Na dźwięk tego jednego słowa w jego ustach moje serce aż trzepotało z
radości. Najdroższa. Jak piękne jest brzmienie tego słowa, gdy on wypowiada je
w moją stronę. Zanotowałam sobie, że chciałabym znaleźć mu jakieś przezwisko.
Wiedziałam jednak, że przyjdzie to z czasem i zapewne zostanę zainspirowana
przez mojego mistrza poezji. W tej chwili jednak faktycznie przydałoby mi się skupić
na czymś innym, a nie odbiegać myślami. Trzeba poznać nowy adres… mojego poety?
Właśnie, czemu by nie mój poeta. No i jednak nie musiałam czekać na inspirację.
No i notka do kosza. O czym to ja… A! Tak, nowy adres.
- Mój poeto kochany, zdaje mi się, że szliśmy właśnie w kierunku
Ulove. Piękne miejsce, sam zobaczysz.
- W takim razie prowadź. Pójdę za tobą gdziekolwiek rozkażesz.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i rozciągnęłam plecy przed wędrówką. Askalio
poszedł w moje ślady. Po chwili ruszyliśmy w wolnym tempie idąc koło siebie.
Uśmiechałam się wesoło i słuchałam skrzypienia śniegu pod naszymi łapami.
- Zechcesz mi opowiedzieć trochę o tamtym miejscu? – zapytał znienacka
Askalio.
- Mówi się, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Królestwie. Gdy
spojrzysz na zachód ujrzysz paso gór, które zwą Górami Shiba. Zachody są tam
przewspaniałe. Jeśli chciałbyś porównać je do pocałunków, to tamte zachody
byłyby namiętne i pełne miłości. – Zarumieniłam się lekko na wspomnienie
naszego pocałunku, które mimowolnie wypłynęło na powierzchnię mojego umysłu.
Mój wzrok automatycznie skierował się na usta Askalio, co wywołało mój jeszcze
większy rumieniec, ponieważ poczułam nagłą chęć zademonstrowania mu piękna
zachodu słońca, o którym właśnie wspomniałam. Otrząsnęłam się z niechęcią i
dokończyłam. - Takie przynajmniej mam wrażenie. Tuż przed górami rozciąga się
majestatyczny las świerkowy. Zawsze kochałam się po nim przechodzić lub raczej
po nim biegać gdy byłam mała. Myślę, że cudownie by się w nim czytało, gdyby
znaleźć odpowiednie miejsce. Moglibyśmy kiedyś usiąść tam razem. Ja bym
czytała, ty byś pisał, a ptaki ćwierkały by ponad nami. – Zawiesiłam na chwilę
głos, wyobrażając sobie taki moment. - Przepraszam, rozmarzyłam się. Sama
polana też jest wspaniała. Cicha i spokojna, nigdy nie panuje tam burza,
jedynie lekki wiatr od czasu do czasu zmierzwi śnieg zalegający na niej. Czasem
widać tam szczeniaki, które biegają wesoło w różne strony bawiąc się i
dokazując.
- Szczeniaki powiadasz?
- Tak, szczeniaki. Będą trochę przeszkadzać co? Hym, no z tym nic
zrobić się nie da. To wręcz idealne miejsce dla nich. Ale nie martw się, jeśli
wybrać dobre miejsce, to nie powinny wchodzić ci na głowę, jak to mają w
zwyczaju.
Zaśmiałam się i znów zapadła miła cisza. Przeszliśmy jeszcze kawałek
zanim usłyszeliśmy pierwsze głosy dochodzące z miejsca przed nami.
- Najwyraźniej jesteśmy już blisko polany. – Uśmiechnęłam się szeroko
w kierunku mojego poety.
Po paru chwilach faktycznie wyszliśmy na Ulove. Śnieg skrzył się w
blasku słońca, a grupka szczeniąt ganiała się w północnej części. Zatrzymaliśmy
się na niewielkim wzniesieniu, które rozpoczynało polanę. Przysunęłam się do
Askalio i położyłam głowę na jego barku. Było tak miło i pięknie. Oglądaliśmy pejzaż rozpościerający się
z pagórka i obserwowaliśmy dzieci po lewej od nas.
- Nevt?
- Tak mój poeto?
Spojrzałam na Askalio, który wyraźnie zmagał się z myślami i czekałam
na jego wypowiedź.
<Askalio?>
Słowa: 520
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz