Gęsta, niemal namacalna ciemność kontrastowała przerażająco z ciepłymi kolorami rozciągającymi się przed basiorem. Aarved przełknął ślinę. Białe ślepia nie spuszczały z niego wzroku, nawet nie mrugały, jedynie powoli przysuwały się bliżej. Ścieżka, która rozciągała się między gęstymi chaszczami była krótka, jednak wizja wejścia między te niebezpieczne zarośla sprawiała, że nagle wydawała się mieć przynajmniej kilka kilometrów. Dało się dosłyszeć ciche chrupanie i szczękanie, zupełnie jakby ktoś tarł zęby o zęby. Wilk wiedział, że te dziwne istoty nie wchodzą ani do katakumb, ani do samej Symbiony, ale wolał się wycofać jeszcze na moment, zanim obmyśli plan działania. Jedno z monstrów wychyliło się delikatnie, tak, że zarys jego łba był widoczny na jasnym tle. Powykręcany pysk odsłaniał długie, połamane zęby w krzywej szczęce, a w niektórych miejscach widać było kość. Bestia nie przypominała niczego, co dotąd widział wojownik. Zadygotała i wyciągnęła łapę o długich, cienkich palcach, powyginanych i drżących spazmatycznie. Istota wygięła się nienaturalnie, rozległ się trzask łamanego karku i długi oraz przeciągły pisk, po czym wycofała się do krzaków.
Rogacz wziął głęboki wdech, czując jak obrzydzenie i strach ściskają mu serce. Wiedział, że po drodze do Symbiony znajdzie się moment, w którym będzie w wielkim niebezpieczeństwie. Ta chwila chyba właśnie nadeszła. Dowódca zdradził mu jednak sposób na spokojne przejście. Aarved miał zamiar skorzystać z jego rad.
Wyprostował się, zebrał w sobie odwagę i odbił się w przód. Jak na komendę rozległy się demoniczne wycia, a krzaki poruszyły się gwałtownie. Chrupanie, klikanie i trzeszczenie stało się jeszcze głośniejsze, a w tle dało się usłyszeć biegnące, plaskające w mokrej glebie kroki. Gdy potężne łapy znalazły się na granicy korytarza, wilk nie mógł się już zatrzymać - nawet gdyby dołożył wszelkich starań. Białe ślepia rozjarzyły się dziko. Wilk zebrał w sobie moc, próbując skupić się na magii, a nie na przeszywających, bolesnych wyciach demonicznych bestii. Po obydwóch stronach ścieżki wzniosły się kamienne, grube ściany. Rozległy się wściekłe wrzaski, kiedy mury odcięły krzaki od rwącego przed siebie zielonookiego. Pazury zaczęły drapać o kamienie, piski sprawiały, że bębenki w uszach wibrowały boleśnie. Im dłużej basior biegł, tym dłuższa wydawała się ścieżka - zupełnie jakby ktoś ją rozciągał. Nagle zabrakło mu tchu, gwałtowny smród gnijącego ciała i śmierci dostał się do jego nozdrzy. Wilk starał się nie panikować, ale ryki uniemożliwiały mu trzeźwe myślenie. Wiedział jedynie, że musi brnąć do przodu. Mięśnie rwały, płuca piekły, a serce rozdzierały diabelskie jęki. Rozległ się huk, kiedy powykręcane pazury i zgniłe kikuty przebiły mur. Słaba magia, która zlepiała ziemię tworzącą ściany, rozpadła się i rozległ się plusk, kiedy skały wpadły do cuchnącej zalegającej na ścieżce cieczy.
Gdy do Aarveda dotarło, co się dzieje, zwinął się i zebrał energię w mięśniach. Czuł cuchnące oddechy na swoim karku i cienie muskające nogi. Odbił się i ledwo uciekł uściskowi czarnych łap. Pazury napotkały jedynie powietrze, a ciepłe, beżowe ciało zbliżało się coraz bardziej do Symbiony. Wilk już był bardzo blisko, pruł do przodu, rozchlapując błoto i wdychając odór zgnilizny w płuca. W końcu wykonał ostatni skok, jego pysk rozjaśniło delikatne, różowe światło.
Nagle jednak jakaś siła pociągnęła go w dół. Stęknął z bólu, gdy żuchwa uderzyła z głuchym hukiem o ziemię. Obrócił się, czując, jak coś ciągnie go z niesamowitą mocą do tyłu. Z przerażeniem ujrzał, że jedna z jego tylnych łap, ta, która wciąż tkwiła w gęstej ciemności, zniknęła pod przykryciem czarnych dłoni. Poczuł bolesne, mokre zimno i pazury, które rozrywały mu skórę. Smród znów wypełnił jego nos, tym razem zupełnie odebrał mu dech. Podkurczył drugą kończynę do brzucha, albowiem już sięgały po nią czarne macki. Kopnął uwięzioną nogą z całej siły, ale jedynie poczuł mocniejszy ból. Krzyknął, kiedy jego ciało ześlizgnęło się w stronę ścieżki, jednak zrezygnował z szarpania się. Strach i odór nie pozwalały mu oddychać, ale wilk wiedział, co musi zrobić. Otworzył paszczę, z której wydobył się wściekły ryk. Spomiędzy zębów uniósł się dym, aż w końcu pojawiła się między nimi kula ognia. Pocisk wystrzelił w ciemność, jednak nie rozświetlił otaczającego go mroku. Trafił jednak z hukiem w trzymającego wojownika potwora. Rogacz wyciągnął jednym gwałtownym ruchem łapę i zerwał się na równe nogi, patrząc, jak monstrum wije się na ziemi, a jego kark zaczyna się tlić. Drobne płatki popiołu unosiły się w powietrzu, błyszcząc żarem. Ze zdeformowanego pyska wydobyło się gardłowe charczenie, aż w końcu miotająca się w drgawkach sylwetka zamarła. Potem zmieniła się w pył i zniknęła.
Samiec patrzył na to z szokiem wypisanym na twarzy, powoli oddalając się od granicy Symbiony. ,,Co... Co to było?", pomyślał. Serce bolało go od wysiłku i strachu, przepona paliła, a adrenalina sprawiała, że kręciło mu się w głowie. Nie spodziewał się czegoś takiego. Te potwory były obrzydliwe. Czym one w ogóle były? Skąd się tu wzięły? Może trzeba o tym zawiadomić dowództwo? Z jakiegoś powodu nie wchodziły w głąb Katakumb, trzymając się jedynie wąskiego pierścienia lasu wokół Symbiony, ale nie wiadomo, czy magia utrzymująca je w ryzach kiedyś nie osłabnie. A wtedy Królestwo będzie w niebezpieczeństwie.
Ale nie po to tu teraz przyszedł. Wrócił myślami na ziemię. Obrócił się i spojrzał na pokrwawioną, pokrytą czarną mazią maścią łapę. Zdrętwiała z zimna, pulsując rwącym bólem. Wilk syknął i zacisnął zęby, po czym wziął głęboki wdech i wytarł dziwną substancję w gęstą trawę pokrytą rosą. Eufemizmem byłoby powiedzenie, że nie było to najprzyjemniejsze przeżycie w jego życiu. Zmrużył oczy, starając się nie krzyknąć. Podkurczył sponiewieraną stopę do brzucha, zdeterminowany, aby jak najszybciej zebrać zioła i wrócić na powierzchnię. Potrzebował dobrego medyka. Obrócił się więc na pozostałych trzech łapach i zaczął kuśtykać w stronę niewielkiego strumyka, który przecinał okolicę. Nagle jednak zamarł. Chwila spokoju została brutalnie zakończona.
W tle, na niewielkim wzniesieniu za potokiem, widać było wielką, białą sylwetkę. Przez chwilę wydawało się, że to jedynie rzeźba, gdy jednak poruszyła skrzydłami, do wilka doszło, że to kolejna tajemnicza istota. Nie wiedział, czego się po niej spodziewać. Zwierzę uniosło długą, wąską głowę ozdobioną kryzą i mlecznymi piórami, po czym spojrzało na niego. Pionowa źrenica przecinała pastelowo niebieską tęczówkę, kiedy stworzenie taksowało Aarveda wzrokiem. Przełknął ślinę. Z jakiegoś powodu nie czuł strachu, a... onieśmielenie. Coś w tych ślepiach kazało mu wierzyć, że stworzenie było inteligentne. A przynajmniej miał taką nadzieję. Długie łapy rozprostowały się i uniosły długi, pokryty łuskami tułów. Gad przeciągnął się zrelaksowany, potrząsnął piękną, marmurową głową i zszedł do potoku. Jego srebrne pazury zagłębiły się w wodę, wzniecając niewielką kaskadę błyszczących w jasnym świetle kropel. Wilk przełknął ślinę i stulił uszy. Sięgał może do... nadgarstków? temu interesującemu bytowi. W każdym razie zwierzę było ogromne. I piękne.
- W... Witaj - zająknął się na początku, ale dalej ciągnął już z pewnością siebie. - Nazywam się Aarved, przybyłem do Symbiony w pokojowych zamiarach. Nie chcę zrobić ci krzywdy, szlachetna istoto. - Tutaj skłonił się nisko, muskając nosem źdźbła. - Za twoim pozwoleniem chciałbym jedynie zebrać rośliny, które rosną koło twojego leża.
Wskazał na niewielkie kwiatki, pokrywające płatami niewielkie wzgórze. Istota wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym spojrzała za siebie. Wyglądało na to, że zastanawiała się nad jego prośbą przez moment, po czym z powrotem zwróciła swoją uwagę na przybysza i ukłoniła się mu, wyginając długą szyję w śnieżnobiały łuk
- Czy to oznacza zgodę? - zapytał, chcąc się upewnić. Ostatnie, na co miał ochotę, to urazić dumę tak wielkiego stworzenia. Oczy otoczone długimi, śnieżnobiałymi rzęsami zmrużyły się, kiedy śnieżnobiała głowa potaknęła kilka razy.
- Dziękuję bardzo za twoją wspaniałomyślność - wilk ukłonił się najgłębiej, jak mógł. Serce biło mu z ekscytacji i stresu. Nie wiedział, że cokolwiek mieszka w samej Symbionie. Ruszył w stronę potoku, nadal jednak bacznie obserwował białą istotę. Rozpostarła swoje skrzydła, rzucając wielki cień na otaczające ich drzewa. Potężne pióra wywołały podmuch wiatru, który uderzył w basiora, wichrząc mu sierść na karku. Kilka świetlików zerwało się z roślinek, zataczając chaotyczne pętle w powietrzu.
Po chwili wojownik się rozluźnił. Białe zwierzę wydawało ciche, zrelaksowane mruknięcia i mrużyło oczy, jakby ze szczęścia. Najwidoczniej obecność gościa je uradowała.
Nagle jednak drgnęło, gdy wilk znalazł się w zasięgu ruchu jego głowy i schyliło się w jego stronę z zatrważającą prędkością. Aarved zareagował instynktownie. Skoczył w bok, zataczając się lekko, bo gwałtowny ruch spowodował nagą falę bólu i odsłonił kły.
- Proszę mnie zostawić! Nie mam zamiaru cię krzywdzić!
Istota złożyła łeb na trawie, zupełnie ignorując jego słowa. Przymknęła ślepia, wydając z siebie dźwięk powodujący wibracje powietrza. Z jego pyska wydobył się długi, jasnoróżowy, rozdwojony jak u jaszczurki język, a kiedy otworzyło oczy, poruszyło lekko głową, wskazując przybysza.
- Ja? - zapytał basior ze zdziwieniem. Istota kiwnęła głową. - W czymś przeszkadzam?
Gwałtowne machnięcie oznaczało ,,nie". Gad podniósł swoją tylną, zgrabną łapę i lekko nią pokiwał.
- Moja noga?
Szybkie potakiwanie.
- Och - Aarved spojrzał na swoją poranioną kończynę. Zimno obejmowało już całe jego udo i coraz bardziej go niepokoiło, a szkarłatna krew kapała na kolorowe kwiaty. - Poraniły ją tamte stworzenia w lesie. Muszę jak najszybciej wrócić na górę i znaleźć medyka.
Już chciał iść dalej, gdy nagle ogromna głowa gwałtownie uniosła się i w ułamku sekundy znalazła się niebezpiecznie blisko wilka. Ten chciał odskoczyć, ale wielka łapa zagrodziła mu drogę. Nim zdążył zareagować, znalazł się w uścisku srebrnych szponów. Zaczął się wyrywać.
- Puszczaj! To boli!
Nie chciał używać mocy, bojąc się, że jeszcze bardziej rozwścieczy bestię. Poczuł, jak coś ciepłego przesuwa mu się po łapie. Próbował nią kopnąć, ale powstrzymał go świdrujący ból rozlewający się po całym zadzie i kręgosłupie. Kolejna fala ciepła, teraz jednak po ranie przetoczyło się przyjemne mrowienie. Wilk zamarł i obrócił się, aby zobaczyć, co zrobi gadzina.
A robiła ona bardzo interesującą rzecz. Jej język przesuwał się po skórze wilka, zlizując z niej krew i resztki czarnej mazi, a z każdym kolejnym liźnięciem skóra zaczynała się zasklepiać, a futro - odrastać. Rogacz patrzył jak zaczarowany na znikające w oczach zadrapania. W końcu po rozdarciu nie było śladu, a wojownik został odstawiony z niesamowitą delikatnością na trawę.
- Dz... Dziękuję - odparł zszokowany. Stał przez chwilę jak wryty, ale w końcu drgnął i przełknął ślinę. Zaczął testować swojej kończyny i zaczął ją powoli obciążać. Nie poczuł żadnego bólu, więc w końcu stanął na niej ponownie. - Przepraszam, że tak zareagowałem.
Stworzenie zmrużyło oczy, jakby mówiło ,,Rozumiem i nie chowam urazy". Nie przeszkadzało mu już więcej, kiedy basior zaczął zbierać ziółka, po które go wysłano, jedynie wodziło za nim ciekawskim wzrokiem. Roślinki były wspaniałe- małe kwiatki o złotych płatkach i misternie wyciętych przez naturę liściach. Miały długie, kładące się po ziemi łodygi, które tworzyły gęstą plątaninę. Osadziły się na niej kropelki rosy. Wilk jednak nie był w stanie podziwiać ich piękna - zbytnio bowiem był zajęty rozmyślaniem nad tym, co się właśnie stało. To dziwne stworzenie... Nie mogło mu się przecież przewidzieć. Nigdy też o nim nie słyszał - cóż, może dlatego, że na temat Symbiony krążyło wiele plotek i mitów. Ciężko było oddzielić kłamstwo od prawdy. Może powinien poświęcić dzień lub dwa w bibliotece, aby zgłębić ten temat? Czym była ta biała istota? I czemu tkwiło akurat tutaj? Nie mogło wyjść na zewnątrz? Albo mówić?
Zbyt dużo pytań, za mało odpowiedzi. Gdy zebrał dostateczną ilość ziół, aby wypełnić torbę otrzymaną od dowódcy, skierował swoje szybkie kroki z powrotem, odprowadzany ciepłym spojrzeniem niebieskich tęczówek. Musiał wziąć parę głębokich oddechów, zanim był w stanie znów ruszyć w głąb ciemnego korytarza. Teraz jednak poszło mu znacznie łatwiej - wiedział, czego się spodziewać. Ponadto gdzieś w środku szaleńczego biegu usłyszał za sobą donośny ryk, przeszywający powietrze, wprawiający w wibracje skały. Nagle wszystkie wrzaski i skrzeczenia ucichły, podobnie jak uderzania w skalne ściany. Pozwoliło to wilkowi dotrzeć bezpiecznie na drugi koniec tunelu. Gdy był już u celu, zatrzymał się i spojrzał za siebie.
Co to za miejsce?
I czym, do cholery, byli jego mieszkańcy?
Nagroda: 150 KŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz