Basior był niesłychanie zdziwiony, kiedy przysłany do jego jaskini podrostek zjawił się o świcie, aby zawiadomić go o wezwaniu do dowódcy. A jeszcze bardziej w zdumienie wprawiła go prośba przełożonego.
- Szczury zżerające barierę? - zapytał wilka, gdy już dotarł do jego biura. Ten westchnął.
- Owszem. Co jakiś czas zdarzają się takie paskudztwa żywiące się magią. Zazwyczaj nie jest ciężko je pokonać, ale miejcie świadomość, że długo uchodziły one uwadze naszych zwiadowców. Kilku z nich straciło przez to zaniedbanie pracę. Powinniście być ostrożni, bo mimo że nie są to wymagający przeciwnicy, w dużej grupie mogą być niebezpieczni.
- Rozumiem, panie - skłonił się Aarved.
Potem przyszła wadera, z którą miał współpracować. Nic nie powiedziała; wysłuchała jedynie polecenia i wyszła, nawet o nie czekając na zielonookiego. Zupełnie, jakby był powietrzem. Rogacz skłonił się na pożegnanie dowódcy i ruszył truchtem za towarzyszką.
Nie wyglądała na osobę rozmowną. Raczej sprawiała wrażenie kogoś, kto kieruje się zasadą ,,przyjść, zrobić, pójść i nie zadawać pytań". Nie miał też zamiaru forsować rozmowy, ale parę rzeczy przydałoby się o sobie wiedzieć, więc gdy już ją dogonił, zapytał:
- Jak się nazywasz, pani? Ja jestem Aarved, chyba się wcześniej nie spotkaliśmy. - Z tego co się orientował, wadera była wojowniczką, nigdy jednak jej nie widział na ćwiczeniach. Może była zbyt wysoka rangą? Albo wykonywała zupełnie inny rodzaj zadań?
- Istotnie - odparła. Jej głos był chłodny, wywoływał dreszcze na plecach. - Zwę się Rena.
- Jeśli wolno zapytać, posługuje się pani magią? Przepraszam za tak osobiste pytanie, ale będziemy razem prac...
- Oczywiście - przerwała mu. - Władam ogniem, potrafię na chwilę ogłuszyć przeciwnika za pomocą głosu. Dodatkowo rzucam metalowymi kolcami i potrafię zmienić swoją kończynę w metal.
- Och, to świetnie. Na pewno się przyda. Mam bardzo podobną moc, tylko moja chroni od ataków całe ciało. Poza tym zionę ogniem i potrafię manipulować ziemią, aby tworzyć z niej kolumny - dodał Aarved. Rena kiwnęła głową.
- Rozumiem - odparła bez żadnej konkretnej emocji wypisanej na twarzy. Basior westchnął w duchu. ,,Obawiam się, że to będzie długa przeprawa", pomyślał.
W końcu dotarli w wyznaczone przez dowódcę miejsce. Okazało się, że nie było ono tak oddalone, jak rogacz się spodziewał; nie musieli podróżować na sam kraniec terytorium zajmowanego przez barierę, co bardzo zdziwiło wojownika. W docelowej lokacji magiczna osłona była wysoko nad ziemią. Ciekawił go, jak owe szczury pożerają magię, skoro znajduje się ona tak daleko od nich.
Wkrótce miał otrzymać odpowiedź na swoje pytanie. Zanim ujrzeli swoich przeciwników, usłyszeli ich wściekłe piski i poczuli nieprzyjemny zapach. Coś jak spalenizna pomieszana z ropą. Dopiero wtedy ich oczom ukazała się czarna, wijąca się na wszystkie strony masa rozciągająca się na skraju lasu, przed którym na wzgórzu stanęły oba wilki. Z tej ciemnej, śmierdzącej zgrai wydobywały się wąskie, czarne rureczki, które sięgały w górę i wbijały się w teraz dobrze widoczną barierę. Przypominała ranę, która puchnie i robi się czerwona. Szczury musiały wybrać jej najsłabszy punkt.
Gdy basior podszedł nieco bliżej i wytężył wzrok, dostrzegł, że w sumie ciężko było te stworzenia nazwać szczurami - bardziej przypominały bezkształtne bąble, z których wystawały cztery łapy, ogon i pysk. Część z nich aktywnie pożywiała się magią z bariery, wysuwając z pyska długi odcinek przewodu pokarmowego, który wczepiał się w kopułę na podobieństwo kleszcza lub komara, inne zajęte były rozszarpywaniem towarzyszy. Gdy jeden z przeciwników poległ, z jego ran nie wylewała się krew. Właściwie to nic się nie wylewało - po prostu po czasie zamierał i zatapiał się w śnieg, aby po chwili rozpłynąć się w powietrzu.
Wojownicy zatrzymali się daleko od zbiorowiska. Szkodników było naprawdę dużo - obawy dowódcy się potwierdziły.
- Chyba powinniśmy to przedyskutować - odparł Aarved. - Jakieś pomysły? Z tego co widzę, można je uszkodzić fizycznie.
<Rena?>
Słowa: 593
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz