czwartek, 14 maja 2020

Od Vallieany do Azirotha

Ziewnęłam przeciągle, kiedy jasne słońce sunęło leniwie najpierw po lśniącym śniegu, aby zacząć się wspinać po moich łapach. Dzień dopiero się budził, ptaki zaczynały śpiewać, a ja miałam wrażenie, że zaraz odmarzną mi tyły. Podniosłam ku górze zmęczone oczy, by móc chociaż rzucić okiem jak promienie obejmują wiszące nade mną gałęzie drzew, barwiąc wszystko na pomarańczowo. Szukałam wsparcia od strony świata, by nie paść zaraz na pysk i chyba powoli mu się udawało, skoro jeszcze szłam.
Jeśli trochę przyspieszysz to jest prawdopodobieństwo, że twoje kwiatki nie zdechną.
Znów skupiłam się na swojej drodze, drepcząc po starych śladach. Sama je tam zostawiłam parę godzin wcześniej, a obierając tę samą drogę powrotu przynajmniej nie musiałam się skupiać, aby nie zabłądzić.
- Wsadzę je w doniczki, trochę nakarmię i będą rosnąć jak na drożdżach- odmruknęłam, nawet nie siląc się na pogodny ton względem ducha. W tamtej chwili zazdrościłam mu braku konieczności regeneracji, jak niczego innego. Mógł być dzięki temu wiecznie niezadowolony i narzekający, nawet jeśli ja padałam z nóg. Co prawda kiedy ja padałam z nóg, on zazwyczaj mi pomagał właśnie ze względu na to, że nie odczuwał zmęczenia, jednak byłoby łatwiej, gdybym wcale nie musiała padać z nóg.
A tego pięknego poranka akurat padałam z nóg ze względu na nocną wycieczkę. Z okazji pełni wybrałam się nad jedno z nieopisanych jezior w Dystrykcie trzecim, gdzie to rosły kwiaty lodowczaka bagiennego- rośliny o niesamowicie mocnym zapachu, która po odpowiednim przyrządzeniu działała silnie pobudzająco i rozgrzewająco, ponadto miała dużo witamin. Może i nie byłoby to wystarczającym powodem, aby zwlec mnie z posłania przed północą, jednak nie chodziło o same rośliny, a o ich kwiaty, które zakwitały jedynie co trzecią pełnię. Kwiaty te działały cuda w kwestii uzupełniania i potęgowania magii w ciele wilka, dodając mu znacznej pewności siebie, a zarazem pozwalały jasno myśleć. Coś podobnego do niezwykle produktywnego haju.  Nie był jednak używany zbyt często przez wyższych rangą, gdyż osoba która zażyła napar z kwiatów lodowczaka musiała “odreagowywać” przez następne godziny taką porcję przyswojonej energii, a poza tym sama roślina tworzy dookoła siebie nieestetyczne, silnie pachnące bagno. Były lepsze metody na wsparcie magii w wilku, jednak jako, że ja nie miałam do nich dostępu, swoim klientom musiałam oferować coś innego, a równie skutecznego.
Tak więc skończyłam wchodząc przemoczona i przemęczona do swojej jaskini, delikatnie przekraczając kurtynę z roślin. Przywitała mnie standardowa ciemność, rozpraszana przez przyczepione do ściany fluorescencyjne grzyby. Niezbyt silne, zielone światło pokrywało główne pomieszczenie wyścielone dywanem ze skór, gdzie to w rogu odłożyłam z namaszczeniem lnianą torbę, w której spoczywały gotowe do przesadzenia rośliny. Musiały mi jednak wybaczyć porzucenie, gdyż gdy tylko się przeciągnęłam, a ciszę kamiennej jaskini przerwało moje ziewnięcie, czym prędzej wskoczyłam na schody, skąd zeszłam już prosto do swojej skrytej w mroku sypialni.
Rozluźniłam mięśnie, zagrzebując się między ciężkimi futrami, a płuca ze spokojem wdychały zapach znajomych ziół, do których niedługo miały dołączyć lodowczaki.
- Obudzisz mnie o normalnej godzinie?- spytałam cicho, w ostatnim odruchu świadomości. Resztą umysłu byłam już w słodkiej krainie snów. Nawet jeśli goniły mnie tam zazwyczaj czarne wilki, tym razem czułam, że będę spać jak nigdy.
Słońce już wstało. Jaka godzina jest dla ciebie odpowiednia?
Ciężki głos ducha także był wyjątkowo spokojny, może nawet lekko rozbawiony.
- Nie wiem, może być za…
I wtedy moje uszy samoistnie się poruszyły, szukając źródła dziwnego dźwięku. Oczywistym było jednak, że źródło dźwięku mogło być tylko jedno, czyli szeleszczące pod wpływem czyjegoś dotyku zielonki w wejściu, a ja powinnam natychmiast wstać i to sprawdzić.
To sporych rozmiarów Zerdin… Nie ma najprzyjemniejszej aury.
Poczułam dreszcz na plecach, a umysł zaraz się rozjaśnił, bo nie miałam zbyt wielu Zerdinów wśród stałych klientów. Nikt też nie składał zamówień, bo zazwyczaj po pełni miałam parę luźniejszych dni.
Wstałam więc czym prędzej i na lekko sztywnych z wychłodzenia łapach weszłam na wyższe piętro, gdzie moje oczy od razu spotkały się ze złotymi tęczówkami basiora stojącego w korytarzu. Rzeczywiście wysoki- pomyślałam- czego może potrzebować o tak chorej godzinie?
Przestąpiłam z łapy na łapę, dobudzając się. Lekko skłoniłam głowę, z ciekawością nadal patrząc na nieznajomego wilka.
- Vallieana z rodu Tadirit. Mogę w czymś pomóc?

<Aziroth?>

Słowa: 675

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics