Z każdym kolejnym słowem maga, przesłuchiwanego przez wojskowych, robiło mi się coraz bardziej niedobrze. Jak komukolwiek mogły przejść przez gardło takie słowa...? Pod adresem Nairy, o szczeniakach mówić jak o towarze, na którym można zarobić, czy wręcz jak o śmieciach, które "można wykorzystać na organy"... Jednocześnie krew się we mnie gotowała, miałam ochotę rzucić się na pojmanego basiora, zacisnąć kły albo macki magii na jego szyi...
Powstrzymałam się jednak. Bo gdybym się teraz na niego rzuciła, czym różniłabym się od niego? Jakie miałam w zasadzie prawo go oceniać, kim byłam, żebym miała stać się sędzią i katem...? Jakby się dłużej zastanowić, pewnie sama miałam niejedno na sumieniu. A on być może sądził, że robi dobrze...
Wzięłam głęboki oddech, zaraz po nim powoli wypuściłam powietrze przez nos. Musiałam opanować emocje, żeby móc myśleć. Wszyscy tu byli nakręceni, wściekli i skorzy do agresji, wkurwiony mag nikomu w obecnej sytuacji nie był potrzebny.
Opanuj się, Spero.
Kilka kolejnych głębokich wdechów później poczułam, jak powoli odzyskuję kontrolę nad emocjami. Jak całe kumulujące się we mnie od początku brutalnego przesłuchania napięcie ulatuje, a ja znowu mogę normalnie myśleć. I dochodzić do w miarę logicznych wniosków.
Mój wzrok powędrował w stronę Aarveda, który przytrzymywał jednego z basiorów z oddziału, który przybył nam na ratunek. Też wyglądał na wściekłego, choć nie wiedziałam, w reakcji na które ze słów pojmanego maga. Może wszystkie. W każdym razie, tylko jego ze zgromadzonych wilków znałam i to do niego postanowiła zwrócić się z moimi spostrzeżeniami. Starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, żeby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi pozostałych wilków, podeszłam powoli do rogatego basiora. Widziałam wyraz jego pyska w momencie, gdy oczy całego oddziału spoczęły na nim, gdy padło hasło basior z baranimi rogami. Zabolało go to i było to na tyle ewidentne, że dostrzegłam to, mimo że nie znałam go prawie wcale. A reakcja jego (jak podejrzewałam) towarzyszy broni... skąd się mogła brać? Czy basior kiedyś zrobił coś podobnego? A może chodziło tylko o te rogi... jeśli tak, to było to żałosne. Po prostu żałosne i słabe z ich strony.
Aczkolwiek, wracając do sedna sprawy.
Zbliżywszy się do rogatego basiora, usiadłam koło niego na śniegu. Podobnie jak większość wilków, znacznie przewyższał mnie wzrostem, jednak nie poczułam się przez to w żaden sposób zmieszana - przyzwyczaiłam się już do tego, że musiałam zadzierać głowę, by spojrzeć innym w twarz. Tym razem jednak on musiał się do mnie schylić, żebym nie musiała wypowiadać swojego pomysłu na głos, wolałam, żeby najpierw on go usłyszał i zweryfikował pod kątem wojownika, nie maga. Szturchnęłam go więc lekko łapą w bok, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Zareagował dopiero po którymś z kolei powtórzeniu mojego gestu. Przeniósł na mnie wzrok, a gdy gestem pokazałam, żeby się pochylił, posłuchał.
- Jak bardzo ryzykowne będzie targanie go ze sobą? - zapytałam szeptem, tuż przy uchu basiora. Ten w odpowiedzi najpierw mruknął coś niewyraźnie, a potem odszepnął:
- Bardzo.
Skinęłam powoli głową. No tak. Tylko bez niego mogliśmy mieć problem ze znalezieniem tej jaskini, o której mówił. Nie byłam wojownikiem, nie znałam do końca ich możliwości tropicielskich, ale naprawdę wątpiłam, by udało im się znaleźć to miejsce od tak. Szczególnie, że powinno być dobrze zasłonięte zarówno przed wzrokiem, jak i przed magią.
No i generalnie coś mi w tym wszystkim śmierdziało... Tylko jeszcze nie mogłam załapać, co. Choć przeczucie pojawiło się w momencie, gdy nasz obecny jeniec tak szybko wydał położenie jaskini...
- Powinniśmy zabrać go ze sobą - mruknęłam. - Wiem, że to ryzykowne, może spierniczyć albo kogoś ostrzec. Ale... nie ufam mu - spojrzałam w poważne oczy basiora. - Nawet jeśli ta jaskinia jest tam, gdzie nas kieruje, musi być w jakiś sposób zabezpieczona. Możliwe, że na tyle dobrze, że nie obawia się zdradzać nam jej położenia. Bo uważa, że nawet jeśli ją znajdziemy, nie zdołamy do niej wejść w jednym kawałku.
Basior patrzył na mnie przez chwilę, a ja z każdą sekundą coraz bardziej zaczynałam wątpić w słuszność mojej teorii. Ale... to była ostrożność. Nigdy nie powinno się ufać takim jak ten mag, nawet jeśli ci ewidentnie bardzo boją się śmierci czy okaleczenia na torturach.
- Jeśli... - zaczęłam po chwili, uciekając wzrokiem od przeszywającego spojrzenia basiora. - Jeśli go weźmiecie, możecie ułatwić sobie robotę. Być może uchronić się od śmierci w jakiejś zmyślnej pułapce. Macie w oddziale telepatę, może kontrolować, żeby jeniec nie próbował się z nikim skontaktować - przełknęłam ślinę, odetchnęłam głęboko, po czym wróciłam spojrzeniem do Aarveda. Kolejne słowa wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu, byle by jak najszybciej mieć to za sobą. Bo nie dość, że, choć starałam się tego nie okazywać, cholernie się bałam, to nie wiedziałam, czy moja propozycja w ogóle zostanie wzięta pod uwagę, czy od razu wyśmiana. Ale... cholera, zależało mi na tych szczeniakach. Bardzo. Dzieci były w zasadzie bezbronne, często nieświadome niebezpieczeństw, jakie czekają na każdym kroku. Były łatwym łupem i zwykle nie potrafiły sobie same poradzić. Jeśli była choć najmniejsza szansa, że nawet część z nich jest jeszcze do uratowania... musiałam spróbować. - Mogę wyruszyć z wami w podróż do tej jaskini. Mogę go pilnować. Nie jest znowu aż tak potężny, za jakiego chciałby uchodzić, brak mu finezji... - rzuciłam krótkie spojrzenie w stronę nadal rozłożonego na śniegu basiora. Dowódca nadal pochylał się nad nim, przygniatając go do ziemi. - Poradzę sobie z nim, przy pomocy tego specyfiku, który mu podali, już na pewno. I, w razie czego, z niektórymi moimi mocami mogę się wam przydać w walce...
Błagam, zgódź się. Błagam...
- Jakimi mocami? - Aarved zmarszczył lekko brwi, zadając to pytanie. A ja wzruszyłam lekko ramionami.
- Ciekawymi. Przydatnymi... - widząc skonsternowane spojrzenie basiora, westchnęłam ciężko i mruknęłam: - Czarna magia jest generalnie dość przydatna do mordowania. Albo wskrzeszania zmarłych i zmuszania ich, żeby mordowali za ciebie... Poza tym, mogę powołać do życia jakiegokolwiek potwora, ucieleśnienie najgorszych koszmarów... I kilka innych. To z lodem, co już z resztą widziałeś, między innymi...
Miałam nadzieję, że się zgodzi. Nawet jeśli prawdopodobnie nie miał w tej kwestii za wiele do powiedzenia. Wystarczy, że zgodzi się mnie poprzeć... Ja sama, w razie potrzeby, zrobię wszystko, żeby przekonać dowódcę. A gdyby postanowili nie iść szczeniakom z pomocą, byłam gotowa sama wyruszyć na bardzo trudną wyprawę do podnóży wulkanu Raziela. Nie było opcji, żebym zostawiła te szczeniaki na pewną śmierć.
<Aarved? No josne, lecimy z koksem ( ͡° ͜ʖ ͡°)>
Słowa: 1021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz