Gdy w końcu pożegnała się z wojownikiem krótko smagając jego policzek nosem, wyszła ze szpitala wprost na pustoszejącą uliczkę. Odetchnęła, zdawszy sobie sprawę, że Aarvedowi nic już nie groziło i leżał w ciepłym szpitalu. Inaczej sprawa za to miała się z nią.
Stała na środku Centrum Królestwa Północy, nieprzygotowana na nic i zmęczona. Zupełnie niezorientowana w terenie.
Mimowolnie stęknęła z bólem kiedy zdała sobie sprawę, że sama będzie musiała odnaleźć miejsce pobytu generała Yuve del Montreo, ponieważ właśnie to uznała za priorytet niecierpiący zwłoki. Chodziło przecież o hodowlę rzadkich ziół i zapasy armii. Wadera prawie zapomniała o liście przez całą tę akcję z pająkami i jaskiniami, jednak pergamin z zapisanym nań nazwiskiem basiora przez cały czas czekał dzielnie na dnie jej torby, jakby czekając na moment, w którym znów będzie potrzebny.
Westchnęła trzeci raz, postanawiając wziąć się w garść. Na miłość, te jej łapy tak bolały...
Może poszukaj na samym początku jakiegoś schronienia. Generał może poczekać, a ty w tym stanie nie zaszłabyś dalej niż ten wojak grzejący zad w szpitalu… Chociaż pewnie go przeceniam.
- Sprawę Veda zostawmy na tę chwilę, dobrze?- spytała cicho, nieco poirytowana. Zielonooki naprawdę zasługiwał w tamtym momencie na odpoczynek, a swoją misję wykonał tak dobrze, jak tylko mógł. Vallieana tymczasem odsunęła się od głównej drogi, aby móc w spokoju przeanalizować następne kroki. Adrenalina spowodowana wyprawą i konieczność bycia “silną” powoli z niej schodziły, a w zamian wstępował głód i niewystarczająca ilość snu, ponadto mimo szybszego gojenia się ran, nadal czuła palenie w prawej, poharatanej kończynie. Być może jednak Vernon miał rację i była zbyt wycieńczona na pokazywanie się poważnemu stanowiskiem wilkowi? Tylko gdzie teraz mogłaby znaleźć jakiś zajazd? I dlaczego duch Zerdina jak zawsze rozumiał jej ciało lepiej niż ona sama? Dlaczego w ogóle to ona została wybrana do tak poważnej konferencji? Adril musiał ją polecić, przecież kto inny w ogóle by o niej pomyślał…
Kolejne bolesne westchnienie. Miała dość. Czuła się źle z tym, że w końcu nie zrobi niczego po co w ogóle przeszli z wojownikiem ten kawał drogi i wręcz przez głowę jej przeszło, aby położyć się pod którąś z ławek...
- Oh, pani Vallieana!
Niespodziewanie radosny krzyk rozdarł powietrze. Wadera podniosła łeb, zaskoczona ciepłym głosem dobiegającym z oddali, a potem zarejestrowała zmierzającego w jej kierunku Malisabisa. Uśmiechnęła się tak szczerze, jak tylko mogła, aby odgonić myśli od jej aktualnej sytuacji i cichego okrywania się hańbą.
- Pan Fonkai- skinęła głową, witając się ze znajomym podróżnikiem. Jego jasna, błękitna sierść odbijała promienie zachodzącego słońca, natomiast ciemne oczy jakby same lśniły ciepłem i szczerością. Nie dało się go nie lubić.
- Czy wszystko u pani w porządku? Nie wygląda pani najlepiej…- brązowe oczy nieco przygasły, zalewając się troską, kiedy zbliżył się wystarczająco blisko, by móc zlustrować waderę od góry do dołu.
- Tak, jest dobrze- odpaliła na szybko, kiwając nieco za mocno łebkiem- Miałam do ciebie wpaść w sprawie zamówienia…
- No tak, zamówienie- Kai ponownie się uśmiechnął, zasiadając przed waderą- Postanowiłem zaczekać z moją podróżą o parę dni, ponieważ nie załatwiłem wszystkich spraw do końca, ponadto pani wczoraj nie przybyła. Zmartwiłem się, jednak jak widzę, pani jest niezawodna. Żaden problem, jak wiadomo, przygody nie uciekną...
I w tym momencie rozbawiony wilk zaczął opowiadać o swoich sprawach prywatnych, zaczynając od ciężarnej ciotki, która miała mieć na dniach poród, aż do problemów z administracją miejską.
Zagubiona wadera tylko przytakiwała, obiecując sobie, że kiedy tylko wróci do domu nie będzie wysłuchiwać żadnych historii o przygodach. Do odwołania.
- Ale czy pani, Vallieano, aby na pewno czuje się dobrze? Coś słabo pani wygląda… Może gdzieś panią odprowadzę.
Zerdinka walczyła z ziewnięciem, ledwo utrzymując się na nogach.
Nie śpij, skarbie, bo cię ukradną.
Była o krok żeby odpowiedzieć na głos “przecież nie śpię”, jednak powstrzymało ją szturchnięcie obcego nosa o jej łopatkę. Zamrugała, wracając na ziemię.
- Przepraszam cię najmocniej, ale jestem wykończona. Możemy jutro dokończyć tę rozmowę? I tak muszę jeszcze coś zrobić w Centrum i…- zamilkła na chwilę, aby w końcu spojrzeć w ciemne oczy- I mógłby pan odprowadzić mnie do najbliższego miejsca, w którym mogłabym spędzić noc. Będę wdzięczna.
- Pani Vallieano, oczywiście- jasny wilk rozpromienił się, powstając- Spędzi pani tę noc u mnie, a rano wszystko mi pani opowie.
Wilczyca zdębiała.
- S...Słucham..? Doceniam propozycję, Fonkaiu, jednak nie wiem czy to będzie w porządku…
- Moja najdroższa pani Vallieano, to będzie bardzo w porządku. Dziwne typy grasują teraz po okolicy, a pani jest zbyt drogocenna, żeby tak chodzić bez obstawy. Ukradną jeszcze panią i co wtedy? Serce mi pęknie, pani Vallieano! Moja mama zrobi pani coś pysznego do zjedzenia i będziesz mogła wypocząć.
Zerdinka zamrugała, bo… nie była pewna jak powinna zareagować na te słowa. Jej mózg pracował wolniej niż powinien, więc natychmiast wyparł słowa odnośnie serca basiora, natomiast wizja spędzenia wieczoru w mieszkaniu dobrego znajomego i jego kochanej mamy kusiła za bardzo, by mogła się sprzeciwić. Fonakai za to był całkowicie pewien, gdy ponownie szturchnął nosem bark starszej wadery.
- Vallieano, znamy się nie od dziś. Ruszajmy, ponieważ zaraz pani się przewróci.
- Nie wiem jak ci się odwdzięczę- westchnęła, podnosząc zad, który nagle wydawał się znacznie cięższy niż powinien być. Całe nogi jej drżały.
- Porozmawiamy o tym jutro. Gwarantuję, że się dogadamy.
Dom Kaia rzeczywiście znajdował się nieopodal szpitala i kiedy tylko Vallieana weszła do środka, uderzył w nią przytulny klimat mieszkanka. Wszędzie skóry, poduszki, malowidła i zapach pieczonego mięsa. Jednak była zmuszona przeprosić właścicielkę przybytku za brak kultury, ze względu na zmęczenie. Nie dość że przyszła bez zaproszenia, to jeszcze nie miała nawet siły zjeść oferowanego posiłku. Na szczęście stara wadera nie miała za złe gościowi i od razu przydzieliła jej mały kąt w jednym z pomieszczeń. W istocie niebieskooka usnęła jak tylko położyła się na miękkim posłaniu, otulona kocem z jakiegoś wielkiego przeżuwacza.
Noc wadera spędziła wyjątkowo spokojnie, może to ze względu na zmęczenie, a może przez przyjemne otoczenie. Z rana wstała nieco później niż zazwyczaj, jednak nie miała zamiaru nad tym ubolewać, zjadła pyszne śniadanie i w końcu wyszła na zewnątrz ze znajomym wilkiem u boku, a wszystkie siły jakby do niej wróciły (a przynajmniej większość). Przez cały poranek udało jej się zarówno przeprosić Fonakaia za brak części ziół, za co oczywiście niebieski basior nie gniewał się nawet przez sekundę, jak i głosić się do generała, który wysłuchał całej historii w skupieniu, nawet jeśli pewnie słyszał już wszystko od znajomych Aarveda. Pan Yuve del Montreo zapewnił wilczycę, iż nic poważnego się nie stało, a podobne konferencję pewnie zdarzą się jeszcze nieraz, natomiast w tamtym momencie najważniejsze było dojście przez oba wilki do siebie. Co prawda z tymi słowami wilczyca poczuła na raz ulgę i gniew, w końcu rzeczywiście nie była brana w spotkaniu za poważnego zielarza, jednak skinęła głową i wyszła, przełykając dumę.
Kiedy wyszła z powrotem na drogę, słońce było w zenicie. Przeprosiła więc swojego dotychczasowego towarzysza i, już samodzielnie, obrała drogę do szpitala, po drodze wstępując do cukierni, aby kupić trochę ciastek na poprawę humoru rogatego basiora.
Do budynku szpitala weszła szybko, podobnie jak szybko trafiła na odpowiednią salę. Na widok leżącego wojownika uśmiechnęła się jak najcieplej.
- Witaj, jak samopoczucie?
<Aarvedziu?>
Słowa: 1163
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz