozwoliła się popchnąć, by nabrać prędkości. Rozciągnięcie ukąszonego mięśnia wzbudziło w niej rozpalający ból, jednak po dziesiątym kroku i dwóch klepnięciach ze strony Falaysotha które zrzucały z jej białego tyłka robactwo dała radę nie jęczeć przy pokonywaniu kolejnych metrów. W końcu Zerdin wyrównał z nią krok i wyprzedził, by przyspieszyć tempa, a po tym skrócić drogę na skraj z wyschniętą polaną wykorzystując popularną metodę zwaną “na przełaj”.
Gdy w końcu udało im się wybiec za ścianę drzew, Vallieana była cała zdyszana i obolała, zaś Falaysoth tylko obolały, na co wskazywało dziwne chwianie się na boki, które spośród wszystkich jego dziwactw wcale nie robiło z niego większego kaleki niż wyglądał na co dzień. Zatrzymał się jako pierwszy, Vallieana za nim. Najpierw usiadła, zaś potem glebła się na ziemię, czując że zaraz pęknie z powodu gorąca i bólu jak pop corn, więc zajęczała żałośnie. Falaysoth wyciągnął prawą nogę w przód i parę razy przejechał językiem po plecach, jakby z nadzieją że załagodzi to obrzęki po ugryzieniach, po czym zwrócił spojrzenie na Vallieanę i wziął kilka cięższych wdechów.
– Zgoda, wracamy do domu i dzisiaj masz wolne.
Wadera zastrzygła uszami. Wyjrzała za okno. Zacisnęła zęby na języku, żeby nie zacząć narzekać.
Znów spojrzała na Falaysotha i szukała w jego oczach jakiejkolwiek oznaki słabości. Chciałaby móc się sprzeciwić, krzyknąć, że garbus ma się iść chrzanić, może zacząć warczeć i nawet odsłonić dziąsła w brzydkim grymasie gniewu. Nie miała jednak tej siły. Nie sięgała jego aurze do pięt, nie powinna nawet wyobrażać sobie możliwości zrobienia krzywdy temu Zerdinowi.
– Na co czekasz?
Tak się zamyśliła, że zapomniała jak niezręczne może być tak intensywne wpatrywanie się w czyjeś oczy, szczególnie z taką niechęcią na pysku jak ta jej. Dobrze, że Falaysoth nie wiedział czym jest wstyd... i prawdopodobnie żadne inne uczucie, oprócz sporadycznych napadów złości.
Jej wzrok złagodniał, odwróciła głowę w stronę płonącej gwiazdy, której złoto oblewało niezmierzone połacie południowych terenów. Patrzyła daleko. Z tej perspektywy to wszystko wyglądało pięknie. Surowo, tak jak natura wyglądałaby bez ingerencji żadnej fauny.
– Aż słońce zejdzie niżej. Jeszcze jest zbyt ciepło na wychodzenie na zewnątrz - oznajmiła lekko, teatralnie spoglądając w kierunku okna niczym niematerialna nimfa zamknięta między brutalnymi murami rzeczywistości.
– Doceń, że poświęcam ci swój czas. Masz dobre moce, które gniją w cienkich kościach. Jesteś słaba, nie potrafisz się sama bronić i może tobie to nie przeszkadza, ale mi tak.
Słowa Zerdina były wypluwane z krzywej szczęki i rozbijały się w vallieanowej głowie niczym pociski. Czar prysł, zresztą nie spodziewała się niczego innego… a może jednak tylko trochę – zazwyczaj fioletowooki tylko ją szturchał i się czepiał, jednak najwyraźniej tracił cierpliwość, skoro posuwał się do takich przytyków. Znowu, nie mogła nic z tym zrobić mimo narastającej żałości i wstydu. Westchnęła cierpiętniczo.
– Proszę przodem – wymruczała, patrząc na basiora spod byka. Ten w odpowiedzi zachwiał się i wycofał z pomieszczenia, wydając waderze niewerbalne polecenie, by podążyła za nim. Zresztą od samego początku każdy jego ruch był poleceniem by się ruszała, chyba że jego słowa wskazywały inaczej.
– Co będziemy robić?
– Będziesz budować mur.
Wadera oniemiała i gwałtownie się zatrzymała, zaś Falaysoth obrócił łeb, najwyraźniej aby zbadać jej reakcję. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że to miała być forma żartu ze strony fioletowookiego – nie zaśmiał się, ani nie uśmiechnął, jednak dostrzegła na jego pysku nieznaczny cień zadowolenia z siebie. Zbyt długo patrzyła na ten ryj, by nie poznać tak drobnej zmiany. Prychnęła pod nosem i wyrównała krok z wilkiem, gdy ruszyli dalej.
Więcej nie pytała. Wyszli z willi, a na dworze gorące słońce bezlitośnie zaatakowało dwa ciemne grzbiety. Oczy przyzwyczajone do ciemności zmrużyły się, nadając obu pyskom wyraz najczystszego obrzydzenia do świata. Przeszli wzdłuż budynku, a następnie podeszli do ogrodzenia i je także przekroczyli, gdy na horyzoncie pojawiła się ściana drzew.
Vallieanę wypełniła adrenalina.
Była na zewnątrz pierwszy raz, odkąd trafiła do tego okropnego miejsca. Była sama z Falaysothem, który przed chwilą oznajmił jej, że “ma dobre moce”. Czy ten wilk nie miał żadnych obaw..? Spojrzała na niego w milczącym skupieniu.
– Spróbuj oddalić się na więcej niż półtora metra, a unieszkodliwię cię na amen – wysyczał zupełnie jakby przejrzał jej myśli na wylot.
Przełknęła ślinę i skinęła łbem, nawet nie próbując z tym dyskutować. Czy mógłby ją zabić bez kłapnięcia krzywą szczęką? Jak najbardziej. Czy chciałby to zrobić? Tego Vallieana nie była taka pewna, aczkolwiek wolała nie sprawdzać. Gdy wchodzili do zielonego lasu, westchnięcie podziwu niemal zamarło jej w gardle, jednak zbyt pilnowała się by nie odstępować Zerdina, by pozwolić sobie na zachwyt. Zauważyła również że ten sam Zerdin specjalnie dla niej zwalniał przez wiele następnych metrów, chociaż nie wyglądał na zainteresowanego niczym. Te wszystkie rośliny, które widywała do tej pory wyłącznie na obrazach, świergot ptaków, te zapachy…
– Chodź. N…Nie zgub się – zająknął i nagle skręcił w lewo.
Vallieana oczywiście nie miała zamiaru się gubić, więc zaraz również skręciła… i wdepnęła prosto w dziurę w ziemi, przygniatając tym samym agresywnie wibrujące stworzonko. Zaskoczona odskoczyła na trzy metry w tył, a stworzenie okazało się być szerszeniem. Z ciekawością zbadała wzrokiem owada, a potem jej spojrzenie przeskoczyło na stojącego po drugiej stronie Zerdina.
– Czasem jesteś tak… – i nim dokończył, do szerszenia dołączył drugi. I trzeci… I kolejne siedem… – Kurwa.
Z dziury zaczęły wyłaniać się kolejne żółte, paskowane stworzenia, każdy kolejny dodający do puli swój własny bzyczący hałas.
Falaysoth zrobił jeden zgrabny skok, nagle się prostując i ominął zdziwioną Vallieanę, rzucając krótkie “za mną”. Nie myślała, pobiegła. Nagle skuliła się i panicznie zawyła, odczuwając przeszywający ból w lędźwiach. Również basior się odwrócił, zrobił nawrót i szturchnął Vallieanę w bark.
– Bądź silna i zapieprzaj, bo wyleci ich więcej.
Z zaszklonymi oczami spojrzała na Zerdina i na hordę szerszeni piłujących nad jego łbem. Podniosła się i pozwoliła się popchnąć, by nabrać prędkości. Rozciągnięcie ukąszonego mięśnia wzbudziło w niej rozpalający ból, jednak po dziesiątym kroku i dwóch klepnięciach ze strony Falaysotha które zrzucały z jej białego tyłka robactwo dała radę nie jęczeć przy pokonywaniu kolejnych metrów. W końcu Zerdin wyrównał z nią krok i wyprzedził, by przyspieszyć tempa, a po tym skrócić drogę na skraj z wyschniętą polaną wykorzystując popularną metodę zwaną “na przełaj”.
Gdy w końcu udało im się wybiec za ścianę drzew, Vallieana była cała zdyszana i obolała, zaś Falaysoth tylko obolały, na co wskazywało dziwne chwianie się na boki, które spośród wszystkich jego dziwactw wcale nie robiło z niego większego kaleki niż wyglądał na co dzień. Zatrzymał się jako pierwszy, Vallieana za nim. Najpierw usiadła, zaś potem glebła się na ziemię, czując że zaraz pęknie z powodu gorąca i bólu jak pop corn, więc zajęczała żałośnie. Falaysoth wyciągnął prawą nogę w przód i parę razy przejechał językiem po plecach, jakby z nadzieją że załagodzi to obrzęki po ugryzieniach, po czym zwrócił spojrzenie na Vallieanę i wziął kilka cięższych wdechów.
– Zgoda, wracamy do domu i dzisiaj masz wolne.
Nagroda: 5 punktów szybkości
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz