Jestem zmęczony całą tą sytuacją. Najchętniej położyłbym się spać, gdyby nie otaczające mnie uczucie niepokoju. Skierowałem się do saloniku, w którym przyjmowaliśmy gości, spodziewałem się, że właśnie tam moja matka ugości Arvenę. Miałem również nadzieję, że nie zabłądzę po drodze. Czułem niesamowitą ulgę, że mogłem tu być… ponownie w domu, choć zapomniałem już gdzie są jakie pomieszczenia. Martwiąca jest dla mnie jednak wizja rozmowy z ojcem. Wiem, że muszę z nim pomówić o tym co się działo. No i Vena… Jej też jestem winny wyjaśnienia.
Kiedy otworzyłem drzwi do salonu w środku spotkałem wszystkich moich przyjaciół i Elrisę. Matka stała z boku, odkładając kieliszek na jedną z półek. James i Lysander się przepychali, a Hercules stał niewzruszony, jak to z nim bywało bez mocniejszego trunku.
- Lysander mam nadzieję, że zachowujesz choć odrobinę godności – powiedziałem w kierunku basiora.
- Przyjacielu, ja zawsze kroczę dostojnie i z godnością – odparł, odchodząc od Jamesa.
- Tak, tylko czasami zbliżasz się do osób, do których nie powinieneś – rzuciłem srogo w jego stronę, jednak starałem się zrobić to tak cicho, aby reszta nie usłyszała. Resztę zdania skierowałem do Veny – Mam nadzieję, że się nie naprzykrzali.
- Spokojnie, byli mili – uśmiechnęła się.
- Chcieliśmy poznać twoją towarzyszkę osobiście. W sali tronowej była napięta atmosfera – powiedział James. Do saloniku wpadła jak wichura moja młodsza siostra, Lien. Wszyscy zapomnieliśmy nagle o czym rozmawialiśmy.
- Obiecaliście mi pomoc w wybraniu potraw – jej ton był tak głośny, że prawie pomyślałem, że krzyczy.
- Ależ doskonale o tym wiemy – Lancelot szarmancko uśmiechnął się do bezowej wadery, a ja posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Braciszku, z wami omówię następną kolację. Będziemy mogli wtedy poplotkować – rzuciła i zaczęła ciągnąć za sobą trzech basiorów.
- Lien to wulkan energii – uśmiechnąłem się.
- Zupełnie jak ty. Wciąż tęsknię za moją pamiątkową wazą z Krain Dugaru – westchnęła melancholijnie matka.
- Co się z nią stało? - spytała przyjaciółka na co wyraźnie się speszyłem.
- Kiedy był mały, biegając po zamku jakimś cudem na nią wpadł i zaklinował sobie w niej głowę. Długo zastanawialiśmy się co zrobić z tym faktem. Polaliśmy go nawet oliwą. Koniec końców musieliśmy ją rozbić. Kiedy wyjął z niej głowę wyglądał jak wystraszony kurczak – na tę odpowiedź Arvena prychnęła śmiechem. - A co do dzieciństwa. Arian, pamiętasz Aste?
- Aste? Oczywiście, że pamiętam! Co z nią? - zapytałem prędko.
- Sądzę, że sam możesz z nią porozmawiać. Jest na południowym placu.
- Koniecznie muszą ją spotkać! Tylko… jak mogę się tam dostać?
Mama pokiwała głową, śmiejąc się pod nosem. Zaprowadziła mnie i Venę na balkon widokowy. Na dolnym placu zauważyłem srebrną waderę. Wypiękniała z wiekiem.
- To zajmie chwilę! Porozmawiam z nią i możemy iść do sali obiadowej! - zleciałem do starej przyjaciółki. - Aste?
Wadera odwróciła się, a na jej pysku malowało się ogromne zdziwienie.
- Arian! - przytuliła mnie. - Po tobie spodziewałabym się, że przewrócisz mnie do śniegu – zaśmiała się – Gdzie ty się podziewałeś!
- Chciałem, ale postanowiłem zrobić dobre wrażenie. Bywało się tu i ówdzie.
- Powoli myślałam, że coś cię tam zeżarło. Jak nie ja jedna zapewne – uśmiech miała tak samo ciepły jak pamiętam sprzed pięciu laty.
Gawędziłem z Aste w najlepsze, kiedy do jej łap przywarł śniady szczeniak.
- To twój? - spytałem, patrząc na malca.
- Och, nie. Ten tutaj to mój podopieczny, jestem nauczycielką.
- Zawsze miałaś do tego smykałkę – zaśmiałem się z własnej głupoty.
- Tak się składa, że będę miała chwilę przerwy w zawodzie. Sama jestem w ciąży.
- Wow, gratulacje! Nawet nie zauważyłem – spojrzałem na nią, uchylając głowę na lewo i prawo.
- Jeszcze nie będzie widać – zaśmiała się. - Ale nie mogę się już doczekać aż te szkraby będą biegać po śniegu.
- To na pewno. Ale.. jak?
- Chyba wiesz jak robi się szczenięta – znów parsknęła śmiechem.
- Miałem raczej na myśli z kim jesteś – zarumieniłem się.
- Relin z dziennej straży. Z Rodu Nortun – powiedziała spokojnie.
- Arian! Musimy już iść – usłyszałem głos mojej matki.
- Chyba cię wzywają.
- Tak. Ale spotkajmy się jeszcze kiedyś, musisz mi opowiedzieć co się u ciebie działo!
- Jasne, zrozumiałam. Do kiedyś! - rzuciła, a ja wróciłem do wader na balkonie.
<Arvena?>
Słowa: 689
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz