Ostatni dzień nie był udany, tak właściwie mógł zostać określony przez Shan jako jeden z tych "złych i nieszczęśliwych". Niemal na każdym kroku spotykał ją jakiś pech czy wypadek. Z rana oblała się wrzątkiem, a następnie spadła ze schodów, przez co spędziła godzinę u medyka i spóźniła się na poranną modlitwę. Męczyła ją migrena, która pulsowała tak dużym bólem, że Shan miała wrażenie, że zaraz pęknie jej czaszka. Gwar panujący w mieście nie pomagał, lecz mimo tego, spędziła cały dzień wśród tłumów. Mimo tego udało jej się nakarmić potrzebujących, co uznała za jedyną dobrą rzecz w tej istnej tragedii.
Kiedy wróciła do mieszkania, zaczynało już zmierzchać. Marzyła o tym, by położyć się i jak najszybciej zasnąć, byle tylko zakończyć ten przykry dzień. Jednak miała świadomość, że i tym razem bezsenność jej na to nie pozwoli. Przekręcałaby się z boku na bok przez całą noc i zdołałaby zmrużyć oko dopiero wtedy, kiedy słońce pojawiłoby się za horyzontem.
Potrzebowała odpoczynku. Jeden czy dwa dni powinny wystarczyć. Chciała wybrać się do lasu po odpowiednie rośliny i zioła, odpocząć przy tym od pracy i hałasu. Posłała list do Arcykapłana i zaczęła pakować swoją podróżną torbę. Nie miała wątpliwości, co do tego, że uzyska zgodę na kilka dni przerwy. Była przykładną kapłanką, zawsze sumiennie pełniła swoje obowiązki.
Po długiej i męczącej podróży w końcu dotarła do swojego celu, Lasu Darminasa, w którym mogła znaleźć wszystkie potrzebne jej składniki. Praktycznie nie spała przez ostatnie dni, jednak była to dla niej norma, którą spokojnie mogła znieść. Była już noc, kiedy znalazła się w lesie. Gwiazdy błyszczały ślicznie na ciemnym niebie, a księżyc oświetlał okolicę swoim delikatnym blaskiem. Jego światło odbijało się od leżącego na podłożu śniegu, który zdawał się błyszczeć. Zaciągnęła się głęboko rześkim, świeżym powietrzem, które pachniało ziemią i dziką przyrodą. Zapachy unoszące się tutaj tak bardzo różniły się od tych w Centrum.
Noc i nieskazitelność tego miejsca od razu poprawiły humor waderze, która zaczęła rozglądać się wokół, w poszukiwaniu roślin, po które tu przybyła. Najchętniej zostałaby tu tak długo, jednak czas już ją gonił, musiała się sprężyć, żeby jak najszybciej wrócić do domu i wrócić do swoich obowiązków. Jęła przechadzać się po lesie, starając się nie robić hałasu, by nie przeszkadzać żyjącym tu istotom. Zmarznięta i delikatnie oszroniona trawa uginała się pod jej łapami, dodatkowo dając jej uczucie spokoju i ciszy. Gdyby tylko mogła, przeniosłaby się z Centrum. Uwielbiała towarzystwo innych wilków, cieszyły ją rozmowy, ich obecność i możliwość pomocy, jednak to, co było tutaj, w tym lesie było znacznie przyjemniejsze, lepsze.
Włóczyła się godzinami, rozkoszując się atmosferą lasu i ciszą, zakłócaną jedynie przez szum wiatru. Jednak nagle jej oczom ukazała się wilcza postać, również przechadzająca się lasem. Wilk wydawał się jakiś przybity i przygnębiony, co sprawiło, że serce Shan natychmiast zrobiło się cięższe. Nie chciała żeby ktokolwiek, nieważne czy obcy czy znajomy, był smutny. Powoli wyłoniła się zza krzewów i zbliżyła się do wilka na tyle, by dokładniej się mu przyjrzeć. Była to wadera, a na jej łapach widniały odciski i blizny, jakby od obręczy... albo kajdan. Ponownie zbliżyła się do niej, tym razem na tyle, by ta mogła ją zauważyć przynajmniej kątem oka.
- Wszystko w porządku?- zapytała Shan najciszej i najspokojniej jak tylko potrafiła, byle tylko nie przestraszyć i nie spłoszyć obcej wadery.
<Spero?>
Słowa: 540
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz