Po powrocie do domu, czasami słyszałem o jakimś potworze z lasu i jego ostatnich ofiarach (które akurat sam przyniosłem do szpitala). Moje życie specjalnie się nie zmieniło, chociaż często się zastanawiałem, jak może wyglądać ów potwór. Wilk, lew, lis, czy może inne zwierzę? A może to była zwykła zgraja zbójców? Niestety nie ważne, co bym wymyślił, nic nie pasowało do sytuacji, w której zobaczyłem wojownika. Zero śladów, zero krwi, jakby istota była niematerialna, była duchem, zjawą. Może coś takiego wałęsało się po lesie? W końcu istnieją legendy, w których dusze istot, które zostały niesprawiedliwie zamordowane, oszukane, mieszkają w miejscach swojej śmierci i szukają zemsty, sprawiedliwości.
Po dwóch dniach postanowiłem odwiedzić te dwa wilki. Byłem ciekawy, jak się miewa ich zdrowie, a szczególnie tego basiora, ponieważ on walczył z tym czymś. Wybrałem się do szpitala po południu, kiedy skończyłem pracę, w której śledziłem grupę lisów, którzy byli podejrzani o nielegalny handel. Krótko mówiąc, znalazłem ich kryjówkę, niestety do niej nie wszedłem, zamykali się od środka, a na zewnątrz pilnowało wejścia dobre pięć rudych kit. Nie chcąc ryzykować, wróciłem do dowództwa i złożyłem tylko miejsce ich pobytu. Resztą mieli zająć się inne wilki, o wiele mniejsze ode mnie, które mogły się wcisnąć przez ukryte przejścia.
Po wejściu do szpitala, okazało się, że oba wilki były przytomne. Podszedłem do basiora.
- Jak się czujesz? - zapytałem, siadając kawałek od niego. Wyglądał na zmęczonego, miał podłączoną kroplówkę.
- Nie jest najgorzej, bywałem w cięższych sytuacjach – delikatnie przekrzywiłem łeb w bok. Chociaż odpowiedział uprzejmie, jego oczy były chłodne.
- Pamiętasz coś?
- Nie za wiele. Praktycznie nic - powiedział basior. - Mam mgliste wspomnienia tego, jak mnie niosłeś, ale nic nie pamiętam z walki – uśmiechnąłem się delikatnie. Te niesienie wojownika było dość zabawne, ponieważ chciał zejść z moich pleców, a nawet nie potrafił spiąć swych mięśni. Czasami zapominam, jak dla niektórych wilków duma jest ważna; może i lepiej, dzięki temu mam się z czego śmiać w głębi duszy.
- To będzie wam ciężko znaleźć to coś z lasu, jak nie pamiętasz walki - powiedziałem spokojnie. - A pani sobie coś przypomniała? - skierowałem się do samicy, leżącej obok i przyglądającej się nam kątem oka. Samica niestety pokiwała głową.
- Nic nowego – spojrzałem ponownie na samca.
- Zawsze możemy przejść się w miejsce, gdzie mnie znalazłeś. Może tam coś znajdziemy? - uśmiechnąłem się.
- Po pierwsze, dopiero się obudziłeś, lepiej nie ryzykować. Po drugie, tam nic nie było. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale jak cię znalazłem, to nie było żadnych śladów, żadnej krwi, nic. Ale wiesz, tylko przeleciałem wzrokiem, może jest coś ukryte – wstałem i się rozciągnąłem. - Jeśli na pewno będziesz chciał tam pójść ze mną, a nie z jakimś innym strażnikiem, to mieszkam na obrzeżach, akurat po drodze do lasu. Jednak radziłbym ci chociaż poleżeć jeden dzień – oznajmiłem przed wyjściem.
<Aarved?>
Słowa: 451
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz