Z dość dziwnym zainteresowaniem obserwował dziejącą się na scenie akcję. Wydawało się, że aktorzy żyją w całkowicie innym świecie. Lawrence podziwiał ich skupienie i zaangażowanie. Jego oczy błyszczały, kiedy fabuła pochłonęła go niemal całkowicie. Uwielbiał teatr. Interesował się dramatami od dawna. Często więc oglądał przedstawienia, ale to wydawało mu się najpiękniejsze. Wilk spojrzał na siedzącego obok Pandorę. Jego towarzysz również został pochłonięty przez grę teatralną.
Spektakl skończył się wyjątkowo szybko. Lawrence dalej rozpamiętywał zawiłą fabułę. Jego uwagę dopiero odwróciła bariera. Spojrzał w górę. Widok był przepiękny. Pandora z zachwytu wzleciał w górę. Medyk miał wrażenie, iż ta chwila ciągnie się w nieskończoność. Stał z zadartym w górę łbem i przerzucał spojrzenie między lśniącą barierą, a swoim przyjacielem. Białe futro opiekuna szczeniąt mieniło się podobnie co kapsuła. Zdaniem Lawrece'a wyglądał niezwykle.
Pokaz zakończył się głośnymi brawami i wiwatami. W całym panującym wokoło wilka tłoku, medyk zdał sobie sprawę, że zgubił z pola widzenia Pandorę. Choć co chwila spoglądał w górę, nigdzie nie dostrzegł charakterystycznego basiora. Musiał go szybko odnaleźć! W końcu - razem muszą wrócić do domu Lawrence'a.
Czekał więc cierpliwie, jak wszyscy mieszkańcy wycofają się z placu. Muzyka cichła, a po zgiełku nie zostało prawie nic. Na opustoszonym już rynku Lawrence dostrzegł dwie sylwetki. Przecisnął się przez tłum powracający do domu tłum i wyszedł na spotkanie Pandory. Medyk nie potrafił odczytać uczuć swojego towarzysza. Zastanawiał się, dlaczego jego kompan znowu rozmawiał z Haiderem. Miał go w końcu unikać. Brązowy basior potrząsnął łbem - nieważne. Pandora jest dorosły, ma prawo robić to, na co ma ochotę.
- Widziałeś? Wyglądało jak zorza! - Podekscytowany głos białego basiora tym bardziej rozwiał ponure myśli Lawrence'a.
- Ciężko nie było ich nie zauważyć! Jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałem w życiu - stwierdził, a na jego pysku pojawił się mimowolny, delikatny uśmiech. - Wracamy do domu?
- Padam z łap! - Wilk pokiwał zgodnie rogatym łebkiem. Ruszył za medykiem.
Sam Lawrence przez całą drogę powrotną miał wrażenie, że ktoś ich śledzi. Właściwie, był niemalże pewien, kto mógł podążać ich śladem. Dlaczego Haider nie chce dać za wygraną?
~*~
- Przygotuję ci miejsce do spania - poinformował brązowy basior. Wyjął przechowywane dla gości posłanie i miękkie poduszki. Lawrence pragnął, aby jego towarzysz wyspał się w wygodzie.
- To dla ciebie. - Medyk wskazał prowizoryczne łóżko. - Miłych snów!
- Dziękuję za wszystko, dobranoc. - Pandora uśmiechnął się delikatnie i położył wśród poduszek.
Brązowy basior ułożył się zaś w swoim gabinecie, który często w przypadku przyjmowania gości czy klientów, zamieniał się w jego sypialnię.
Medyk cieszył się, iż jego towarzysz zgodził się zostać u niego na noc. Nie wyobrażał sobie, że Pandora mógłby wracać do siebie tak późno w nocy! Jeszcze, jak Haider najpewniej jest gdzieś w pobliżu.
Noc minęła mu wyjątkowo szybko. Lawrence przeciągnął się, prostując wszystkie swoje kości. Cicho, aby nie obudzić Pandory zajrzał do salonu, przez który przemknął, aby dostać się do kuchni. Tam przygotował śniadanie. Nie mógł przecież pozwolić, aby jego gość był o pustym żołądku. Kiedy tylko skończył nakładanie kanapek, usłyszał pukanie do drzwi.
Wyszedł, aby otworzyć. Stukanie najwyraźniej obudziło śpiącego wilka. Pandora przywitał się w wchodzącym medykiem, który właśnie zapraszał niezapowiadanego gościa do domu.
Był nim Haider.
- Złapałem wczoraj jakieś przeziębienie - wyjaśnił przyczynę odwiedzin. - Mógłbyś coś na to poradzić?
- Oczywiście. - Lawrence uprzejmie kiwnął głową i udał się do swojego schowka. Przygotował prostą mieszankę ziół - między innymi trochę rumianku i mięty. Gotowy środek zapakował do niewielkiej torebki i powrócił do salonu, gdzie zdążył usłyszeć końcówkę rozmowy Haider'a i Pandory.
- Mówiłeś, że wracasz do domu - odparł z wyrzutem basior.
- I w nim jest - odparł medyk, podchodząc do wilków. Podał pacjentowi mieszankę. - Twoje zioła.
<Pandora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz