Uwaga, opowiadanie zawiera przekleństwa i obraźliwy język
- Czekamy na telepatów - oznajmił bez zastanowienia Aarved. Spojrzał na martwe ciało. Pysk wilka zastygł w niemym przerażeniu. Rogacz poszedł w stronę obozowiska porywaczy, aby znaleźć coś, czym mógłby okryć zwłoki. Znalazł płachtę, która prawdopodobnie miała służyć do zawieszenia między drzewami w charakterze prostej ochrony przez padającym śniegiem. Trochę taki prowizoryczny namiot. Wojownik chwycił ją i zaniósł z powrotem na górę. Rozłożył ją nad martwym wilkiem i zakrył porywacza. Krew zaczęła wsiąkać w materiał, ale przynajmniej nie musieli już patrzeć na rozszarpane gardło.
Usiadł przy związanym jeńcu i przyglądał mu się uważnie, czekając na jakąkolwiek zmianę w rytmie oddechów, która mogłaby sygnalizować powrót świadomości. Żałował, że nie mają pod łapą eliksiru blokującego magię, wtedy byłoby prościej.
Wiatr się nasilał, chmury zakryły niebo i zaczęły z nich padać drobne płatki śniegu. ,,Pewnie za dwa dni nie będzie żadnych śladów po naszej walce", pomyślał Aarved, kątem oka obserwując zagłębienia w białym puchu i odkryte placki zamarzniętej ziemi. Im dłużej czekali na patrol, tym bardziej wilk się niepokoił. Spero chyba również stawała się niecierpliwa. Chodziła po okolicy, w zamyśleniu przygryzając wargę. Z jakiegoś powodu obserwowanie krążącej w tę i wewte samicy nieco go uspokajał. Bał się, że spotka go mocny opieprz od dowódcy - wydawało mu się, że poradził sobie dobrze, nikt nie został ranny. Wiedział jednak, że nigdy nie może być zbyt pewny siebie. Za często coś chrzanił, aby mieć wysokie poczucie własnej wartości.
W końcu jednak usłyszał upragnione dźwięki pobrzękiwania zbroi i marszu wielu łap. Na początku wydawało mu się, że to jedynie gwizdanie wiatru płata mu figle. Spero jednak również zareagowała, spoglądając z uwagą w tym kierunku.
- Popilnujesz go? Wyjdę im naprzeciw - zaproponował basior. Samica kiwnęła głową, a wojownik ruszył na spotkanie oddziału. Modlił się, aby dowódca zrozumiał jego sytuację i nie zmieszał go z błotem przy kolegach z pracy.
Gdy zagłębił się nieco w las, idąc w kierunku źródła dźwięków, w końcu ujrzał ruch w oddali. Zatrzymał się i czekał, aż grupa podejdzie bliżej, aż w końcu przysiadł i pomachał im prawą łapą.
-Kapitanie, tutaj! - podniósł lekko głos, nie chciał jednak krzyczeć. Zauważył, że wilk idący na przedzie go dostrzegł i ruszył w jego stronę. Za nim wyłoniło się około dziesięciu zbrojnych, idących w zgrabnym szyku żwawym tempem. Gdy podeszli bliżej, Aarved skłonił się.
- Witaj, panie. Zaprowadzę was do jednego z porywaczy. - Ruszył z powrotem. - Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że szczeniakowi udało się uwolnić. Użył magii i podstawił iluzję, a sam uciekł w naszą stronę. Jeden z porywaczy był jednak potężnym magiem i wyczuł zmianę w przepływie. Razem z drugim basiorem podążył za ofiarą, wywiązała się walka. Młodej wilczycy udało się bezpiecznie uciec za pomocą teleportacji, a my uszliśmy z potyczki bez żadnych szkód. - Aarved przemilczał swój obolały bok. - Udało nam się pojmać maga. Drugi basior zginął, moja towarzyszka rozszarpała mu tętnicę.
- Czy ten jeniec jest przytomny? - padło pytanie. Rogacz pokręcił głową.
- Nie. Został związany i otoczony magiczną barierą.
I jak na zawołanie ukazał im się opisany widok. Więzień leżał pod lekko przezroczystą kopułą i wyglądało na to, że wciąż nie odzyskał przytomności. Spero siedziała koło niego i uważnie obserwowała, ale od razu podniosła głowę, gdy usłyszała, jak oddział wchodził na wzgórze. Wilki wyszły z krzaków i ustawiły się w kształt półksiężyca wokół niej.
- Witam - przywitała się, wstając. Kapitan skłonił się.
- Jak się pani nazywa?
- Spero, jestem magiem czarnej magii.
- Rozumiem. Nic się pani nie stało?
- Nie, wszystko dobrze. Aarved też jest cały. - Wadera zerknęła na towarzysza, jakby chcąc się upewnić, że mówi prawdę
- Bardzo się cieszę. Mogłaby pani zdjąć osłonę? - zapytał grzecznie dowódca. W jego głosie było jednak słychać stanowczość, która sugerowała, że owy samiec nie cierpiał sprzeciwu.
- Oczywiście - Po tych słowach basior kiwnął głową na swoich przełożonych, którzy podeszli bliżej i zajęli się opatrywaniem jeńca. Jeden z wilków zaczął szeptać jakieś zaklęcia, ale po chwili umilkł. Kapitan spojrzał w stronę okrytego plandeką ciała, po czym podszedł do nieprzytomnego przemytnika.
- Poczekamy, aż się obudzi - zarządził, po czym wyciągnął z torby przy boku kawałek materiału i fiolkę. Nasączył tkaninę płynem znajdującym się w buteleczce, a wszyscy wojownicy się cofnęli, jedynie telepata został w pobliżu. Odwrócił jednak twarz i wetknął nos w sierść na szyi.
Dowódca przytknął szmatkę do pyska więźnia i trzymał ją tak przez dobre pół minuty, po czym schował z powrotem do torby. Aarved wiedział, co zrobił basior - mikstura, którą jeniec wdychał, powodowała zablokowanie magii w całym ciele. W ten sposób upewniono się, że porywacz nie będzie już stanowił zagrożenia. Gdyby jednak jakimś cudem znalazł w sobie siłę na wykorzystanie jakiejś mocy lub porozumienie się z kolegami, do akcji wkroczyć miał siedzący blisko porywacza wojownik. Jego zadaniem było uniemożliwić przestępcy jakąkolwiek komunikację telepatyczną. Mimo tego nie mógł odczytywać wszystkich myśli swojej ofiary - słowa wysyłane magią w przestrzeń były o wiele prostsze to wychwycenia, niż rzeczy zamknięte szczelnie w umyśle. Podobnie działało to z zaklęciami, których mógłby chcieć użyć porywacz. W gruncie rzeczy telepata wykrywał jedynie zakłócenia i zmiany w przestrzeni magicznej wokół jeńca. Jeśli jednak był bardzo potężnym magiem, mógł się edukować do wchodzenia w czyjeś myśli. Była to jednak zupełnie inna dziedzina nauk, a tak zaawansowana w magii jednostka raczej nie chodziłaby na pierwsze lepsze misje z niewielkim oddziałem ochroniarzy.
Związany wilk jęknął cicho. Wojownicy natychmiast wyciągnęli i wycelowali w niego miecze. Basior otworzył oczy i przez chwilę rozglądał się z zaskoczeniem po otaczających go nieznajomych. Westchnął z bólu i znów jego głowa opadła na ziemię. Aarved dopiero teraz zorientował się, że część oddziału poszła przeszukać obozowisko.
- Słyszysz mnie? - zapytał kapitan.
- Tak - warknął przestępca. - Moja głowa...
- Czy zaatakowałeś wraz ze swoim towarzyszem obecnych tutaj basiora i waderę? - nie marnując czasu, przesłuchujący wskazał na Aarveda i Spero. Po chwili na wskazanych osobnikach spoczęło nienawistne, wściekłe spojrzenie.
- Nie. To bzdura.
- On kłamie! - krzyknęła wilczyca. - Porwali Ashayę i...
- Proszę się uspokoić - Dowódca uniósł łapę. Umilkłszy, samica spuściła głowę. - Moi ludzie właśnie przeszukują wasze obozowisko, ponadto ta dwójka na bieżąco informowała nas o przebiegu swoich poszukiwań. Znaleźliśmy również miejsce walki, ślady dwóch dorosłych basiorów i o wiele mniejsze, należące do szczeniaka. Masz wybór - zaczniesz mówić prawdę, albo zmusimy cię do tego.
- Już to widzę, pieprzone żołnie... - nie zdążył nawet dokończyć, bo jego twarz została wciśnięta w śnieg. Szarpał się przez chwilę, ale dowódca nie odpuszczał. Jego twarz nie wyrażała nic, kiedy słuchał, jak ranny wilk się krztusi.
- Powtórzę jeszcze raz; czy ich zaatakowaliście? - Chwycił basiora za sierść na karku i podniósł go brutalnie.
- Tak - odparł samiec, dysząc ciężko.
- Porwaliście szarą waderę o różnych kolorach tęczówek w wieku prawie dwóch lat? - kontynuował kapitan, wyraźnie usatysfakcjonowany faktem, że jego działania przyniosły skutek.
- Tak - powtórzył porywacz, ocierając z trudem twarz. - Suka uciekła i poszliśmy za nią. Spotkaliśmy ich - wskazał głową na Aarveda i Spero.
- Pracujecie dla kogoś?
Cisza. Po chwili rozległ się plask i skomlenie, kiedy związany basior dostał potężnego kopniaka w twarz.
- Pracujesz dla kogoś? - powtórzył dowódca. Znów milczenie, kolejny cios.
- Ta... Tak - wyjąkał w końcu wilk. Krew kapnęła na śnieg.
- Dla kogo? - kontynuował bez cienia zdenerwowania na twarzy lub w głosie kapitan. Jeniec opuścił głowę, wyraźnie przerażony myślą o konieczności wyjawienia imienia swojego zleceniodawcy. - Dobrze, Marimm, rozpal ognisko i włóż do niego miecz.
- Nie, błagam! - krzyknął związany basior. Łzy pociekły po jego policzkach. - Powiem, proszę dać mi tylko chwilę!
- Masz tyle czasu, dopóki metal się nie nagrzeje. - kapitan spojrzał na wcześniej wspomnianą wilczycę, a ta kiwnęła głową i zaczęła zbierać chrust. Nie wyglądała jednak na zachwyconą faktem, że przyłoży łapę do przypalania kogoś żelazem.
Nagle jednak telepata drgnął, a ranny basior zwinął się i krzyknął. Wtulił swój pysk między związane łapy i drżał przez chwilę.
- Nie próbuj się z nikim komunikować. Ethanie, co chciał przekazać?
- Naszą lokalizację, ale nie zdążył ani uformować myśli, ani wysłać jej w żadnym konkretnym kierunku. Zablokowałem ją.
- Dziękuję ci. - dowódca zwrócił się do swojego wojownika. Potem jednak spojrzał na więźnia. - Ognisko już płonie. Dla kogo pracujesz?
Po okolicy poniósł się szloch. Mag skulił się, a jego ciałem wstrząsał płacz. Aarved patrzył na niego nie bez bólu. Wiedział, że porywał szczenięta i należał mu się każdy rodzaj kary, jednak stanie koło niego i słuchanie jego szlochów nie było łatwe. Dodatkowo jego psychiki nie poprawiał zapach rozgrzewanego metalu. Płacz dalej rozbrzmiewał, a czas mijał. W końcu jego spazmy przerwał kapitan:
- Dobrze. Marimm, podaj mi proszę...
- Nie! - zawył wilk, unosząc zakrwawioną twarz z zaczerwienionymi oczami, z których niemalże wylewała się panika i desperacja. - Powiem! Wilk nazywa się Xelan z rodu Altaierów, z ojca Xaratha. Jest czarny, ma białe oczy i baranie rogi. - Aarved poczuł, jak na te słowa wszyscy spojrzeli w jego stronę. Był jedynym ze zgromadzenia, którego głowę zdobiło poroże. Poczuł ucisk w sercu i nieprzyjemną gulę w gardle. Miał ochotę krzyknąć na nich: ,,na co się gapicie, co? Może uważacie, że mam z tym skurwielem coś wspólnego tylko przez to, że jestem Lerdisem?!", ale się powstrzymał i wytrzymał ich wzrok, mimo że piekł go boleśnie.
- Gdzie zabieraliście szczenięta?
- Do jednej z jaskiń koło wulkanu Razeia. Trzeba obejść jezioro i na zachodzie znajduje się niewielkie wejście do kompleksu grot. Ciężko je odnaleźć, bo znajduje się za zamarzniętym wodospadem, ale można się tam dostać, jeśli dobrze się poszuka. Jest tam, można rzec, magazyn, gdzie przetrzymujemy dzieciaki, zanim pójdą dalej.
- Gdzie je wysyłacie?
- Nie mam pojęcia - wymruczał wilk. Tym razem wyglądało na to, że mówił prawdę. - Nigdy się tym nie interesowałem, ja tylko je sprowadzam. To jest zasada tego biznesu; zajmujesz się swoją pracą, nie wpierdalasz się komuś innemu w robotę. Dla własnego dobra pilnujesz jedynie własnych interesów. Pewnie sprzedają gówniarzerię na organy lub do pracy za granicą. Młodsze pewnie idą do drogich par, które nie mogą mieć własnych bachorów.
- Wy potwory... - warknął jeden z wojowników. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale kapitan go powstrzymał ruchem łapy.
- Panuj nad emocjami, Vish.
- Żałośni jesteście - spojrzał na nich porywacz, parsknąwszy. - Patrzycie na mnie jakbym wam matki pozabijał. A jak myślicie, co mają zrobić ci wszyscy bezdomni na ulicach centrum? Lub kaleki wracające z wojny? Albo samotne matki, które straciły rodzinę i nie mają jak wykarmić dzieci? Mają czekać i modlić się, aby wasza... przepraszam, nasza ukochana władczyni zlitowała się nad nimi i wreszcie przestała ją obchodzić jedynie własna szpetna morda? Kiedy ona ubiera się w nowe suknie, jej ,,umiłowani" poddani cierpią głód i prześladowania. To właśnie myślę o waszej królowej, tej kurwie.
I splunął. Aarved musiał powstrzymać towarzysza, który już rzucał się na jeńca z odsłoniętymi kłami. W nim samym też wrzała krew, ale swoją złość przelał na przytrzymanie rozwścieczonego towarzysza, a nie na więźnia. W głowie mu się nie mieściło, że można tak mówić o Nairze i w dodatku w celu usprawiedliwienia swoich obrzydliwych czynów, ale wiedział, że nie może tracić panowania przy kapitanie. Nie chciał nawet myśleć, co spotkało te wszystkie szczenięta, którym już nigdy nie uda im się pomóc. Nie żyją? Czy może spotkało je coś gorszego od śmierci?
<Spero? Rozkręcamy tę imprezę?>
Słowa: 1783
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz