— Z-Zatańczyć? — spojrzałam w podłogę lekko zdziwiona. — Nikt nigdy nie zaprosił mnie do tańca i ja nie umiem... — chciałam się tłumaczyć, ale mi nie wychodziło.
— Spokojnie. — uśmiechnął się lekko do mnie, kiedy akurat poderwałam wzrok.
Co się ze mną dzieje? Tak dawno nie rozmawiałam z kimś dłużej, że zapomniałam, jakie to jest przyjemne. Zaczęliśmy taniec. Musiałam się mylić w krokach, chociaż nie wiem, czy jakieś były. Po prostu spoglądałam na inne wilki. Potem spojrzałam na Pandorę. Ciekawy. On jest ciekawy dla mnie. Znamy się krótko, a ja dobrze się czuję obok niego. Nie mogę przecież. Ten mój popaprany "kodeks" bycia samotnikiem coś się nie sprawdza. Zdawało się, jakby jakaś aura panowała na sali. W dodatku iluzja śniegu była cudowna. O bogowie kiedy ja zaczęłam się zachwycać takimi rzeczami? Raz potknęłam się i wywróciłam, na co nawet parsknęłam śmiechem. Jak już coś ze mnie wypłynęło, to nie kontroluję tych emocji, a w dodatku fajnie jest się pośmiać. Wstałam, otrzepałam się i skończyliśmy ten uroczy według mnie taniec.
— Zaraz wracam. — zwróciłam się do towarzysza i wbiegłam znowu na balkon.
Musiałam ochłonąć. Było mi przyjemnie, aż zaczęłam robić się miękka. Zaczęłam sobie oglądać gwiazdy. Blask księżyca skierował się na moje futro. Uwielbiam noc. Wzięłam głęboki oddech i powiał lekki wiaterek. Na mój pysk wróciła maska obojętności z wielkim trudem. Czasem jestem przygnębiona tym, ale trzeba żyć dalej. Już się przyzwyczaiłam w miarę. Nie będę narzekać. Zawsze mogłam mieć gorzej, a na pewno jest ktoś, kto ma gorzej.
Bal powoli się kończył. Z jednej strony chciałam zostać dłużej, a z drugiej chciałam odbiec od nich. Wiem dziwne. Zasiedziałam się na balkonie. Głosy i muzyka ucichły. Przypomniałam sobie o Pandorze. Wróciłam na salę i właśnie wychodził. Podbiegłam do niego.
— Wybacz, że cię zostawiłam. — zamyśliłam się. — Odprowadzisz mnie? — jakoś tak samo mi wyszło.
Podniosłam szybko wzrok i chciałam się wycofać, ale było za późno.
<Pandora?>
Słowa: 308
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz