W oczach Aarveda tylko przez chwilę widać było cień wyrzutu. Rogi. Czemu musiała zapytać akurat o nie? Już chociażby ogon czy te durne cętki byłby lepsze, dlaczego nieznajomi zawsze upatrywali sobie to przeklęte poroże? Opanował się jednak szybko. Nie powinien dać po sobie poznać, że samica trafiła w czuły punkt. Uśmiechnął się najszczerzej, jak potrafił w tej sytuacji.
- Tak, jak najbardziej - odparł. - Chcesz dotknąć? Nie są ostre.
- Um... A mogę? - zapytała niepewnie wilczyca. W odpowiedzi wojownik schylił głowę, przyciskając brodę do piersi. Poczuł, jak wadera przesuwa łapą po chropowatej, kręconej powierzchni.
- Pierwszy raz widzę r-rogatego wilka - zająknęła się. Aarved zaśmiał się cicho. W jej głosie nie było słychać uszczypliwości ani złośliwości, jedynie czystą ciekawość. No, może też odrobinę zdenerwowania. Chyba za szybko się zdenerwował. W końcu nie chciała sprawić mu przykrości.
- To prawda, rzadko się takie spotyka. Moja mama ma bardzo podobne.
- Naprawdę? Nie sądziłam, że tak w ogóle można... To znaczy, że jest to w ogóle możliwe - mruknęła cicho Hertoza. Aarved zamyślił się. Owszem, poroże u wilków nie było często spotykane, ba, sam basior powiedziałby, że raczej należy do rzadkości, ale generalnie społeczeństwo wiedziało o tym, że taka cecha występuje u niektórych osobników. Może nieznajoma była po prostu jeszcze bardzo młoda? Albo wychowała się daleko od centrum i nie miała kontaktu z innymi osobami.
- Cóż, jak widać, jest jak najbardziej możliwe - odparł wojownik z uśmiechem. - Nie przeszkadzają mi za bardzo, jedynie czasem o coś zahaczam.
- Och, ro-rozumiem - zająknęła się samica. Zapadła chwila ciszy. Basiora coraz bardziej intrygowało, dlaczego nowo napotkana duszyczka jeszcze nie odeszła w swoją stronę. Wydawała się bardzo miła, ale trochę zagubiona.
- Znałaś już to miejsce wcześniej? - zapytał rogacz, chcąc kontynuować rozmowę. Co prawda czekał go trening, ale odejście w tym momencie wydawało się bardzo niemiłe i nieuprzejme - a Aarved wiedział, że swoją postawą powinien stanowić wzór, nawet jeśli nie był na służbie.
- Nie, ja je dopiero znalazłam. Przed chwilą... Znaczy, już jakiś czas temu odkryłam nowe wejście do jaskiń. Ale wygląda bardzo ładnie. - Rozejrzała się uważnie, przełykając nerwowo ślinę.
- Ach, to prawda, w istocie. Ja lubię tu przychodzić, zresztą to też moja robota - wskazał łapą na poobijane, porysowane bale służące mu do ćwiczeń. - Jest tu cicho i spokojnie. Idealne miejsce do ćwiczeń.
- Ciężko się nie zgodzić. A co... no, trenujesz?
- Aktualnie próbowałem skupić się na walce mieczem, ale nie zdążyłem zacząć.
Hertoza już otwierała pyszczek, żeby coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się huk. Porywisty wiatr uderzył w dwoje towarzyszy, sypiąc im kryształkami lodu w oczy. Pierwszym odruchem basiora była chęć ochronienia wadery. Skoczył przed nią i osłonił swoim ciałem. Śnieg podrywany przez podmuch zataczał wokół nich kręgi, tworząc coś na kształt trąby powietrznej. Powietrze huczało i świszczało, a niebo nagle zakryło się chmurami. Wojownik przełknął ślinę, próbując zorientować się w sytuacji i opanować strach.
- Wiedziałam, że tu przyjdziecie, nędzne wilki! - rozległ się grzmiący głos. - Wasza rasa jest jak zaraza. Wszędzie was pełno i nie szanujecie niczyjej własności!
- Kim jesteś?! - krzyknął basior, próbując przekrzyczeć ryk burzy. - Nie zrobiliśmy nic złego!
- Jak to nie?! - zadudniła niewidzialna istota. - To wy zaśmieciliście to miejsce tymi palami! Naruszyliście śnieg waszymi łapami i uszkodziliście moje cenne sople lodu, które hodowałam tak długo! Jak śmiecie przychodzić do mojego ogrodu?!
<Hertoza? Wybacz, że tak krótko, następne będą dłuższe, obiecuję>
Słowa: 527
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz