Centrum Królestwa Północy Vallieana odwiedzała nieczęsto. Jednym z powodów było to, że zazwyczaj nie miała powodu; jej klienci odwiedzali ją sami, albo posyłała kogoś z pakunkami, kto akurat miał po drodze, a zawsze się ktoś trafiał. Innym powodem było to, że najlepiej czuła się w swojej jaskini lub między drzewami, nawet jeśli towarzystwo innych wilków jej nie przeszkadzało. Po prostu sam na sam ze sobą i Vernonem czuła się… pewniej.
Nie mniej jednak Święto Jedności nie zdarzało się na co dzień, zatem na szybko spakowała najważniejsze rzeczy i wyruszyła w podróż do najważniejszego dystryktu całego królestwa. Nie obyło się oczywiście bez narzekań zaprzyjaźnionego ducha, nie mniej jednak wadera nie traciła chęci rozrywki. Tłumaczyła się tym, że zasłużyła na odpoczynek od pracy (nawet jeśli ta praca to sama przyjemność), ponadto czuła podekscytowanie na myśl, że to jej pierwsze takie święto, jakie będzie obchodzić bez Adrila u boku. Z drugiej strony wiedziała, że wypadałoby odwiedzić basiora w drodze powrotnej, a przynajmniej zajrzeć do jego jaskini.
Pewnie stary będzie siedział w którejś tawernie ze swoimi zapijaczonymi przyjaciółmi. Przynajmniej ma teraz argument, żeby siedzieli z nim jeszcze dłużej.
I mimowolnie Vallieana uśmiechnęła się na tę myśl, ponieważ było racją, że Adril z Tandirit nie lubił siedzieć na zadzie w swoim mieszkaniu, a już na pewno nie podczas święta.
Jeszcze nim zdążyła dotrzeć na miejsce, słyszała niewyraźną muzykę niesioną wraz z wiatrem oraz okrzyki powszechnej wesołości, które nasiliły się, gdy tylko przekroczyła mury. Zewsząd docierały przyjemne zapachy, których aromaty, nawet ze sobą zmieszane, zachęcały do spróbowania wszystkiego co tylko było na stoiskach. Egzotycznie mięsa, pieczone i surowe, niesamowite, słodkie wypieki, jakieś dziwne, kolorowe cukierki. Wszystko było tam tak nienaturalnie fantazyjne i kolorowe, że zachwyt sam wpływał na pyszczek Zerdinki. Mimo powszechnego chaosu, wszystko było fascynujące, w dodatku nikt nie zwracał w tym wszystkim większej uwagi na to, iż owa wadera od czasu do czasu rozmawiała “ze sobą”.
- Co o tym myślisz, Vernon?- zapytała cicho, podchodząc nieco bliżej do jednej z ciekawiej ozdobionych cukierni. Budynek prezentował się efektownie, natomiast kolejka przed nim była na tyle długa, by wadera uznała, że zapewne słodycze będą warte czekania.
Przysiadła na łapach i rozejrzała się wokoło z zainteresowaniem. Nie mogła mieć pojęcia, że tuż obok siedzi znacznie większy basior, który kilkukrotnie krzyżował spojrzenie krwawo czerwonych tęczówek, z tymi jej, lodowatymi. Uniósł jakby jeden kącik pyska w krzywym uśmiechu, jednak zaraz spoważniał.
O czym, o święcie?
Zmrużone oczy przesunęły się czujnie po tłumie, niczym oczy leniwego kocura, który właśnie bezwstydnie ukradł wróbla innemu zwierzęciu. Jakby oczekiwał ataku znikąd, jednak zarazem nie obawiał się niczego. W końcu wylana krew nigdy nie miała dla niego znaczenia.
Udają, że wszystko jest w porządku przez jeden dzień w roku. Wszyscy są równi, co nie zmieni faktu, że kto był głodny, ten głodny pozostanie, a kto ma na łbie koronę, będzie traktowany jak król.
Wilczyca cicho westchnęła, ledwo unosząc boki. Udawała, że zastanawia się nad tym, co wybrać. Mimo iż prawdziwość słów basiora była oczywista, w jakiś dziwny sposób te ją dotknęły, a ochota na słodkości odeszła na bok. Taka rzeczywistość, tłumaczyła sobie, powinnam się cieszyć z tego co mam…
I wtedy poczuła ciepły oddech przy uchu, który bynajmniej nie mógł być wiatrem. Zamrugała.
Natomiast wadery z dwukolorowymi oczami zawsze mnie przerażały. Jak myślisz, co widzi ta młoda, która tak namiętnie ci się przygląda?
Zupełnie zbita z tropu Vallieana zastrzygła uszami i natychmiast wyłapała wzrokiem wspomnianą przez ducha wilczycę. Skierowane na nią intensywne dwukolorowe spojrzenie niemal wzbudziło dreszcze na czarno-białym ciele starszej, jednak mniejszej wadery.
Tymczasem druga wadera odsunęła się ze swoimi odebranymi już słodkościami, aby za chwilę przejść obok zielarki z szerokim uśmiechem.
- Spróbuj tart jagodowych. Są przepyszne. Zjesz jedną i nigdy nie będziesz miała dość - oznajmiła, odsuwając się kawałek pod czujnym spojrzeniem Vernona.
Szkarłatne oczy raczej powinny odpychać waderę, jednak ta tylko raz skrzyżowała z nim spojrzenie. Zerdinka tymczasem posłuchała porady i wzięła kilka jagodowych ciastek, nawet jeśli tarty w ogóle nie były jej w tamtym momencie w głowie. Zaklęła w myślach na wielkiego basiora, który chyba by zachorował, gdyby powiedział chociaż raz coś wprost. Tak jak spędzanie z nim czasu było relaksujące, tak rozmowy nieraz zmieniały się w katorgę, gdyż komplikowanie spraw międzywilczych było jego specjalnością. Niczym narrator siedział cały czas przy jej boku, komentując to, co skomentować można.
Vallieana podziękowała sprzedawczyni i podeszła do obcej wilczycy, która jakby czekała z boku. Nawet nie było już szansy na odwrót.
- Więc mówisz, że są aż takie dobre?- zagadała, zwracając na siebie uwagę nowej towarzyszki. Uśmiechnęła się delikatnie, ponieważ sama kolorowooka nie wyglądała na groźną. W istocie wadery zaraz wymieniały ze sobą uśmiechy.
- Są najlepsze- poprawiła, całkowicie pewna swego. - Jeśli masz ochotę, możemy je zjeść razem, znam dobre miejsce.
- Prowadź więc - Vallieana skinęła głową, a nowa znajoma od razu się podniosła- Swoją drogą, na imię mam Vallieana. Z rodu Tandirit.
- Ashaya z Rodu Xijan- przedstawiła się, tylko przez chwilę lustrując mniejszą waderę wzrokiem, jakby zdziwiona Zerdinem przedstawiającym się rodem. A być może zielarka była zwyczajnie przewrażliwiona na tym punkcie, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. W końcu po paru metrach Ashaya zwolniła, by mogły wyrównać ze sobą krok- A jak zwie się twój towarzysz?
I wtedy zielarka całkowicie się zatrzymała, ponieważ czego, jak czego, ale tego się nie spodziewała. Pewnie gdyby mogła, w tamtym momencie spojrzałaby na Vernona, który tymczasem stał tuż obok z kamiennym wyrazem na pysku, absolutnie niewzruszony. Tylko właśnie rzecz w tym, że nie mogła na niego spojrzeć. Jak bardzo chciała, tak bardzo nie była wstanie.
I wtedy młodsza z wader ponownie zajęła głos, wyraźnie widząc zaskoczenie towarzyszki.
- Widzę duchy, tak w dużym skrócie… - wyjaśniła na szybko, spoglądając to na Valli, to na jej towarzysza. - Jesteście ze sobą blisko?
Vernon uniósł jedną brew, spoglądając na posiadaczkę jego zęba, dla której najwyraźniej te informacje były zbyt dużym wysiłkiem do przetworzenia.
Bliżej niż może ci się wydawać, mruknął, mrużąc oczy.
Mimo iż Ashaya wydawała się mocno zainteresowana takim wyznaniem, zielarka westchnęła i postanowiła wszystko sprostować. Bo oczywiście to nie tak, że kiedykolwiek spodziewałaby się po Vernonie podobnych słów odnośnie ich relacji.
- Vernon jest duchem, przywiązanym do mojego naszyjnika. Jest ze mną odkąd skończyłam trzy miesiące, to wszystko.
Zakończyła, spoglądając gdzieś w bok, gdzie wilki zaczęły tłoczyć się przy scenie. Zapewne oczekiwali przedstawienia, nie domyślając się jakie przedstawienie odbywało się teraz w głowie starszej wadery.
<Ashayo~?>
Słowa: 1043
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz